Perry i Chloe
O ścianę znowu coś uderzyło. Przewróciłam oczami. Ile. Można?! No,
ludzie! Ogarnijcie się! W dodatku od dłuższego czasu panowała godzina
nocna. A jeżeli się nie uspokoją, powołam godzinę policyjną. Zamknęłam oczy,
próbując nie zwracać na to uwagi. Przykrywałam nawet głowę poduszką, ale jedyne
co osiągnęłam to lekki stan podduszenia. Ciągle ich słyszałam. Wstałam i nieźle
poirytowana, uderzyłam ręką w ścianę, krzycząc:
- Ciszej! Wstydu nie macie?!
Nic to nie dało. Dłoń mnie rozbolała, ale i tak zostałam
zagłuszona. A no pewnie! Niezłe rżnięcie. I to nie tylko z jednej strony. jak
się okazało. Ba! Chciałabym, żeby jęki dochodziły tylko z prawej. Tak. Mogłam,
co najwyżej o tym pomarzyć. Z lewej również dobiegały moich uszu interesujące
odgłosy. Tutaj bohaterem głównym był Steven Adler, ale za cholerę nie miałam
pojęcia z kim. Pewnie z którąś z lasek szwendających się pod noclegownią,
wyszukaną na szybkiego. Wątpliwości co do tożsamości kochanków nie wzbudzała za
to druga strona. W końcu obok mnie mieszkali Slash z Samborą. Chyba pierwszy
raz od cholernie długiego czasu dali nam pokój ściana w ścianę. Teraz nie
wiedziałam, czy miałam się z czego cieszyć. No, ja rozumiem. Mają swoje
potrzeby i tak dalej, ale dlaczego tak głośno?! Halo?! Ja tu próbuję zasnąć!
- Pokażcie mi certyfikat matki z dzieckiem, że seks jest dobry dla
uszu maleństwa! - wydarłam się ponownie, ale nie odzyskałam odpowiedzi, a
jedynie zaspany Izzy otworzył drzwi i wejrzał do środka.
- Czego się tak, kurwa, drzesz? - spytał, ale gdy tylko mnie
zobaczył, szybko zatrzasnął drzwi z powrotem, o mało nie przykleszczając sobie
głowy. Usłyszałam tylko z korytarza 'Kurwa', a potem oddalające się kroki.
Chodziłam w samych majtkach i co w związku z tym? To mój pokój i mogłam w nim
robić, co chciałam! W dodatku moja piłeczka troszeczkę urosła. Dobra. Wiem, że
sobie to wmawiałam i nic nie było widać, ale jeśli się przyjrzeć... To kto
wie... Odgłosy seksoholików zza ścian doprowadzały mnie do pasji, więc jedyne
co mogłam zrobić to poddanie się im. Walnęłam się twarzą na łóżko i nie miałam
zamiaru się ruszać. Z westchnieniem spojrzałam na zegar, stojący przy łóżku.
Dochodziła druga rano, a Axla nie było. Pewnie znowu wybrał się na jedną ze
swoich nocnych przechadzek, a mi nic nie powiedział. No, oczywiście.
Zostaw
matkę swojego dziecka między pieprzącymi się znajomymi. Któraś z dziewczyn
chyba dochodziła, bo pojękiwania się nasiliły. Axl, błagałam w myślach. Gdzie
jesteś? Zabierz mnie stąd.
- Ej!
Zamknąć te mordy, cholerne pizdy!
O. To chyba
Duff. Mieszkał naprzeciwko, a i tak widać było, że nie ominęły go fajerwerki
dzisiejszej nocy. Nie wytrzymał chłopak. Musiał wyjść na korytarz i
zademonstrować swoje niezadowolenie. Ja nie miałam już siły, żeby powiedzieć
mu, że to nic nie da. I miałam rację. Żadnej reakcji. Slash i Steven będą mieli
szczęście, jeśli skończą przed powrotem Axla. Ten to nieźle dałby im popalić.
Wiadomo, rozpocząłby kolejną bijatykę spod znaku "między nami
przyjaciółmi" i nie skończyłaby się ona przed świtem, ale byłabym
usatysfakcjonowana mimo to.
Przysnęłam,
jednak nie na długo. Śniły mi się szczekające psy w rytmie Joy Divison.
***
- Ała!
Slash! No, toć kurwa! Weź się ogarnij!
- Jeny, no
co ja mogę?! Od razu wszystko moja wina!
- Kurwa
jebana mać! Człowiek chce się wyspać!
Spojrzeliśmy
na leżącego w poprzek łóżka Izzy'ego. Biedak musiał wypierdalać ze swojego
pokoju, gdy Adler wbił tam z laską z recepcji. Gdy stanął w naszych drzwiach,
myśleliśmy, że pomylił numery. Jednak nie. Stradlin zaszczycił nas swoją osobą.
Czuliśmy się dzięki temu jacyś lepsi. Ale gdy powiedział, że przyszedł się
wyspać, spojrzeliśmy tylko ze Slashem po sobie i nic nie mówiliśmy. I tak nie
miał wcale lepiej. Można by powiedzieć, że wręcz gorzej. Zachowywaliśmy się jak
para niewyżytych małolatów. Mieliśmy jedno łóżko, więc wszyscy troje
próbowaliśmy jakoś się na nim zmieścić. Izzy bez pytania wypierdolił się na
psyk na sam środek, nie patrząc, że leżeliśmy już tam ze Slashem.
-
Przepraszam, Izzy, ale ten cwel nie potrafi zachowywać się przyzwoicie! - zaczęłam
łagodnie, ale skończyło się na tym, że znowu podniosłam głos. Cała byłam
spięta, wszystkie mięśnie drżały, a Slash jeszcze nie skończył się nade mną
pastwić. Tak naprawdę do końca tej męczarni była daleka droga. - Może serio idź
do Duffa.
- Nie ce mi
się - wymruczał niewyraźnie Izzy, przekręcając głowę.
- No,
dobra. Jak chcesz, ale potem nie miej do nas pretensji, że jesteśmy za głośno -
odpowiedziałam, wzruszając ramionami. Chwilę potem już nie zwracałam uwagi na
Stradlina, tylko przeniosłam spojrzenie na Slasha. - Jak teraz zaboli,
przysięgam, że cię wykastruję! - warknęłam, patrząc na niego wzrokiem mordercy.
- Ojenka -
westchnął Slash. Też nie wyglądał za świeżo. Widać, że się zmęczył tą całą
sytuacją. Patrzyłam jak na jego klatce piersiowej pojawiły się kropelki potu. -
Postaram się być delikatny.
- Pff...
Wcześniej też tak mówiłeś!
- Ale
wcześniej nie miałem ćpuna w łóżku.
Przewróciłam
oczami. Odetchnęłam głęboko i zaczęłam przeczesywać włosy leżącego na moich
nogach Izzy'ego. Wyglądał naprawdę rozczulająco. Z okularami przekrzywionymi na
nosie i wbitymi w policzek mógł uchodzić za ósmy cud świata. Delikatnie
próbowałam mu je zdjąć, ale w tym samym momencie Izzy się ocknął, łapiąc mnie
gwałtownie za rękę. Drgnęłam przestraszona.
- Co ty
robisz? - wymamrotał niewyraźnie. Korzystając z okazji, szybko zdjęłam mu
ciemne okulary.
- Nic.
Śpij.
- Dobrze.
I położył
głowę z powrotem. Jednak nie wypuścił mojej ręki. Tymczasem Slash mocował się z
moimi włosami.
- Wyjąłeś
ją już? - spytałam oschle. Tylko ten imbecyl mógł wpaść na pomysł całowania
mnie po głowie z gumą do żucia w ustach. Po prostu mistrzostwo! Wygrywa pan
paraolimpiadę! Do tego trzeba mieć talent. Nie mogłam sama jej wyciągnąć, więc
dałam grzebień Slashowi. Nie wiem czy kudłaty kiedykolwiek się czesał i
wiedział jak go używać, ale to był już inny problem. Fakt był taki, że
siedzieliśmy tak już drugą godzinę i akcja ratowania włosów stała w miejscu.
Przewróciłam oczami zrezygnowana. - Najwyżej utnę ten kosmyk - powiedziałam.
- Nie! Nie
mogę pozwolić, żeby takie piękne włosy poszły do kosza! Nie wierzysz we mnie? -
spytał Slash i odwrócił moją twarz do swojej. Dobra. Lekko zmiękłam. Dostałam
soczystego buziaka i po chwili mój prywatny fryzjer wrócił do pracy. Jeśli to
miało go zmobilizować, niech będzie. Czekałam cierpliwie, przeczesując
Stradlinowi włosy.
***
- Slash? -
spytała sennie, a ja usłyszałem jak Izzy przewraca się na łóżku w ciemnościach.
Jak będzie marudził, że się nie wyspał, skopię mu tyłek. Mógł pójść do Duffa,
który miał dwa wyra, a nie jak my - jedno. Przewróciłem oczami.
- Co? -
odpowiedziałem. Agata leżała na mnie. Czułem jej oddech. Musieliśmy pięknie
wyglądać w trójkę ściśnięci na jednym łóżku. Następnym razem wypierdolę tego
gnoja czy Samborze będzie się to podobać czy nie.
- Musimy
przystopować.
- Co? Tak
się przestraszyłaś tego zarzyganego kibla? - zaśmiałem się pod nosem,
przypominając sobie akcję tydzień temu. Nawaleni w trzy dupy postanowiliśmy
zwiedzić klub, w którym akurat rezydowaliśmy. Wpadliśmy do łazienki, gdzie
akurat jakieś pedały urządzały sobie rzygownię. Agata na wspomnienie
nieprzyjemnego obraz zmarszczyła charakterystycznie nos.
- Nie mówię
o pieprzeniu, Slash - ucięła. Najdelikatniej jak potrafiła, przełożyła głowę
Izzy'ego na materac, po czym obróciła się na brzuch, by mieć oczy na tej samej
wysokości co moje. Odgarnęła mój boski czarny busz na bok i spojrzała na mnie
uważnie. Gapiłem się na nią tą swoją zapijaczoną mordą i myślałem nad tym, co
powiedziała. Dobra, przyznaję. Ale przynajmniej się starałem. - Nie myśl tak,
bo się spocisz - rzuciła uszczypliwie, ale zaraz znowu spoważniała. Jeśli miała
mnie opierdalać, to całe szczęście, że Izzy spał. Miałem taką nadzieję... -
Musimy z tym skończyć. Już raz poszłam za daleko i nie skończyłam za wesoło.
Nie mam zamiaru przechodzić tego ponownie i ciągnąć za sobą ciebie.
- Byłaś
pijana, a jakiś skurwiel chciał cię wyjebać, to wsypał ci do szklanki czegoś.
Miałaś szczęście, że Neil to zauważył. Potem już ćpałaś z nami, ale... -
zacząłem, chcąc w jakiś sposób ją pocieszyć. Jak zwykle poszło mi
beznadziejnie.
- Właśnie!
Ćpałam! Sama kurwa chciałam! Nie kontrolowałam się! - przerwała mi, zaciskając
pięści na mojej koszulce. Zauważyłem, że zaszkliły jej się oczy. - Nie chcę,
żeby to wróciło! Nie chcę! Więc proszę cię, nie róbmy tego nigdy więcej.
- Obiecuję
- powiedziałem poważnie, po czym przysunąłem ją do siebie i otworzyłem jej usta
językiem. Wplotła dłonie w moje włosy, a po chwili oderwała się ode mnie i położyła
głowę na moim ramieniu. Nie minęło nawet pięć minut i już równomiernie
oddychała, a ja odetchnąłem. Zasnęła. Nie chciałem, żeby znowu się zamartwiała
bez powodu. Smutna Sambora to nie była ta Sambora, którą chciałem oglądać. Nie
chodzi o to, że miałem dosyć jej płaczu, ale nie mogłem znieść jej spojrzenia
przeszywającego na wskroś. Aż sam czułem się gorzej, patrząc jak cierpi.
Dlatego obiecałem sobie, że zrobię wszystko byle tylko była szczęśliwa. Dlatego
też przed momentem ją okłamałem.
***
- Ej,
goście. Chodźcie się napić.
Szturchnąłem
śpiących kochasiów, ale nie zareagowali. No, ludziska. Nie róbcie sobie ze mnie
teraz jaj. Potrząsnąłem ramię Angie, mając nadzieję, że to zadziała. Musiałem
powtórzyć tą czynność parę razy zanim dziewczyna się ocknęła i głęboko
westchnęła.
- Izzy... -
mruknęła sennie, przytulając się do klaty Slasha. - Wiesz, która godzina?
- Nie, ale
chcę mi się pić - rzuciłem, schylając się nad nią i czekając na reakcję. W
końcu otworzyła jedno oko, zerkając na mnie przez sekundę, a potem znowu je
zamknęła.
- Idź sam.
- Nie pójdę
sam! Chodźcie ze mną. No, proszę - jęczałem błagalnie. Dobra. Mogłem w zasadzie
pić samotnie, ale to by było po prostu przykre. Nie miałem też ochoty spędzać
reszty nocy w pojedynkę. Nie dzisiaj. Zdecydowanie pan Stradlin wolał mieć
kogoś obok siebie. A że każdy z osobna odpadał, zostały mi te dwa czarnuchy
leżące przede mną. Jak pięcioletnie marudzące rodzicom dziecko, nie
odpuszczałem. W końcu moja mamusia się podniosła, odgarnęła zajebiste włosy z
twarzy i spojrzała na mnie wymownie.
- Czasem
mam ochotę cię zabić - rzuciła i wysunęła nogi spod prześcieradła.
- Co jest
grane? - wymamrotał czarnowłosy skurwiel, podnosząc swój ciężki łeb z poduchy.
Oparł się na łokciach i ogarnął sytuację. Wyglądał jak zwykle świeżo. I
trzeźwo.
- Idziemy
pić, Slash - mruknęła Sambora, ciągnąc go za koszulkę. Gdy tylko usłyszał coś o
piciu, od razu się ocknął. Zeskoczył z łóżka, wciągnął spodnie i wbił nogi w
kowbojki. Tanecznym krokiem doszedł do drzwi z zamiarem ich otwarcia, ale
zatrzymał się w połowie drogi.
- No,
chodźcie! - rzucił ochoczo, patrząc w naszą stronę. Ang spojrzała na niego
lekko zdziwiona z butem w ręce, ale wzruszyła ramionami i rzuciła mi
porozumiewawcze spojrzenie. Wstała, po czym w trójkę wyszliśmy z pokoju. Jednak
jak się okazało nie byliśmy sami. Oto z drzwi swojego apartamentu wyglądała
Konopka. Jej blondwłosa główka omiatała właśnie korytarz, gdy spojrzenie
Natalii spoczęło na nas. Zmrużyła oczy jakby nie wiedziała kto tam stoi.
- Kto
idzie? - rzuciła ostro.
- My -
powiedzieliśmy w trójkę dokładnie w tym samym momencie.
- Jacy
kurwa my?
- Slash,
Agata i Izzy - odpowiedziała Sambora, podchodząc do dziewczyny bliżej. Gdy
stanęła w kręgu światła, Natalia wytrzeszczyła na nią zdziwione spojrzenie. - A
ty czemu nie śpisz?
Jednak
blondyna nie odpowiedziała, tylko mocno przygryzła wargę. Momentalnie pobladła,
a broda zaczęła się jej trząść. O co chodziło? Staliśmy ze Slashem nieco z tyłu
jak kompletni idioci.
- To wy nie
jesteście w pokoju obok? - spytała cicho, nie odrywając spojrzenia od Ang.
- Łóżko
było tam wielkości krzesła, więc zabraliśmy jakiś inny. A o co chodzi? -
wtrącił Slash, który też podszedł bliżej i stał tuż obok drzwi. - Axl go wziął.
-
Myśleliśmy, że wy tam rezydujecie - dodałem, nie chcąc zostawać w tyle. Zrobiło
się tajemniczo. I niezręcznie. Konopka zrobiła jeszcze większe oczy, po czym
szybko zamknęła za sobą drzwi. Spojrzeliśmy po sobie zdziwieni. Wszyscy byliśmy
zdezorientowani tą dziwną sytuacją. Agata spojrzała na nas jeszcze raz i
chciała podejść do drzwi i zapukać, ale te otworzyły się gwałtownie na oścież i
wypadła z nich Nate w długiej, zwiewnej... Podomce? Chyba tak to się nazywało.
Zresztą nieważne, bo blondyna przemknęła obok nas i stanęła przed pokojem z
wdzięcznym albo niewdzięcznym numerem sto jedenaście. Podniosła pięść, ale w
połowie drogi się zawahała. Jednak nie na długo. Załomotała tak głośno, że aż
rozbolały mnie uszy. Jezu, kobieto?! Co jest, kurwa, grane?!
- Słucham?
Zza drzwi
dobiegł nas kobiecy głos. Kurwa! Nie! Wcale nie kobiecy! A raczej dziewczęcy.
Zobaczyłem, że Agata drgnęła, a sekundę później znieruchomiała jak trafiona
piorunem. Podniosła ręce do ust i mocno je na nich zacisnęła.
- Axl,
otwieraj! Wiem, że tam jesteś! - wrzasnęła Konopka, nie przestając walić w
drzwi. Mimo, że darła się jak pojebana, nie dało się nie słyszeć drżenia w jej
głosie. Jeśli naprawdę w środku był Rose, nie wiem czy byliśmy tam potrzebni.
Czy nawet pożądani. W końcu gotowało się na ostrą kłótnię kochanków. Zerknąłem
na moich towarzyszy, sądząc, że zaczną się wycofywać z pola minowego. Jednak
ani Slash ani Sambora się nie ruszyli tylko wciąż wbijali spojrzenia w Natalię.
Trochę to trwało zanim drzwi się otworzyły. Musiało minąć kilkanaście minut i
wrzasków blondynki. Po upływie tego wszystkiego w końcu spod numeru sto
jedenaście wychylił się dobrze nam znany rudy łeb.
- Czego
chcesz?! - rzucił ostro Rose zachrypniętym głosem, patrząc zmarszczonymi
brwiami na Natalię. Nawet stojąc do nas tyłem, widać było, że płakała. Albo
była ku temu bardzo bliska. Wszystko, co działo się później przemieniło się w
jeden wielki chaos. Nie pamiętam, żeby wcześniej coś przebiegało tak szybko jak
to.
- Kto jest
z tobą?! - odkrzyknęła Konopka, trzęsąc się jak osika. Była wkurwiona.
- Idź spać.
- Właśnie
próbowałam, pizdo! - wydarła się na cały korytarz. - Myślałam, że to oni się
pierdolili, a okazało się, że to byłeś ty!
Po tym
manifeście dziewczyna kopnęła z całej siły drzwi, które pierdolnęły Axla prosto
w mordę, wpadła do pokoju, a po chwili dało się słyszeć tylko 'Ty, kurwo! Ty
pieprzona kurwo!'. Nie trwało długo zanim Natalia wybiegła stamtąd z płaczem,
trzymając twarz w dłoniach. Wpadła na Slasha, odbiła się od niego i, nie
zwracając na nic uwagi, pobiegła korytarzem, niknąc nam z oczu. Zaraz za nią
wyszedł Rose wkurwiony z zakrwawionym nosem. Sambora szybko ocknęła się z
szoku, gdy tylko go zobaczyła. Doskoczyła do niego i walnęła go z całej siły
pięścią w twarz.
-
Pierdolona pizda! Cholerna kurwa! - wrzasnęła. Axl zachwiał się i upadł. Agata
jednak długo przy nim nie stała, choć widać było, że chętnie zakatowałaby go na
śmierć. Zmienił ją Slash, który, widząc, co się może stać, odciągnął dziewczynę
do tyłu. Złapał ją za ramiona i potrząsnął, żeby nie patrzyła już na Rose'a.
Agata spojrzała na niego, a po chwili rzuciła:
- Ja się
nią zajmę.
I pobiegła
w ślad za Konopką. Tymczasem Slash podszedł do mnie i szturchnął.
- Kontaktuj
kurwa, Stradlin! - syknął, po czym od razu przeszedł do wciąż leżącego Axla.
Złapał go za koszulkę, podniósł i przygwoździł do ściany. Nie wiem, co zrobił
potem, bo wszedłem do pokoju, w którym wszystko miało miejsce. Kompletnie
wyłączyłem myślenie. Nie byłem w stanie pomyśleć ani jednego sensownego zdania.
Picie i cała reszta po prostu wyparowała. Nawet nie potrafiłem złączyć tych
wszystkich wydarzeń w jedną całość. Nie chciałem. Nie mogłem... Gdy tylko
znalazłem się w środku, omiotłem spojrzeniem wnętrze. Powyrywane kable
wystawały z podłogi, pozrywana tapeta zwisała ze ścian, a części damskiej
garderoby walały się dosłownie wszędzie między pustymi butelkami alkoholu i
paczkami papierosów. W centrum tego wszystkiego stała dziewczyna. Okrywała się
prześcieradłem jakby to była jej najcenniejsza rzecz w życiu. Patrzyła na mnie
przerażona, a ja nie mogłem uwierzyć w to, że ją poznałem. A nie było z tym
żadnego problemu. Bo oto przede mną stała ta sama dziewczyna, którą zabraliśmy
z drogi ze Seattle.
***
- Natalia!
Natalia! Błagam! Poczekaj!
- Zostaw
mnie!
Goniłam mój
jedyny w świecie skarb w nocy po bliżej nieznanym jej mieście. Biegła i nie
wyglądało na to, żeby miała zamiar kiedykolwiek się zatrzymać. Po
natychmiastowym opuszczeniu noclegowni, Natalia skręciła w stronę centrum
Louisville. Początkowo musiałam się pytać ludzi czy widzieli uciekającą
blondynkę, bo dziewczyna była mistrzynią długodystansowych biegów. Napotykane
jednostki z łatwością wskazywały mi kierunek. Któż by przegapił zrozpaczoną
młodą kobietę w podomce? Dopiero w połowie drogi w parku ją zobaczyłam. Stała
na środku alejki. Z daleka wyglądała jak duch i nie zwracała uwagi na to, co
działo się dookoła niej. A powinna. W chwili, gdy ją rozpoznałam, jakiś
podejrzany typ podchodził do niej od tyłu. Serce mi podskoczyło i zmusiłam
swoje nogi do szybszego biegu. Przeskoczyłam jakiś niezidentyfikowany obiekt,
leżący na środku dróżki i pochyliłam się. Wpadłam na typa, stojącego za
Natalią, łapiąc go w pół. Gdy tylko upadliśmy we dwójkę na asfalt, Natalia
odwróciła się w naszą stronę i widząc, co mogło ją spotkać, krzyknęła
przerażona i uciekła. Rzuciłam za nią szybkie spojrzenie. Chciałam ją dogonić,
ale najpierw musiałam się uporać z tym zboczeńcem. Mimo, że minęły niecałe
sekundy od upadku, nie dałam mu szansy na ogarnięcie sytuacji. Przekręciłam
się, wbijając mu but pod szyję, a drugą przygwoździłam dłoń, w której
trzymał... Zaraz, zaraz! Nóż?! Szybko po niego sięgnęłam, patrząc ze
wściekłością na przerażonego faceta, leżącego na ścieżce w parku.
- Ty,
skurwielu! - wycedziłam przez zęby, przykładając mu ostrze do gardła.
- Nie, nie!
Proszę! - skomlała ta kupa gówna jakby myślała, że to coś da. Miałam ogromną
ochotę wbić mu nóż aż po sam kręgosłup, ale wiedziałam, że nigdy tego nie
zrobię. W dodatku musiałam zająć się Natalią. Przerzuciłam nóż w dłoni,
trzymając go za ostrze. Zanim wieprz zdążył się zorientować, zamachnęłam się i
z całej siły walnęłam go rękojeścią w skroń. Zwiotczał od razu. Poderwałam się
z niego i puściłam za Konopką. Jednak uprzednio zabrałam nóż. Gdy tylko
zobaczyłam kosz, bez zatrzymywania się wrzuciłam tam narzędzie. Wolałam nie
myśleć, czym było i czym mogło się stać. Tym razem odnalezienie dziewczyny nie
było takie proste. Ludzi praktycznie nie było, więc nikt nie mógł mi wskazać
drogi. Jednak zdecydowałam się kierować na wschód. W stronę rzeki. Tam
spotykały się wszystkie miejscowe drogi. Natalia prędzej czy później powinna tam
dotrzeć. Miałam taką nadzieję...
Gdy
dobiegłam do rzeki, zupełnie straciłam orientację. Gdzie powinnam iść? W prawo?
Czy w lewo? Czułam jak pewność siebie ucieka ze mnie jakby była powietrzem
wypychanym z płuc. Zaczęłam wpadać w panikę. A co jeśli to był błąd? Jeśli
Natalia wcale tu nie biegła? Co jeśli ją zgubiłam?! Boże! Nie pozwól na to!
Okręcałam się dookoła, próbując dostrzec coś, co pomogłoby w poszukiwaniach.
Cokolwiek. Najmniejszy znak. Jednak nic takiego się nie wydarzyło. Zaczęłam
biec wzdłuż rzeki, tracąc nadzieję.
- Natalia!
- wydarłam się, jednak zamiast Konopki, zza krzaków wypadło coś, czego zupełnie
się nie spodziewałam. Ktoś złapał mnie za ramiona i mocno potrząsnął.
- Co ty
wyprawiasz?!
- Puść
mnie! - krzyknęłam, czując jak łzy napływają mi do oczu. Nie miałam siły
zastanawiać się, co Duff robił w tym miejscu o tej porze. Jedyne o czym wtedy
myślałam, to znalezienie Natalii i zostanie z nią na zawsze. Szarpałam się z
całych sił, ale McKagan był silniejszy. - Muszę ją znaleźć! Zostaw! Mnie!
Uderzyłam
go z całej siły głową w klatkę piersiową i gdy tylko poczułam, że zluzował
uścisk, wyrwałam się i popędziłam przed siebie najszybciej jak potrafiłam. Nie
uciekłam za daleko, gdy zobaczyłam ją! Szła, potykając się po chodniku. W końcu
upadła i ukryła twarz w dłoniach. Od razu znalazłam się przy niej i ogarnęłam
ramionami.
-
Nienawidzę ich... Chcę do domu... Zabierz mnie do domu!
***
- Axl
zdradził Natalię z dzieckiem?! Przecież to kurwa niepojęte!
- Nie wiem,
Izzy. Nie mam pojęcia - westchnął Slash, rozcierając oczy. Siedzieliśmy na
schodach do wejścia do noclegowni. Slash siedział ze spuszczoną głową,
opierając się łokciami na kolanach. Wyglądał masakrycznie. Zresztą to samo
mogłem powiedzieć o sobie. Nie wiedzieliśmy, co ze sobą zrobić. Wróciłem
myślami do tego, co się stało po moim wejściu do pokoju.
Maggie...
Ta wiecznie marudząca dziewczynka, emocjonująca się każdym koncertem... Już nią
nie była.
- Co ty tu
kurwa robisz?! - wydarłem się na nią. Nie poruszyła się ani nie odpowiedziała.
Po prostu stała ze strachem w oczach. W innych okolicznościach byłoby mi jej
żal. Ale nie w tamtym momencie. Kazałem jej się ubierać i wynosić. Nie chciałem
jej widzieć. Nie chciałem, żeby ktokolwiek z nas ją widział. A szczególnie
dziewczyny. Nie obchodziło mnie, że nie miała dokąd iść.
- Izzy...
Ja... - zaczęła, ale nie miałem zamiaru jej słuchać.
-
Powiedziałem coś! Wynoś się!
Mogła sobie
iść do swojego Axla. Maggie szybko zebrała swoje ubrania i wybiegła z pokoju z
prześcieradłem owiniętym dookoła ciała. Dłuższą chwilę stałem na środku, nie
mogąc się uspokoić. Niby wszyscy sypialiśmy z jakimiś laskami na prawo i lewo,
ale to... To było coś innego. Nate była rodziną. Była jedną z nas. W dodatku
zaciążoną. Podświadomie wszyscy czuliśmy się za nią odpowiedzialni. Chociaż raz
w życiu byliśmy zainteresowani kimś innym niż my sami. Dlaczego Rose to zrobił?
Dlaczego akurat z nią? Z tym bachorem?! Ogarnąłem jeszcze spojrzeniem wnętrze
pokoju, po czym odwróciłem się i wyszedłem. Na korytarzu stał Slash z
zaciśniętymi pięściami.
- Gdzie
Rose? - spytałem, patrząc na niego uważnie.
- Uciekł -
odparł Hudson i nerwowo roztarł twarz. Chyba dopiero teraz docierało do nas
wszystko, co przed chwilą się wydarzyło. Trwało to może z kilkanaście minut,
ale czułem się jakby minęło kilka godzin.
- Gdzie
dziewczyny? - Właśnie. Gdziekolwiek były, nie mogłem zostawić ich samych.
- McKagan
pobiegł za Samborą.
Czyli
jeszcze Duff był w to zamieszany. Zupełnie o nim zapomniałem.
- Chodź,
Hudson - rzuciłem beznamiętnie. Zeszliśmy razem na dół i usiedliśmy przed
noclegownią, czekając na powrót dziewczyn i Duffa. To miała być długa
noc.