piątek, 26 września 2014

..::37::..


Perry wygłasza orędzie:
Krótki, bo krótki, ale za to pełen wrażeń!
Dodawałam teraz szybko rozdziały, ale to na zapas xD
Teraz studia moi drodzy i mniej czasu na pisanie.
Ale nie opuszczam Was.



Stałam przed drzwiami z bijącym sercem i bukietem dopiero co zerwanych kwiatów. Zapukałam raz jeszcze. A co jeśli ich nie ma? Może na przykład pojechali na plażę i nadzwyczajnie w świecie zapomnieli? Nie, no coś ty... Przecież, by nie zapomniała. Sama wczoraj dzwoniła, żeby się przypomnieć. Spojrzałam jeszcze raz na nowe lokum Konopki i Axla. Okna bez ram wyglądały jakby ktoś wyciął dziury w ścianach i po prostu je w nie wcisnął. Z dachu zwisały gałęzie, w których ptaki zrobiły sobie gniazda. No, nic. Piękne mieszkanie dla ciężarnej kobiety. Nie ma co. Westchnęłam i oparłam się plecami o ścianę obok drzwi wejściowych. Musiałam czekać. Innego wyjścia nie miałam. Czekając na jakikolwiek znak życia, wróciłam myślami do poprzedniego wieczoru. 

Praktycznie cały wieczór spędziłam pijąc z Tommym, Jackie i Sixxem. Ta ostatnia dwójka świetnie bawiła się sama i gdyby nie to, że Parlay bała się zostać z Nikkim sam na sam, już dawno lataliby po domu, goniąc jedno drugie. Zamiast tego moja fioletowa power rangers napiła się jeszcze bardziej i już zupełnie zachowywała się jak nawiedzona. Biegała wokół i machała rękami, wmawiając wszystkim, że w ten ekologiczny sposób produkuje energię. Alkohol tak rozplątał jej język, że paplała bez przerwy. Razem z chłopakami słuchaliśmy jak opowiadała o tym jak uwielbia zwierzęta i sama nie może się doliczyć, ile hoduje psów i kotów. Niewykluczone, że kiedyś miała stać się ich pokarmem, bo czasem jak przychodziłam do nich, patrzyły na nią pożądliwym wzrokiem, zwłaszcza jeśli jadła fastfooda. Rano za nic nie przyznała się, że ma kaca, gdyż zeszłego wieczoru wypiła cały zapas denaturatu, a kiedy ktoś pytał ją, dlaczego ma fioletowe usta, odpowiadała, że to najnowszy trend w makijażu i pasuje jej do włosów. Jednak najgorszy był moment, gdy wszyscy zaczęliśmy wychodzić na dwór, a Jackie spanikowała. Krzyczała, że ciemność stanowi jej wielką fobię, a jeśli wyjdzie na dwór po zmroku, pochwycą ją ręce jakiegoś potwora.

- Choć żaden już nie straszy w okolicy, bo nie mogły znieść jej konkurencji - szepnął mi na ucho Tommy, a ja nie mogłam się powstrzymać i parsknęłam śmiechem. Jackie dodatkowo rozpowiadała dlaczego tak bardzo nie lubi komedii romantycznych. Bo boi się, że kiedyś przydarzy jej się taka sytuacja, a ona nie chce spotkać księcia z bajki, bo wie, że to tylko przebrana żaba. Płazy i gady to jedyna kategoria zwierząt, do jakich nie może się przekonać, ich śliska skóra kojarzy jej się nieprzyjemnie i miewa koszmary o Godzilli wychodzącej spod jej łóżka i raczącej się jej kolacją, a tego na pewno nie zniesie. Gdy odleciała przy naszym wspólnym stole, przyśnił jej się taki koszmar. Obudziła się nagle i, szukając ratunku, wbiegła do toalety, schowała głowę w klozecie i nakryła się pokrywą, myśląc, że dzięki temu była niewidoczna. Znaleźliśmy ją tam nad ranem – plus był taki, że zaoszczędziła czas, jaki musiałaby poświęcić na mycie włosów. 

Jednak nie był to koniec przygód. Jakże by mógł być? Tommy też dostał chęci na zwierzenia i wyjawił, że czasami czuje się samotny, ponieważ ze względu na zapach, jaki wydziela przez okrągły rok, ludzie niechętnie się do niego zbliżają.

- Wiesz, kochanie. Jak wietrzysz ubrania zamiast prać, bielizny nie odświeżasz nigdy, uważając, że jest to zbyt osobista część garderoby, by się z nią rozstawać, to raczej nie dziw się innym. Śmierdzisz - powiedziałam mu prosto w oczy, kładąc na pocieszenie dłoń na ramieniu. 

- Już raz mu to powiedziałaś, pamiętasz? - mruknął mi na ucho Nikki. - Nie miał innego wyjścia, jak tylko nauczyć się z tym radzić i ilekroć zostaje sam, wyciąga małe lusterko i stawia je na stole, po czym wita się ze sobą jak z dawno niewidzianym znajomym. W barze zawsze zamawia dwa piwa, ale kiedy po wypiciu obu zaczyna sam siebie prosić do tańca, zwykle zostaje brutalnie wykopany na ulicę.

Niejednego dowiedziałam się w trakcie trasy o Lee. Na przykład w praniu wyszło, że był strasznym leniem, ale jako że uważał się za wysoko rozwiniętego człowieka, musiał mieć jakieś hobby. Raz nawet zabrał mnie do miasta, by poszukać sobie jakiegoś. Po długich poszukiwaniach znalazł wreszcie najmniej dla siebie męczące zajęcie, jakim było przysypianie gdzie się dało, najchętniej na przystankach MPK, bo twierdził, że w ten sposób ma żywy kontakt z tłumem. Okazało się, że robił to już milion razy, a jego najlepsi przyjaciele po prostu go tam zostawiali. Wtedy Tommy czasami budził się w izbie wytrzeźwień albo na komisariacie i mocno go to dezorientowało. Gdy go odbierałam, gotów był nawet uwierzyć, że ujawniły się w nim umiejętności teleportacji i marzył o pokazywaniu swych zdolności w cyrku, ale kiedy wymusił na mnie, żebyśmy tam pojechali, cyrkowcy zaproponowali mu tylko posadę czyściciela lokum dla skunksów.  Lee był tym tak załamany, że wpadł na pomysł kradzenia ludziom czapek z głów.

- Później je rozpruję i przerobię na zimowe gacie, albo też szprychy od rowerów, które następnie zezłomuję! Kochanie, mówię ci. Niewykluczone, że kiedyś zbiję na tym fortunę - tłumaczył mi, siedząc w taczce, którą pchał Slash. Po wyciągnięciu go z rowu musiałam go jakoś przetransportować, a to był jedyny rozsądny pomysł. 

Następny w kolejce do pijackich wyznań był Slash, który jakimś cudem przedostał się z kanapy na dwór przed domem, gdzie siedzieliśmy na trawie. Gdy tylko opadł za mną, przytulając od tyłu, bąknął:

- Trzeba niestety z przykrością przyznać, że mam problem z alkoholem i to duży. Nie potrafię rano wstać z łóżka jeśli nie wypiję przynajmniej dwóch piw i tylko to pozwala mi stanąć w pionie. Potem jest już tylko gorzej, muszę mieć zapewniony stały dopływ alkoholu.

Twierdził, że fatalnie znosi kaca, a najlepszym sposobem, by do niego nie dopuścić, było nieprzerywanie picia, więc stosował się do tej zasady z wielką ochotą. Nie oznaczało to jednak, by alkohol w czymś mu przeszkadzał, gdyż Slash funkcjonował zupełnie normalnie, a czasem nawet miał szybsze reakcje niż inni ludzie, choć kiedy był zmęczony, zdarzało mu się pomylić sedes z fotelem, ale do tego wszyscy już przywykli. Mimo nieciekawego stanu, Hudson był bardzo towarzyski i chętnie dyskutował na poważne tematy. Chwalił się, że odwiedza gimnazja i wdaje się z gimbusami w pyskówki. Stwierdził, że to rozwija go intelektualnie. Rzeczywiście, trudno było go przegadać, a kiedy skończyły mu się argumenty, skopał swych oponentów po kostkach, więc wyszło, że postawił na swoim.

- Kurwa! - wydarł się Sixx, który właśnie był takim oponentem. - I ty się kurwa dziwisz, że ludzie się ciebie boją! Pamiętasz jak ktoś przez pomyłkę zaparkował na twoim miejscu? Następnego dnia znalazł na masce swojego samochodu pogróżkę w postaci martwej muchy. Wszyscy wolą zrobić, co chcesz, byle tylko ci się nie narażać! 

Słuchałam tego wywodu i nie wiedziałam, w którym momencie Sixx zaczął mieć bekę z pijanego Slasha. Posłałam Nikkiemu porozumiewawcze spojrzenie. Ten wyszczerzył się do mnie i podał butelkę wódki. Pociągnęłam dużego łyka, aż rozbolało mnie gardło. Faktem było, że Slash najpierw działał, a potem myślał. Nigdy nie można było być pewnym, czy w najweselszym momencie imprezy nie zdecyduje się wskoczyć w ubraniu do basenu… Pompowanego na główkę, stojącego w pokoju Vince'a. Podobno urządzał tam niezłe jacuzzi. 

W końcu z otchłani domostwa wynurzył się nie kto inny jak Mick. Ten to miał przechlapane w życiu! Ponieważ jego imię było bardzo często spotykane, kiedy krzyczał ktoś za nim na ulicy, oglądało się co najmniej pięć osób. Przez to marzył, by się wyróżniać i myślał, że jest wyjątkowy. By podkreślić, że był księciem w swej własnej bajce, założył papierową koronę, a potem upił się z nami w sztok, bo jak każdy z tego towarzystwa miał do tego duże skłonności. O Marsie na przykład podczas trasy dowiedziałam się, że często pijał do lustra, wychwalając własną urodę i prowadząc filozoficzne konwersacje z pustą puszką po piwie. Miał też wiele poszanowania dla surowców wtórnych i kiedy już puszka nie mogła go niczym zaciekawić, oddawał ją na złom, najpierw ją jednak rozcinał przy pomocy nożyczek do paznokci i dokładnie wylizywał, by nie uronić ani jednej kropli piwa. Utylizacja odpadów była jego jedynym źródłem dochodów poza graniem, dlatego starał się pozyskiwać ich jak najwięcej, zarobione w ten sposób pieniądze inwestując w kolejne puszki. Na tym potrafiło mu zejść parę tygodni, podczas których nie opuszczał swojego świata, a kiedy już wracał do rzeczywistości, wyglądał, jakby wrócił z podróży na księżyc – blady, z podkrążonymi oczami i twarzą upstrzoną fioletowymi cętkami. Dzięki temu na pewno się wyróżniał, a także dzięki swemu specyficznemu ubiorowi. Mick od zawsze cenił sobie ekstrawagancję i nie lubił nosić tego, co wszyscy, więc zdarzało mu się niekiedy ubierać spódnice wygrzebane z dna szafy babci, najchętniej zszyte z kolorowych łatek, a do tego siatkowe bluzki na ramiączkach, bez względu na porę roku. Do tego kochał ozdoby, najlepiej własnoręcznie wykonane z – jakby mogło być inaczej! – surowców wtórnych. Szyję ozdabiał naszyjnikiem z kapsli od butelek, a za kolczyki służyły mu korki od szampana, do których przyczepiał haczyki na ryby. Właśnie takie kolczyki zrobiłyśmy mu między innym z Konopką na imieniny. Pierwszy raz widziałam wtedy, żeby Motley płakał. Jak się też okazało uwielbiał także muzykę, najbardziej chóry gregoriańskie, co w połączeniu z alkoholem wprowadziło go w taki trans, że poderwał się z trawy, wyszedł na ulicę i tańczył w rytm swojej wewnętrznej melodii, uśmiechając się do obcych w demoniczny sposób i myśląc, że był bardzo uwodzicielski. 


- Ten nasz tajemniczy Mars marzy o romantycznej miłości i zwykle spotyka ją gdzieś w kartonie po lodówce albo na śmietniku, nic zatem dziwnego, że jest tam częstym gościem - rzucił Tommy, gdy podziwialiśmy szamańskie wygibasy Micka. - Ej! Nie wiem jak wy, ale brakuje mi w naszym wieczorze wyżaleń tutaj o, proszę panny Sambory i Sixxa fiuta!

- Ja nie mam zamiaru nic mówić! - zaoponował Nikki, patrząc groźnie na Lee.

- Jak ty nie chcesz, to sam to zrobię za ciebie - powiedział Tommy, zupełnie nie przejmując się basistą. Ten jako tako wstał i oddalił się w bliżej nieznanym kierunku, tłumacząc, że nie ma sobie nic do zarzucenia. Gdy tylko zniknął, Lee chrząknął i zaczął swój wywód o Sixxie.

- Nikki to imię staroświeckie i tak też zachowuje się noszący je człowiek. Już jak młody chłopiec zachowywał się jak zramolały dziad i uważał, że przeżył już wszystko, co było do przeżycia. Często wspomina czasy wojny jakby tam był i opowiada, jak to w siedemdziesiątym piątym strajkował na pobliskim targu po podniesieniu cen czarnej rzodkwi, którą karmił swojego królika, choć wszyscy wiedzą, że panicznie boi się gryzoni. Uchodzi za dziwka, nie tylko przez to, ale  w ogóle jest specyficzny i można to zauważyć na pierwszy rzut oka. Nosi dziwne, szarawe ubrania, które wyglądają, jakby je znalazł w kuble PCK, ewentualnie ukradł jakiemuś bezdomnemu i taki też zapach wydzielają, bo Nikki chce zaoszczędzić wodę i nigdy ich nie pierze. Wydaje mu się, że nie widać na jego ciuchach brudu, ale ma rację – tylko mu się wydaje. Ponieważ jednak stara się nadążać za postępem, jego ulubioną rozrywką jest oglądanie telewizji. Potrafi spędzać przy telewizorze całe dnie, siedząc tak blisko, że czubkiem nosa dotyka ekranu, a włosy jeżą mu się jak naelektryzowane – jako jedyny z nas nie musi ich tapirować. Jest żądny wiedzy o świecie, dlatego telewizor jest dla niego prawdziwym oknem na świat. Namiętnie ogląda wszystkie programy, z jakich może dowiedzieć się czegoś ciekawego, czyli seriale, a żeby dobrze zapamiętać, co w nich zobaczył, nie opuszcza żadnej powtórki. Jeśli przedawkuje jakąś z oper mydlanych i nie może spać, bo rozmyśla o Hiszpance, w której skrycie się kocha, ogląda programy kryminalne i utożsamia się z psychopatycznymi zabójcami. Potem idzie do swego pokoju i odgrywa obejrzane scenki dla swoich misiów i lalek z dzieciństwa, po czym jest tak przerażony, że nakrywa się kołdrą wraz z głową, co może kiedyś skończyć się uduszeniem jeśli na obiad zje fasolę.

- Eeee... Tommy. Sorka, że ci przerwę, ale zdajesz sobie sprawę, że nie mamy telewizora? - mruknął Mars, odprawiając swoje dzikie densy dookoła nas. Perkusista zbył go machnięciem ręki. No, tak. Dzięki temu jego opowieść stała się jeszcze bardziej ciekawsza.

- W pracy nie liczy się dla niego płaca, ale to, by stale wykonywać takie same czynności. Jeśli zaś wykonywana czynność nie satysfakcjonuje go, może zostać panem do towarzystwa jakiejś bogatej, starszej pani i często właśnie tak toczy się jego życie. Z partnerką ma wiele wspólnych zainteresowań, wymieniają się doświadczeniami z okresu międzywojennego, lecz mogą między nimi powstawać pewne animozje na skutek zamiany sztucznych szczęk, trzeba bowiem wiedzieć, że Nikki miał pełen garnitur sztucznych zębów już koło dwudziestki, a ponieważ ma słaby wzrok, nie odróżnia swoich zębów od protezy partnerki.

- I to już koniec? - spytała Jackie, która leżała na plecach na trawie i podziwiała gwiazdy. - Sądzę, że każdy chciałby posłuchać trochę narzekań Sambory.

Od razu kilka głosów zaczęło się przekrzykiwać jaki to wspaniały pomysł i koniecznie muszę się przed nimi otworzyć. 

- Wiecie, co? - rzuciłam. - Ja chyba pójdę sprawdzić, czy Sixx nie umarł.

- Ha! Widzicie! - wrzasnął nagle Lee. - Ona nigdy nie traci kontroli! Lubi spożywać alkohol, ale nawet w stanie upojenia trzyma fason i nie budzi się następnego dnia z dziesięcioma obcymi osobami w łóżku. Podziwiam. Takiego kontrolowania swoich poczynań po obłożeniu używkami można nauczyć się... No cóż, tego nie można się nauczyć, to po prostu trzeba umieć.

- Ja już podziękuję. Wystarczająco się nasłuchałam! - powiedziałam, próbując wstać. Musiałam się nieźle natrudzić, bo kilka par rąk wystrzeliło w moją stronę i próbowało mnie powstrzymać. O, nie! Ja się nie dam! I praktycznie musiałam przed nimi zwiewać. Jednak ludzie byli tak pijani, że przesunięcie tyłka o parę centymetrów graniczyło z istnym zdobyciem Mont Everestu, a co dopiero wstanie i ściganie przyszłej ofiary. Z butelką w ręku skierowałam się w stronę wejścia do domu. Z tego, co pamiętałam właśnie tam udał się Nikki. Weszłam do środka i mimowolnie skierowałam się w stronę kuchni. Albo tego, co miało nią być. Włączyłam światło i zaczęłam przeglądać stojące tam butelki, szukając cennego alkoholu. Odwróciłam się, żeby zobaczyć czy coś zostało w lodówce, gdy o mało nie dostałam zawału! Wrzasnęłam, wypuszczając trzymaną butelkę i momentalnie nieruchomiejąc. Przez szybę w drzwiach kuchni zaglądał nie kto inny a Ambruse!
- Neil! - krzyknęłam bardziej ze strachu niż złości. Wciąż waliło mi serce i nie mogłam opanować drżenia ciała. Gdy chłopak wszedł do kuchni, otrząsnęłam się i rzuciłam już spokojniej, ale ciągle nie mogłam wyjść z zaskoczenia:

- Gdzie ty byłeś? Myśleliśmy, że się zgubiłeś! Jak się tu dostałeś?

- A, bo ja wiem! - rzucił głośno chłopak, wymachując mi przed nosem dwoma butelkami wódki. - Idę ja sobie proszę ciebie za wami, a tu nagle normalnie SRU! Walnęło jak z kolektora! Coś mnie pociągnęło w krzaki, chwilę tam połaziłem i co? I jestem!

Oj, tak. Ambruse był z siebie niezmiernie dumny. Jednak widać było, że nie miał jeszcze dosyć. Spytał tylko czy mam jeszcze trochę alkoholu, a gdy wskazałam mu piękny zastęp żołnierzy w lodówce, myślałam, że rozpłacze się jak małe dziecko. Wyciągnął dwie butelki - jedną czystej, drugą bodajże whiskey, po czym spojrzał na mnie i spytał:

- To, co? Gdzie teraz? 

W tej samej chwili do kuchni wpadł na kozaka Sixx. 

- My się chyba nie znamy. Nikki jestem - rzucił, mierząc od góry do dołu Neila. Zrobił tak chyba z pięć razy, zanim podał Ambruse'owi rękę. - Rozumiem, że nie wracamy do tych pojebów. Idziemy do mnie. Wyłammy się! - wydarł się tak głośno i tak nagle, że myślałam, że ogłuchnę. Przez dobrą chwilę głośno mi piszczało w prawym uchu. 

- Tak! Niech zapanuje anarchia! - zawtórował mu Neil, po czym obaj wzięli mnie między siebie i dosłownie wynieśli z kuchni. Nie piliśmy jednak długo, gdy okazało się, że Mars dostał drgawek od tego swojego dzikiego tańca do gregoriańskiej muzyki i trzeba go było zawieźć do szpitala. Jackie zasnęła, więc zdecydowaliśmy, że zostanie z nią Neil, a reszta pojedzie. W samochodzie Motley'ów nie było siedzeń, więc ktoś wpadł na pomysł, żeby wsadzić do środka kanapę. Lee razem ze Slashem wynieśli sofę na zewnątrz, jednak gdy chcieli wepchnąć ją do auta, Tommy zawołał:

- Hudson! Tu jest jakiś pasażer na gapę! Chodź! Zrzucimy go na trawę!

- Ok!

Jak się okazało następnego dnia, gdy wróciliśmy ze szpitala razem z Mickiem, Lee, Nikkim i Slashem tym maruderem był nie kto inny a Duff. Wszyscy o nim zapomnieli. O dziewiątej rano wciąż leżał tam gdzie wyrzucili go w nocy Tommy z Hudsonem. Spał jak gdyby nigdy nic na trawie metr od chodnika, a zaskoczeni przechodnie mijali go szybki krokiem z niesmakiem na twarzach. Jednak nic poważniejszego od kaca mu nie groziło. Tak samo zresztą jak Marsowi. Doktor powiedział, że Mick musiał wstrzyknąć sobie w nogi zastrzyk zwiotczający mięśnie, co nam wyglądało jakby dostał padaczki. Przez całą drogę powrotną nikt się do niego nie odzywał. 

Mimowolnie uśmiechnęłam się pod nosem na te wspomnienia. Przespałam niecałe cztery godziny w szpitalu, pojechałam do Hellhouse, przebrałam się i zaraz pędziłam do Natalii. Której nie było. Zerknęłam jeszcze raz na drzwi. Trudno. Co mi szkodzi jeszcze raz zapukać? Najwyżej jej nie będzie. Stanęłam przed wejściem i już chciałam zapukać, gdy drzwi gwałtownie się otworzyły i wypadł z nich Axl. Chyba nawet mnie nie zauważył, bo wyminął mnie z prędkością pioruna i zniknął gdzieś na ulicy. Stałam przed dobrą chwilę jak wryta, gdy w miejsce Rose'a pojawiła się Konopka. Wyglądała na zdenerwowaną. I to jak! Buchała od niej żądza krwi. Nawet nie zdążyłam się uśmiechnąć, gdy burknęła, obrzuciwszy mnie wrogim spojrzeniem:

- Spóźniłaś się!

- Wybacz - bąknęłam, uśmiechając się lekko, żeby rozładować atmosferę. - Byłam tutaj punktualnie, ale nie otwierałaś, więc...

- A więc to tak! Więc to wszystko moja wina? Zawsze się mylę, tak?! - krzyknęła i nim odpowiedziałam, zatrzasnęła mi drzwi przed nosem, zostawiając mnie zdezorientowaną i kompletnie zbitą z tropu. Jeszcze minęło jakieś dziesięć minut zanim otrząsnęłam się z tego dziwnego szoku i wróciła mi władza w kończynach. Spojrzałam na bukiet polnych kwiatów, które trzymałam w dłoniach. Zostawiłam je przed drzwiami, odwróciłam się i odeszłam, nie oglądając się za siebie.

niedziela, 21 września 2014

..::36::.. część II

Perry... Perry co:
Masz, Parlay. Czytaj xD i komentuj na bieżąco.
To nawet nie jest połowa...
Wgl Perry zaczyna spamić artem!
Pzdr dla wszystkich Czytających ten shit!


Zamknąłem oczy i po chwili wstałem. Było tak ciemno, że nie widziałem nawet swoich włosów opadających na twarz. Wymacałem spodnie na podłodze i tak samo wciągnąłem je na tyłek. Zapiąłem i od razu wyciągnąłem się, żeby usłyszeć jak mój kręgosłup chrupie.

- Ej, Mandy - szepnąłem w stronę łóżka. - Śpisz?

Nic. Nawet najmniejszej reakcji. W sumie większość lasek uderzała w kimono po takim zabójczym seksie. Tak. McKagan, master dogłębnych doznań. Nie, żebym się chwalił czy coś, ale sto procent zadowolonych użytkowniczek chyba o czymś świadczyło. I z tym się nie dyskutuje! Wziąłem jakąś koszulkę z poprzedniego dnia, powąchałem, nie capiła, więc ubrałem. Na to narzuciłem moją skórę, bo katana gdzieś się zawieruszyła i wyszedłem na zewnątrz. Późna wyprawa po najważniejszy płyn mojego życia była najlepszym pomysłem na spędzenie reszty nocy. Spojrzałem na słabo oświetlony chodnik. Leżała tam pusta puszka po miejscowym piwie. Leżała mi na drodze, więc lekko kopnąłem ją w stronę śmietnika. W sumie ta cała ekspedycja po wódkę za chwilę miała dobiec końca, bo nasz osiedlowy sklep monopolowy znajdował się tuż za rogiem. Zacząłem wymieniać w głowie znajomych. Najbliżej mnie mieszkał Axl z Natalią. Ale laska była w ciąży i na pewno dostałbym zjeby od Rose'a, gdybym się pokazał tam o tej godzinie. Albo co gorzej Konopka by mnie zabiła. Więc odpada. Definitywnie. Potem był Adler. Jego nie było w mieście. Super. Naprawdę przegenialnie! Izzy? Kurwa! Nie wiedziałem, gdzie mieszka Stradlin! Miał swoją dziewczynę, więc pewnie rezydował u niej, ale za cholerę nie miałem pojęcia, w którym miejscu. Zajebiszczacko... A więc został Hudson. Ten cwel na pewno nie spał. Zatrzymałem się. W sumie nie był to taki najgorszy pomysł. Razem z moją wódką, jego whiskey i czerwonymi malborasami na pewno świetnie byśmy się bawili. Wyszczerzyłem się.

Po pięciu minutach trzymałem już butelkę czystej w spodniach. Wetknąłem ją sobie za pazuchę z tyłu. Czułem się prawie jak gliniarz z glockiem na dupie. Z nieznikającym bananem na ryju, wszedłem w światło ulicznej latarni i od razu przyspieszyłem, słysząc stukot obcasów za plecami. Nie miałem ochoty na żadne nocne spotkania. Nie bałem się. Nie miałem czego, ale po prostu nie chciałem z nikim rozmawiać ani nikogo widzieć. Liczyła się tylko popijawa ze Slashem. 




- Hej, przystojniaku! Zaczekaj!

Udałem, że nie słyszę melodyjnego głosiku, którego właścicielka na pewno nie była za trzeźwa. Przyspieszyłem, wbijając dłonie w kieszenie skóry.

- Ej, no gdzie uciekasz?! – zawołała dziewczyna, łapiąc mnie za prawą rękę. Chcąc nie chcąc, zwolniłem i spojrzałem na nią. Czerwone usta, różowe policzki i jakieś futro zarzucone na mini. Westchnąłem zażenowany. Te dziwki to już nie mają jak zwracać na siebie uwagi, pomyślałem, wyjątkowo żałując, że dałem się złapać. Obraz libacji był mi tak drogi...

- Daj spokój, Claire – mruknął, wyswobadzając się z uścisku. – Od dwóch lat okupujesz tę ulicę i nikt prócz tirowców nie pragnie poznawać się z twoimi mendami.

Dziewczyna o dziwo nie obraziła się, tylko zachichotała. Wydało mi się to potwornie niesmaczne i wyuczone. Zupełnie jakbym powiedział coś zabawnego. Uśmiechnąłem się krzywo.

- Na razie – rzuciłem, pragnąc pozbyć się tej przylepy. I dodałem:

- Uważaj na siebie.

Wiedziałem, co dziewczynom w jej wieku mogą zrobić faceci. Sam niedawno pobiłem się z jakimś zboczonym trzydziestolatkiem, który napastował od jakiegoś czasu naszą sąsiadkę. Instynktownie dotknąłem lewego policzka. Choć już nic nie czułem, wiedziałem, że zielone limo wciąż tam jest. Odwróciłem się i nasłuchiwałem tylko czy jeszcze za mną idzie, ale nic nie słyszałem. Odetchnąłem z ulgą. Wyciągałem nogi, by jak najszybciej zniknąć za zakrętem. Minąłem pocztę na rogu, gdy usłyszałem za sobą głos jakiegoś faceta. Mimowolnie odwróciłem głowę i zobaczyłem Claire jak wsiadała do jakiegoś pickupa. Nie szanowałem tej dziewczyny. Jednak zrobiło mi się jej żal. Dla dziewczyn takich jak Claire nie było przyszłości. Jedyne co mogły to wyjechać do dużego miasta i zatrudnić się w jakimś większym burdelu.

Machnąłem głową, odrzucając przydługą grzywkę i wszedłem w ulicę Roosvelta.

***

Nie wiem, ile trwała nasza podróż do Scream, ale nie minęło wiele czasu, gdy staliśmy niecałe dwadzieścia metrów od wejścia. W sumie nie wiedziałam, czemu się zatrzymaliśmy, ale po chwili zorientowałam się, co było powodem.

- Kurwa. Nowi bramkarze... Nie mamy kasy na wejście, a chłopaków nie wpuszczą ci faceci - rzuciłam nie wiadomo po jaką cholerę, wskazując barczystych koksów na bramce.

- Nie jest tak źle - mruknęła Jackie, puszczając mi porozumiewawczo oczko. Uśmiechnęłam się do niej szeroko.

- Chodź zabajerujemy ich i wejdziemy za friko.

- Już to widzę jak my ich bajerujemy, ale ok.


- Trudno. Od czego masz cycki i tyłek, he? - Zmierzyłam ją od góry do dołu, po czym Jackie podskoczyła jak bokser przed walką i dodała:

- Może nam się poszczęści i będą pedałami. Na pedałów to ja działam dobrze.

I zostawiłyśmy chłopaków, idąc w stronę bramkarzy. Wcielałyśmy nasz plan w życie. W pewnym momencie Jackie krzyknęła i przewróciła się tuż przed wejściem:

- Ała! Cholera!

Podbiegłam do niej, udając zatroskanie i mrugając nieznacznie do Parlay. Ta zaczęła krzyczeć jeszcze głośniej, aż jeden z abeesów nie podszedł i nie spytał czy coś się stało. Jackie z powodzeniem ciągnęła akcję pod tytułem 'Kalectwo',

- Nie, nic ważnego, ale właśnie coś mi się stało w kostkę. Tak. Niezdara ze mnie. Nie. Szpital za daleko. Macie w środku apteczkę? Bo widzi pan - moja koleżanka to studentka położnictwa i zna się na ranach. Ale my musimy tam wejść! Dziękuję bardzo!

- Tylko w środku jest czasami niebezpiecznie - burknął ochroniarz, patrząc na nas dwie jakbyśmy były porcelanowymi laleczkami. Jackie od razu zaprzeczyła:

- Ale my sobie poradzimy w środku!

Wydawało mi się to idealną okazją, żeby wepchnąć w to wszystko jeszcze Slasha i Neila. Nawet jeśli my dwie tam wejdziemy, oni będą dopiero za dwie godziny jeśli skombinują jakąś kasę. Nie miałam zamiaru tyle czekać i pozwalać, żeby nasi przedstawiciele płci brzydkiej marzli na zewnątrz, kiedy my będziemy się świetnie bawić w Scream.

- No ale jak już pan o tym wspomniał, to może udałoby mi się wprowadzić moich przyjaciół - powiedziałam, poprawiając włosy i wskazując Slasha i Ambruse'a. - O tamtych dwóch. To geje. Jeden jest głuchy, a ten czarny to niemowa.

- Jak chcecie. Ja nic o tym nie wiem - powiedział koks. Nie wierzyłam, że facet nabrał się tak tępawy i absurdalnie przewidywalny plan! A jednak to trzeba być debilem, żeby dać się na coś takiego nabrać. Nasze szczęście! Zostawiłam na chwilę umierającą Jackie z bramkarzem i podbiegłam do naszych mężczyzn. Po krótce objaśniłam, co jest grane, po czym złapałam obu za ręce i rzuciłam:

- Chodźcie, chłopaki! Wpieeeerdalamy na imprezę!


Pomogliśmy wstać Parlay, po czym weszliśmy do środka wcześniej wyposażeni w wejściówki dane przez ochroniarza i od razu skierowaliśmy się w stronę naszego stolika. Slash poszedł z Jackie na plecach z przodu, a my z Ambrusem zostaliśmy w tyle. Wejściówki wyglądały jak małe flagi. Dostaliśmy tylko trzy, więc zgodziłam się być osobą bez. Już i tak byliśmy w środku, więc po co była mi ta gówniana przypinka? Ale Neil od razu musiał dorzucić swoje trzy grosze z miną niegrzecznego chłopca.

- Mam wejściówkę. A ty nie - śpiewał jak zwycięzca. Śmiał się ze mnie jakbym była jakaś gorsza. Bardzo chciałam mu odpowiedzieć coś niemiłego, żeby zmyć mu z twarzy ten głupawy uśmieszek, od którego licealistki dostawały orgazmu.

- Wiesz... To wcale nie było zabawne, Ambruse - rzuciłam, patrząc na niego wrogo. Jednak tak mnie rozczuliła ta jego mina, że nie mogłam tak długo wytrzymać. Odwróciłam głowę i parsknęłam śmiechem pod nosem.

- Ha ha, kochanie! Mam cię! - krzyknął z radością sześciolatka, a ja się poddałam, bo Slash darł mordę z loży i kiwał w naszą stronę. W klubie było pełno ludzi, więc żeby się nie zgubić Neil złapał mnie za rękę i zaczął przepychać się w stronę schodów, ciągnąc mnie za sobą. Gdy w końcu doszliśmy do reszty okazało się, że jakaś gówniarzeria okupywała nasze miejsca.

- Chodźcie. Jakieś dziadostwo zajęło nasz stolik - mruknęła Parlay, mierząc błogo nieświadomych ludzi swoim zabójczym wzrokiem. - Slash, Neil róbcie, co do was należy! - rozkazała.

Po chwili siedzieliśmy już wygodnie na półokrągłej kanapie dokładnie w takim samym układzie jak za pierwszym razem - Slash, ja, Jackie i Neil. Obie z Parlay zdjęłyśmy kurtki, a Hudson objął mnie ramieniem. Gdy musnął palcami moją szyję, drgnęłam. Nie było to spowodowane tylko jego dotykiem. Nagle w tym momencie przypomniała mi się Natalia. W trakcie ostatniej trasy nie odstępowałam jej na krok, a nie było to łatwe. Zmieniała nastroje jak burza, wymiotowała jeszcze częściej niż zapijaczeni Gunsi i latała po sklepach z ubrankami dla maluchów. Oczywiście nic nie kupowała, ale mogła oglądać te małe ubranka cały dzień. Gotowałam jej jak tylko była okazja, a Konopka zjadała podwójne porcje i czasami krzyczała o więcej. Uśmiechnęłam się pod nosem. Jutro miałyśmy spędzić znowu cały dzień razem. Cieszyłam się, że ją zobaczę. W końcu nie widziałyśmy się od powrotu do Los Angeles, czyli od wczoraj rana. A dla naszej dwójki to było już poważne rozstanie grożące rozpadem małżeństwa. Obiecałyśmy sobie, że już nigdy się nie rozstaniemy. Słodko, ale to był najważniejszy związek w moim życiu. Natalia stała nawet przed Duffem. Kiedy jeszcze byliśmy razem. Duff... Mieliśmy etap 'najlepszych przyjaciół'. Naprawdę chciałam, żeby w to wierzyć! Czasem myślałam nad tym całymi nocami. Dobrze nam się rozmawiało i zgodziliśmy się, że zaczynamy od nowa...

- Dobra! To, co zamawiamy? - szturchnęła mnie Jackie, wyrywając z zamyślenia.

- Hm? - mruknęłam, patrząc na nią nieobecnie. Ta pokręciła głową, dała buziaka w policzek i powtórzyła pytanie.

- A ile mamy kasy? - dołączył się Ambruse.

- No i jeszcze można poczekać na Izzy'ego. - Slash pochylił się w naszą stronę.

- Czekaj, czekaj. Niecałe trzy dolary? - bąknęłam, wyciągając pieniądze na stolik i szybko przeliczając.

- Chwila, może mam jakiś hajs w kieszeniach. Kurwa. Coś mam! Czekajcie. No to mamy niecałe cztery dolary w sumie.

- Później będziemy się o kasę martwić. Idzie kelnerka - rzucił Slash i przybili sobie głośno nad stołem z Neilem piątki. Faceci... Anorektycznie wyglądająca blondynka podeszła z grymasem na twarzy i spytała, co bierzemy.

- To jak? Slash - whiskey? Ambruse? Ja poproszę wódkę, a dla ciebie Sambora? Sambora! Zaćpałaś?!

Dopiero po chwili zorientowałam się, że Jackie coś do mnie mówiła.

- Nie? Dlaczego? Ja też poproszę wódkę - rzuciłam i niemal momentalnie spuściłam wzrok. Bawiłam się długim naszyjnikiem w kształcie pistoletu, który dostałam od Stevena i Izzy'ego z okazji dwudziestych urodzin.

- Tylko wiecie, że to było w marcu, a teraz mamy październik - powiedziałam, stojąc przed nimi z fikuśnie zapakowanym prezentem.

- No to czeka nas zaległa impreza! - wrzasnął Adler, a Izzy tylko uśmiechnął się tajemniczo. Instynktownie rozejrzałam się po Scream, szukając mojego czarnego milczącego dealera. Niestety wszędzie było tyle ludzi, że nie ogarniałam nawet najbliższych stolików. Blondynka z krzywym wyrazem twarzy odebrała zamówienie i poszła.

- Dzięki! Bez łaski! - wrzasnął za nią oburzony Slash. - Kurwa co chwila zmieniają kelnerki! Widzieliście to?! Sztywna jakaś.

- No, fakt - dorzuciłam, nie za bardzo wiedząc po cholerę w ogóle się odzywałam. Chyba gadałam tylko po to, żeby nie wyjść na jakiegoś nerda. - Ostatnio była tu Kate i z nią dało się więcej załatwić. Zawsze przynosiła coś ekstra. Od czasu jak Slash ją zaliczył.

Hudson odchrząknął, Jackie udawała, że podziwia sufit, a Ambruse jako jedyny potwierdził moje słowa:

- Pewnie dlatego jej nie ma. Za dużo z niej wyciągaliśmy.

Nagle zobaczyłam cudem kogoś w tłumie i podskoczyłam.

- AAAA! Zobaczcie, kto idzie! - wydarłam się i dosłownie przeskoczyłam przez nogi Slasha. O mało, co nie wywaliłam się na podłogę, ale zachowałam równowagę i popędziłam na dół. - Zaraz wracam! - rzuciłam przez ramię, niknąc w tłumie. Nie ruszaj się!, krzyczałam w myślach, taranując wszystkich na drodze. 

***

- Te, a ta kogo znowu wypatrzyła? - spytałam, odprowadzając wzrokiem Samborę. Laska była nieźle popierdolona. Gdy spotkałyśmy się po raz pierwszy myślałam, że mnie zajebie. Ale potem uratowała mi tyłek jak spierdalałam przed policją. Śpiewanie hymnu o piątej nad ranem na schodach do posterunku policji nie był jednak takim genialnym pomysłem. Po pijackiej burdzie w Roxy, gdzie wpadłam jakiejś lasce na głowę, przechodząc górą między stolikami i o mało nie zostałam zajebana przez jakiegoś rudzielca, musiałam spieprzać przed właścicielem tego lokalu. No i zatrzymałam się dopiero przed posterunkiem policji. Od razu obudziły się we mnie patriotyczne uczucia, stąd pomysł z hymnem. Jednak nie przewidziałam tego, że trochę poprzekręcane słowa tak rozzłoszczą funkcjonariuszy.


 Gdy biegłam już prawie dwadzieścia minut, a psy siedziały mi na ogonie, obok zatrzymał się jakiś biały stary samochód, a ze środka wyglądała pannica, której o mało nie zgniotłam głowy. Wszędzie bym ją poznała. Ciemne włosy, czerwone usta i skóra były w tym mieście wszędzie, ale spojrzenie było jedyne w swoim rodzaju. Dosłownie hipnotyzowała. Gapiłam się na nią przez dłuższą chwilę, ale nie zwolniłam. Nie miałam zamiaru znowu spędzać nocy pod kluczem! Laska puściła kierownice i wolno jechała obok mnie. Wystawiła obie ręce na zewnątrz i mruknęła matowym, lekko zachrypniętym głosem:

- Może wsiądziesz?

Wyglądała na zabójczynię. Miałam wybierać między grubą, zboczoną psiarnią albo nieznajomą morderczynią z zajebistym wózkiem. Raz się żyje, Parlay! Przeskoczyłam przez maskę i wsiadłam po drugiej stronie tego cudeńka. Nawet jakby miała mnie gdzieś wywieźć i zajebać siekierą, chwila w tym aucie uczyniłaby mnie spełnioną. Jeśli umierać, to tylko tutaj! Dziewczyna puściła na całą parę Born To Be Wild, przycisnęła gaz do dechy i wyciągnęła paczkę papierosów. Naprawdę przeleciało mi przez myśl, że to jakiś kurwa szpieg i zostałam wciągnięta w międzynarodową tajną operację, zagrażającą całemu światu! Wyjęła zębami malboro, rzuciła mi resztę na kolana, odpaliła, a potem zmieniła bieg. Nawet nie zwolniła, gdy wyjechała na główną ulicę.


- Kurwa! - wrzasnęłam, przeciągając 'u' niemiłosiernie długo. Dopiero gdy jako tako się uspokoiłam, laska wskazała mi fajki i rzuciła:

- Częstuj się. 

A co jak były jakieś zatrute czy coś w tym guście? Parlay, ogarnij dupę! To tylko fajki. Jednak przypomniałam sobie, że mam swoje. Różowe. Kiedyś siedziałam w kiblu i z nudów oglądałam tę paczkę. Oto co z niej wyczytałam 'Niezależnie od płci czy orientacji seksualnej, niezależnie, czy miejscem zamieszkania jest Paryż, Amsterdam czy Barcelona nasz papieros jest międzynarodową przyjemnością, więc BE DIFFERENT BE PINK.' Fakt. Moje różowe włosy powodowały, że ludzie postrzegali mnie jako jakieś dziwadło. Nawet własna babcia nazwała wnuczkę odmieńcem. Zajebiście, babciu. Byle tak dalej! 

- Nie, dzięki - odpowiedziałam cicho. Taki miałam głos. Zupełne przeciwieństwo mojego kierowcy. Czułam się przy niej jak dziewczynka, ale szybko pozbyłam się tego uczucia. Była starsza, miała większe cycki i miała zajebiste auto, które prowadziła jak rajdowiec. Nie dziwne kurwa, że poczułam się przez moment jak dzieciuch. I uświadomiłam sobie, że nie mam prawa jazdy... - Mam swoje.

- Chyba już ich nie ma - powiedziała laska, patrząc w lusterko. No, tak. Mówiła o gliniarzach. Właśnie, Parlay! Gdzie twoja kultura?! Powinnaś podziękować, a nie papieroski jarasz! - Nieźle ich wkurwiłaś skoro gonili cię samochodem - dodała, odgarniając włosy. Zajebiste włosy trzeba dodać.

- Chciałam ci podziękować. Gdyby nie ty, znowu siedziałabym tam dwa dni - powiedziałam, patrząc na jej profil. - Dodałam parę niecenzuralnych słów do hymnu i od razu pościg urządzili.

- No, proszę. Wiozę recydywistkę. - Dało się słyszeć w jej głosie nutę rozbawienia. W sumie nie była już taka groźna.

- No i sorka za to w klubie... - dodałam, patrząc na nią z rezerwą. Jakby co, trzeba będzie wyskakiwać z samochodu! Ale nie musiałam robić takich niebezpiecznych manewrów, bo laska się roześmiała. Miała. Zajebisty. Śmiech. 



- Nie takie rzeczy się przeżywało, bejbs! - rzuciła wesoło, patrząc na mnie swoimi niebieskimi oczętami. Nie miałam wyboru jak też się uśmiechnąć. Zrobiłam to tak nieporadnie, że wyglądałam jakbym się wstydziła. Jednak babka nic nie powiedziała, tylko skręciła parę razy i wjechała jak gdyby nigdy nic na plażę! Gdy tylko zatrzymała samochód, a piasek zazgrzytał pod kołami, wyskoczyłam z auta i pobiegłam podziwiać ocean o poranku. Było już jasno, a poranne ptaszki i lunatycy wybywali na ulicę, by zdążyć do roboty albo wyjść na spacer z wiecznie ujadającym psem. I spędziłam cudowne przedpołudnie z moją niedoszłą ofiarą stratowania. Dowiedziałam się tryliona niesamowitych rzeczy! Laska znała osobiście Mötley Crüe, The Cult, była w prawie całej Europie, jeździła z bandą jakichś obszarpańców razem z najlepszą przyjaciółką, a po zakończeniu trasy z Sixxem i resztą, wybierali się jako support dla Coopera! Guns N' Roses... Tak nazywała się ta ekipa remontowa. Chuj nie wiedziałam, o co chodzi, ale miałam zamiar się dowiedzieć. Może Neil, mój wieczny współlokator, orientował się w temacie. Dziewczyna nie mogła siedzieć ze mną w nieskończoność, bo jej przyjaciółka była w ciąży i musiała się nią zajmować, bo podobno nieźle panikowała.

- Zabrałam ją z trasy i wróciłyśmy na tydzień do domu, zrobić sobie przerwę. Nawet nie wyobrażasz sobie jak te koncerty czasem chujowo męczą - powiedziała, rysując placem po piasku. Nie! No, kurwa nie wyobrażałam! Codziennie koncerty... Spełnienie marzeń. Jeszcze takich gwiazd! Obowiązkowo musiałam ją obmacać. W końcu miała na sobie DNA bogów! 

Gdy laska odwoziła mnie do domu, wiedziałam tylko jedną rzecz - nie mogłam zaprzepaścić tej znajomości.


Teraz patrzyłam na tę samą dziewczynę niesioną na plecach przez Izzy'ego.

- Ahoj, madafaka! Mroczny gitarzysta przybył! - krzyknęła, machając rękoma na prawo i lewo. Stradlin podszedł z nią do stolika, przywitał się ze wszystkimi, po czym puścił nogi Sambory, żeby ta mogła zejść. Jak pierwszy raz zobaczyłam Gunsów w całej okazałości, byłam pewna, że Izzy był chłopakiem Sambory. Tak samo mroczny i hipnotyzujący. Na ich dwójkę mogłabym się patrzeć cały dzień i nie miałabym dosyć. Dlatego rozczuliłam się, kiedy dowiedziałam się, że są najlepszymi przyjaciółmi. Z Adlerem tworzyli specyficzny trójkącik. Jednak, gdy widziałam Samborę i Stradlina razem byłam wniebowzięta. 

- Masz hajs, Izzy? - Moje gapienie się w tę dwójkę jak w ołtarz zostało brutalnie przerwane przez Slasha. 

- Mogę wam odpalić dolara - mruknął czarny, siadając zaraz obok Sambory. Musiałam się przesunąć, żeby zrobić im miejsce. A już miałam ugrzane, goddammit! - Ej, Ang. A ta katana nie jest McKagana?

- Hę? Co ty gadasz, Izzy? - Sambora popatrzyła po sobie szybko. Powąchała katanę, po czym wzruszyła ramionami i przytuliła się do Slasha. - Ale jakiś większy problem? Mam oddać? - spytała, patrząc na Stradlina. Ten nie odpowiedział, tylko wyciągnął zza pazuchy papieroski i podał je dziewczynie. Jak Slash też chciał skorzystać, Izzy obrzucił go wzrokiem wyrażającym więcej niż milion słów i mruknął:

- Chyba cię pojebało, dziewczynko.

- Długo kurwa mam czekać na to whiskey?! - oburzył się Hudson, a wszyscy mu zawtórowali.

- Trza się nachlać! - dorzuciłam, a Izzy rzucił mi takie spojrzenie, od którego chciałam się schować za parawanem. Mimo, że wielbiłam ich z Samborą, ten koleś mnie przerażał. Nie w sensie, że się bałam, ale gdy przychodził od razu dało się wyczuć jakąś bijącą od niego aurę tajemniczej zajebistości. Wymieniłam z nim może dwa słowa, które w sumie były moim monologiem. Ta... Izzy nie był rozmownym facetem i wydawało mi się, że ma mnie za jakąś gówniarę. 'Jestem starszy, ty młodsza. Nie gadam z tobą.' - coś w ten deseń. No, ale nie potrzebowałam jego dozgonnej miłości do szczęścia.

- Idę kurwa po tę wódkę - rzuciła Sambora, podnosząc się z Hudsona i chcąc wyminąć Stradlina. Ten szybko wstał, oznajmiając, że będzie towarzyszył naszej czarnulce. 

- Przynieście mi też - poprosiłam, zwracając się oczywiście do niej. 

- Przyniosę. - Uśmiechnęła się, po czym zniknęła w tłumie ponownie tym razem ciągnięta przez Izzy'ego. Powtarzam się, ale muszę powiedzieć, że wyglądali razem zajebiście. Instynktownie spojrzałam kątem oka na Neila, który już bajerował dziewczyny ze stolika obok. Też mi przyjaciel, pomyślałam i przysunęłam się do Slasha.

- Co tam? - spytałam, opierając brodę na dłoniach. - Jak sprawy z Samborą?

Slash rzucił mi najpierw długie spojrzenie albo tak mi się wydawało. Nic nie widziałam przez te włosy! Jednak po pewnym czasie usłyszałam:

- A jak ma być? Jesteśmy ze sobą, razem mieszkamy, czasem się pieprzymy. 

- Ale tylko to?

- Wiesz jak to jest widywać swoją dziewczynę z najlepszym przyjacielem? 

Nie zdążyłam odpowiedzieć, bo oto wróciło moich dwóch maruderów z alkoholem. W sumie to chyba dobrze, że ta krótka rozmowa została przerwana. Slash się otworzył lub chciał to zrobić, a ja nie byłam najlepsza w te klocki. I kogo on w ogóle miał na myśli? Stradlina? Chyba nie sądził, że Samborę łączyło z tym ćpunem coś więcej niż przyjaźń? W dodatku Izzy miał dziewczynę. I z tego, co wiedziałam, traktował ją bardzo poważnie. To może chodziło o Duffa... Jednak blondas był tak zapatrzony w swoją żonę, a Sambora w Slasha, że było to niemożliwe. Chyba, że chodziło o jeszcze coś innego...

- Hej, ludzie! Wódka w końcu przyszła. - Agata z uśmiechem na ustach postawiła wszystko na stole. Rozstawiła przed nami szklaneczusie i otworzyła wódkę. Bez pytania, czy ktoś chce coś innego, rozlała alkohol, nie zważając na to, że część się powylewała. 

Slash złapał ją w talii i przyciągnął do siebie, wtulając twarz w płaski brzuch dziewczyny. Ta wplotła lewą dłoń w jego włosy, a w drugiej ciągle trzymała butelkę czystej. Było to naprawdę rozczulające. Aż poczułam dziwne ukłucie w środku. Normalnie chciałam wepchnąć się między nich i poczuć trochę tej miłości. Ukraść ją i nigdy nie oddać. 

- Dostaliśmy ją za połowę ceny przynajmniej? - Ambruse w końcu oderwał się od laski z sąsiedniego stolika i wrócił do naszej rzeczywistości. 

- No, nie, bo chuj barman jest nowy! Wszyscy nowi kurwa! - burknął Izzy, odgarniając dłońmi włosy z twarzy. Muszę przyznać. To było przewspaniale seksowne. Przez głowę przeleciał mi pierwszy koncert Gunsów, na którym byłam. Mimo, iż na scenie praktycznie nie było słychać, co Stradlin gra, ten mroczny gitarzysta zdobył większą sławę niż reszta zespołu. Gdy jako tako go poznałam, dowiedziałam się, że dziennie wypalał więcej papierosów niż przeciętny palacz przez trzy lata. Miał zawsze kupę kasy, ale nie wiedział, co z nią robić. Często używał banknotów jako fifek do skrętów. I pewnie w większości to on był naszym sponsorem dzisiejszego chlańska. Za cztery dolary byśmy raczej tyle nie kupili... Wypiliśmy trzy kolejki i wódka się skończyła. Jako, że ze mnie drobna osóbka, alkohol szybko uderzył mi do głowy i mruknęłam nieco poirytowana:

- Jestem zła w chuj. Potrzebuję dobrego ruchania.

- Ej, co kurwa? - rzuciła Agata, o mało nie krztusząc się swoim papierosem. Myślałam, że nie usłyszy. Była zajęta rozmową z Izzym i Slashem, ale jednak się przeliczyłam. - Co jest, Parlay?

- To kurwa! - wyrwało mi się, zanim zdążyłam ugryźć się w język. 

- Co my wszyscy tacy rozpierdoleni? - spytał Neil, patrząc na mnie z ukosa. Rzadko pieprzyłam takie głupoty nawet po pijaku, ale tej nocy musiałam mieć jakiś kryzys. Amruse trącił mnie łokciem, a ja od razu zdzieliłam go w ramię. - Ej! Za co?! - krzyknął bardziej z zaskoczenia niż bólu, ale nie odpowiedziałam. Znałam się z Neilem od zawsze, ale kumplować się zaczęliśmy dopiero w liceum. Początkowo uważałam go za przypaleńca, a on mnie za gówniarę i dziwaczkę. Nasi rodzice byli dobrymi znajomymi i gdy poszłam do liceum, Ambruse dostał nakaz zajmowania się mną z racji tego, że był starszy. Był znany w naszej ciupie głównie za ciągłe kłótnie ze swoją dziewczyną, a także częste wagary. To właśnie na jednych z nich spotkaliśmy się w szkolnym miejscu dla palaczy - za budą. I przekonaliśmy się do siebie. Chociaż był trochę egoistą i lubił manipulować, zawsze chętnie mi pomagał i nie widział problemu, żeby wprowadzić mnie do swojej paczki znajomych, której przewodził. Jeszcze w pierwszym semestrze moi rodzice się rozwiedli. Ojciec wyjechał, a mama zamieszkała z innym facetem. Wtedy Neil zaproponował, żebym zamieszkała u niego. Jak się okazało, mój nowy współlokator grał na gitarze i miał sporą wiedzę o historii rocknrolla i punku. Jednym z największych sekretów Neila był jego starszy brat, Tom uzależniony od dragów. Często przyłaził do naszej nory nagrzany, a Ambruse się nim zajmował. Nie raz robił nam burdy, wyzywał mnie od dziwek, a swojego młodszego braciszka od pedałów. Przyzwyczaiłam się...

- Zróbmy rozpierdol, a potem chodźmy ci kogoś znaleźć - rzuciła Sambora, mrugając do mnie porozumiewawczo. 

- Wy mi znajdziecie menela. Sama sobie poradzę

- Może Sixx się kajś pojawi - dorzucił Neil, uśmiechając się najokropniej na świecie. Doskonale wiedział o mej platonicznej miłości do Nikkiego. - A w dodatku po, co szukasz jak masz tu trzech zajebistych mężczyzn?

- Neil ma rację. Gdzie ty patrzysz jak przy stoliku siedzi taki towar? - spytała Sambora, wskazując Slasha, Izzy'ego i Ambruse'a. Walnęłam głową w stół. Czy oni musieli mnie dobijać? - Gardzisz naszymi chłopcami, Jackie?

Podniosłam lekko głowę, rzucając jej spojrzenie zmarnowanego pijaka. I tak też się czułam, chociaż wypiłam zaskakująco mało, a oni ciągle wlewali w siebie następne kolejki.

- No, co? Lepiej się napij, kochanie.

I wyciągnęła rękę z butelką whiskey w stronę mojej szklanki. Raz dwa była napełniona, a ja gapiłam się w nią jak wół na malowane wrota.

- Ale w sumie to nie jest taki zły pomysł z tym Sixxem... - zaczęła Sambora, a ja od razu się ocknęłam. Co?! Co mówiła? Że Sixx?! Że to nie głupia myśl? Co z tego, że gadała ze Slashem. Musiałam wiedzieć, o co chodzi!

- Dobra. Idę zadzwonić - rzuciła w pewnym momencie, położyła dłoń na udzie Hudsona i wstała. Zadzwonić? Po chuja? Po męską dziwkę na telefon? I że gdzie? Halo?! Sambora! Wracaj! Odpowiedz mi telepatycznie! - Dzwonię po seks. - Uśmiechnęła się do mnie szeroko, a w oczach odbijały się światła klubu. Wytrzeszczyłam na nią gały i rzuciłam do moich męskich towarzyszy:

- Hah. Ej, też chcę mieć własną meską dziwkę! Panowie, może któryś chętny? 

Zostałam obrzucona takimi spojrzeniami jak chyba jeszcze nigdy.

-Ta, pewnie, bo dla mnie tylko pedały i hobbity! A pierdolcie się wszyscy!

- Rozpierdolili telefon, chuje. Spierdalamy? Znajdziemy budkę telefoniczną i przeniesiemy imprezę. Mam numer do Tommy'ego. - Sambora posłała mi porozumiewawcze spojrzenie. Widząc jednak moją minę, dodała:

- A ty co taka zła, Jackie?

Wzruszyłam ramionami, ale na nazwisko Tommy'ego skoczyłam na równe nogi i byłam gotowa do natychmiastowej ewakuacji! Takim to sposobem opuściliśmy Scream. Znaczy tylko nasza czwórka, bo Izzy został pilnować interesów. Jeszcze przed rozstaniem, wymienił z Samborą parę dyskretnych zdań. Byłam cholernie ciekawa, co tam knuli! Jednak nie byłam trzeźwa i mój umysł pracował na trochę innych obrotach. Szczególnie, gdy w myślach skakało mi tylko imię Sixxa.

- Slash, Neil, Sambora! Szukamy telefonu! - rozkazałam, gdy tylko wyszliśmy na ulicę. Właśnie dla takich momentów, trzymałam się blisko czarnulki!

***

A, więc byli w Scream. Napis na ścianie i strzałka z kamieni mówiły same za siebie. Gdy wszedłem do Hellhouse, drąc się, że przybyłem, przypomniałem sobie, że nie tylko Slash tam mieszkał. Agata zupełnie wyleciała mi z głowy. Jednak ani jego ani jej nie było. Już myślałem, że szedłem na próżno, gdy trafiłem na kamienie na środku pokoju. I zawędrowałem, aż tutaj. Jeszcze dwie przecznice i powinienem być. Gdy szedłem sobie ulicą, usłyszałem dziewczęcy głos i znajomy męski śmiech.

- Ech, tu nic nie ma! Hmm. Gdybym byla telefonem, to znajdowałabym się w tamtej uliczce.

- Chodźmy tam!

Zatrzymałem się. Spojrzałem w prawo. Przez boczną uliczkę widziałem jak po drodze równoległej do mojej szły dwie dziewczyny, a za nimi dwóch chłopaków. Chwilę potem już ich nie było. Scream znajdowało się niedaleko, więc całkiem możliwe, że znudzili się i wyszli. Chwilę odczekałem, jednak po chwili pobiegłem boczną uliczką, chcąc dogonić te pary. Gdy dobiegłem do końca, rozejrzałem się w prawo i w lewo. Głosy dochodziły z mojej prawej. Tak jak się spodziewałem, zobaczyłem tam Slasha, Agatę i jeszcze jakąś parę. Te fioletowe włosy na pewno należały do Jackie, a jak była Parlay nie mogło zabraknąć jej chłopaka. Czy tam przyjaciela. 

- Mamy hajs? - Sambora stała przy budce telefonicznej i patrzyła na towarzyszącą jej dziewczynę. Obie grzebały w kieszeniach, szukając pieniędzy. Jeśli mnie wzrok nie mylił, to Sambora miała na sobie moją katanę! A więc tu była moja stara przyjaciółka! Już myślałem, że ją zgubiłem. Odetchnąłem w myślach i gdy dziewczyny szukały drobnych, podszedłem w tym czasie do stojących trochę dalej Slasha i Neila. 

- Siema - rzuciłem, a Slash momentalnie się odwrócił i wyszczerzył. Rozłożył ręce i zawołał:

- Witamy, pana męża!

- Cześć, Duff - rzucił Neil, a ja kiwnąłem mu głową. 

- Co cię tu sprowadza?! - wrzeszczał Hudson, wymachując pustą butelką po Daniel'sie. Do pary wyjąłem już otwartą wódkę i podetknąłem mu ją pod nos.

- To mnie tu sprowadza, stary! - rzuciłem, uśmiechając się i dodatkowo zezując na dziewczyny. Sambora rzuciła mi krótkie spojrzenie spod rzęs, gdy wybierała numer telefoniczny, ale zaraz znowu odwróciła wzrok na cyferki. Jackie stała tyłem i nawet nie zwróciła na mnie uwagi. Ta mała była tak popierdolona, że równie dobrze mogła nic nie usłyszeć. Slash złapał mnie za szyję i przytulił do siebie. Jednak zrobił to tak nagle, że o mało nie wypierdoliłem się na pysk. 

- Kurwa! - rzuciłem, wyswobadzając się z uścisku. Wyprostowałem się, odchrząknąłem i napiłem się wódki. - A one czym się tam zajmują? - mruknąłem, wskazując na dziewczyny i przekazując czystą dalej. 

- Sam posłuchaj - roześmiał się Neil. Kurwa. Kim on był dla Jackie, bo już zapomniałem?! No, nieważne. Podeszliśmy trochę bliżej do budki.

- Jestem tu z kilkoma ludźmi. Yhym. Mam pytanie - jest Sixx? - Agata mówiła do słuchawki, a wszyscy staliśmy i gapiliśmy się na nią jak idioci. Sixx?! Na chuj jej potrzebny ten pedał? - No, jestem przy telefonie. Oczywiście, że się spotkamy! No, ale jest Sixx? Ta. Macie tam jakieś laski? Ambruse Mają u Motley'ów laski!! No, bo są w potrzebie. Daj Sixxa. No jestem. Dzięki, Tommy. Kocham cię! Halo? Sixx? No... To raczej, że ja! Właśnie do was idziemy. Tak. Yhym. No. Dobra. To do zobaczyska.

Z uśmiechem na ustach odłożyła słuchawkę, po czym odwróciła się najpierw do Jackie, a potem do nas. 

- Dobra, ekipa! Wbijamy do Tommy'ego!

Nie mam pojęcia jak dotarliśmy do Motley'ów, ale fakt faktem osiągnęliśmy cel. Po drodze musieliśmy wpaść jeszcze do monopolowego i dokupić dwie wódki, bo moja butelka zeszła raz dwa. Dziewczyny wzięły wino, ale tak to trzymały się zawsze gdzieś z przodu. W sumie nie było to takie całkiem głupie, bo nie trwało długo zanim byliśmy najebani w trzy dupy i nie mogliśmy utrzymać równowagi. Nie wiem jakim sposobem po drodze zgubiliśmy Neila, jednak nie zaprzątałem sobie tym głowy. Najważniejsze, że doczłapałem się do Motley'ów. Gdy tylko znalazłem się w środku, rozepchnąłem wszystkich na boki i rzuciłem się na kanapę byle tylko nie wypierdolić się na ryja. 

- Halo! Kurwa! McKagan! - Usłyszałem oburzony głos Lee, ale miałem go w dupie. Wszystko latało dookoła mnie, a ja starałem się nie zrzygać. Błagam! Tylko się nie obrzygaj! W moje ślady poszedł Slash, siadając obok. Ja pierdolę! Dziękuję za wynalezienie kanapy, ludzkości! Wyjąłem papierosa i trzęsącymi się rękoma próbowałem odpalić zapalniczkę. Za piętnastym razem się udało! Kurwa! W końcu! Zamknąłem oczy, ale po chwili je otworzyłem, gdy poczułem, że ktoś siada jeszcze na kanapie. 

- Siemacie, lachociągi! Ale wyglądacie! 

Zwróciłem głowę na Nikkiego, który jeszcze był w miarę trzeźwy. Czyli dla niego impreza dopiero się rozkręcała. My już porządnie zaczęliśmy. Ten czarny popierdoleniec był jednym z najlepszych ludzi jakich kiedykolwiek spotkałem. Mimo, że jego największą tajemnicą było to, że po zakończeniu koncertu za każdym razem szedł do kościoła, gdzie miał drugą fuchę – występował z zakonnicami w zespole gospel. - Co to za laska? - spytał, wskazując gdzieś kubkiem. Zmrużyłem oczy, by zobaczyć cokolwiek. Widziałem jak Agata witała się z Lee i Vincem. Wokalista oczywiście jak zwykle otoczony był co najmniej dwoma laskami. Nie wiadomo, czy to jego sceniczny image, czy coś innego powodowało, że zwykle nieźle radził sobie w tym swoim zespole. Kiedy stroszył te brudne splątane włosy o odcieniu cebuli i ryczał do mikrofonu, w ludziach zamierały serca i wszyscy czuli się, jakby sam szatan zstąpił na ziemię i dla nich śpiewał, więc oczekiwany efekt zawsze był osiągnięty. Nikt przy tym nie spodziewał się, że szatan i sataniści to największa fobia Vince'a i sam bał się tego, jak wygląda, kiedy chodził ryczeć, dlatego potłukł wszystkie lustra w swoim domu i przeglądał się w klozecie. Zresztą wydawało mu się, że tam wygląda znacznie korzystniej. Mimo, że wyglądał jak niezbyt urodziwa dziewoja, lasek mu nie brakowało. Prócz nich nie było żadnych dziewczyn. No jeszcze Jackie i Sambora, ale one nie doliczały się do własności gospodarzy. 

- Toć to kurwa moja kobieta! I trzymaj chuja przy sobie! - burknął Slash, zwracając swoją zapijaczoną mordę na Sixxa. Ten tylko roześmiał się głośno i rzucił:

- Wy to kurwa napruci już porządnie, widzę. Nie mówię o twojej pannie, tylko o tej drugiej. Tej w fioletowych włosach.

- Chodzi ci o Jackie? Ty, zboku! Ona ma dziewiętnaście lat! 

- I kurwa co z tego? - Sixx nie widział zbytnio problemu w przystawianiu się do dziesięć lat młodszej dziewczyny. Ale też bym w sumie tak zrobił... Żaden z nas nie zdążył cokolwiek powiedzieć, gdy Sixx gwałtownie wstał i poleciał w stronę Sambory, która w najlepsze śmiała się ze zjebanych żartów Tommy'ego. Głowa cholernie mi ciążyła. Nie! Nie zaśniesz tu, pojebie! Jeszcze nie teraz! Dopiero, co przyszedłeś! Nie odlatuj! Nie! Stop! Chuj. Za późno...