niedziela, 7 lipca 2013

..::6::.. część I

Perry says:
A co działo się z Natalią na randce? Nikt nie chce tego wiedzieć? Bo ja chcę!
 Dziękuję ślicznie Childoffire za rozdział! :D
A i sorka za brak akapitów, ale coś mi się tu psuje.


Biegnę. Boso, w dodatku cała naga. Biegnę tak szybko jak potrafię. Podłoże, które tworzą miliony rozgrzanych węgielków, zapada się tuż za mną. Jedynym moim ratunkiem jest skała. Biegnę w jej kierunku. Kiedy jestem już blisko, już metr -  wszystko pode mną momentalnie znika. Spadam, ale ktoś łapie mnie za rękę i przyciąga do siebie. Silnie, ale wyjątkowo. Stoję już na twardym gruncie i odgarniam włosy. Widzę twarz… Axla, stoi i patrzy się prosto w moje oczy.

Obudziłam się. Agata jeszcze spała. Ręką lekko głaskałam jej główkę. Rana się zasklepiła, krew zaschła, byłam już spokojna.

Tylko sen, ale dlaczego on mi łazi po głowie? Ten kretyn przystawiał się do mnie!  I pomijając fakt, że jest rudy, jest tępym zboczeńcem, który myśli, że na mikrofon i kumpli z gitarami może poderwać każdą laskę. Wybacz mały, nie ta liga. Poza tym, dziś jestem umówiona.

- Coś wspominałaś, że o osiemnastej gdzieś idziesz… – Izzy mignął w drzwiach.

- Ta, tak, pamiętam…

- Taaa, no tylko, że jest w pół do piątej, a ten cały pub jest na drugim końcu miasta.

- Co?! - ryknęłam jak pojebana, dziwne, że Agata się nie obudziła. Delikatnie podłożyłam poduszkę pod jej głowę  i w biegu zaczęłam się ogarniać. Szybko w moim ‚bagażu’ znalazłam coś co najbardziej nadawało się do ubrania. Moja mała, czarniutka sukienka, po mamie. Nie ubierałam jej od wieków, ale jakoś leży. Po odwyku schudłam, trochę wisi, ale będzie dobrze. Buty… oczywiście, nie znajdę innych, szybko przecieram wilgotną szmatką moje stare, poczciwe trampki. Próbuję się uczesać w coś na kształt koka, ale ostatecznie ogarniam włosy tylko i wyłącznie dzięki czarnej bandance, którą znalazłam na podłodze.

Miała mi pomóc, ale niech lepiej odpocznie. Cholera wie, co teraz może się dziać z jej głową.

Szybkie malowanie rzęs i ust.

17:15

Świetnie. Agata śpi. Szybko zauważam, że Duff i Slash gdzieś zniknęli. O Stevenie myśleć nie chcę. Izzy  sączył to ich tanie wino. Chyba mój widok wzbudził w nim odrobinę litości, bo od razu powiedział, że mnie podwiezie. Bogu dzięki… Jedziemy. Los Angeles, to miasto mnie strasznie ciekawiło. Pytałam Izziego o chyba wszystko co tylko zobaczyłam po drodze. Potrafił opowiadać strasznie ciekawie, tak, że dzięki naszej rozmowie podróż minęła w pięć minut.

- No, a tamten budynek?

- Daj już spokój, idiotko, co ty, do gazety piszesz?

18: 23

- Dzięki Izzy! A. Agatą się zaopiekuj! Nie uśmiechaj się tak! – krzyczę, wybiegając z samochodu, mam tylko nadzieję, że nikt go nie złapie w drodze powrotnej na jeździe pod wpływem, wypadek mu nie grozi, bo jest świetnym kierowcą.

Idę.

Tak, przed pubem, to on. Długie, czarne spodnie, jeansowa katana, pod nią czarna koszulka, a na niej rozszczepienie światła z ‚The dark side of the Moon’… Pink Floydzi.

Wchodzimy do środka. Gra jakaś bluesowa kapela. Spokój, wielu tam nie było. Siadamy w dość ustronnym miejscu, zamawiamy sobie po piwie i zaczynamy rozmawiać.

- Jak się tu właściwie znalazłaś?

- Odwyk…

Zaczęła się rozmowa… Byłam wniebowzięta, opowiadałam mu o mnie i Agacie, jak się tutaj znalazłyśmy, jak żyłyśmy wcześniej. Owszem, może moje opowiadania były dość okrojone, ale uważałam, że nie znaliśmy się na tyle długo aby wiedział o mnie kompletnie wszystko, chociaż jego oczy…

- Długo zamierzacie tu być?

- Właściwie nic nie jest pewne. Tymczasowo mieszkamy u … takich jednych, ale nie mamy konkretnych planów na przyszłość. To znaczy ja nie mam. – Kiedy to powiedziałam uśmiechnęłam się jak najbardziej zalotnie i otworzyłam szeroko moje oczy spode łba. Właściwie nie wierzyłam do końca w to co powiedziałam, ja i Agata stanowiłyśmy zespół, jedno ciało, które bez jednej części normalnie funkcjonować nie potrafi, ale czułam się tak błogo i beztrosko, że mówiłam wszystko jedno, byle ten stan trwał.

- No dość o mnie, jak wygląda życie asystenta sprzedawcy sklepu muzycznego?

- Nawet sobie nie wyobrażasz jak ciekawie – odpowiedział, śmiejąc się i ukazując swoje piękne kąciki w policzkach.

- No zapewne, z tak przemiłym i przystojnym szefem musi być doprawdy interesująco… – powiedziałam dość ironicznie…

- To mój ojciec… – odpowiedział, a ja omal nie połknęłam papierosa, którym mnie wcześniej poczęstował. – Ale masz rację, do rozmów z obcymi nie ma smykałki.

- W przeciwieństwie do ciebie.

- Ja wiem? W gruncie rzeczy jesteśmy bardzo podobni, tylko ja chyba jestem milszy dla otoczenia. Pracuję tam już dłuższy czas, w sumie odpowiada mi to, zawsze można ukradkiem podpylić jakieś struny, czy pałeczki dla znajomych, o kostkach nie wspomnę…

- Grasz? – zapytałam bezsensownie, odpowiedz była już oczywista, ale trzeba było podtrzymywać rozmowę.

- No, powiedzmy. Gram sam dla siebie, byłem kiedyś w kilku zespołach, ale z pewnego powodu musiałem to wszystko skończyć i myśleć o zarobkach.

- Cóż to za powód?

- W tym momencie to nieistotne, chodźmy gdzieś.

Widziałam, że faktycznie nie chce o tym rozmawiać. Byłam strasznie ciekawa, czyjaś śmierć? Choroba? Kłótnia? W sumie nic mi do tego, ale to stworzyło wokół niego jakąś nutkę tajemniczości, która strasznie mnie pociągała.



Wyszliśmy. W pubie przesiedzieliśmy trzy godziny. Trochę, potańczyliśmy. Było naprawdę miło. Nie zwracałam uwagi na nic kiedy tak szliśmy przez miasto wieczorem. Zabrał mnie w jakieś ustronne miejsce, stara kamienica, nikogo tam nie było. Była za to stara kanapa… Usiadłam na niej, zwróciłam głowę do góry. Zobaczyłam  księżyc, ale gwiazdy przysłoniła wieczorna miejska łuna. Clive wyjął zza kanapy butelkę Jacka Danielsa, a ja na sam jej widok poczułam jej słodkość. Mój dżentelmen, nalał każdemu do szklanki.

- Cóż za maniery…

Spojrzałam na niego z dołu. Musiał to wszystko przygotować, chyba faktycznie mu się podobam…

Biorę szklankę, czerpię pierwszy łyk. Ach, Jacku, ach Jacku nareszcieś wrócił.

- Zdrowie wszystkich, którzy siedzą pod gołym niebem przy jakiejś starej kamienicy.

Wypił wszystko duszkiem. Nie mogłam być gorsza, nie minęła chwila, a moja szklanka była z powrotem czysta. Poczułam kojące, alkoholowe ciepło. Clive usiadł obok, oparł ramię o kolano i podparł ręką głowę,  patrząc na mnie jak na obrazek, jakby czekał, aż wykonam jakikolwiek ruch. Mija chwila. Nerwowo spojrzał na zegarek.

- Coś nie tak?

- Nie, skąd – obruszył się zaskoczony. – Szczęśliwi czasu nie liczą, dlatego staram się pilnować.

Cóż za romantyk. Rzygam tęczą. Jego słowa brzmią coraz bardziej jak wymuszone, a ruchy stają się coraz bardziej chaotyczne.

Przechodzą mnie dreszcze.

Clive gasi świeczkę.

Robią się coraz silniejsze.

Z powrotem siada na kanapie, przysuwa się bliżej.

Realnie się trzęsę.

Jest tuż obok mnie, obejmuje mnie i patrzy prosto w oczy.

Opadam bezwładnie na jego ramię. Z ust wypływa mi gorzka biała maź.

- Minęło dziesięć minut kochanie…

Słyszę jego oddech, brzmi jak zmęczony pies. Delikatnie przejeżdża pałacami po mojej prawej nodze, łapiąc ją raz mocniej. Próbuję krzyczeć, ale głos zamarł mi w gardle, próbuję mu po ludzku przypieprzyć, ale po prostu zamarzłam.

Nie mogę się ruszyć, świat się robi coraz mniejszy.

Silnie naciska na moje udo i przeciąga rękę do góry, bawi się moim tyłkiem.

Oczy mi się zamykają.

Czuję już tylko jak łapie za moje czarne, koronkowe majtki.

Oczy już się zamknęły.


3 komentarze:

  1. Gwałt. I to jakże podstępny. Biedna, naiwna Natalia. Trzeba się było od razu brać za Axl'a, a nie za jakiegoś faceta, który sprzedaje struny... No błagam. A w ogóle to ta końcówka tego gwałtu taka abstrakcyjna. Spodziewam się, że to przez tą pigułkę.
    Hmmm... Sen z Axl'em. Czyżby to miało coś oznaczać? *Sarkastyczny ton głosu* No bo ja przecież wcale nie wiem, co jest dalej...
    Ej, wybacz, że taki słaby ten komentarz, ale coś nie mam weny :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tego nie pisałam. Juz przecież ustaliliśmy, że gwałty są spoko

      Usuń
  2. Kutas z tego typkia, na szczęście zaraz któryś z chłopców ją uratuje xD Podoba mi się ten rozdział, widać, że Natalia jest zupełnie inną osobą niż Agata, mimo że, jak tk było pięknie ujęte - tworzą jedno ciało. Cudowne są takie przyjaźnie. Są jak siostry, a nawet więcej niż siostry, bo rodzeństwa często się nie toleruje/wstydzi się go...
    Szkoda mi jej, chociaż to co zrobiła było głupie xD spotykanie się z nim, no.

    OdpowiedzUsuń