niedziela, 21 lipca 2013

..::15::..

 Perry mówi:
Szejk. Szejk dosłownie wszystkiego. 
Aerosmith, Skid Row, Cinderella, Gunsi. Afterparty. Narkotyki. Whiskey... 
Jest whiskey jest impreza! 
I Thin Lizzy! Ludzie! Ja płonę!
The Boys are Back in Town again!


  
– Ty, co to było? – pytam cała podniecona.

- Samo ze mnie wypłynęło. Chyba napiszę o tym piosenkę…

Patrzy się na mnie, dalej rozdając autografy. Nagle jakaś wychudzona blondi, rzuca się na niego. Duff wyszarpnął się z jej objęć i obrzuca ją spojrzeniem, które mówi 'Chyba cię pojebało, dziewczynko', a jednocześnie wyraża politowanie nad tym biednym chorym zwierzęciem, bo człowiek to na pewno nie jest. Odchodzę, ale słysząc jak blondynka szlocha, uśmiecham się diabelsko od ucha do ucha z myślą A co? Niech sobie popłacze, biedne, głupie dziewczę. Ruszam dalej. Zostawiam Duffa sam na sam z fanami.

Kiedy kończą, idziemy do Camaro, reszta do kolejnego wypożyczonego Vana - tamten był już tak rozwalony, że Izzy bał się nim jeździć. Jedziemy do baru, na afterparty. Slash ciągnie za sobą jakąś wielko-cycatą czarnulkę, która PODOBNO jest dziewicą, więc jest bardzo zadowolony. Axl sapie, jakie to miał złe warunki i wtedy Slash ochrzania go, że oni mogli się, chociaż przebrać, a on musiał w ten czas grać solówkę. Izzy i Popcorn idą z tyłu. Steven wypomina Izzy’emu wszystkie błędy (a trochę ich było), a ten słucha go niechętnie z miną pt. ”zaraz mu przepierdolę”.

Na afterparty, wszyscy się świetnie bawią. No w sensie Miłka zniknęła, Natala i Axl poszli do pokojów, a ja, jako wiecznie spragniona rozrywki, ciągnę Slasha (jakoś się tak napatoczył) a za nami Duff, laska Slasha i Popcorn. Izzy od razu po wejściu ulatnia się, by zdobywać nowych klientów. Gdy tylko wpadamy na imprezę, witają nas Bach z chłopakami, a także jeszcze czwórka nowych gości. Ogólnie jest tu ponad setka ludzi, ale tych akurat podobno MUSZĘ poznać. Ja chcę się bawić, a tu każą zapamiętać tyle imion! Eric, Fred, Jeff i Tom z Cinderelli – fakt, nazwa obiła mi się o uszy. Z tego co się orientuję w tym roku wydali płytę. Nie są w pełnym składzie. Następnie Skidsi. Obstawę Seby stanowią Dave ‘Snake’, Rachel, Scotti i Rob. Jak ja to spamiętam? Nevermind.

- Moja Angie! – krzyczy Baz, przepychając się przez kopciuszkowych chłopaków.

- Twoja? – Tom (chyba tak się nazywa) uśmiecha się uroczo.

- Właśnie. Twoja? – dopytuje się Slash, stając automatycznie za Duffem.

- No, a nie? – Bach ma takiego pięknego WTF’a na twarzy.

Już chcę coś odpowiedzieć, ale Duff, którego wcześniej już nosiło (trzymałam go mocno, żeby nie pieprznął błogo nieświadomego Baza), przerywa gadaninę, wyciągając mnie za rękę na środek i całując mocno! Nie sądziłam, że jest do czegoś takiego zdolny! Aż mnie odgina do tyłu! I proszę, do czego może doprowadzić zazdrość. Skoro tak, to ja chcę tak codziennie! Słyszę śmiech Slasha i Popcorna. Zezuję na Baza. Kopara mu zjechała, a Slash klepie go po plecach. Bidulek, ale lasek marzących, żeby z nim spędzić noc jest tu na pęczki. Ale podniósł mi samoocenę.

Wszyscy się rozbiegają, Duff kupuje Jeama i idzie w tłum, a ja, nie mogąc znaleźć Natalii, idę w stronę kibla. Nie wiem czemu, ale barman wskazał mi tę stronę, gdy zapytałam go o telefon. Wchodzę do małej klity i… Wow! Telefon w kiblu! Tego jeszcze nie było! Wyciągam karteczkę z tylnej kieszeni spodni, wystukuję numer i czekam. Taaa… To sobie poczeeekasz. No, odbierz no!

- Halo?

- Hej, tu Agata. Pamiętasz mnie? Dziewczyna Duffa…

- Tak! Tak! Oczywiście, że pamiętam! – odpowiada lekko słodki głos panny Tyler. Śmieje się, więc to chyba dobry znak. – Mów co u ciebie, kochana? Właśnie skończyłam pracę i robię kolację. Jakbyś chciała to wpadaj.

Szczena mi zjechała do jądra Ziemi. Że co?! Chyba żartujesz?! Serio?! Kurwa! Czemu siedzę w tym barze?! 

- Dziś niestety nie dam rady, ale miałabym do ciebie małą prośbę.

- Ah, to szkoda – wzdycha. – A jeśli chodzi o prośbę to oczywiście słucham.

- Dałoby się załatwić jakiś mały koncercik dla nowego zespołu? Gdziekolwiek! - dodaję szybko, żeby nie było że wybrzydzam. Ochujało mnie z tym zespołem. W ogóle nie wiem po jakie gówno do niej dzwonię. Nie dość, że dziewczyny jeszcze się nie zgodziły (chuj z tego, że będę musiała oglądać wiecznie krzywą mordę Miłki), to nawet nie wiem czy istniejemy i czy cokolwiek z tego wyjdzie. Zaczynam wątpić w słuszność moich działań.

Przygryzam wargę.

- Hm… A powiedz co grają, jak się nazywają skąd są i takie tam inne – ćwierka słodko. – I co to za odgłosy tam z tyłu?

- No, wiesz… Jesteśmy na imprezie.

- Aha – zaczyna się śmiać. – Mogłam się domyślić. Twój chłopak i jego koledzy są dosyć specyficzni i gdzie jak gdzie, ale w barach czują się jak w domu.

- Coś w tym jest – mruczę. – A może lepiej żebyśmy się spotkały w cichym miejscu i omówiły sprawę? Chodzi o mnie i te dziewczyny, które były na zdjęciach. Szukamy pracy, a chyba aż tak złe nie jesteśmy.

- Hm… Zawsze warto się spotkać, ale niczego nie obiecuję. Zajrzę w notatnik i powiem ci kiedy będę mogła się spotkać. Poczekasz chwilkę?

- Jasne, pani kapitan!

***

Izzy zadowolony ląduje koło mnie przy barze i od razu wtula się moje ramię, zaśliniając je jednocześnie. Zerkam na niego, ale nie reaguję tylko pomagam mu usiąść.

- Wiesz, nie przystoi ślinić ludzi – mruczę, przekładając jego niemal bezwładne ciało na bar. – Oj, człowieku. Ogarnij się.

- Postawię ci coś, dopsze? – mówi to w taki sposób… no, taki pocieszny. Nigdy nie widziałam takiego Izzy’ego. – Dziś nieźle się obłowiłem, a ty siedzisz tu sama… Też jestem sam. Wszyscy są sami. Wszyscy umrzemy pogrążeni w smutku i rozpaczy.

Zajechał jakąś pierdoloną filozofią, ale ok. Woła do barmana o whiskey i gdy dostaje swoją porcję, zadowolony zerka na mnie i, wciąż leżąc na blacie, z uśmiechem stuka moją szklankę. Wypija od razu.

- Gdzie masz Miłkę? – pytam.

Ten patrzy na mnie nieobecnym wzrokiem i bełkocze:

- Eeee tam. Kolejna suka. Nawet jakbym ją kochał, wystarczyłoby, że ktoś zrobiłby 'pstryk' i ona zrobi innemu laskę, więc bez komentarza. No, ale ona tam nic nie znaczy. 

- Suka… - Kolejny palący gardło łyk.

- Dobrze, że jesteś, mała. – Uśmiecha się i przytula. Oddaję się w jego władanie i siedzimy tak chyba z pięć minut po czym stwierdzam, że to niewygodna pozycja.

- Izzy?

Cisza. Kurwa. No błagam! Nie mówcie, że..

Tak. Czarny zasnął, więc po raz drugi uwalniam się z jego objęć i delikatnie kładę głowę na barze. Zamawiam jeszcze Beama i głaszcząc Izzy’ego po plecach, odchodzę. Siadam przy stoliku naprzeciwko baru, żeby w razie czego móc go kontrolować. Obserwuję przelewający się motłoch i siorbię whiskey. Jednak długo nie pozostaję sama. Tom siada naprzeciwko i kładzie kowbojki na stole.

- Heja! – Uśmiecha się zawadiacko. – Co tam u ciebie w ogóle?

No, nie powiem. Jest uroczy. Szczególnie jak się uśmiecha. Kowbojski kapelusz i długi skórzany płaszcz. Aż bym się zakochała, ale za późno, kochanie.

- A właśnie prowadziłam niesamowitą konwersację na temat tego, że zawsze zostaję sama na imprezach.

- Z kim? – Tom zdejmuje buciory z blatu i pochyla w moją stronę.

- Z moim butem, cholera. Nie wiem co ci odpowiedzieć po prostu – śmieję się, ciągnąc łyk Beama. – To pytanie jest zbyt ogólne. Właściwie jest na to tylko jedna odpowiedź „Ok”.

- Tiaaa… Też tego nienawidzę. – Odwzajemnia się kolejnym uśmiechem. – Ale powiedz mi, co ma powiedzieć gość, który chce zagadać dziewczynę, która siedzi sama przy stoliku?

Już chcę odpowiadać, gdy mi przerywa:

- I która jest dziewczyną jego kumpla?

Fuck! Tu mnie ma! Nagle przychodzi mi ciekawa myśl do głowy.

- Słuchaj – Też pochylam się nad stolikiem w kierunku Toma – Czy to jest jakaś zależność, że do dziewczyn kumpli albo w ogóle zajętych, chłopaków bardziej ciągnie niż do samotnych? – Odchyla się i opiera, uśmiechając pod nosem. – Bo zauważyłam to w paru przypadkach. Przed tym jak Duff zatrudnił mnie do noszenia swojego basu, nikt nawet na mnie nie patrzył, a tu co chwila jakiś kurwa koleś mnie zagaduje. Albo zobacz tamtą laskę. Stoi zupełnie sama w kącie i nikt do niej nie podejdzie.

- Bo to jest facet...

- Co?!

- No, serio. Dlatego nikt do niego nie podchodzi.

Parskamy śmiechem, a po chwili Tom trochę się zastanawia albo udaje, że to robi. W każdym razie po dłuższej chwili milczenia, odpowiada:

- No to musiałaś spotykać samych fiutów. A to, że jesteś dziewczyną Duffa to nic nie zmienia. I tak bym podszedł. Tylko zagadałbym inaczej. – Znowu puszcza serię kochanych uśmiechów. Serio, chyba nikt się tak często do mnie nie uśmiechał. Nawet Popcorn. Miło. W ogóle miło spotkać kogoś w tym buszu, kto chce z tobą normalnie pogadać.

- Kocham cię – mówi Tom, patrząc mi w oczy.

Eee? Ale co teraz?

- Ubóstwiam cię.

Widzi moją minę, więc zaczyna krzyczeć:

- Ja tylko tłumaczę!

Dopiero po chwili słyszę jakąś francuską piosenkę. To chyba w ogóle jakieś nieporozumienie, że została tu puszczona. Odwracam się, patrząc krzywo kto jest DJ’em. Murzyn. Definitywnie najgorszy DJ na świecie.

- Mówisz w tym języku gejów? – pytam dość spokojnie jak na mnie.

- No co ty?! – Tom śmieje się głośno. –W radiu gadali. A w dodatku moja eks się uczyła. Miała hopla na punkcie tych żabojadów. – Westchnął ciężko. – Szkoda mi jej.

- A co się stało? – Ktoś mógłby mi zarzucić, że jestem dość bezpośrednia. Przecież widzę, że chce się wygadać. Nie będę czekała, aż sam wybłaga żebym spytała, co nie?!

- Przegrałem z jakimś tanim francuskim pedałem. –Wzruszył ramionami.

- Ale w sensie, że co? – Nie za bardzo wiem, czemu mu jej szkoda w takim układzie.

- Zostawiła to wszystko, żeby tylko wyjechać do Francji. Rozumiesz? A ja ją kochałem… Jak tylko nadarzyła się okazja, uciekła ze starym paryskim pierdzielem. Ale wiesz. Teraz nawet się z tego cieszę, bo wyszła na tanią…

- Nie kończ! – przerywam mu ostro. – Trochę szacunku do kobiet! Nie do wszystkich oczywiście, ale wiesz.

O, wilku mowa. Jakaś skąpo odziana pani przysiada na kolanach kopciuszka. Tom uśmiecha się do mnie lekko zażenowany, na co ja po prostu parskam śmiechem, widząc tę minę.

- To, co? Przelecimy się, kapitanie? – zagaduje cna niewiasta, łapiąc Toma w kroku.

- Wybacz, kochanie. Może innym razem. Muszę tu kogoś przypilnować. – Tu chłopak mruga do mnie. – Ale mogłabyś coś dla mnie zrobić?

Córa Koryntu patrzy na niego lekko zdziwiona, ale nie okazuje sprzeciwu. Tom buja ją na kolanach, szepcząc coś do ucha. Po chwili pokazuje jej Bacha. Znowu czuję się piątym kołem u wozu. Dawno nie czułam tego stanu. Coś tam wywraca się w żołądku, ale jestem mistrzynią w skrywaniu uczuć, więc ani drgnęłam tylko popijam ostatni łyk z mojej wspaniałej butelki Jima Beama i powoli wstaję. Szybka wycieczka do baru po zaopatrzenie i idę gdzieś tam. Nawet nie wiem gdzie. Jednak przechodząc koło mojego starego stolika, jestem ciągnięta w jego stronę przez wyszczerzonego Keifera.

- Miałaś się nie ruszać. A w dodatku, kogo bym pilnował? – Śmieje się.

- Co żeś się tak uparł? Wkręcasz sobie, kochanie – odpowiadam, starając się nie wylać dopiero co zakupionego Jacka. – Wiesz ile to warte? – I potrząsam mu przed nosem szklanką z udawaną powagą.

- Jaśnie pani wybaczy! Oddam podwójnie!

- Ja się chyba w tobie zakocham. – Śmieję się, zapadając w wygodne siedzenie.

- Oj, nie chciałbym. – Tom poważnieje i poprawia się w fotelu. Piorunuję go wzrokiem. – Oj, nie! Nie chodzi o ciebie! Raczej nie chciałbym, żeby Duff mnie zabił. Gdybym został zamordowany, moje fanki by go za to unicestwiły. Wiesz, co się dzieje z tłumem rozhisteryzowanych nastolatek? Przecież kurwa to masakra jakaś!

Chwila ciszy. Odgarnia mi włosy z karku, aż przechodzi mnie dreszcz. No, ej! Panie!

- Ale tak właściwe to chciałbym. Wiesz, wydaje mi się, że to oczywiste po tym co ci powiedziałem na początku.

- Dzięki. – Kiwam głową i uśmiecham lekko.

Nagle spod ziemi wyrasta zaraz obok mnie Axl. Co on tu kurwa robi?! Właściwie powinien być z Natalą w pokoju…

- Co tam, kurwa, jebane kochasie? – rzuca nieco wstawiony. - Keifer, trzymaj się od naszej kochanej Angie z daleka! Bo… – Język mu się plącze. – …bo się Duffowi naskarżę, ja się mu… No, właśnie! – I po prostu się odwraca i biegnie w tłum.

- Okeeej. To było dziwne.

- Nie. To był Axl.

Duff pojawia się zaraz po nim. Również uchmielony, ale mniej niż Axl. Raczej mój dzielny rudy posłaniec do niego nie dotarł, bo Duff uśmiecha się szeroko i dostaję repetę z początku imprezy. Zaczyna się dobierać do stanika.

- Duff, skończ.

Pcha mnie jednak dalej i mocniej tak, że za plecami czuję jak Tom się przesuwa. Strasznie mi głupio, a blondi normalnie zaczyna mnie rozbierać!

Koniec!

- Przestań! – krzyczę, odpychając go z całej siły. Blondyn gapi się zszokowany moją reakcją. Dopiero teraz widzę jego oczy i to, że brał. Wszędzie to rozpoznam.

- Czego, ty się kurwa czepiasz?! Ja pierdole! Ogarnij się, dziwko!


Zastrzelił mnie. Teraz siedzę wbita w siedzenie ze zdziwienia. Jeszcze tak do mnie nie powiedział. Niby wszyscy przeklinają ze mną włącznie, ale jakoś… No, wiecie. To działa na mnie jak kubeł zimnej wody. Ale ze mnie jest też zimna suka, więc syczę przez zaciśnięte zęby:

- Spierdalaj! Chcę, żebyś sobie poszedł.

- A zobaczysz, że sobie kurwa pójdę! I znajdę inną kurwę! Jak dotąd Miłka mi jeszcze nie obciągała!

- Co?! – wrzeszczę. – Coś ty kurwa powiedział, popierdolony gnoju?!

- To, co kurwa słyszałaś!

-  Zjebany pedale kurwa jak lubisz takie suki lecące na kilka frontów to sobie do niej idź, ja taka nie jestem i nie będę się dla nikogo zmieniać a tym bardziej dla ciebie, szmaciarzu!

- Coś kurwa powiedziała, szmato zjebana?!

- To co słyszałeś!

- Duff, weź przestań. Wypiłeś za dużo. – Tom próbuje pomóc, ale jeszcze bardziej rozjusza naćpanego blondyna.

- Ty się, Keifer nie wtrącaj! Pewnie już ją bzykałeś! JAK CI PRZYPIERDOLĘ TO BĘDZIESZ ŻAŁOWAŁ, ŻE CIĘ STARA NIE WYSKROBAŁA! Moją dziewczynę?!

Robi się niebezpiecznie, ale dragi działają na mojego basistę nieco inaczej i każą mu po prostu odejść. Duff z zabójcy zmienia się nagle w pokrzywdzone samotne dziecko.

- Idę sobie – mruczy i odwraca się ze spuszczoną głową. Co za żałosny widok.

Gdy widzę go w takiej sytuacji, muszę zareagować. Ale najpierw Tom.

- Wybacz. Nie mam zamiaru go tłumaczyć, ale zabiorę go już do domu. Przecież wiesz, że nie miał tego na myśli.

- Weź nic nie mów. – Tom macha ręką. – Sam byłem sprawcą wielu takich malutkich burd. Ale nie mogłem tak siedzieć, gdy cię obrażał.

- A myślałam, ze nie szanujesz kobiet.

- Wiesz, ktoś mnie tego nauczył. – Uśmiecha się ślicznie po raz enty tego wieczora. Chwila ciszy. Za bardzo nie wiem jak się z nim pożegnać. Znam go tylko kilka godzin, a czuję, że jest moim starym przyjacielem od pieluchy. – No, biegnij do niego!

Otrząsam się, wstaję i całuję kopciuszka w policzek. Jednak czuję, że Tom mnie przytrzymuje dłonią i przesuwa twarz. Moje usta na chwilę wypełniają się słodkością jakiegoś taniego wina. Nie powiem, całuje bosko. Odsuwam głowę nieco pijana jego pocałunkiem i patrzę pytająco na uśmiechniętego kolesia.

- Nie mogłem się powstrzymać. – Śmieje się. – Idź zanim zmienię zdanie i cię porwę.

Uśmiecham się, macham na pożegnanie i zagłębiam się w tłum, szukając mojego dziecka. Nie muszę długo szukać. Wybija się ponad wszystkich. Stoi jak pierdoła przy barze z Popcornem, nieprzytomnym Izzym  i Slashem. Nie liczę cycatej kobiety tego ostatniego. Podchodzę i staję obok Duffa. 

- Granta z lodem, proszę - rzucam.

Duff chyba nawet nie zauważył, że przyszłam. Albo mnie nie poznał. W końcu spojrzał w moją stronę. Chwilę nie jarzy, ale zaraz przenosi na mnie swoje smutne oczęta.

- Przepraszam – mruczy, kładąc mi głowę na ramieniu. – Kocham cię.

Wzdycham, gładząc jego czuprynę.

- Chodźcie. Zabieram was do domu.

I zagarniam Duffa, Popcorna, Izzy’ego, Slasha, który ciągnie tę dziunię z cyckami jak globusy.

Ale wracamy do hotelu nieźle opici i naćpani. Chłopacy w sensie. Ja nic nie tknęłam. Axl i Natalia, Miłka gdzieś zniknęli. Dobrze, że tej kurwy nie widziałam. Oj, kurwa dobrze.

Czuję się jak stara matka starająca się zapanować nad rozwydrzonymi bachorami. Idąc przez ulicę, moi obwiesie zdążyli dodać trzy kolejne akcje do tak zwanej ”Guns’owej Encyklopedii Skandali”. Tak dokładnie to Slash gwałci swoją wielko-cycatą lasie na ulicy, (naprawdę była dziewicą!), Steven biega nago po ulicach Los Angeles (i niby nie wiadomo, dlaczego na ulicach mdlało pełno kobiet), a Duff kradnie torebkę siedemdziesięcioletniej staruszce (potem ją oddał, aczkolwiek widok Duffa zwiewającego przed moherem był niezapomniany). Izzy powłóczy się, podtrzymując się mnie. Nie mam pojęcia skąd wytrzasnęli jeszcze siłę na te wszystkie rzeczy. W końcu dochodzimy do obskurnego hotelu. Obwieszona czwórką półprzytomnych chłopaków, wzbudzam sensację w recepcji. Z uśmiechem na ustach odbieram klucze do pokojów, władowuję wszystkich do windy, a potem rozkładamy ludzi po ich 'apartamentach'. Izzy i Slash zajęli jeden z nich. Teraz muszę tylko dostać się do naszego.

Duff już ledwo trzymając się na nogach, miętoli mi włosy:

- Ależ ty jesteś piękna.

Śmieję się głośno i kładę go do łóżka. Zasypia niemal natychmiast, a ja nie wiem, co ze sobą zrobić. Wzdycham i rozglądam się za zajęciem. Wychodzę z sypialni i włączam lokalną telewizję. Wiadomości brzmią zaskakująco znajomo:

”Zaraz po koncercie, chłopcy z grupy Guns N’ Roses udali się na AFTERPARTY. Gdy wychodzili byli opici i naćpani do granic możliwości. Teraz media, znów mają tematy do opisywania, bo chłopcy zaszczycili nas kolejnymi skandalami. – komentuje XXX XXXXX, która była świadkiem zdarzenia.

Dokładnie o 4.30 gwiazdy Rock and Rolla opuściły lokal. Byli kompletnie opici i naćpani. Ledwo włóczyli nogami, jednak Slash miał dość siły na ”ZABAWĘ”. Nagle rzucił dziewczynę, która szła z nimi na podłogę i dosłownie zerwał z niej ubranie. Dziewczyna, także pod wpływem alkoholu i narkotyków, prawdopodobnie nawet nie zauważyła, co się dzieje. Grzecznie leżała. Steven Adler, biegał nago po ulicach Los Angeles, wprawiając w oburzenie starsze panie, i jednocześnie doprowadzając nastolatki do ekstazy. Najciekawszy jednak był pościg starszej pani, za Duffem. Chłopak przechodząc obok niej wyrwał jej torebkę i zaczął biegać dookoła kiosku. Po piętnastu minutach gonitwy Duff oddał starszej kobiecie torebkę, i przy okazji dostał nią w głowę.

- Nie wiem, co mam o tym wszystkim myśleć, ale mogę powiedzieć tylko, że boję się kolejnych zwariowanych pomysłów tych młodych ludzi, ale w napięciu czekam na kolejny singiel – przyznaje XXXXXXXX, która także widziała całe zajście. My, także czekamy, na kolejne zdarzenia w historii Guns N’ Roses, i mamy nadzieję, że za niedługo wydadzą debiutancki album.”

Nie wiem, co o tym myśleć. Szybko wyłączam. Chwilę siedzę, stukając pilotem o ramię fotela. Nuda. Totalna nuda. Toć to kurde jest hotel a nie klatka! Trzeba coś zrobić! Nagle słyszę pukanie. Podchodzę i otwieram. Za drzwiami stoi Slash z butelką Jacka Danielsa, ze swoim nieodłącznym cylindrem nasuniętym tak, że nie widać oczu i szeroko się uśmiecha.

- Napijesz się, piękna?

Rozbraja mnie swoim wyglądem.

- Zapraszam.

Może nie będę tak zupełnie sama tej nocy. Muszę odreagować dzisiejsze zdarzenia.

*** 

- Ulatniamy się – rzuca Rudy i szybkim krokiem się oddalamy. Wyjrzałam jeszcze na chwilę zza słupa i zobaczyłam jak Izzy sprzedaje komuś towar. Wyglądał na zadowolonego. Pokręciłam głową. Wyglądało na to, że dla nas wszystkich nastały dobre czasy. Tylko zaraz…

- Podglądanie powoduje ślepotę.

Rudy łapie moją rękę  i odrywając mnie od patrzenia na nielegalne transakcje, przyciąga mnie do siebie.

- O kurwa, Rudy, widzisz mnie, nieee! Powiedz, że mnie widzisz!

- Ha-ha-ha! Nie widzę cię, dlatego jeszcze nie uciekłem.

Dostał pięścią po ramieniu. Wchodzimy do samochodu, przy kierownicy siedzi wraz ze swoją nową koleżanką Slash, Steve też obejmuje w kącie jakąś blondyneczkę, po chwili przychodzą Izzy i Miłka. Chwila znaczącej ciszy. 

- Ej – zagaduje Slash. – Widział ktoś naszego basistę?

- No – mruknął Steven między pocałunkami z lalką Barbie. – Widziałem jak szli gdzieś z Angie.

- Ale wiedzą gdzie jechać? – pytam.

- A chuj z nimi! – krzyczy Axl. – Dziećmi nie są!

W niepełnym składzie jedziemy na afterparty.

- Pierdolę, wystarczy na dziś, kieruję się prosto do pokoju.

Rudzielec objął mnie i poszliśmy w kierunku hotelu. Jednak przedtem udaje mi się zapalić nieco marihuany z Miłką. Jej już dopisywał humor, nie ma co... Reszta chyba poszła się bawić. Ale to nie ma najmniejszego znaczenia.

Wchodzimy do pokoju. Czysto, ładnie, jak w filmach. TELEWIZOR! Ja pierdziele, TELEFON, wszystko tu mają! Ale to też nie ma najmniejszego znaczenia. Rudy do mnie podchodzi i szybkim ruchem ściąga moją nową, czarną koszulkę, równie szybko pozbywa się moich spodenek. Zauważył gorset. Odsunął się i zaczął się patrzeć.

- No rusz się, bo ci się oczy popsują!

Reszty możecie się domyśleć.


4 komentarze:

  1. Mam wrażenie, że jakiś cholernie długi ten rozdział. Aż zapomniałam, co się działo na początku. XD No nic, spróbuję sobie przypomnieć.
    Ta, nie no, najlepiej podczas afterparty próbować ustawić koncert zespołu, który w sumie nawet nie istnieje. Ale co to dla Agaty! Fuck logic. XD
    Potem Izz i jego pijacka filozofia. XD Przecież i tak wszyscy umrzemy. Noo. XD Ale jak ktoś ma być filozofem to tylko Izzy! Choć w sumie filozofia Axl'a też mogłaby być całkiem ciekawa... A co ona ma z tą Miłką, to ja nie wiem. No w sumie ma trochę racji z tym, że jest suką, ale w końcu wyglądało na to, że siędo siebie zbliżyli. No chyba, że ona tak po prostu gada po pijaku.
    "Okeeej. To było dziwne" "Nie. To był Axl." Tak, to Axl. Tyle wystarczy. XD Ej, ale w sumie... Skąd on się tam wziął?
    Duff i dragi to raczej nie jest dobre połączenie. On lepiej niech się trzyma swojej wódki. Tak będzie lepiej i dla niego i dla reszty, a zwłaszcza dla Agaty.
    Ej, powiedz mi, czy cała ta historia z "Guns'owymi odpałami' nie wydarzyła się naprawdę? Nie wiem, czytałam "Patrząc jak krwawisz" tak dawno, że już nie pamiętam. Poza tym realistyczne wydarzenia mylą mi sie z tymi wymyślonymi pogubiłam się. Tak czy siak, jestem pewna, że gdzieś już o tym czytałam.
    "Reszty możecie się domyśleć." - POOOORNOOOL! Ale szczęśliwie nie opisany. :3 I jest good. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tam kocham Agatkę. FUCK FUCKIN LOGIC! BUM SZAKALAKA, BICZYZ! Izzy jest mastersem. Nie ma co ukrywać. Wszyscy umrą, tylko on przeżyje. Tak na przekór wszystkiemu i wszystkim. Agata po prostu tak lubi, wyzywać ludzi. A po pijaku mówi się prawdę :D
      Axl potrafi się teleportować. I na tym zakończmy.
      W sumie to nie pamiętam. Nie czytałam tej książki, więc serio nie mam pojęcia. Pisałam to tak dawno, ale nie przypominam sb, żeby to było na faktach... Ni wiiiim. Tak. Ty to masz szczęście! Wszędzie pornole! Dżizas! Twoje komentarze są zajebiste xD

      Usuń
  2. ,, ty siedzisz tu sama… Też jestem sam. Wszyscy są sami. Wszyscy umrzemy pogrążeni w smutku i rozpaczy"- o bosz... zawsze myślałam, że nawaleni ludzie są szczęśliwi...xd
    ~NieszczęśliwieZakochana

    OdpowiedzUsuń