poniedziałek, 7 października 2013

..::21::..

Perry mówi:
Genialna kapela. 
Kawał historii. Mój Papa słuchał.
Pisałam ten rozdział przy Better Man Pearl Jamu.
Idealnie pasuje, ale jednak wstawię Scorpionsów.



Jest tu kilka tysięcy ludzi. Jedyne, co widzę na scenie to natapirowana wiewióreczka. Welcome to the Jungle, Out Ta Get Me, Think About You i Mr. Brownstone. Podczas koncertu Axl dostaje butelką rzuconą z tłumu jednak nie reaguje. Śpiewa dalej. Później jest jakieś zamieszanie, gdy ludzie rozwalają pojemniki z wodą, które zalewają scenę. Gunsi muszą zejść, bo grozi to porażeniem. Axl podchodzi wtedy do mikrofonu z wiadomością:

- Ponieważ ktoś z was zrobił coś debilnego z wodą stamtąd… – Tu wskazał kierunek. – Przedstawienie się skończyło!

Na to jakiś facet pokazał mu fujarę, na co rudzielec odpowiedział:

- A ty… PIEPRZ SIĘ!

Później schodzi ze sceny. Slash i Izzy chcą grać dalej, a Steven i Duff jeszcze się trochę przepychają. Poison będą mogli wejść dopiero po sprzątnięciu powodzi.

Wszystko leci mi niesamowicie szybko. Właściwie nie wiem, po co tu przyszłam. Przecież sama sprawiam sobie tym ból. Ale pomyślałam, że przynajmniej posłucham Poison. Choć ich nie cierpię i tak przyszłam. Musiałam mieć pretekst, żeby… No właśnie! Do czego, głupia kretynko?! Przyznaj się! TAK, KURWA! Chciałam go zobaczyć.

Chłopaki schodzą ze sceny, a ja wbrew sobie jestem ciągnięta z tłumem w ich stronę! NIE! NIE! NIEEEE!!!!! Złapałam jakiegoś chłopaka i krzyczę żeby mi pomógł. Łapie mnie szybko za rękę, ale tłum napiera tak mocno, że wyślizguję się. KURWA!

Łapię się w końcu jakiegoś drzewka i trzymam. Po chwili cholerny tłum odpuszcza. Jestem praktycznie sama, bo wszyscy rzucili się na chłopaków. Tak. To był debilny i popierdolony pomysł, żeby tu przychodzić. Gratuluję, pani!

Stawiam kołnierz i odchodzę szybkim krokiem. Muszę się stąd wydostać. I to szybko. Nie powiem, że przez te godziny spędzone na rampie w skateparku, nie pomyślałam o powrocie. Jednak na szczęście, wybijałam sobie to z głowy. Jedyną stratą był mój Thunderbird. Jednak leżał on cały czas w naszej… KURWA, WRÓĆ!… ich kanciapie, a z zamkiem poradziłabym sobie kopem w drzwi. Na samo przypomnienie kanciapy, głowa zaczyna mi pulsować. Zaciskam oczy i po chwili, takiej dłuuugiej chwili, odpuszcza. Teraz nie wiem, gdzie iść. Zawsze byłam z Natalią. Później z…ech z Duffem. Wiedziałam, gdzie iść. Miasta jednak nie znam, a żadnych innych znajomych tu nie mam. Keifera ani Bacha szukać nie chcę.

Idę, więc w tę jedną z wielu ciemnych ulic, wypełnioną ludźmi wracającymi z koncertu. Niektórzy o mało, co się nie wywracają. Pełno tu zdzir, czekających tylko, żeby okraść swoich klientów. Jednak są tu tacy, którzy raczej nic w kieszeniach nie mają. Szczególnie tacy!

- Hej, gdzie idziesz?

Po chwili znowu.

- Hej, gdzie idziesz nooo?

Odwracam się jednak nie przestaję iść. Już nie takie zaczepki się przechodziło. Widzę otoczonych przez laski i męskich fanów fagasów z Poison. Proste białe klajtry i w ogóle jacyś tacy mało pociągający. No, może basista, bo ma czarne włosy. I ładnie się uśmiecha. Ale tak nie są nawet w jednej bilionowej tak magnetyczni i ociekający seksem jak Gunsi. Jednak mimo tego przystaję. Nie wiem, co mną kieruje. Po prostu chcę się zatrzymać. Tak po prostu. Ale nie po to, żeby dawać dupy. Już nigdy nie wskoczę do łóżka żadnego faceta. Żadnego!

Spytał wokalista, to odpowiadam pytaniem. Niech się pomęczy.

- A co? Przeszkadzam ci?

- Nie. – Raczej nie spodziewał się ironii. O ile w ogóle wie, co to znaczy. Jak każdy idiotyczny muzyk sądził, że pokażę od razu cycki. – A nie chcesz wpaść na afterparty?

No, kurwa nie! Ile można?! Czy ja wyglądam na kurwa basistkę-ćpunkę, która została dupą innego basisty i teraz szuka po prostu miejsca na nocleg? Tak, kurwa, bo nią jestem! Ale nie wyglądam na taką, która chce się schlać i dać się oberżnąć jakiemuś dupkowi, który nawet nie zainteresuje się moim imieniem czy tym, że dopiero, co przestałam brać! NIE!

- Nie chodzę na kurwy – odpowiadam najlodowaciej jak potrafię. Odwracam się i chcę iść dalej, ale marudny blondyn nie daje za wygraną. Jego kumple się śmieją. Nie wiem czy ze mnie czy z tego, że go olałam. W dupie z tym.

- Fajnie będzie. No, chodź. Ej! A ty nie jesteś jedną z tych pałętających się lasek wokół tych chujów? Zepsuli nam koncert!

- Do kurwy nędzy odpierdol się od nich! Kurwa! Czego ty chcesz? Mało masz tu dziwek do wyruchania?! Jak nie to nie! Głuchy?!

Słyszę pisk oburzenia tych zdzir przy pozostałych chłopakach.

- Dobra, zostaw ją. Nie warto.

Ten z takimi dziwnymi włosami opadającymi na czoło w końcu mądrzeje. Wokalista odchodzi, ale gdy się odwracam, podbiega i wali mnie w tyłek. KURWA! Zdejmuję kowbojkę i rzucam w niego z całej siły. Dostaje w łeb! Basista się śmieje i coś tam gada do cholernego kaleki, a po chwili odrzuca mi but. Nawet nie zauważyłam, że wokół nas zebrał się dość spory tłum gapiów. Ubieram kowbojkę i szybko wychodzę z tego kręgu idiotów.
      
***

Nigdy jeszcze nie byłam tak długo bez Natalii. No, może w izolatce, ale to się nie liczy. Bo nie było z mojej woli. A teraz… No, właśnie.

- Czy ja naprawdę tego chcę?

Zaczyna się. Bój z samą sobą. Coś podobnego miała Konopka, a ja zawsze to wyśmiewałam.

- Tak. Tego chcę. Odciąć się od tego gówna. Nie po to tu przyjeżdżałam. Niech jest tak jakbym dopiero, co wyszła z ciupy.

- Peeeeeeewnie…. Yhym. Już to widzę jak zapominasz o Natalii i Duffie. Szczególnie o seksie pod prysznicem…

- Zamknij się! Kurwa! Nie zapomnę tego, ale mogę usunąć to na bok.

- W co ty wierzysz?

Potrząsam głową. Nie potrafię tak dłużej. Gdy tylko o tym myślę, mam ochotę puścić się biegiem i wpaść prosto na Duffa. Żeby było tak jak wcześniej. Ale jak zwykle odzywa się głos:

- Po tym, co zrobiłaś, nie będzie ciebie chciał. Ma własne sprawy.

Wchodzę do pierwszego lepszego baru. Siwo od dymu jak w kreskówkach. Opieram się o skórzany blat, który już dawno przeszedł smrodem petów i zamawiam Jacka. Całą butelkę. Płacę, ignorując dziwne spojrzenia barmana.

- Wszystko w porządku, dzieciaku? – pyta, wycierając kufel jakąś brudną szmatą. Ma wąsy jak harleyowiec.

- Taak.

Biorę Jacka i wychodzę.

***

Znowu sama. Tym razem na rampie. Jest bodajże… a w dupie. W każdym razie pewnie coś koło pierwszej. Leżę, wpatrując się w niebo i popijając whisky. Dzieciaków już dawno tu nie ma. Choć jak przyszłam, kręciło się paru starszych skejtów. Wiedziałam, że będą się gapić i próbować mi zaimponować jednak ja tylko siedziałam z jedną nogą zwisającą z rampy, obok mój Jack, czekający ze mną na odpowiednią porę. Przyszłam tu, bo miałam zamiar po raz ostatni się nachlać i później zacząć czy tam otworzyć nowy rozdział w życiu. Chuj mnie obchodzi, że mogę spaść z cztery metry w dół czy gdy będę nieprzytomna ktoś mnie zgwałci. Jeśli przeżyję oznacza to, że czas się za coś zabrać. Jeśli mój Anioł Stróż chce mnie pilnować… to niech mnie sobie pilnuje. Ciekawe jak wygląda mój Stróż. Zastanawiałam się nad tym jak byłam mała i zaczynałam słuchać porządnej muzyki. Wyobrażałam sobie Jimiego Hendrixa. Bez skrzydeł. Po prostu Jimiego. Śnił mi się po nocach jak zabierał mnie do Seattle i tam uczył wszystkiego. Znowu chcę powrócić do tego czasu. Wszystko było takie proste. Jesz, myjesz się, czytasz, marzysz…

Patrzę do góry, nad sobą. Stoi tam cierpliwie Jack. Czeka i patrzy. Wypiłam już trzy czwarte i nic nie czuję. Jednak z tyłu jakby dokoła słyszę When the Levee Breaks. Podkładam ręce pod głowę i zaczynam nucić. Dosłownie Plant jest tuż koło mnie. Słyszę gitarę, perkusję… Jestem jak w transie.

Zawsze wiedziałam, że jestem dzieckiem Led Zeppelin. Tatuaż jest tego dogłębną prawdą. Przy ich muzyce chciałam uprawiać seks, zasypiać, budzić się, jeść, odrabiać lekcje, ćpać, spędzać każdy ułamek swojego życia. I przy nich chciałam pić. Jak teraz.

Goin down
Goin down now

Oni są jak narkotyk. Dragi, z których nie chcę wychodzić. W których chcę się pogrążać i co chwila odjeżdżać złotym strzałem. To nie moja zimna matka, wydała mnie na świat. To Led Zepellini byli moją matką i ojcem. Oni mnie zrodzili z własnych lędźwi. Nie byłam tego pewna. Wpadłam na to, podczas lekcji polskiego. Wszystko jakby stało się jasne i przejrzyste. Nie musiałam tam siedzieć. Po prostu niczym w transie, wstałam i nie zważając na pytania nauczycielki wyszłam przez okno. Teraz to dla mnie oczywiste. Nigdy nie należałam do nikogo innego.  Później patrzyłam tylko na tych ludzi, którzy nie byli moimi rodzicami jak chcą mi wmówić, że jestem jedną z nich. Chciałam roześmiać im się w twarz. Znałam już swoje pochodzenie.

Wiedziałam, kim jestem.

***

Ranek. Rześki poranek z przejrzystym niebem. Żyję. Podnoszę głowę z asfaltu. Jack stoi grzecznie obok pusty. Nie pamiętam, co się działo. Tylko przebłyski. Plany na dziś?

- Wstać.

- Po jaką cholerę?

- Musisz zapisać swoje życie od początku.

Prooooszę. Bez takich tekstów. Wstaję chwiejnie i biorę butelkę. Tiaaa… Rozmawiałam z nią. A więc mam już przyjaciela. Czy to przypadkiem nie są początki schizofrenii? Wycieram twarz i o mało nie spadam z rampy. Zjeżdżam na tyłku, wytrzepuję się i kuśtykając, wychodzę. Nienawidzę tego bólu mięśni po kacu. Do wczoraj osłodą był… Jak się nazywał? Już nie pamiętam. To było tak dawno.

Wychodzę na główną ulicę. Gdzieś tam na prawo w dół był wczoraj koncert. Tylko jak się nazywały te kapele…? Chuj z tym. Przeciągam się i mlaszczę, nie zwracając na zgorszone spojrzenia przechodniów. No, tak. Bo pijaki budzą się po południu. A więc wiem, że jest po dwunastej. Zadowolona z pijanym uśmiechem i z butelką Jacka w dłoni idę w lewo. Mijam jakiś słup. Przechodzę, ale zaraz chwiejnie się cofam.

Gęba Alice’a Coopera. Dwudziestego trzeciego ma grać w Santa Barbara. Dziś jest… eee… pytam się faceta w kapeluszu. Mówi, że dwudziesty pierwszy. Wygląda porządnie, więc pewnie mówi prawdę. Nie jest daleko ta Santa Barbara, więc czemu nie miałabym się wybrać? Patrzę, ile może kosztować i JEPS! Dopisek „Guns N’ Roses jako support!” Di Di DiDi!! Brutalna prawda! O, nie! Przecież miałam od dziś zacząć szukać roboty, a nie szukać kolejnego kłopotu. Jednak kim oni dla mnie teraz byli?

Idę do parku.

Gunsi. Duff. Bas. Duff. W głowie tylko to mi się kręci. Muszę zajebiście wyglądać, ale mam to w dupie. Siedzę po środku jakiejś ławki w parku. Duff. Kolana mam skrzyżowane, a stopy oddalone i przechylone do środka Natalia. Pomiędzy nimi wisi pusta butelka Jacka, mojego jedynego przyjaciela, której piękną główkę trzymam obiema dłońmi. Włosy w kompletnym nieładzie, a usta wydymam w podkówkę. Płaczę. Łzy ciurkiem płyną mi po policzkach i brodzie. Natala Od czasu do czasu pociągam nosem i wycieram go wierzchem dłoni. Wyglądam pewnie jak skończona pijaczka i pierdoła. Jak ja sobie niby wyobrażam życie bez niego?! Bez Natalii?! Jestem pieprzoną kurwą, jeśli myślałam, że sobie poradzę, ale teraz nie ma odwrotu. Jednak serce mnie boli jak kurwa nędza! Duff, Natalia, Natalia, Duff Zachłysnęłam się powietrzem, co powoduje jeszcze większy wylew łez. Jestem sama. Sama. Sama w parku. Sama na ławce. Sama w Los Angeles. Sama na świecie.

Zerkam dosłownie milimetr w bok. Kosz jest wypełniony po brzegi butelkami Jacka Danielsa. Wybucham płaczem, bo zdaję sobie sprawę, że nie znajdę lepszego człowieka...


5 komentarzy:

  1. 2 dni czytania tego o to bloga. Warto było! Świetne opowiadanie. Teraz pożera mnie ciekawość kiedy Agata powróci i jak zostanie przywitana. Gratuluję talentu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. uuuu kolejny złowiony czytelnik :P hahah 2 dni?! LOL! Yolo! No ja czekam na wolny termin, żeby napisać co bd dalej :P

      Usuń
    2. Dokładnie- złowiona. Jestem chyba kolejną Twoją akwariową rybką którą karmisz (rozdziałami) kiedy chcesz. Lecz pamiętaj że rybki długo nie żywione są smutne

      Usuń
  2. Wybacz, że tak długo, ale w między czasie jadłam Monte i słuchałam "When the Levee Breaks". XD
    Taki psychodeliczno-pijacko-przybijająco-smutny rozdział. Plus jeszcze Scorpionsi. Odpływam płacząc.
    Momentem pocieszenia jest fragment o Zeppelinach, których, jak już wiesz, nie omieszkałam w tej chwili posłuchać.
    No i jeszcze może to: "Na to jakiś facet pokazał mu fujarę, na co rudzielec odpowiedział: - A ty… PIEPRZ SIĘ!"
    Ale poza tym pogrążam się w pijackim smutku i melancholii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze następny rozdział, a potem pójdzie już z górki. Stwierdziłam, że naprawdę mam nie tak coś z głową po napisaniu 30 rozdziału... Rozlazły ten rozdział. Bardzo. No, ale musiał być.
      A ta akcja z Axlem była na serio xD tak samo jak to, że ludzie zalali scenę i Poison nie mogli grać xD hehe
      Nie pij tyle ;D

      Usuń