poniedziałek, 19 sierpnia 2013

..::20::..

Perry głosi orędzie:

Miłego czytania, madafaka.
Perry jeszcze raz dziękuje Childoffire.
Bez Ciebie jak bez ręki.



Wchodzę do domu na paluszkach. W sumie nie wiem po co. Te pijaczyny śpią jak kamienie. Kładę zakupione bułki na stole i siadam naprzeciwko. Jest siódma rano. Musiałam zajść daleko, bo wracałam prawie dwie godziny. Oczyska same mi się zamykają.

Poczekam. Powinna wrócić.


Robię kawę z czterech łyżeczek, czubatych. Pieprzę, serce szybciej wytrzyma nadmiar kofeiny niż jeszcze dłuższy czas bez Agaty.


My way, your way

anything should go today


Nucę sobie pod zasmarkanym nosem razem z radiem. Wyglądam pewnie jak tysiąc nieszczęść. Spocona, zapłakana, struta, z tłustymi włosami, bluzka przypalona kiepem. Po kawie dalej się opierdalam, ino szybciej. Wszyscy śpią w dalszym ciągu, chyba. Panuje grobowa cisza. Na szafce leży jeszcze zapieczętowana, czysta wódka – bierę . Siadam w fotelu i włączam TV.


WOW, kablówka.


Po kolei przeglądam wszystkie kanały zszokowana ich ilością.


Kanał 487.


Nie wierzę, gadają po polsku.


Tak, prawy, górny róg – sygnaturka polskiej ‚Jedynki”.

Wiadomości. „W dalszym ciągu trwają badania katastrofy kolejowej w Łachowie. Zginęły dwie osoby, siedem rannych w dalszym ciągu przebywa w szpitalu. Jutro premiera filmu <<CK Dezerterzy>> w reżyserii Janusza Majewskiego…”


Niby słucham, ale wszystkie informacje odbijają mi się od myśli o Agacie. W głowie mi utkwiło nazwisko jakiegoś Wałęsy, ale uwagę skupiłam za oknem.


Strumienie wody pędzą ulicą, a zieloną trawę przybrudziło błoto. Pod drzewem obok hotelu leży Duff. Obok pełno butelek, oczywiście opróżnionych doszczętnie. Teraz dojrzałam strzykawkę spadającą z okolic jego ramienia.


Zajebiście.


Biegnę na dół, wybiegam. Od razu jestem cała mokra.


- Duff… Duff, Duff! – Klepię go po policzkach.


Nie kontaktuje, a jakże.


Ranne ptaszki, które już powychodziły z domów niby tylko przechodzą obok, ale czuję ich palący wzrok na nas i idealnie słyszę szepty za naszymi plecami.


Nie mogę go tak zostawić, ale po chłopaków wracać nie będę.


Łapię go w pasie i próbuję zanieść do domu. Ciągnę, ciągnę z całej kurwa mojej pierdolonej siły. Może jakiś metr… KURWA! Grad!


Do kompletu brakuje tylko Godzilli i meteorytu, który będzie leciał w naszą stronę.


Udało się. Zamykam drzwi.


- Do widzenia państwu, kolejne przedstawienie w Santa Barbara, tylko, że za tamto trzeba będzie zapłacić, dziwki!


Biedni przypadkowi ludzie, poznali wkurzenie Konopki.


Duff opadł na podłogę jak szmaciana lalka. Już go nie podniosę. Nie ma szans. Dodatkowe litry wódki w jego żołądku dodały swoje. Znowu klepię go po pysku, podnoszę mu powieki. Nic. A może teraz? Nie? To teraz? Powoli się wybudza.


- Tak to się rzuca, co?


To chyba pierwsze co słyszy po otwarciu oczu. Siadam obok niego i jak matka przytulam tą jego utlenioną głowę. Nie ma Agaty, nie ma motywacji… Wiem, co przeżywa.


Przychodzi Slash i Rudy. Axl od razu na mnie naskakuje z mordą, że zajmuję się Duffem a nie nim.

- Ty nie jesteś w takim stanie! - krzyczę, karząc mu spierdalać. Rzuca w moją stronę wyzwiskami, ale nie mam zamiaru się tym przejmować. Nie teraz. Axl, widząc moją obojętność, wkurwia się jeszcze bardziej. Demonstruje swoje niezadowolenia i w końcu wchodzi do jakiegoś pokoju, trzaskając przy tym drzwiami. Primabalerina się kurwa znalazła. Slash został i ciągle stoi mi nad głową, lustrując całą sytuację.

- Napieprzył się, przeżywasz - mówi w końcu.

- Się nim bardzo przejmujecie, widzę…


- Daj spokój, ostatni raz by se nie szczelił, nie teraz.


- Idź… Nie powinniście nawet o tym kurwa myśleć.


Duff powoli zaczyna ogarniać  Pomagam mu wstać, prowadzę go do pokoju, opada na łóżko. Zaczyna coś majaczyć pod nosem.


- Mkrgmn… wrósiła…?


- Nie.


Usiadłam obok i pogłaskałam go po tej jego grzywie. To mnie już przerasta. Wyglądam jak mop. Pora się umyć. Wzięłam prysznic i świeżutka wychodzę w samym ręczniku.


Chłopaki siedzą jak w jakimś kółku różańcowym, nie mają wesołych min. Do głowy mi przychodzi najgorsze.


- Co jest? – podchodzę.


- Wiesz, że nie możemy tu zostać.


- Wiem.


- I co z Angie?


- Cóż, wy nie możecie tu zostać, ja wam niezbędna nie jestem. Zostałabym do czasu aż wróci, potem byśmy do was dołączyły.


- Wy-klu-czo-ne ! – krzyczy Alan – Nie stać cię, a ja płacę za zespół.


- Nie drzyj się! – Alan dostaje w łeb od Slasha – Po drugie minęły dwadzieścia cztery godziny, wierzysz że wróci? W końcu to dość... No, ostra sztuka.


- Odpierdol się od niej - rzuca Izzy do gitarzysty, by po chwili znowu wrócić do swojej postawy myśliciela.

Rudy się patrzy na mnie z litością.


- Nie zostawię cię tu.


Wzdycham głęboko. O. Nagle stał się dla mnie miły? Nie mam cholernego pojęcia co teraz zrobić  Prawdą jest, że gdyby chciała wrócić już by wróciła, a więc albo nie chce wrócić, albo coś jej się stało.


Sambory raczej się nic złego nie ima.


Ale czemu do cholery nie chciałaby wrócić?


- To nie zostawiaj. – Wyjątkowo egoistycznie odpowiadam Rudemu.


Trasa jest dla niego ważna, wiem, ale co do jasnej anielki mam zrobić?!


Gdzieś w tle miga mi jego zawiedziony wzrok.


- Ja pierdole, Axl nie możesz tu zostać  chyba rozumiesz, że… – zaczynają próbować przemówić mu do rozsądku. W końcu jestem tylko jego dziewczyną i to jedną z miliona, w ich mniemaniu prawdopodobnie za pięć lat nie będzie o mnie myślał, więc darowanie sobie koncertu z mojego powodu jest dla nich najgłupszą decyzją w całym wszechświecie.


W sumie racja.


Ale w moim wypadku on, kurcze, nie jest jednym z miliona, ewentualnie jednym z dziesięciu i nawet jeśli on o mnie za pięć lat myśleć nie będzie to co innego ze mną.


Nie mogę z mojego powodu zawalać im wszystkiego.


Tylko że tu chodzi o Agatę.


Ja pierdole.


Biegnę do błękitnego pokoju i rzucam się na łóżko. Zaczynam ryczeć, ja pierniczę. Rudy wpada za chwilę. Kładzie się obok i obejmuje mnie w talii. Czuję go.


Całuje mnie w szyję.


Leżymy w ciszy, swoim nosem ociera moje mokre policzki.


- Pojedziemy – mówię szeptem i powoli zasypiam.


Żywię się nadzieją, że jakimś cudownym sposobem znajdę Agatę.


***

Leży, cicha, spokojna. Jej bujne włosy otoczyły jej twarzyczkę tworząc jakby ramkę pięknego i unikalnego obrazu. Oczy ma zamknięte, usta krwistoczerwone. Leży w długiej, białej sukience, zakrywającej ją całą, wypadającej poza trumnę. Ktoś przykrywa wieko, spod którego nagle wychodzi cała chmara białych pająków.


Nie żyje.


Powoli to do mnie dociera. 


Nie chcę patrzeć na pusty płacz żałobników, ale mimowolnie spoglądam w ich stronę. Stoi tam młody, chudy chłopak z tlenionymi blond włosami. Jako jedyny spośród całego tłumu uśmiecha się, czym oddaje najszczerszą postać smutku jaką kiedykolwiek widziałam.


- Hamuj trochę spokojniej, debilu!


Słyszę krzyk rudzielca i powoli otwierając oczy, widzę jego miedziany łeb nade mną.


- Żyjesz?


- Nie.


Piękny sen, nie ma co. Komentarz? Oby nie był proroczy. Dopada mnie kompletne załamanie. Tak źle nie czułam się nigdy. Wróć.


Siadam przy oknie. Rudy mnie obejmuje.


Wróć.


Widzę wciąż mojego wyśnionego Duffa. Ten wzrok dobija.


Wróć.


Dopiero zauważyłam, że mam na sobie tylko gacie i jakąś przydługą jeansową koszulę.


- Jak ja wyglądam?


- Zasnęłaś w samym ręczniku, a nie dało się ciebie obudzić… – mówi cichutko, dotykając swoimi delikatnymi wargami mojego ucha.


Kofeinka coś na mnie nie działa.


***

Kolejny pokój. Kolejne cztery ściany. Kolejny dzień bez Agaty.


Co ja tu właściwie robię? Powinnam być tam, czekać  albo i jej szukać  Zdradziłam, zostawiłam ją samą. Jestem brudna. Miałam być zawsze dla niej, na dobre i złe, zostawiłam ją w tak głupiej sytuacji. Jestem brudna, ale tego brudu nie da się zmyć  To jebany brud wewnętrzny, to głupie uczucie świadomości, że robi się coś cholernie złego.


Może faktycznie przyjdzie Godzilla i spadnie meteoryt.


Chłopaki trochę pogadali z Duffem, nie wtrącałam się… Potem zaczęli próbę.


Siadam na parapecie. Wyszłabym na dwór, ale wszelkie życiowe odruchy po prostu ze mnie uleciały. Podeszła Connie.


- Chodź. – Staje przede mną i wskazuje drzwi.


- Dokąd?


Widząc moje zrezygnowanie łapie mnie za rękę i wyciąga z domu.


- Zobaczysz.


Wsiadamy w jakiś autobus. Złapali nas.


- Dane osobowe poproszę.


- Marilyn Monroe i Bridget Bardott.


Wyskoczyłyśmy na pierwszym, lepszym przystanku. W najlepszym miejscu… Connie zaciągnęła mnie na posterunek policji.


- Serio? – pytam retorycznie, ale w sumie to była jedyna racjonalna decyzja podjęta w ciągu ostatnich dni.


Wchodzimy. W „Recepcji” czy jak to tam nazwać siedzi jakiś grubszy kolo i zajada się kanapką z tuńczykiem prawdopodobnie, rozmawiając przez telefon, który zdążył już doszczętnie pobrudzić zaślinionymi okruchami bułki.


- Coś ty… No co za debil. Następnym razem obejrzę, że mi kurde ten dyżur wypadł…


- Przepraszam.


- Nie widzi, że zajęty jestem?


Taaa…


- No to kod 3486. Kończę, bo mnie tu jakieś panny wparowały. – Odkłada słuchawkę i w najbardziej ohydny sposób jaki kiedykolwiek istniał wyciera sobie usta. – Słucham.


- Chciałabym zgłosić zaginięcie.


- Ile godzin minęło?


- No, dwa dni w sumie.


Patrzy na mnie swoim tłustym ryjem z pod okularów.


- Czterdzieści osiem godzin?


Connie pokazuje żeby przytakiwać.


- Tak.


Podaje mi jakiś papierek.


- Tutaj jest formularz, proszę wypełnić i podejść do tamtego stolika. – Wskazał na jakiegoś zaczytanego w papierach funkcjonariusza.


Dobra. Dane osobowe, rysopis, formalności. Wypełniłam razem z Connie.


Podeszłam do policjanta.


- Proszę usiąść.


Siadamy przed nim i opowiadamy mu o okolicznościach, w jakich zaginęła i jak wyglądała. Dalsza cześć formalności.


- Postaram się zrobić co w mojej mocy – zapewnia nas, ściskając nasze ręce i bezczelnie gapiąc się Connie na cycki.


W tym tkwi moja ostatnia nadzieja.


* * *


- To co, jak się czujecie z tym, że zobaczycie Alice Coopera?


Zaczynamy z Connie piszczeć, jak jakieś debilki. Duff razem z nami. Zajebiści z nas aktorzy, nie ma co.


Jedziemy.


Ludzi się już tam nazbierało, Coopera jeszcze nie ma.


Chłopaki szykują się do wejścia. Czeba chociaż na chwile strzepać smutki.


I tak rozglądałam się za moją kochaną czupryną, ale niestety parę tysięcy innych mnie myliło…

7 komentarzy:

  1. Nie wiem czy płakać, czy być zła, czy mówić: awww :3. No to może będzie to wszystko po kolei.
    A więc najpierw płaczę. Płaczę nad Duff'em. Nad tą sceną gdzie on leży pod tym drzewem. Straszne, dobijające i po prostu... Płaczę. Płaczę nad Natalią. Nad jest stanem. Psychicznym i zewnętrznym. Dziewczyna się nie długo wykończy. I jeszcze ten koszmarny sen. A potem to "Wróć". Gratuluję. Jest to tak piękno-smutne, że aż mam ochotę płakać.
    Jestem zła na to, jak początkowo zachowywał się Axl. Ogólnie był chujem. Czyli Axl'em w wolnym tłumaczeniu. Kariera ważniejsza od jego własnej dziewczyny.... Pfff... I jeszcze zazdrosny o Duff'a. Czy on, do cholery jasnej, nie widzie w jakim McKagan jest stanie? A może by w takim razie zauważył chociaż w jakim jego własna dziewczyna jest stanie? Eh, cóż poradzić. To Rose i to w dodatku z twojego opowiadania. Tutaj nie ma przebacz. Ale akurat ta scena jak Axl jest zazdrosny o Duff'a skojarzyła mi się z jedną, która będzie w moim. Tylko oczywiście w innych okolicznościach. Ale cii... Ja nic nie mówiłam.
    A teraz mówię awww. :3 Bo potem było już tak "emocjonalnie" (nie, nie romantycznie XD). To jak oni leżeli w tym łóżku i to "swoim nosem ociera moje mokre policzki". Czy tylko ja uważam, że jak facet tak robi, to jest to ME-GA-ZA-JE-BIS-TE? Więcej, chcę więcej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takich sytuacjach kiedy nie możesz rozpoznać uczuć, radzą udać się do doktora.
      Ej. Trochę wyszło, że Duff to taka sierota trochę xD ehem... Już koniec nabijania! Bądźmy poważni. Perry... Oni naprawdę są w czarnej dupie jak widać. Żal mi ich, ale Duff - nie trzeba było się tak ciskać. Nie rycz. Albo rycz. WSZYSCY RYCZMY! NIECH ZAPANUJE ANARCHIA!
      O. Piękna uwaga. Bo Axl jest chujem. Rose tylko w skrajnych przypadkach jest altruistą, gdy wpłynie to na jego korzyść ;D Tak. To Rose w dodatku z mojego opowiadania. To wiele wyjaśnia! Czy my piszemy o tych samych sytuacjach? Hm...
      Dobra, dobra. Emocjonalnie to nowe romantycznie. Załapałam. Sądzę, że jednak coś w sobie ma, szczególnie, że po 'ataku skurwiela', Rose ogarnia dupę. W jakiś sposób. Ale nie oznacza to, że polubiłam Axla!!

      Usuń
  2. 'Primabalerina'- z tego się śmieje
    Nad Duffim płaczę
    Co ta Natalia... przecież to Agata uciekła...
    I co Axl ciągle z tą ,,Angie"...
    Awwwwww...smutam
    ~NieszczęśliwieZakochana

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudny rozdział w swoim mroku. I fajnie w sumie poczytać trochę z perspektywy Konopki, ale nie tej zajętej Axlem... Duff IDIOTO BIEDAKU BÓL I W OGÓLE. D: Nie no, ja osobiście lubię takie dramaciki jak pewnie zdążyłaś zauważyć xd Hm... Dlaczego czytając "ranne ptaszki" w mej łepetynie ujrzałam takie pisklaki z połamanymi skrzydełkami...? Nie no, kuerwa, aż musiałam wrócić żeby zajarzyć xD wytłumacz mi to.
    Natalia jest kochana <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Teraz już wiem, że zobaczysz i odpowiesz. Oby. XD
    Nie wiem, co tak dokładnie chcę skomentować w tym komentarzu, ale dobra. Może ten rozdział? Dobra, ten rozdział może być, tylko nie wiem czy to mi wyjdzie, ech...Więc, co? Zaczynam. Haha, śmieszne, ja nigdy nie zaczynam. XD Rodzice chcą się mnie pozbyć. ;_;
    Agata uciekła, no cóż... Przez Duffa. Nie, no dobra, nie tylko przez Duffa, ale również ze jej winy powstała ta kłótnia, choć... To niby Mckagan ją zaczął, bo ona nie chciała seksu, no właśnie. To jest jego wina! Albo i nie... W końcu go zdradziła, ale ze Slashem, więc możemy jej to wybaczyć, prawda? No jasne, że możemy! To w końcu Slash - przecież jego urokowi nie da się ulec.
    Ale... Natalia się wykończy psychicznie. Czy Agata myślała o tym, kiedy uciekała? Nie, nie pomyślała. Choć z drugiej strony nie musiała, ale... Natalia jest jej przyjaciółką, kurwa! Ja sama już nie wiem.
    I wiesz, co? W Twoim opowiadaniu polubiłam Axla. W niektórych jest taki, że po prostu nie potrafię go strawić, a u Ciebie go lubię. c:
    A jeśli chodzi o moje 'dziecko', to gdzie ja mam Ci to streścić?
    Tyle ode mnie. Dzisiaj w nocy przeczytam kolejne dwa-trzy rozdziały, ale jeśli chodzi o komentarz to nie mam pojęcia. ;_; Przy którymś tam na pewno coś po sobie zostawię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Perry działa błyskawicznie. Easy peasy.

      Zawsze mogę Cię zaadoptować jak chcesz. Bardzo chętnie. Już mam parę potencjalnych dzieci, więc może od razu otworzę sierociniec. Co myślisz? Jacyś chętni?

      Ha! Rozbawiły mnie te Twoje rozkimny - czyja to wina, że spierdoliła? No, kurwa czyja?! Spór nie jest rozstrzygnięty xD Slash. Dobra alternatywa hehe No, na pewno ma 'sprzyjającą' aurę ten nasz kudłacz. Szczególnie w zoo. No, ale chyba należysz do mniejszości, która wybaczyła Agacie xD

      Natalia. Nie umrze. Tyle powiem.

      Hm... Lubisz? A, to dobrze. Część zdarzeń w opowiadaniu jest oparta na relacjach z koncertów, wywiadach i innych takich, więc kto tam wie. Trochę prawdy w tym musi być xD Perry historyk kurwa

      Tutaj możesz streścić albo maila mi wyślij. Serio nie mam czytać? :c

      I tak jesteś dzielna, dziecinko! Congratulations! http://media.giphy.com/media/M0cWmMOAdn9Ek/giphy.gif

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń