– Ty, co to było? – pytam cała
podniecona.
- Samo ze mnie wypłynęło. Chyba napiszę
o tym piosenkę…
Patrzy się na mnie, dalej rozdając
autografy. Nagle jakaś wychudzona blondi, rzuca się na niego. Duff wyszarpnął
się z jej objęć i obrzuca ją spojrzeniem, które mówi 'Chyba cię pojebało,
dziewczynko', a jednocześnie wyraża politowanie nad tym biednym chorym
zwierzęciem, bo człowiek to na pewno nie jest. Odchodzę, ale słysząc jak
blondynka szlocha, uśmiecham się diabelsko od ucha do ucha z myślą A co? Niech
sobie popłacze, biedne, głupie dziewczę. Ruszam dalej. Zostawiam Duffa sam na
sam z fanami.
Kiedy kończą, idziemy do Camaro, reszta
do kolejnego wypożyczonego Vana - tamten był już tak rozwalony, że Izzy bał się
nim jeździć. Jedziemy do baru, na afterparty. Slash ciągnie za sobą jakąś
wielko-cycatą czarnulkę, która PODOBNO jest dziewicą, więc jest bardzo
zadowolony. Axl sapie, jakie to miał złe warunki i wtedy Slash ochrzania go, że
oni mogli się, chociaż przebrać, a on musiał w ten czas grać solówkę. Izzy i
Popcorn idą z tyłu. Steven wypomina Izzy’emu wszystkie błędy (a trochę ich
było), a ten słucha go niechętnie z miną pt. ”zaraz mu przepierdolę”.
Na afterparty, wszyscy się świetnie
bawią. No w sensie Miłka zniknęła, Natala i Axl poszli do pokojów, a ja, jako
wiecznie spragniona rozrywki, ciągnę Slasha (jakoś się tak napatoczył) a za
nami Duff, laska Slasha i Popcorn. Izzy od razu po wejściu ulatnia się, by
zdobywać nowych klientów. Gdy tylko wpadamy na imprezę, witają nas Bach z
chłopakami, a także jeszcze czwórka nowych gości. Ogólnie jest tu ponad setka
ludzi, ale tych akurat podobno MUSZĘ poznać. Ja chcę się bawić, a tu każą
zapamiętać tyle imion! Eric, Fred, Jeff i Tom z Cinderelli – fakt, nazwa obiła
mi się o uszy. Z tego co się orientuję w tym roku wydali płytę. Nie są w pełnym
składzie. Następnie Skidsi. Obstawę Seby stanowią Dave ‘Snake’, Rachel, Scotti
i Rob. Jak ja to spamiętam? Nevermind.
- Moja Angie! – krzyczy Baz,
przepychając się przez kopciuszkowych chłopaków.
- Twoja? – Tom (chyba tak się nazywa)
uśmiecha się uroczo.
- Właśnie. Twoja? – dopytuje się Slash,
stając automatycznie za Duffem.
- No, a nie? – Bach ma takiego pięknego
WTF’a na twarzy.
Już chcę coś odpowiedzieć, ale Duff,
którego wcześniej już nosiło (trzymałam go mocno, żeby nie pieprznął błogo
nieświadomego Baza), przerywa gadaninę, wyciągając mnie za rękę na środek i
całując mocno! Nie sądziłam, że jest do czegoś takiego zdolny! Aż mnie odgina
do tyłu! I proszę, do czego może doprowadzić zazdrość. Skoro tak, to ja chcę
tak codziennie! Słyszę śmiech Slasha i Popcorna. Zezuję na Baza. Kopara mu
zjechała, a Slash klepie go po plecach. Bidulek, ale lasek marzących, żeby
z nim spędzić noc jest tu na pęczki. Ale podniósł mi samoocenę.
Wszyscy się rozbiegają, Duff kupuje
Jeama i idzie w tłum, a ja, nie mogąc znaleźć Natalii, idę w stronę kibla. Nie
wiem czemu, ale barman wskazał mi tę stronę, gdy zapytałam go o telefon.
Wchodzę do małej klity i… Wow! Telefon w kiblu! Tego jeszcze nie było! Wyciągam
karteczkę z tylnej kieszeni spodni, wystukuję numer i czekam. Taaa… To
sobie poczeeekasz. No, odbierz no!
- Halo?
- Hej, tu Agata. Pamiętasz mnie?
Dziewczyna Duffa…
- Tak! Tak! Oczywiście, że pamiętam! –
odpowiada lekko słodki głos panny Tyler. Śmieje się, więc to chyba dobry znak.
– Mów co u ciebie, kochana? Właśnie skończyłam pracę i robię kolację. Jakbyś
chciała to wpadaj.
Szczena mi zjechała do jądra
Ziemi. Że co?! Chyba żartujesz?! Serio?! Kurwa! Czemu siedzę w tym barze?!
- Dziś niestety nie dam rady, ale
miałabym do ciebie małą prośbę.
- Ah, to szkoda – wzdycha. – A jeśli
chodzi o prośbę to oczywiście słucham.
- Dałoby się załatwić jakiś mały
koncercik dla nowego zespołu? Gdziekolwiek! - dodaję szybko, żeby nie było że
wybrzydzam. Ochujało mnie z tym zespołem. W ogóle nie wiem po jakie gówno do
niej dzwonię. Nie dość, że dziewczyny jeszcze się nie zgodziły (chuj z tego, że
będę musiała oglądać wiecznie krzywą mordę Miłki), to nawet nie wiem czy
istniejemy i czy cokolwiek z tego wyjdzie. Zaczynam wątpić w słuszność moich
działań.
Przygryzam wargę.
- Hm… A powiedz co grają, jak się
nazywają skąd są i takie tam inne – ćwierka słodko. – I co to za odgłosy tam z
tyłu?
- No, wiesz… Jesteśmy na imprezie.
- Aha – zaczyna się śmiać. – Mogłam się
domyślić. Twój chłopak i jego koledzy są dosyć specyficzni i gdzie jak gdzie,
ale w barach czują się jak w domu.
- Coś w tym jest – mruczę. – A może
lepiej żebyśmy się spotkały w cichym miejscu i omówiły sprawę? Chodzi o mnie i
te dziewczyny, które były na zdjęciach. Szukamy pracy, a chyba aż tak złe nie
jesteśmy.
- Hm… Zawsze warto się spotkać, ale
niczego nie obiecuję. Zajrzę w notatnik i powiem ci kiedy będę mogła się
spotkać. Poczekasz chwilkę?
- Jasne, pani kapitan!
***
Izzy zadowolony ląduje koło mnie przy
barze i od razu wtula się moje ramię, zaśliniając je jednocześnie. Zerkam na
niego, ale nie reaguję tylko pomagam mu usiąść.
- Wiesz, nie przystoi ślinić ludzi –
mruczę, przekładając jego niemal bezwładne ciało na bar. – Oj, człowieku.
Ogarnij się.
- Postawię ci coś, dopsze? – mówi to w
taki sposób… no, taki pocieszny. Nigdy nie widziałam takiego Izzy’ego. – Dziś
nieźle się obłowiłem, a ty siedzisz tu sama… Też jestem sam. Wszyscy są sami.
Wszyscy umrzemy pogrążeni w smutku i rozpaczy.
Zajechał jakąś pierdoloną filozofią,
ale ok. Woła do barmana o whiskey i gdy dostaje swoją porcję, zadowolony zerka
na mnie i, wciąż leżąc na blacie, z uśmiechem stuka moją szklankę. Wypija od
razu.
- Gdzie masz Miłkę? – pytam.
Ten patrzy na mnie nieobecnym wzrokiem
i bełkocze:
- Eeee tam. Kolejna suka. Nawet jakbym
ją kochał, wystarczyłoby, że ktoś zrobiłby 'pstryk' i ona zrobi innemu laskę,
więc bez komentarza. No, ale ona tam nic nie znaczy.
- Suka… - Kolejny palący gardło łyk.
- Dobrze, że jesteś, mała. – Uśmiecha
się i przytula. Oddaję się w jego władanie i siedzimy tak chyba z pięć minut po
czym stwierdzam, że to niewygodna pozycja.
- Izzy?
Cisza. Kurwa. No błagam! Nie mówcie,
że..
Tak. Czarny zasnął, więc po raz drugi
uwalniam się z jego objęć i delikatnie kładę głowę na barze. Zamawiam jeszcze
Beama i głaszcząc Izzy’ego po plecach, odchodzę. Siadam przy stoliku
naprzeciwko baru, żeby w razie czego móc go kontrolować. Obserwuję przelewający
się motłoch i siorbię whiskey. Jednak długo nie pozostaję sama. Tom siada
naprzeciwko i kładzie kowbojki na stole.
- Heja! – Uśmiecha się zawadiacko. – Co
tam u ciebie w ogóle?
No, nie powiem. Jest uroczy.
Szczególnie jak się uśmiecha. Kowbojski kapelusz i długi skórzany
płaszcz. Aż bym się zakochała, ale za późno, kochanie.
- A właśnie prowadziłam niesamowitą
konwersację na temat tego, że zawsze zostaję sama na imprezach.
- Z kim? – Tom zdejmuje buciory z blatu
i pochyla w moją stronę.
- Z moim butem, cholera. Nie wiem co ci
odpowiedzieć po prostu – śmieję się, ciągnąc łyk Beama. – To pytanie jest zbyt
ogólne. Właściwie jest na to tylko jedna odpowiedź „Ok”.
- Tiaaa… Też tego nienawidzę. –
Odwzajemnia się kolejnym uśmiechem. – Ale powiedz mi, co ma powiedzieć gość,
który chce zagadać dziewczynę, która siedzi sama przy stoliku?
Już chcę odpowiadać, gdy mi przerywa:
- I która jest dziewczyną jego kumpla?
Fuck! Tu mnie ma! Nagle przychodzi mi
ciekawa myśl do głowy.
- Słuchaj – Też pochylam się nad
stolikiem w kierunku Toma – Czy to jest jakaś zależność, że do dziewczyn kumpli
albo w ogóle zajętych, chłopaków bardziej ciągnie niż do samotnych? – Odchyla
się i opiera, uśmiechając pod nosem. – Bo zauważyłam to w paru przypadkach.
Przed tym jak Duff zatrudnił mnie do noszenia swojego basu, nikt nawet na mnie
nie patrzył, a tu co chwila jakiś kurwa koleś mnie zagaduje. Albo zobacz tamtą
laskę. Stoi zupełnie sama w kącie i nikt do niej nie podejdzie.
- Bo to jest facet...
- Co?!
- No, serio. Dlatego nikt do niego nie
podchodzi.
Parskamy śmiechem, a po chwili Tom
trochę się zastanawia albo udaje, że to robi. W każdym razie po dłuższej
chwili milczenia, odpowiada:
- No to musiałaś spotykać samych
fiutów. A to, że jesteś dziewczyną Duffa to nic nie zmienia. I tak bym
podszedł. Tylko zagadałbym inaczej. – Znowu puszcza serię kochanych uśmiechów.
Serio, chyba nikt się tak często do mnie nie uśmiechał. Nawet Popcorn. Miło. W
ogóle miło spotkać kogoś w tym buszu, kto chce z tobą normalnie pogadać.
- Kocham cię – mówi Tom, patrząc mi w
oczy.
Eee? Ale co teraz?
- Ubóstwiam cię.
Widzi moją minę, więc zaczyna krzyczeć:
- Ja tylko tłumaczę!
Dopiero po chwili słyszę jakąś
francuską piosenkę. To chyba w ogóle jakieś nieporozumienie, że została tu
puszczona. Odwracam się, patrząc krzywo kto jest DJ’em. Murzyn.
Definitywnie najgorszy DJ na świecie.
- Mówisz w tym języku gejów? – pytam
dość spokojnie jak na mnie.
- No co ty?! – Tom śmieje się głośno.
–W radiu gadali. A w dodatku moja eks się uczyła. Miała hopla na punkcie tych
żabojadów. – Westchnął ciężko. – Szkoda mi jej.
- A co się stało? – Ktoś mógłby mi
zarzucić, że jestem dość bezpośrednia. Przecież widzę, że chce się wygadać. Nie
będę czekała, aż sam wybłaga żebym spytała, co nie?!
- Przegrałem z jakimś tanim francuskim
pedałem. –Wzruszył ramionami.
- Ale w sensie, że co? – Nie za bardzo
wiem, czemu mu jej szkoda w takim układzie.
- Zostawiła to wszystko, żeby tylko
wyjechać do Francji. Rozumiesz? A ja ją kochałem… Jak tylko nadarzyła się
okazja, uciekła ze starym paryskim pierdzielem. Ale wiesz. Teraz nawet się z
tego cieszę, bo wyszła na tanią…
- Nie kończ! – przerywam mu ostro. –
Trochę szacunku do kobiet! Nie do wszystkich oczywiście, ale wiesz.
O, wilku mowa. Jakaś skąpo odziana pani
przysiada na kolanach kopciuszka. Tom uśmiecha się do mnie lekko zażenowany, na
co ja po prostu parskam śmiechem, widząc tę minę.
- To, co? Przelecimy się, kapitanie? –
zagaduje cna niewiasta, łapiąc Toma w kroku.
- Wybacz, kochanie. Może innym razem.
Muszę tu kogoś przypilnować. – Tu chłopak mruga do mnie. – Ale mogłabyś coś dla
mnie zrobić?
Córa Koryntu patrzy na niego lekko
zdziwiona, ale nie okazuje sprzeciwu. Tom buja ją na kolanach, szepcząc coś do
ucha. Po chwili pokazuje jej Bacha. Znowu czuję się piątym kołem u wozu. Dawno
nie czułam tego stanu. Coś tam wywraca się w żołądku, ale jestem mistrzynią w
skrywaniu uczuć, więc ani drgnęłam tylko popijam ostatni łyk z mojej wspaniałej
butelki Jima Beama i powoli wstaję. Szybka wycieczka do baru po zaopatrzenie i
idę gdzieś tam. Nawet nie wiem gdzie. Jednak przechodząc koło mojego starego
stolika, jestem ciągnięta w jego stronę przez wyszczerzonego Keifera.
- Miałaś się nie ruszać. A w dodatku,
kogo bym pilnował? – Śmieje się.
- Co żeś się tak uparł? Wkręcasz sobie,
kochanie – odpowiadam, starając się nie wylać dopiero co zakupionego Jacka. –
Wiesz ile to warte? – I potrząsam mu przed nosem szklanką z udawaną powagą.
- Jaśnie pani wybaczy! Oddam podwójnie!
- Ja się chyba w tobie zakocham. –
Śmieję się, zapadając w wygodne siedzenie.
- Oj, nie chciałbym. – Tom poważnieje i
poprawia się w fotelu. Piorunuję go wzrokiem. – Oj, nie! Nie chodzi o ciebie!
Raczej nie chciałbym, żeby Duff mnie zabił. Gdybym został zamordowany, moje
fanki by go za to unicestwiły. Wiesz, co się dzieje z tłumem rozhisteryzowanych
nastolatek? Przecież kurwa to masakra jakaś!
Chwila ciszy. Odgarnia mi włosy z karku,
aż przechodzi mnie dreszcz. No, ej! Panie!
- Ale tak właściwe to chciałbym. Wiesz,
wydaje mi się, że to oczywiste po tym co ci powiedziałem na początku.
- Dzięki. – Kiwam głową i uśmiecham
lekko.
Nagle spod ziemi wyrasta zaraz obok
mnie Axl. Co on tu kurwa robi?! Właściwie powinien być z Natalą w pokoju…
- Co tam, kurwa, jebane kochasie? –
rzuca nieco wstawiony. - Keifer, trzymaj się od naszej kochanej Angie z daleka!
Bo… – Język mu się plącze. – …bo się Duffowi naskarżę, ja się mu… No, właśnie!
– I po prostu się odwraca i biegnie w tłum.
- Okeeej. To było dziwne.
- Nie. To był Axl.
Duff pojawia się zaraz po nim. Również
uchmielony, ale mniej niż Axl. Raczej mój dzielny rudy posłaniec do niego nie
dotarł, bo Duff uśmiecha się szeroko i dostaję repetę z początku imprezy.
Zaczyna się dobierać do stanika.
- Duff, skończ.
Pcha mnie jednak dalej i mocniej tak,
że za plecami czuję jak Tom się przesuwa. Strasznie mi głupio, a blondi
normalnie zaczyna mnie rozbierać!
Koniec!
- Przestań! – krzyczę, odpychając go z
całej siły. Blondyn gapi się zszokowany moją reakcją. Dopiero teraz widzę jego
oczy i to, że brał. Wszędzie to rozpoznam.
- Czego, ty się kurwa czepiasz?! Ja
pierdole! Ogarnij się, dziwko!
Zastrzelił mnie. Teraz siedzę wbita w
siedzenie ze zdziwienia. Jeszcze tak do mnie nie powiedział. Niby wszyscy
przeklinają ze mną włącznie, ale jakoś… No, wiecie. To działa na mnie jak kubeł
zimnej wody. Ale ze mnie jest też zimna suka, więc syczę przez zaciśnięte zęby:
- Spierdalaj! Chcę, żebyś sobie poszedł.
- A zobaczysz, że sobie kurwa pójdę! I
znajdę inną kurwę! Jak dotąd Miłka mi jeszcze nie obciągała!
- Co?! – wrzeszczę. – Coś ty kurwa
powiedział, popierdolony gnoju?!
- To, co kurwa słyszałaś!
- Zjebany pedale kurwa jak
lubisz takie suki lecące na kilka frontów to sobie do niej idź, ja taka nie
jestem i nie będę się dla nikogo zmieniać a tym bardziej dla ciebie, szmaciarzu!
- Coś kurwa powiedziała,
szmato zjebana?!
- To co słyszałeś!
- Duff, weź przestań. Wypiłeś za dużo.
– Tom próbuje pomóc, ale jeszcze bardziej rozjusza naćpanego blondyna.
- Ty się, Keifer nie wtrącaj! Pewnie
już ją bzykałeś! JAK CI PRZYPIERDOLĘ TO BĘDZIESZ ŻAŁOWAŁ, ŻE CIĘ STARA NIE
WYSKROBAŁA! Moją dziewczynę?!
Robi się niebezpiecznie, ale dragi
działają na mojego basistę nieco inaczej i każą mu po prostu odejść. Duff z
zabójcy zmienia się nagle w pokrzywdzone samotne dziecko.
- Idę sobie – mruczy i odwraca się ze
spuszczoną głową. Co za żałosny widok.
Gdy widzę go w takiej sytuacji, muszę
zareagować. Ale najpierw Tom.
- Wybacz. Nie mam zamiaru go tłumaczyć,
ale zabiorę go już do domu. Przecież wiesz, że nie miał tego na myśli.
- Weź nic nie mów. – Tom macha ręką. –
Sam byłem sprawcą wielu takich malutkich burd. Ale nie mogłem tak siedzieć, gdy
cię obrażał.
- A myślałam, ze nie szanujesz kobiet.
- Wiesz, ktoś mnie tego nauczył. –
Uśmiecha się ślicznie po raz enty tego wieczora. Chwila ciszy. Za bardzo nie
wiem jak się z nim pożegnać. Znam go tylko kilka godzin, a czuję, że jest moim
starym przyjacielem od pieluchy. – No, biegnij do niego!
Otrząsam się, wstaję i całuję
kopciuszka w policzek. Jednak czuję, że Tom mnie przytrzymuje dłonią i przesuwa
twarz. Moje usta na chwilę wypełniają się słodkością jakiegoś taniego wina. Nie
powiem, całuje bosko. Odsuwam głowę nieco pijana jego pocałunkiem i patrzę
pytająco na uśmiechniętego kolesia.
- Nie mogłem się powstrzymać. – Śmieje
się. – Idź zanim zmienię zdanie i cię porwę.
Uśmiecham się, macham na pożegnanie i
zagłębiam się w tłum, szukając mojego dziecka. Nie muszę długo szukać. Wybija
się ponad wszystkich. Stoi jak pierdoła przy barze z Popcornem, nieprzytomnym
Izzym i Slashem. Nie liczę cycatej kobiety tego ostatniego. Podchodzę i
staję obok Duffa.
- Granta z lodem, proszę - rzucam.
Duff chyba nawet nie zauważył, że
przyszłam. Albo mnie nie poznał. W końcu spojrzał w moją stronę. Chwilę nie
jarzy, ale zaraz przenosi na mnie swoje smutne oczęta.
- Przepraszam – mruczy, kładąc mi głowę
na ramieniu. – Kocham cię.
Wzdycham, gładząc jego czuprynę.
- Chodźcie. Zabieram was do domu.
I zagarniam Duffa, Popcorna, Izzy’ego,
Slasha, który ciągnie tę dziunię z cyckami jak globusy.
Ale wracamy do hotelu nieźle opici i
naćpani. Chłopacy w sensie. Ja nic nie tknęłam. Axl i Natalia, Miłka gdzieś
zniknęli. Dobrze, że tej kurwy nie widziałam. Oj, kurwa dobrze.
Czuję się jak stara matka starająca się
zapanować nad rozwydrzonymi bachorami. Idąc przez ulicę, moi obwiesie zdążyli
dodać trzy kolejne akcje do tak zwanej ”Guns’owej Encyklopedii Skandali”. Tak
dokładnie to Slash gwałci swoją wielko-cycatą lasie na ulicy, (naprawdę była
dziewicą!), Steven biega nago po ulicach Los Angeles (i niby nie wiadomo,
dlaczego na ulicach mdlało pełno kobiet), a Duff kradnie torebkę
siedemdziesięcioletniej staruszce (potem ją oddał, aczkolwiek widok Duffa
zwiewającego przed moherem był niezapomniany). Izzy powłóczy się, podtrzymując
się mnie. Nie mam pojęcia skąd wytrzasnęli jeszcze siłę na te wszystkie rzeczy.
W końcu dochodzimy do obskurnego hotelu. Obwieszona czwórką półprzytomnych
chłopaków, wzbudzam sensację w recepcji. Z uśmiechem na ustach odbieram klucze
do pokojów, władowuję wszystkich do windy, a potem rozkładamy ludzi po ich
'apartamentach'. Izzy i Slash zajęli jeden z nich. Teraz muszę tylko dostać się
do naszego.
Duff już ledwo trzymając się na nogach,
miętoli mi włosy:
- Ależ ty jesteś piękna.
Śmieję się głośno i kładę go do łóżka.
Zasypia niemal natychmiast, a ja nie wiem, co ze sobą zrobić. Wzdycham i
rozglądam się za zajęciem. Wychodzę z sypialni i włączam lokalną telewizję.
Wiadomości brzmią zaskakująco znajomo:
”Zaraz po koncercie, chłopcy z grupy
Guns N’ Roses udali się na AFTERPARTY. Gdy wychodzili byli opici i naćpani do
granic możliwości. Teraz media, znów mają tematy do opisywania, bo chłopcy
zaszczycili nas kolejnymi skandalami. – komentuje XXX XXXXX, która była
świadkiem zdarzenia.
Dokładnie o 4.30 gwiazdy Rock and Rolla
opuściły lokal. Byli kompletnie opici i naćpani. Ledwo włóczyli nogami, jednak
Slash miał dość siły na ”ZABAWĘ”. Nagle rzucił dziewczynę, która szła z nimi na
podłogę i dosłownie zerwał z niej ubranie. Dziewczyna, także pod wpływem
alkoholu i narkotyków, prawdopodobnie nawet nie zauważyła, co się dzieje.
Grzecznie leżała. Steven Adler, biegał nago po ulicach Los Angeles, wprawiając
w oburzenie starsze panie, i jednocześnie doprowadzając nastolatki do ekstazy.
Najciekawszy jednak był pościg starszej pani, za Duffem. Chłopak przechodząc
obok niej wyrwał jej torebkę i zaczął biegać dookoła kiosku. Po piętnastu
minutach gonitwy Duff oddał starszej kobiecie torebkę, i przy okazji dostał nią
w głowę.
- Nie wiem, co mam o tym wszystkim
myśleć, ale mogę powiedzieć tylko, że boję się kolejnych zwariowanych pomysłów
tych młodych ludzi, ale w napięciu czekam na kolejny singiel – przyznaje
XXXXXXXX, która także widziała całe zajście. My, także czekamy, na kolejne
zdarzenia w historii Guns N’ Roses, i mamy nadzieję, że za niedługo wydadzą
debiutancki album.”
Nie wiem, co o tym myśleć. Szybko
wyłączam. Chwilę siedzę, stukając pilotem o ramię fotela. Nuda. Totalna nuda.
Toć to kurde jest hotel a nie klatka! Trzeba coś zrobić! Nagle słyszę
pukanie. Podchodzę i otwieram. Za drzwiami stoi Slash z butelką Jacka Danielsa,
ze swoim nieodłącznym cylindrem nasuniętym tak, że nie widać oczu i szeroko się
uśmiecha.
- Napijesz się, piękna?
Rozbraja mnie swoim wyglądem.
- Zapraszam.
Może nie będę tak zupełnie sama tej
nocy. Muszę odreagować dzisiejsze zdarzenia.
***
- Ulatniamy się – rzuca Rudy i szybkim
krokiem się oddalamy. Wyjrzałam jeszcze na chwilę zza słupa i zobaczyłam jak
Izzy sprzedaje komuś towar. Wyglądał na zadowolonego. Pokręciłam głową.
Wyglądało na to, że dla nas wszystkich nastały dobre czasy. Tylko zaraz…
- Podglądanie powoduje ślepotę.
Rudy łapie moją rękę i odrywając
mnie od patrzenia na nielegalne transakcje, przyciąga mnie do siebie.
- O kurwa, Rudy, widzisz mnie, nieee!
Powiedz, że mnie widzisz!
- Ha-ha-ha! Nie widzę cię, dlatego
jeszcze nie uciekłem.
Dostał pięścią po ramieniu. Wchodzimy
do samochodu, przy kierownicy siedzi wraz ze swoją nową koleżanką Slash, Steve
też obejmuje w kącie jakąś blondyneczkę, po chwili przychodzą Izzy i Miłka.
Chwila znaczącej ciszy.
- Ej – zagaduje Slash. – Widział ktoś
naszego basistę?
- No – mruknął Steven między
pocałunkami z lalką Barbie. – Widziałem jak szli gdzieś z Angie.
- Ale wiedzą gdzie jechać? – pytam.
- A chuj z nimi! – krzyczy Axl. –
Dziećmi nie są!
W niepełnym składzie jedziemy na
afterparty.
- Pierdolę, wystarczy na dziś, kieruję
się prosto do pokoju.
Rudzielec objął mnie i poszliśmy w
kierunku hotelu. Jednak przedtem udaje mi się zapalić nieco marihuany z Miłką. Jej już dopisywał humor, nie ma co... Reszta chyba poszła się bawić. Ale to nie ma
najmniejszego znaczenia.
Wchodzimy do pokoju. Czysto, ładnie,
jak w filmach. TELEWIZOR! Ja pierdziele, TELEFON, wszystko tu mają! Ale to też
nie ma najmniejszego znaczenia. Rudy do mnie podchodzi i szybkim ruchem ściąga
moją nową, czarną koszulkę, równie szybko pozbywa się moich spodenek. Zauważył
gorset. Odsunął się i zaczął się patrzeć.
- No rusz się, bo ci się oczy popsują!
Reszty możecie się domyśleć.
Mam wrażenie, że jakiś cholernie długi ten rozdział. Aż zapomniałam, co się działo na początku. XD No nic, spróbuję sobie przypomnieć.
OdpowiedzUsuńTa, nie no, najlepiej podczas afterparty próbować ustawić koncert zespołu, który w sumie nawet nie istnieje. Ale co to dla Agaty! Fuck logic. XD
Potem Izz i jego pijacka filozofia. XD Przecież i tak wszyscy umrzemy. Noo. XD Ale jak ktoś ma być filozofem to tylko Izzy! Choć w sumie filozofia Axl'a też mogłaby być całkiem ciekawa... A co ona ma z tą Miłką, to ja nie wiem. No w sumie ma trochę racji z tym, że jest suką, ale w końcu wyglądało na to, że siędo siebie zbliżyli. No chyba, że ona tak po prostu gada po pijaku.
"Okeeej. To było dziwne" "Nie. To był Axl." Tak, to Axl. Tyle wystarczy. XD Ej, ale w sumie... Skąd on się tam wziął?
Duff i dragi to raczej nie jest dobre połączenie. On lepiej niech się trzyma swojej wódki. Tak będzie lepiej i dla niego i dla reszty, a zwłaszcza dla Agaty.
Ej, powiedz mi, czy cała ta historia z "Guns'owymi odpałami' nie wydarzyła się naprawdę? Nie wiem, czytałam "Patrząc jak krwawisz" tak dawno, że już nie pamiętam. Poza tym realistyczne wydarzenia mylą mi sie z tymi wymyślonymi pogubiłam się. Tak czy siak, jestem pewna, że gdzieś już o tym czytałam.
"Reszty możecie się domyśleć." - POOOORNOOOL! Ale szczęśliwie nie opisany. :3 I jest good. :D
Ja tam kocham Agatkę. FUCK FUCKIN LOGIC! BUM SZAKALAKA, BICZYZ! Izzy jest mastersem. Nie ma co ukrywać. Wszyscy umrą, tylko on przeżyje. Tak na przekór wszystkiemu i wszystkim. Agata po prostu tak lubi, wyzywać ludzi. A po pijaku mówi się prawdę :D
UsuńAxl potrafi się teleportować. I na tym zakończmy.
W sumie to nie pamiętam. Nie czytałam tej książki, więc serio nie mam pojęcia. Pisałam to tak dawno, ale nie przypominam sb, żeby to było na faktach... Ni wiiiim. Tak. Ty to masz szczęście! Wszędzie pornole! Dżizas! Twoje komentarze są zajebiste xD
,, ty siedzisz tu sama… Też jestem sam. Wszyscy są sami. Wszyscy umrzemy pogrążeni w smutku i rozpaczy"- o bosz... zawsze myślałam, że nawaleni ludzie są szczęśliwi...xd
OdpowiedzUsuń~NieszczęśliwieZakochana
Hahaha xD Witamy w Piekle! >:D
Usuń