Perry wzywa do nawrócenia:
- Dobra, suki. Jutro jedziemy w trasę z Cooperem! Jakieś plany na dzisiejszy dzień?
Dzięki Ci, Parlay - za szablon i za wszystko.
Wgl to całość dedykuję Tobie, bo tak Cię podpuszczałam.
No i nie mam pojęcia czy będziesz zadowolona, bo ten post nic nie wnosi.
Prócz tego, co znamy czyli ćpańska i innych takich.
Witam nowe nabytki mojej czytelniczej kolekcji.
Ej! Coś parę osób wiem, że nie chce się ujawnić.
Pokażcie się!
- Dobra, suki. Jutro jedziemy w trasę z Cooperem! Jakieś plany na dzisiejszy dzień?
Duff stał na
podwyższeniu i patrzył po wszystkich z wielkim bananem na ryju. Obok mnie
siedział za perką Steven, który podskakiwał na stołku z podniecenia jak
pięciolatek po wypiciu trzech puszek Coli, a po lewej stali Slash z Axlem i z
wyraźnym niezadowoleniem gapili się na swoje dziewczyny. Oparci o wzmacniacze z
założonymi rękoma, obserwowali ich każdy nawet najmniejszy ruch. Ze zmrużonymi
oczami wyglądali jakby byli naburszonymi dzieciuchami, którym jakiś bachor
zabrał samochodziki. No, przynajmniej Axl, bo oczu Slasha nie widziałem. Obaj
poszli w odstawkę, gdy Ang i Nate na nowo odkryły swoją przyjaźń. Spędzały
każdą chwilę razem. Nawet przyjechały na próbę jednym samochodem, kiedy Axl i
Slash musieli telepać się autobusem z babciami. Obie usiadły w rogu pokoju, bijąc brawo za
każdym razem kiedy McKagan się odezwał. Od kilku dni były praktycznie
nierozłączne. Przypominało mi to pierwsze tygodnie naszej znajomości. Jedna bez
drugiej żyć nie mogła.
- Kurwa. Jak
pytam, czy gdzieś pójdziemy, ona zawsze ma spotkanie z Samborą! - warczał pod
nosem Rose, gdy wychodziliśmy z sali prób. Równie obrażony był też Hudson,
który nie odrywał wzroku od roześmianych dziewczyn, idących na czele i
trzymających się za ręce.
- Wczoraj nie
spytała się jak było na próbie. W ogóle nic nie powiedziała, bo jej po prostu
nie było! Łaziła gdzieś z Natalią! - burknął jakby jego duma została urażona.
Szedłem obok, udając, że nic nie słyszałem. Trochę mnie to bawiło. Zachowywali
się jak zazdrosne suki. Ten był zazdrosny o jedną, a tamten o drugą. Nie
cieszyli się, że dziewczyny znowu się dogadywały, tylko ich pierdolona męska
duma na tym ucierpiała. Ich miny dosłownie mówiły same za siebie: "Oh, nie
dała mi buzi na dobranoc! Nie zasnę!" albo "Wolisz ją ode mnie?! Już
mnie nie kochasz, tak?!" Tak, Stradlin. Ciesz się, że ty nie masz takich
jebanych kłopotów, pomyślałem, dziękując w duchu za wyrozumiałość Emily. Nie
rozumiałem jednak tego, że oni naprawdę byli zazdrośni, podczas gdy ja
cieszyłem się, że nasze papużki nierozłączki na powrót się związały. Ang nie
raz mi wspominała o niezrozumiałym związku z Konopką. A to wydawało się, że
było dobrze, a następnego dnia nie odzywały się do siebie słowem.
- Zobacz, no zobacz! - warknął oburzony Slash, wskazując na
roześmiane panny, które szły objęte ramię w ramię. Kierowały się w stronę białego kabrioleta. - To przecież pedalskie! W
żeńskim odniesieniu oczywiście - szybko sprostował nasz wirtuoz gitary. O mało
nie wybuchnąłem śmiechem, gdy odezwał się Axl:
- No, nie! Na co
my kurwa stary pozwalamy?!
- Dajcie im spokój
- powiedziałem, powstrzymując uśmiech. - Ten widoczek jest całkiem
podniecający. - Wyszczerzyłem się w ich stronę, jednak zaraz tego pożałowałem,
widząc wykrzywioną gębę Rose'a. Myślałem, że zaraz jebnie mi w twarz, ale
widocznie w połowie drogi się rozmyślił i rzucił tylko:
- Ty się kurczaku
nie wtrącaj!
Po czym wystrzelił w stronę dziewczyn i zanim ktokolwiek z nas go powstrzymał, szarpnął Natalię za ramię, odpychając równocześnie Angie.
- Ej! - krzyknęły obie jednocześnie.
- Koniec kurwa tych mizianek! - wrzasnął Rose, trzymając rękę Konopki w stalowym uścisku. Patrzył na Samborę wzorkiem zabójcy, jednak czarna nie została dłużna. Widziałem już nie raz ich kłótnie, najczęściej dotyczyły właśnie Nate, i nigdy bym nie widział, żeby Ang nie wyszła na swoje. Duff, Steven i Slash chcieli podejść i interweniować, ale powstrzymałem ich gestem dłoni.
- Ona sobie poradzi. Zaraz zobaczycie - rzuciłem, paląc papierosa i podziwiając Rose vs Sambora. Wiadomo, gdyby doszło do rękoczynów, nie stalibyśmy jak te zjeby, ale na razie na nic takiego się nie zanosiło. Jeszcze nie. Obyś się stary nie pomylił, rzuciłem do siebie w myślach.
- Zostaw ją! - krzyczała właśnie Agata, patrząc z troską na Konopkę, która nie mogła się wyrwać rudzielcowi. - Ona jest w ciąży, pedale!
- Nie twoja jebana sprawa, dziwko! Jest moja i idzie ze mną - wrzasnął znowu Axl, opluwając się w dość niesmaczny sposób i potrząsnął blondynką z całej siły.
- Pierdolony faszysta!
I zanim Rose się zorientował, Ang kopnęła go w te sprawy, co wywołało w naszej czwórce charakterystyczne 'Ał', złapała Natalię za rękę i razem wskoczyły do samochodu, śmiejąc się przy tym złowieszczo z klęczącego na asfalcie rudego, trzymającego się za jaja i próbującego coś powiedzieć. Mniej więcej zgadywałem, że było to mnie więcej coś w stylu ' Znajdę was, suki, a potem zabiję!'. Ale nawet jeśli byłby w stanie cokolwiek powiedzieć, pewnie usłyszelibyśmy dźwięk miauczącego kota. Więc lepiej, że Axl nie skompromitował się, aż tak bardzo. Tymczasem dziewczyny już dawno odjechały z piskiem opon. Reszta patrzyła się to na znikający w oddali tuman kurzu, to na Axla. Na szczęście mniej więcej domyślałem się, gdzie mogły pojechać, więc po dłuższej chwili podszedłem do kulącego się Rose'a i pomogłem mu wstać.
- Potrzebny sanitariusz? - rzuciłem ironicznie, korzystając z niemocy rudego. Gdyby był w pełni sprawny, nakopałby mi do dupy. Na szczęście nie był. Tylko rzucił mi wściekłe spojrzenie i razem z Duffem przetransportowaliśmy go do Vana, gdzie umierał z bólu na tylnych siedzeniach.
***
- Gotowa? - spytała, patrząc na mnie z szerokim uśmiechem.
- Nie za bardzo... - rzuciłam niepewnie, patrząc w dół.
Stałyśmy na krawędzi mostu i trzymałyśmy się za ręce.
- Wcale nie jest tak wysoko - zapewniała Agata, co chwilę odgarniając włosy, które tarmosił jej wiatr. Nie wiem jak ona zachowywała taki spokój, stojąc nad krawędzią, ale za żadne skarby świata nie mogłam się wyluzować tak jak ona. W Polsce robiłyśmy tak tryliony razy i nigdy się nie bałam. Bo nigdy nie byłaś w ciąży, fantastko!, coś wrzasnęło mi w głowie. No, tak... - Jeśli nie chcesz, nie musisz - powiedziała już łagodniej Sambora, zupełnie jakby czytała w moich myślach.
- Znowu to robisz! - krzyknęłam zaskoczona, zapominając na chwilę o tym, gdzie stałam.
- Co ale?
- Doskonale wiesz, o czym myślę! - roześmiałam się, a całe napięcie po prostu ze mnie spłynęło jak deszcz. Gdy na twarzy Agaty, również zagościł uśmiech, kiwnęłam głową i spytałam:
- To na trzy?
Sambora potwierdziła mocniejszym uściskiem mojej dłoni i zaczęła liczyć:
- Raz... Dwa... Trzy!
I skoczyłyśmy.
- Ożesz ty w mordę!
- Patrz, kurwa! Skoczyły!
- Odpierdoliło im! Izzy! Dobrze, że wiedziałeś gdzie one są!
No, kurwa, że jaha! Powinni mi dziękować! Czołgać się i przynosić jakiejś podarunki godne króla! Jestem boski, wiem. No, ale bez przesady. Gdyby te zjeby chociaż chwilę pomyślały, domyśliłyby się, że dziewczyny pojechały tam, gdzie spędzały większość czasu na detoksie. Obok zakładu była rzeka, gdzie często chodziły na spacery. Ang wszystko mi opowiedziała. Cóż, Duffowi też na pewno. Axl wiedział to od Natalii. Było to dla nich jedyne miejsce w tym czasie, kiedy czuły się wolne. Gdzie mogły razem spędzić trochę czasu, zostawiając odwyk daleko za sobą.
- Szybko! - wydarł się Slash i dosłownie wyskoczył z samochodu jak komandos. Wypierdolił się na glebę, ale momentalnie wstał i ruszył na ratunek dziewczynom. Zatrzymałem vana i pozwoliłem reszcie podążyć w jego ślady. Ja natomiast spokojnie siedziałem w środku i wyciągałem kolejnego papierosa. Nie był im potrzebny ratunek tylko trochę samotności. Same ze sobą. A te debile postanowiły je znaleźć i... W sumie nie wiem, co zamierzali. Axlowi przeszło, już się nie kulił i nie darł mordy, ale jego męska duma została urażona. Raczej nie miał zamiaru puszczać tego Ang płazem.
Odwróciłem się, żeby zobaczyć czy ratunek już dotarł. Wysiadłem i wolno poszedłem na most. Stamtąd wszystko było idealnie widać. Dziewczyny całe mokre śmiały się i ochlapywały co chwilę, a dzielni ratownicy stali na brzegu, bojąc się zamoczyć włoski.
- Chodźcie tu! Wcale nie jest taka zimna jak się wydaje! - krzyknęła Sambora, machając do chłopaków.
- Ty tu chodź! Nie będę za tobą latał! - odkrzyknął jej nieźle wkurwiony Slash. Cóż. Chyba bardziej się przestraszył niż wkurzył. Żaden z cweli się nie ruszył. Tylko Steven po kolejnej namowie Nate, zrzucił ubranie i na samych gaciach wbiegł do rzeki, piszcząc jak obrywany ze skóry:
- Kurwaaa! Zimna!
- Ha! Dywan przybywa! - zaśmiała się Angie, a Nate wrzasnęła przerażona, gdy Adler okazał się być za blisko. - O, nie! Zagłada! I kto nas uratuje? - darła się dalej z udawaną paniką Sambora, a tymczasem Popcorn usiłował podtopić biedną blondynkę. Jednak zbytnio mu się to nie udawało, bo zaraz obok niego pojawił się McKagan i dosłownie odrzucił go jakieś dwa metry dalej. Pięknie. Kolejny pływak się znalazł.
Nawet nie zauważyłam, kiedy Agata zjechała na plażę i jechałyśmy niecałe dziesięć metrów od brzegu. Nad oceanem bawiło się paru ludzi, ale tak poza tym było kompletnie pusto.
- O, Duff! Witamy! - zawołał Adler, gdy
tylko się otrząsnął z ciężkiego szoku jakim było dosłowne oderwanie go od
dziewczyn. Żyrafa wyszczerzył się tylko w odpowiedzi i razem z Samborą i
Konopką zaczęli namawiać stojących ciągle na brzegu maruderów.
- Slash, Axl! No, chodźcie!
- Każesz mi się macać po wodą z tymi
pedałami?! - rzucił Hudson wielce oburzony. - Zapomnij!
- Rose, chodź - łagodniejszym tonem
Natalia próbowała coś wskurać z Axlem. Ten jednak jak stał, tak stał i nie
zanosiło się, żeby miał zamiar dołączyć do dobrze bawiącej się czwórki. Trzy
blondwłose głowy i jedna czarna. Patrzyłem na nich z góry, oparty na moście i
paląc następnego papierosa. Naprawdę nie miałem pojęcia, ile udawało mi się ich
spalać. Jak się kończyły, kupowałem. Nie zastanawiałem się, która to paczka
tamtego dnia. Po prostu brałem. W pewnym momencie zrozumiałem, że ktoś stał
obok mnie i wypowiadał moje imię.
- Izzy. Już jedziemy.
Spojrzałem w prawo i zobaczyłem Samborę
z mokrą głową, ale suchymi ubraniami. No, tak. Przebrała się, geniuszu. Miała
na sobie biały sweterek i spódnicę w cętki przed kolano. Całkiem przyjemnie się
na nią patrzyło, jednak Ang pstryknęła mi przed nosem palcami i spytała:
- Stałeś tak bez ruchu dobre pół
godziny. Już wszyscy wyszli. Jedziesz z nami czy z chłopakami?
Dopiero wtedy zobaczyłem, że blokowałem
im przejazd. Biały kabriolet stał niecałe pięć metrów przede mną, a nasz van
zaraz za nim. Przez przednią szybę tego drugiego widziałem uśmiechnięte mordy
McKagana i Adlera, ale cały czas wkurwione Slasha i Axla. Cóż. Nie widziało mi
się zbytnio jechać z tymi pedałami na kolejne chlańsko, a dziewczyny wolałem
zostawić samym sobie. Jednak wpadł mi do głowy iście genialny pomysł!
- A podrzuciłabyś mnie do Emily?
- Jasne. Bez problemu - odpowiedziała
szerokim uśmiechem Sambora. Objąłem ją ramieniem, przyciągnąłem do siebie i
razem poszliśmy do ich samochodu.
***
- O. To tutaj! - zawyrokował Stradlin,
a Agata posłusznie się zatrzymała. Izzy wyskoczył z auta, Sambora również
wysiadła, a ja żeby nie poczuć się gorsza również opuściłam auto. Odeszłam
niecałe kilka kroków na prawo, gdzie widniało piękne zejście na plażę.
Odwróciłam się w chwili, gdy Stradlin otwierał bagażnik. Wyciągnął stamtąd
jakąś podejrzaną torbę, po czym podszedł do opartej o maskę samochodu Agaty.
Chyba jej podziękował, pocałował w policzek i odszedł tym swoim
charakterystycznym krokiem wiecznie zjaranego mrocznego gitarzysty. Sambora stała
na swoim miejscu, opatulona ramionami i patrzyła za odchodzącym Izzym. Dopiero
gdy zniknął z pola widzenia, odszukała mnie wzrokiem. Wyglądała doprawdy
żałośnie i uroczo w tym jednym momencie. Włosy jej oklapły i bardziej
przypominały brązowe spaghetti niż śliczne fale, drżała z zimna mimo, że było grubo ponad dwadzieścia stopni i ciągle pocierała dłońmi ramiona.
- Co tak stoisz, piękna? - zawołałam,
próbując jakoś ją rozruszać. - Chodź do mnie. Pójdziemy na plażę i trochę
poleżymy i... I... - Głos uwiązł mi w gardle, gdy zobaczyłam, że Agata płakała.
Otworzyłam szeroko oczy ze zdumienia, ale zaraz podbiegłam do niej zatroskana.
Mój mały kwiatuszek nie może być smutny! O, nie! Nie na mojej warcie! Szybko ją
przytuliłam i pozwoliłam się wypłakać. - Hej, co się stało? - spytałam,
głaszcząc jej piękną główkę. - O co chodzi?
Nie odpowiedziała. Co mogło spowodować
jej stan? Jedyne co przyszło mi do głowy, właśnie przed chwilą sobie odeszło.
- Chodzi o Izzy'ego? - spytałam znowu,
ale tym razem dostałam odpowiedź. Agata podniosła na mnie zdziwione oczy i
wydusiła:
- Nie. Nie, no co ty? To mój przyjaciel
- mruknęła, ocierając rękawami łzy. - Po prostu cieszę się, że jestem tu z
tobą.
Uśmiechnęła się najpiękniej jak tylko
można się uśmiechnąć i złapała mnie za ręce, patrząc prosto w oczy. Jeśli to
nie była prawdziwa przyjaźń, to nie wiem, co innego. To było jak Zeppelini przy
nocnym jaraniu albo jak dla Agaty ostrym przygrzaniu.
- Bright light almost blinding, black night still there shining, I
can't stop, keep on climbing, looking for what I knew - zaśpiewałam jej
cichutko, a po chwili głośniej, gdy siedziałyśmy w samochodzie i nastawiłam
kasetę. Spojrzałam na Samborę. Uśmiechnęła się szeroko, patrząc na mnie i kontynuując wraz ze mną
śpiew. Jeśli cokolwiek, kiedykolwiek i gdziekolwiek śpiewałyśmy to najczęściej
byli to właśnie Zeppelini. Nasi bogowie. Jedyni prawdziwi nauczyciele życia w
tym popierdolonym świecie, ogarniętym jakąś chorą pogonią za forsą. Nikt nie
pokazał nam, że można być szczęśliwym bez tego. Wysłuchałyśmy tego w muzyce.
ICH muzyce. To był inny wymiar, inny stan podświadomości. Puszczałyśmy płytę i
łapałyśmy się na tym, że słuchamy jednego utworu przez dwie godziny. Teraz
zaczynając śpiewać, niemal instynktownie usłyszałyśmy szumy w studio, szuranie
butów, odgłosy instrumentów, głosy. Wiedziałyśmy, że jeden z nich należał do G
tuż przed wejściem gitary Jimmy'ego. Czułam jak serce zaczyna mi delikatnie bić
w rytm bębnów, a potem dochodził basik. Poczułam jak moje ciało zaczynało się bujać.
Tak... "Myślenie o tym wprowadza mnie w stan podobny do obecności heroiny
wstrzykniętej niecałe pięć minut temu w żyłę", powiedziała mi kiedyś
Sambora. Zerknęłam w jej stronę. Zmysłowy śpiew Planta wtargnął do jej
ust, by opanować całą resztę. Był w niej, kierował nią, wypełniał, niemal
opętał. To był jej narkotyk... Zawsze tak było. Te niemal seksualne doznania, w
które wpadałyśmy za każdym razem, gdy słuchałyśmy Led Zeppelin. Psychodelia w
pełni tego słowa znaczeniu. Najprawdziwsza, jedyna, czysta przyjemność...
Nawet nie zauważyłam, kiedy Agata zjechała na plażę i jechałyśmy niecałe dziesięć metrów od brzegu. Nad oceanem bawiło się paru ludzi, ale tak poza tym było kompletnie pusto.
- Nie jest ci za zimno? - spytała
Sambora, patrząc na moją krótką sukienkę i cienką koszulę narzuconą na nagie
ramiona. Mimo, że rzuciła mi szybkie spojrzenie, zauważyłam zatroskanie. Było
to naprawdę urocze. Niemalże mogłam powiedzieć słodkie. Sama nie wiedziałam, że
tak mi tej bliskości brakowało. Ona była jak powietrze. Bez niej czułam się jak
duch. Kiedyś Dave zapytał czy nie jesteśmy lesbijkami. Początkowo nie miałam
pojęcia, co oznacza to słowo. W Polsce raczej się ich nie używało. Dopiero po
przylocie do Stanów zrozumiałam, co miał na myśli. Gdybym miała mu odpowiedzieć
po raz drugi, uzyskałby pozytywny wynik mojej wypowiedzi. Jeśli lesbijka
oznaczało miłość do drugiej kobiety jak najbardziej nią byłam. Oczywiście nie w
pełnym tego słowa znaczeniu, jednak nie mogłam odpowiedzieć w stu procentach,
że nią nie byłam. Ta zażyłość między nami nie była zwykłą przyjaźnią. Panowała
symbioza. - Weź się przykryj kocem leżącym na tylnym siedzeniu - dodała, chcąc
dla mnie jak najlepiej.
- Spokojnie - odpowiedziałam, gładząc
swój brzuch. - Nie jest nam zimno.
Spojrzałyśmy po sobie i uśmiechnęłyśmy się. No, tak. Teraz nie
dzieliłyśmy czasu tylko we dwie. Mały potworek wiązał z nami nierozerwalną
przyszłość.
- Młody Rose to ósmy pasażer Hellhouse* - zaśmiała się Agata,
patrząc na mnie wymownie. - Ale będzie miał spaczony obraz rzeczywistości.
Wujkowie Slash, Izzy, Adler i Duff, a tatuś Axl. Po prostu wymarzony świat dla
małego. A zapomniałam o stryjkach z Mötley Crüe.
- Może to będzie mała... - zamyśliłam się. - Ale za to jaką będzie
miała mamusię i ciotunię.
Wyszczerzyłam się, myśląc o małej piłeczce, która rosła
sobie wewnątrz mnie. Już nie mogłam się doczekać chwili, w której wezmę ją w objęcia. Jednak nie mogłam marzyć dalej, bo Agata znowu pokazała, że zna mnie lepiej niż ja sama.
- Ciekawe czy ten mały Rose będzie
rudzielcem czy blondynkiem - rzuciła, odgadując z wyprzedzeniem moje myśli.
Mimo, że robiła to od zawsze, ciągle nie mogłam wyjść z szoku. Jak. Ona. To.
Robiła?! Spojrzałam na nią z rozdziawioną buzią, ale zaraz szybko się
opanowałam i odparłam podekscytowana tą uwagą:
- Niech ma po tatusiu włosy, a po mnie
dostanie charakter.
Obie umilkłyśmy na chwilę, ale nie
wytrzymałyśmy długo. Wybuchnęłyśmy niepohamowanym śmiechem, który
został poniesiony gdzieś w dal przez wiatr. Obie doskonale wiedziałyśmy, co
oznaczałoby posiadanie w domu jeszcze jednego małego znerwicowanego Rose'a.
Przecież niecałe trzy godziny wcześniej zaprezentował nam swoją artystyczną
duszę. Agata w porę nas wyratowała. Jednak to i tak nie było nic wielkiego. Po
prostu nie zwracałam na niego uwagi i jakoś musiał ją przyciągnąć.
- A jak tam u ciebie? Coś się zmieniło
od wczoraj? - spytałam, mając na myśli Duffa, ale oczywiście znowu zapomniałam,
że McKagan był żonaty, a Sambora mieszkała ze Slashem. No, pięknie, Konopka.
Przecież byłaś na jego ślubie. Jak możesz nie pamiętać?! Następnym razem
precyzuj pytania.
- Wczoraj nocował u jakiegoś swojego
znajomego, a dzisiaj widziałaś jego minę. Chyba jeszcze nie widziałam go
takiego zazdrosnego - parsknęła pod nosem, wyjmując papierosa z paczki. Będę
musiała nad nią popracować. Bo chłopaków nie nawrócę, ale Sambora się mnie
posłucha. Szczególnie, gdy będzie się w przyszłości zajmowała moim
bobaskiem.
- A z Duffem wszystko w porządku? -
spytałam, chcąc co nieco wyciągnąć z tej skomplikowanej osóbki, jaką była
Agata. Nie przyznawała się przed nikim, nawet przed samą sobą, jak bardzo
zraniła ją wiadomość o tym, że Duff chajtnął się z Mandy. Dopiero po kilku
miesiącach otworzyła się dla mnie. Za mądra to ona nie była, nosząc to wszystko
w sobie i wmawiając, że nic do niego już nie czuje. No, ale wystarczyło ją
troszkę podpić i już się cała rozkleiła. Oczywiście nie obyło się bez drobnej
pomocy Marsa, z którym złączyły mnie iście braterskie więzi. Pod tą twardą
skorupą obojętności i chłodu czaiła się delikatna duszyczka. Teraz Sambora była
ze Slashem. Cholernie jej na nim zależało, jednak nie kochała go tak samo jak
blondyna. Chyba nawet nie zdawała sobie z tego sprawy, że McKagan odcisnął na
niej swojego rodzaju piętno, które miało ją prześladować do końca. Ktoś mógłby
powiedzieć, że takie są te pierwsze miłostki, ale to by oznaczało, że kłamał.
Nie miałam pojęcia, co na to wszystko sam Duff, ale wydawał się szczęśliwy z
Mandy. Blondynka była naprawdę w porządku. Bardzo mi pomogła po odejściu
Sambory i chociaż chciałam, nie mogłam zamienić Agaty na nią.
- Duffem? Tak. Czemu pytasz? - spytała
lekko zaskoczona czarna.
W odpowiedzi wzruszyłam tylko
ramionami.
- Nie, nic.
Plaża, którą jechałyśmy zdawała się nie
mieć końca. I wtedy mnie olśniło.
- Ej - zaczęłam niepewnie, wystawiając
dłoń za samochód i czując silne podmuchy słonego powietrza między palcami. -
Zawsze chciałam spróbować jednej rzeczy.
- Jakiej? - spytała Sambora, patrząc
raz na mnie, raz na plażę przed nami.
Podniosłam się i stanęłam na siedzeniu. Oparłam dłonie o przednią
szybę i zwróciłam twarz ku niebu. Podmuch spowodowany prędkością samochodu
skumulował się z wiatrem znad oceanu przez co o mało nie cisnęło mnie z
powrotem na swoje miejsce. Jednak po chwili przyzwyczaiłam się i mogłam już bez
przeszkód, puścić moją podporę i rozłożyć ręce na boki.
- Jestem królową świata! - krzyknęłam, śmiejąc się z podniecenia i
adrenaliny, które przejęły nade mną kontrolę.
- Moją małą odlotową królową - zawtórowała Agata, a jej
zachrypnięty śmiech poniósł się gdzieś w dal.
***
- Jak robi Obcy, Parlay? Wiesz jak robi Obcy czy nie? - Sambora
leżała na łóżku razem z Natalią i wyglądała naprawdę genialnie. Lateksik i
biała bluzka. Aż sama bym się za nią zabrała, gdybym była facetem. To samo
zresztą mogłam powiedzieć o Konopce. Co z tego, że tego wieczora widziałam ją
po raz pierwszy w życiu, ale już po zamienieniu z nią kilkudziesięciu zdań,
wiedziałam, że to porządna dziewczyna. Nic dziwnego, że Sambora tak ją wychwalała
i była do niej niesamowicie przyzwyczajona. Nie spodziewałam się zupełnie tego,
co spotkało mnie tamtego wieczoru. Chciałam spokojnie pograć na Perrym, gdy do
drzwi zaczęła się dobijać jakaś laska. Jak się okazało była to Ang. Wzięłam Ambruse'a i mnie do jej samochodu, gdzie siedziała później poznana Nate i
zabrała nas na dziką imprezę do bodajże Vince'a. Ma się te znajomości, c'nie?
Handluj z tym! Od początku melanżu nie widziałam nikogo znajomego. Nawet
Ambruse mi zniknął. Trzymałam się Sambory i Natalii, żeby tylko nie zostać
porwana przez jakiegoś zboczeńca. Ludu było tam od cholery i nie słyszałam
nawet własnych myśli. W pewnym momencie podszedł do nas jakiś chłopak i schylił
się nad nami trzema.
- Ej. Może któraś zatańczy? - rzucił, jednak wyglądał na
napaleńca. Sambora zmierzyła go od góry i do dołu, po czym wyśmiała, a Nate
powiedziała, że jest z Rosem. To wystarczyło, żeby bajerant wypieprzał od nas
raz dwa. Kurwa. Ten Axl to faktycznie taki niebezpieczny, czy po prostu Gunsi
pilnowali swoich lasek jak własnego nosa? Jednak gdy tylko pojawił się ten
śmieszny blondwłosy perkusista, wyciągnął Ang bez pytania i zniknęli gdzieś w
tłumie. W trakcie nieobecności czarnulki za dużo się nie działo, ale gdy
wróciła widać było, że impreza ją poniosła. Wyginała się i obijała o
wszystkich, ledwo trzymając równowagę. Sambora opadła na łóżko, gdzie natychmiast
dopadła ją Natalia. Była wściekła. Gestykulowała jak jakiś Włoch. Nie wiem, co
tłumaczyła Ang. Nic nie słyszałam. Jednak Sambora nie kontaktowała. Wodziła
tylko rozmarzonym wzrokiem po ludziach i uśmiechała się uwodzicielsko.
- Mogę odebrać swoją laskę? - usłyszałam nad głową. Szybko się
odwróciłam i zaryczałam, udając lwa. - Kurwa! Jacks! Co ty wyprawiasz?! -
wydarł się Slash, próbując przekrzyczeć wrzaski w domu. Zaraz za nim stał Duff, uśmiechając się szeroko. - Znowu zmieniłaś kolor
tych klajtrów? - dodał Hudson, ale nie zdążyłam odpowiedzieć, bo schylił się i
pociągnął Samborę do góry. Nie był zainteresowany moją odpowiedzią...
Super.
- Promyczku! - zaświergotała czarna i mocno wbiła się ustami w
kudłatego. No, od tej strony to jej kompletnie nie znałam! Slash wyglądał na
bardzo zadowolonego tym faktem, a McKagan udawał, że podziwia sklepienie. Na odchodne Slash machnął Konopce ręką i nawet nie
zwrócił uwagi na jej zatroskany wyraz twarzy. Chodziło o Ang... Tylko dokładnie
o co? O to, że tańczyła z tym blondynem czy o coś innego...
- Jesteś skończoną kretynką, wiesz?! Ja pierdolę! - wrzasnęłam,
czując, że ktoś mnie popchnął.
Nawet nie zauważyłam, że wstałam i poszłam nieświadomie za moją
uroczą czarną parką i Duffem, a teraz stałam na środku salonu i patrzyłam pusto na
siedzącą na kanapie dziewczynę. Nie zwracałam uwagi na latające wokół
przedmioty, niewyobrażalny hałas, tłum ludzi ani nawet dym papierosowy
pomieszany z zapachem gety. W tej chwili istniała tylko ta farbowana typiara i
jej pusta szklanka, której zawartość znajdowała się w moim biuście.
Krwisto-włosa dziunia o porcelanowej twarzy patrzyła z lekkim uśmiechem drwiny,
ale jej oczy były pełne niecierpliwości, a także czegoś podobnego do strachu.
Zupełnie jakby bała się mojej reakcji. Wciąż pochłonięta byłam ogarnianiem
swojej koszulki. Nie. Teraz to byłam wściekła. Ba! Byłam ostro wkurwiona!
Właśnie spokojnie śledziłam Samborę, Slasha i łażącego za nimi Duffa, gdy ktoś na mnie wpadł i oblał.
Czułam jak płyn moczy mi koszulkę, a potem ta przykleja się do ciała. Gdyby to
było piwo, gin, whiskey, nie krzyczałabym, nie wkurwiła tylko rzuciła
"Uważaj!" i wróciła do śledzenia moich nowych rodziców. Ale nie!
Musiała to być Krwawa Mary. Nosz, kuuurwa. Zajebiszczasko! I jak zmyję te popierdolone
pomidory?! Wyglądała jakbym porzygała się krwią. Ale to bym zniosła, a koszulka
byłaby najwyżej do prania.
Podniosłam wzrok z powrotem na czerwoną, która znacznie pobladła.
Wyglądała jakby sama przed chwilą zwróciła.
- Co tak panikujesz? Kupisz sobie nową - odparła ruda, i chociaż
chciała, by zabrzmiało to pewnie i na luzie, siedziała sztywno, a mocno
ściśnięte usta ledwo otwierała. Gdy mówiła, był to bardziej syk, a nie słowa.
Zrobiła to pewnie przez przypadek, ale sprawiło jej to widoczną satysfakcję. I
wcale nie było tak zabawnie jak sądziła...
Zgromiłam ją wzrokiem rządnej krwi lwicy, a ruda skuliła się w
sobie, tracąc całkowicie jakąkolwiek pewność siebie.
- No, jasne, gospodyni od siedmiu jebanych boleści! - warknęłam. -
Powiedz mi. Ty naprawdę jesteś taka porysowana czy tylko udajesz?!
Pytałam serio. I chociaż nie spuściłam z tonu, czekałam na
odpowiedź. Nie, żeby ciekawiło mnie, co powie ta wytapetowana flirciara, ale
tak się zdenerwowałam, że nie miałam siły opierdalać tej dziewczyny. Gdy
czerwona zbierała się na odpowiedź, wkurwiona złapałam ją za włosy i z całej
siły pociągnęłam. Nie usłyszałam krzyku bólu, nie poczułam nawet oporu ze strony
rudej, nic. Po prostu kilka sekund stałam oszołomiona z... No, kurwa nie
wierzę. Trzymałam damską perukę w dłoni!
- Co do... - zaczęłam, zbyt zaskoczona, by powiedzieć cokolwiek.
Była to ostatnia rzecz jakiej się spodziewałam. Zupełnie zapomniałam o mokrej
koszulce, patrzyłam na sztuczne włosy jakby był to interesująco nic nie
znaczący eksponat na modernistycznej wystawie.
- Hej! Oddawaj! - Piskliwy głosik czerwonej wyrwał mnie z
otępienia. Dopiero, gdy kątem oka zarejestrowałam, że ktoś wstaje z kanapy,
spojrzałam na rudą. Tylko dziewczyna przede mną nie była wcale ruda! Ba! Ona
była łysa! Łysa jak kolano. Musiałam zamrugać parę razy... Nie... No, to jakiś
żart? Jednak szybko się ocknęłam, gdy bezwłosa rzuciła się w moją stronę, by
wyrwać swoją własność. Na to nie mogłam pozwolić! Odwróciłam się szybko i
potrącając ludzi stojących na mej drodze, pobiegłam do ogrodu, gdzie była
większość już bardzo pijanych gości. Słyszałam, że łysa rzuciła się za mną z
wrzaskami i przekleństwami na ustach.
- Chcesz swoje włosy?! To chodź i je sobie weź! - krzyknęłam, nie
przestając biec. Wszyscy patrzyli za mną i łysą furiatką ze śmiechem. Wpadłam
już na taras, szybko wdrapałam się na kamienny murek i wydarłam się:
- Patrzcie! Ruda dziwka wyłysiała!
Wszystkie głowy jak na rozkaz odwróciły się w moją stronę, ale
największą uwagę zwracała na siebie właścicielka peruki, która wydostała się z
zatłoczonego domu i gniewnym spojrzeniem szukała winowajczyni jej upokorzenia.
Ciskała się na prawo i lewo, a gdy w końcu mnie znalazła, ruszyła z impetem w
moją stronę. Zaśmiałam się na całe gardło jak zły chochlik. Tylko na to
czekałam. Gdy łysa była niecały metr ode mnie, rzuciłam włosy przed siebie,
odwróciłam twarzą do dziewczyny, rozłożyłam ręce w kształcie litery 'T' i
skoczyłam w dół. W ślad za czerwoną peruką.
Łysa wrzasnęła ze strachu i szybko podbiegła przerażona do murku
tarasu. To, co zobaczyła było ponad jej siły! Zamiast trupa i krwi na dole był
basen, w którym pływałam w najlepsze razem z jej peruką.
- Suka! - wrzasnęła, a ja zołza jej pomachałam, uśmiechając się
szeroko. Gdy ponad czterdzieści osób w ogrodzie zaczęło się śmiać, dawna ruda
wybiegła z płaczem. Nikt jej tak pewni nigdy nie poniżył i już obiecywała sobie
w sercu zemstę na tej różowej szmacie. Na mnie! Tak to bywa jak się wkurwia
Parlay.
- Hej! Pomóc ci?
Odwróciłam się z uśmiechem na ustach w stronę męskiego głosu.
Wyglądałam najpewniej jak topielec, bo mokre włosy całkowicie przysłoniły mi
oczy, więc niezbyt dokładnie widziałam chłopaka stojącego na brzegu basenu.
Wyciągał w moją stronę rękę. Podpłynęłam do niego wciąż trzymając rudą perukę.
Gdy wyczułam twardość brzegu basenu, oparłam się łokciami o stały ląd i przez
chwilę próbowałam złapać oddech. Gdy tylko myślałam o tej całej łysej dziwce,
zaczynał boleć mnie brzuch ze śmiechu. Po chwili jednak wystrzeliłam dłonią w
górę i machając na prawo i lewo, próbowałam złapać chłopaka. Jednak to on
znalazł mnie szybciej i wyciągnął jednym ruchem z wody.
- Oho! - rzuciłam, dziwiąc się siłą chłopaka. Podniósł mnie i
trzymał mocno w talii, żeby się nie przewróciła. Włosy wciąż miałam przyklejone
do twarzy, przez co musiałam wyglądać jak cocker spaniel. - Halo! -
wykrzyknęłam. - Pomocy! Nic nie widzę!
- Już już.
Usłyszałam śmiech i za chwilę ktoś delikatnie odgarniał wilgotne
kosmyki. Początkowo oślepiło mnie światło wielkiej lampy stojącej w ogrodzie i
musiałam mrużyć oczy. Ale mimo to uśmiechnęłam się delikatnie.
- Ktoś tu się dobrze bawi.
Wciąż lekko oślepiona, odwróciłam głowę z miną kreta, który chce
zobaczyć co jest metr przed nim. Rozmasowała oczy i w końcu mogłam normalnie
widzieć. Neil stał z rękoma w kieszeniach na ostatnim stopniu schodów,
uśmiechając się głupio. Skrzywiłam się lekko na jego widok, bo przerwał mi w
momencie kiedy mogłam spokojnie przyjrzeć się swojemu wybawcy. Który nadal mnie
nie puszczał. Zaobserwowałam tylko, że skądś go znałam.
- Stałem przy basenie z Jimmy'm, gdy coś spadło z nieba - zaśmiał
się chłopak, a Ambruse zaczął iść w naszą stronę. Posłałam przyjacielowi jedną
ze swoich głupich min, na którą odpowiedział mi podobnie.
- Znalazłeś naszego potwora. To coś to Jackie. Sixx, poznaj
tutejszą lwicę - rzucił Neil, szczerząc się jednoznacznie w moją stronę. -
Która wyjątkowo się dziś zamknęła - dorzucił niemiło, podchodząc bliżej.
- Nie bądź taką pizdą, koleś.
- Zaraz, zaraz! Sixx?! - spytałam nieco zbita z tropu. Dopiero
teraz ogarnęłam spojrzeniem mojego wybawcę od stóp do głów. Kurwa! Nie
wierzę! Obrzuciłam Motley'a ciekawym
spojrzeniem, ale nie zdążyłam usłyszeć odpowiedzi, gdy Neil złapał mnie za rękę
i trochę mocniej niż zamierzał, przyciągnął mnie do siebie. Widział mój wzrok i
dobrze go znał. A ja doskonale odczytałam jego myśli. Próbował wykaraskać mnie
od prawie trzydziestoletniego idola ze zwykłej troski. Ale tak ogółem zawiodłam
się, że Sixx mnie nie poznał. No, tak. Widział mnie jeszcze z fioletem na
głowie…
- Tak to on. A teraz ja cię przejmuję.
Obrzuciłam go zniesmaczonym spojrzeniem zmieszanym ze złością. Co
on sobie wyobraża?!. Nie jestem twoją własnością ani młodszą siostrzyczką!,
chciałam mu wykrzyczeć w twarz, ale jedynym co wydukałam, wyjmując dłoń z jego
uścisku było:
- No, ej! Czekaj! Nie chcę jeszcze iść... Nawet jeszcze nie
zapaliłam porządnie.
- Zapalisz gdzie indziej. No, chodź - nieco zirytowany Ambruse
zaczął iść w stronę schodów, ciągnąc mnie za sobą. Kurwa! Nie możesz mi tego
zrobić! Nie w takiej chwili! Neil! Nie, no ja sobie poradzę! Nie bądź taki!
- Nie chcę! - syknęłam i wyrwałam się zaskoczonemu chłopakowi. Bez
słowa odwróciłam się na pięcie i nie oglądając się za siebie, odeszłam w
najdalszy koniec ogrodu. Wiedziałam, że zachowałam się jak pięcioletnia
rozwydrzona dziewucha, ale nie obchodziło mnie to zbytnio. Dupek, pomyślałam,
przypominając sobie nadopiekuńczego Ambruse'a. Kopnęłam plastikową butelkę i
nie zwracając uwagi na ludzi dookoła nieco już wstawionych, weszłam między
krzaki. Ogród zachowany w angielskim stylu pełen był dzikich zakamarków, z których
moim ulubionym była malutka przestrzeń pośrodku ukochanego bzu Marsa. Pokazał
mi go jak byliśmy tu ostatnio. Zdawało się, że wchodzę do zupełnie innego
świata, gdzie problemy przestawały istnieć. Nawet gdy w domu była impreza, tam
było cicho i spokojnie. W taką noc położyłam się na plecach i gapiłam w
księżyc.
Nieco zła na przyjaciela rzuciłam się na trawę, wyszukałam
bibułkę, tytoń i zaczęłam robić skręta. Jednak nie minęło nawet pięć minut, gdy
usłyszałam za plecami szelest. Wciąż siedziałam w siadzie skrzyżnym, ale nie
poruszyłam się.
- Idź stąd, Neil. Nie chcę cię tutaj - rzuciłam, nie odwracając
się. Nie miałam ochoty go oglądać. Przynajmniej nie dziś. Chciałam pobyć sama i
z przyjemnością spalić peta. Ale nie! Bo ten uparty idiota dalej szedł w moją
stronę! Gdy już stanął przede mną, nie podniosłam wzroku, skupiając się na
zwijaniu. Zła, zmarszczyłam brwi, gdy chłopak ciągle stał w miejscu.
- Powiedziałam coś - rzuciłam oschle. - Nie myśl, że zrobisz
słodkie oczy i od razu zmięknę. Stuknij kogoś innego.
- A może nie chcę nikogo innego?
Na dźwięk tego głosu momentalnie zastygłam w bezruchu. Nawet
nie byłam w stanie zwinąć do końca bibułki. Niepewnie przejechałam wzrokiem po
butach, potem spodniach chłopaka. Przełknęłam ślinę, czując jak robi mi się
niedobrze. Podniosłam głowę i skierowałam wzrok aż do uśmiechniętej twarzy
Nikkiego. Patrzyłam na niego kompletnie zaskoczona i zawstydzona. Jednak szybko
opuściłam głowę, czując jak policzki zaczynają mi różowieć. Zacisnęłam mocno
oczy, kryjąc się przed wzrokiem chłopaka.
- O, Bożenoooo... - szepnęłam, bojąc się spojrzeć na cokolwiek.
Tępo wgapiałam się w swoje buty, czując jak węzeł w brzuchu zaczyna się
zacieśniać. Chyba pierwszy raz było mi wstyd i kiedy dostałam konkretnie
wypieków na twarzy. Ty, idiotko! Ogarnij!, przeklinałam się w myślach.
Sixx za to roześmiał się i usiadł tuż obok. Był tak blisko, że
stykaliśmy się biodrami. Podparł się z tyłu rękoma zupełnie jakby zamierzał się
opalać w świetle księżyca. Skryła się jeszcze bardziej za włosami, nie chcąc by
zobaczył jak mnie zawstydził. Nie wiedziałam czemu, ale nie czułam się
komfortowo w jego towarzystwie. I wcale nie było to negatywne odczucie. Po
prostu mnie peszył. Ashidanza! Parlay! Co ci odpierdala?! Już! Przestań, cipo!,
darłam się w myślach, wracając drżącymi lekko rękoma do skręcania.
Przez chwilę nikt się nie odzywał, co stresowało mnie jeszcze
bardziej. Dlaczego nic nie mówił? A może ja powinnam zacząć pierwsza? Ale od
czego? No i dlaczego cholera się tak tym przejmuję?!
- Idealnie skręcasz, szczylu - mruknął rozbawiony Sixx.
Było to tak spontaniczne i szczere, że nie mogłam nic zrobić jak
tylko parsknąć nerwowym śmiechem i odpowiedzieć:
- Dzięki.
- Ale na serio. Jeszcze nie widziałem takiej precyzji - zaczął
Nikki, ale urwał.
- To wcale nie jest takie trudne - odparłam, wyrywając go z
zamyślenia. Odchrząknęłam. Po chwili ciszy, mruknęłam:
- Ciągle nie mogę uwierzyć, że tu jestem.
Sixx spojrzał na mnie pytająco i nieco zaskoczony odparł:
- Możesz schować się w krzakach. Nie obrażę się.
- To nie chodzi o ciebie - zaoponowałam, uśmiechając się nerwowo
i wzruszając ramionami. - Chodzi mi o tę całą... sytuację. No,
wiesz. Neil i ja... - Pokręciłam głową. - Po prostu głupio wyszło.
- No, a wy... Znaczy... Ty i on... - dopytywał czarny.
- Nieee - zaśmiałam się głośno jak debil i szturchnęłam go lekko.
- To mój przyjaciel. Wychowuje mnie od jakiś kilku lat i czasem
zachowuje się jak mój stary.
Uśmiechnęła się do niego i wyciągnęłam rękę z jointem.
- Mam taki zwyczaj, że gdy pierwszy raz z kimś palę, druga osoba
czyni honory i ciągnie pierwsza.
- No, to zaczynajmy, maluchu!
***
Leżałam na trawie, gapiąc się w księżyc. Podniosłam dłoń jakbym
chciała coś wskazać na niebie, ale szybko ją opuściłam. Założyłam ją sobie za
głowę, ale trafiłam na czyjeś ciało i na chwilę się zawahałam.
- Tommy? - mruknęłam pytająco, ale doskonale znałam
odpowiedź. Zamknęłam oczy i gdy trafiłam na czyjeś policzki, przejechałam
koniuszkami palców po twarzy.
- Hm? - usłyszałam w odpowiedzi, a delikatne mrowienie pod głową
sprawiło, że przeszedł mnie dreszcz. Nawet nie wiedziałam, kiedy położyliśmy się
z Lee, Slashem, Duffem i Marsem na trawie, a ja oparłam się o klatkę piersiową
perkusisty jak o poduszkę.
- Nie jesteś takim nudziarzem za jakiego cię miałam -
zachichotałam. Otumaniony Slash złapał mnie za rękę i wplótł palce w moje. -
Wiedziałam, że ta geta to będzie za mało - mruknęłam, patrząc na głowę Hudsona,
spoczywającą na moim brzuchu. Mick leżał po mojej lewej stronie i spał. McKagan siedział oparty o drzewo i patrzył w pustkę.
- Ja, nudziarzem? Chyba właśnie zobaczyłem fioletową gwiazdę... -
Lee westchnął, gdy leżałam wciąż z zamkniętymi oczyma. Jednak gdy usłyszałam
jego słowa, szybko je otworzyłam i popatrzyłam na gwieździste niebo. - Ej,
Slash! Zabierz tą łapę! Nie jestem twoją laską! - wrzasnął Tommy, odrzucając rękę Hudsona.
- Wydaje mi się, że żeglujemy przez nieskończone niebiosa...
Ciągle znajdujemy się na orbicie, ale zobacz! Tam w dole, poniżej drzew!
Srebrne światło gwiazd przełamuje noc. I zginęliśmy od tego oka gwiazdy.
Wielkiego boga Marsa, za to, że przemierzyliśmy wszechświat.
Zamilkłam. Lee lekko podniósł głowę i z lekkim ujaranym
uśmieszkiem spytał:
- Co ty brałaś, dziewczyno?
- To co ty! - ofuknęłam go, ale zaraz
złagodniałam. - Hela to jednak dobra ciotunia - mruknęłam bardziej do siebie
niż do niego i na powrót zamknęłam oczy. Świat dookoła mnie kręcił się, a przed
oczyma miałam obrazy planet, orbit i nieznanej dziczy, gdzie wielkie fioletowe
osy latały między pomarańczowymi roślinami podobnymi do rosiczek. Nie bałam
się. Czułam przyjemne ciepło, które dość długo trwało już w moim ciele, a każdy
nawet najmniejszy dotyk powodował, że coś naciskało mnie w dołku. Wiedziałam,
że to przez heroinę, ale to, co się ze mną działo nie było sztuczne. Lekko się
przeciągnęłam, podniosłam głowę Slasha i odwróciła na brzuch, by spojrzeć Lee
prosto w oczy .
- Byłeś dziewicą? - spytałam, kładąc mu
brodę na piersi.
- C-co? - wydukał Tommy, patrząc zamglonym wzrokiem na mnie.
- Pytałam czy byłeś dziewicą. Heroinową, oczywiście - dodałam
lekko jakbym mówiła właśnie o tym, że idę do pralni po skarpetki. - No, to jak?
- A jak myślisz? - spytał, odgarniając sobie włosy z twarzy. - Ty
na pewno nie byłaś.
- Serio, Lee?! Serio?! A więc oboje znamy odpowiedzi - mruknęłam i
podniosłam się. Usiadłam okrakiem na brzuchu Slasha, który od dobrej chwili
ciągnął mnie w swoją stronę. - A co z dziewictwem tradycyjnym? - spytałam,
wciąż patrząc na Tommy'ego. - Bo skoro to był twój pierwszy raz z helem, to co
z tym prawdziwym? Moją historię już znasz, ale ja twojej nie. Opowiedz! Wolę
znać osoby, z którymi grzeję.
Wyprostowałam się i odgarnęłam włosy, po czym sięgnęłam do
kieszeni katany i wyciągnęłam papierosa. Niespiesznie otworzyłam zapalniczkę,
odpaliłam peta, zupełnie nie zwracając przy tym uwagi na leżącego ciągle
Slasha, mamroczącego coś pod nosem. Zaciągnęłam się parę razy i spojrzałam na
Lee.
- To jak? - spytałam
- Co ja kurwa jestem?! Twoja psiapsiółka?! - Nieco prześmiewczo
zaczął, opierając się na łokciach. Nic nie odpowiedziałam, tylko pociągnęłam
bucha, unosząc znacząco brwi. - Daj - mruknął i bez pytania zabrał mi
papierosa. Ja tylko patrzyłam jak palił.
- Była z dobrego domu? - spytałam w końcu, obserwując spokojną
twarz Tommy'ego.
- Lepszego. Była bardzo wierząca.
- No, nieźle. Uwiodłeś katoliczkę? - Otworzyłam szerzej oczy, w
których odbijał się księżyc. – Zakonnicę?!
- Ej, piękna - wybąknął coś Hudson. - Wyglądasz jak pantera,
czająca się w mroku i gotująca do skoku.
Uciszyłam go, wciskając mu peta w usta.
- Nie. Jej ojciec był pastorem. I wcale
nie uwiodłem - zaprzeczył Lee, znowu kładąc się na trawie. - Po prostu się w
niej zakochałem - mówił, patrząc w gwiazdy. Zakochał się? Co? Tommy, Tommy. Ty
już poważnie zjarany jesteś, pomyślałam, ale nie przerywałam mu. - Miała jasne
włosy i dwoje różnych oczu, które gdy się śmiała zamieniały się w półksiężyce.
Zawsze ubierała delikatne sukienki. Może nie była najpiękniejsza, ale pamiętam,
że nie było momentu, w którym bym na nią nie patrzył. Jej rodzice byli naprawdę
w porządku. Ojciec zawsze patrzył na mnie trochę krzywo, ale nigdy nic nie
powiedział. Raz nawet odwiózł mnie do domu. Mieliśmy po piętnaście lat i Arlene
naprawdę na tym zależało. Tak wyszło... Ale to było z miłości. Nie jakiś
dziecięcy wybryk. - Zamilkł. Zdawało mi się, że Lee był w innym miejscu. Jednak
wyrwałam go ze wspomnień i ocknął się. Coś mówiło mi, że mówił prawdę...
- I co się stało? Zostawiła cię? - spytałam nieco ochrypłym
głosem.
- Nie. Ona... Ona umarła.
Zapadła chwila długiej niezręcznej ciszy, którą przerwał Lee:
- A wiesz co jest najgorsze? Nawet nie pamiętam jej twarzy.
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Zagryzłam wargę i zwiesiłam głowę.
Nie umiesz się zamknąć w odpowiednim momencie, idiotko?!, krzyczałam na siebie,
czując jak policzki płoną mi rumieńcem, a do oczu napływają łzy. Nawet nie
podejrzewałam, że Tommy może mieć taką przeszłość, a teraz sprawiłam, że stare
rany się otworzyły. Kretynka! Skończona suka! Zacisnęłam powieki, by chłopak
nie zobaczył jak płaczę.
- Hej. A teraz jestem tu z tobą - dodał, uśmiechając się lekko,
gdy zobaczył, że zrobiło mi się przykro. Slash w tym momencie nagle się ocknął,
usiadł, podciągając sobie mnie na biodra i delikatnie podniósł mi twarz, żebym
na niego spojrzała.
- No i zobacz idioto, co żeś zrobił - burknął Slash do Tommy'ego,
ale po chwili przyciągnął mnie do siebie i mruknął:
- Już dobrze. Nic się nie stało.
- Nie, Slash. To nie jego wina.
- No, to mi powiedz! - zażądał Hudson.
- Nie zrozumiesz. A ja nie umiem tego wytłumaczyć - szybko odparłam,
patrząc na księżyc. Wytarłam łzy i zsunęłam się na trawę. Przesunęłam się do
Tommy'ego i rozłożyłam ramiona, patrząc na jego zaszklone oczy. - Przytulić?
***
Nie miałam pojęcia ile tak siedzieliśmy. Nawet mogłabym przysiąc,
że minęły całe lata odkąd wyciągnął mnie z basenu. To wszystko zdawało się być
historią. Odległą... Nawet zaczęłam się zastanawiać czy to nie był dawny,
zapomniany sen. Jednak w pewnym momencie Sixx poruszył się i podnioósł wzrok.
Spojrzał na mnie. Zmieszałam się tym, że działał na mnie w sposób, którego nie
potrafiłam zrozumieć. Z jednej strony chciałam, żeby ta chwila się nie
kończyła, pragnęłam zostać w ogrodzie do końca życia, ale coś w głowie
krzyczało, bym się opanowała.
Znasz go co najwyżej godzinę. Odpuść - mówiło.
- Chcesz zmarnować taką okazję? - wtrącił się zaraz drugi głos.
- Słyszałaś od Sambory jakie życie prowadzi. To zwykła męska
dziwka. Zabawi się tobą, a gdy się mu znudzisz, pójdzie do kogoś innego.
- Zamknij się. Ale ty będziesz potrafiła go przy sobie zatrzymać.
- Co jeszcze kurwa?! Może dzięki mnie się zmieni?!
Zacisnęłam powieki byle tylko pozbyć się tych podszeptów w głowie.
Czułam się jakby mały aniołek i diabeł siedzieli mi na ramionach i każdy
narzucał mi swoją wolę. To było bez sensu! Byle tylko usłyszeć znowu słodką
ciszę, złapałam się za głowę i potrząsnęłam.
- Chyba musimy już wracać - mruknął Sixx. Skrzywiłam się na myśl o
powrocie do tych pijanych ludzi, których widziałam pierwszy raz w życiu.
Klejące się do wszystkich dziewczyny z tym samym wyrazem na twarzy każda.
- Ile już tu jesteśmy? - spytałam bardziej siebie, ale gostek i
tak mi odpowiedział:
- Około dwóch godzin.
- Co ty mówisz? - Patrzyłam na niego z szeroko otwartymi
oczami. Sixx skrzywił się lekko, a ja dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że
mocno zacisnęłam rękę na jego nadgarstku. Odpuściłam.
- Brałaś coś? - rzucił mi długie uważne spojrzenie jakby badał co
wyczyta z mojej twarzy. - Oj, maluchu. Sorka, że nie kontaktuję, ale po
prostu jestem jeszcze trochę naćpany.
Zaśmiał się pod nosem.
Spojrzałam na niego zdziwiona. A więc ciągle miał mnie za
gówniarę. Pięknie. Po prostu cudownie! A czego się pierdoło spodziewałaś?!
Zrobiło mi się niewyobrażalnie głupio, ale Nikki zdawał się tego nie zauważać.
Nawet nie czekał na odpowiedź, gdy wstał i wyciągnął w moim kierunku dłoń.
- Chodź. Tak, też mi się nie chce tam wracać - dodał, widząc
moją minę. - Ale Lee pewnie mnie szuka, znając życie. A nie mogę zostawiać go
samego z tymi ludźmi. No, chodź. - Uśmiechnął się, pochylając w moją stronę, a
ja mógłam zobaczyć dzikie iskierki w jego spojrzeniu. - To jak?
Bez słowa złapałam jego dłoń, a Sixx wyprostował się, ciągnąc mnie
za sobą. Staliśmy chwilę naprzeciw siebie w ciszy. Żadne nie odważyło się
odezwać. Nie miałam pojęcia kim dla siebie byliśmy ani czy byliśmy dla siebie
kimkolwiek w tym momencie. Dwiema nieznanymi osobami w krzakach. No, idiotko
ogarnij się. I to szybko, gorączkowałam się, starając się przeprowadzić jakiś
porządny fortel, który zakończy te dwie godziny w dobrym stylu. Nie chciałam
okazywać, że mi zależy jak naiwnej kretynce. Gdyby coś się nie udało, mogłabym
wyjść z tym z twarzą wszystko-walącego cwaniaka. Ale okazja była zbyt dobra, by
ją zmarnować.
- W sumie dobrze, że za mną poszedłeś. - Mrugnęłam do niego, po
czym weszłam w krzaki, kierując się na drogę powrotną. Sixx poszedł za mną.
Wydawało mi się, że kręcimy się wśród tych wszystkich roślin już z trzy godziny
i zaczynałam wątpić czy wyjdziemy z buszu, gdy usłyszałam muzykę, a chwilę
potem rozpoznałam Tutti
Frutti Little Richarda.
Skrzywiłam się. Wolałam Chuck Berry'ego z jego dominującą gitarą elektryczną, a
nie tego biseksualnego wypierdka. Albo chociaż Muddy'ego Watersa z zawodzącą
harmonijką. Po chwili byliśmy już pośrodku czegoś, co wyglądało jak pole po
bitwie. Wszędzie walały się śmieci po alkoholu, paczki po fajkach, ale
najważniejsi byli ludzie. Porozwalani w różnych pozach i w różnych dziwnych
miejscach niektórzy zwracali ostatni posiłek, a inni stracili przytomność.
- Naprawdę sądzisz, że nie było nas tylko dwie godziny? -
spytałam, patrząc wysoko w górę na Sixxa. Ten jednak nie zareagował. Badał
wzrokiem całe pobojowisko intensywnie jakby kogoś szukał. Miał zmarszczone
brwi, ale nie chodziło o całe to pijaństwo. Trwaliśmy tak przez moment, gdy
Nikki krzyknął:
- Lee!
Przed pół sekundy był dosłownie sparaliżowany, ale po chwili
wyskoczył do przodu, gnając w stronę basenu. Chwilę stałam zdezorientowana, ale
po chwili pobiegłam za nim. Widziałam jak przeskakuje leżących na trawie błogo
nieświadomych hipisów. Gdy był niecałe dwa metry od basenu, zwolniłam, sądząc,
że Sixx zrobi to samo. Jednak on nie zatrzymując się, wskoczył do wody bez
zastanowienia. Wszystko działo się tak szybko, że nie miałam pojęcia, co się
dzieje. Widziałam tylko jak Sixx łapie jakieś ciało leżące na schodkach, a wpół
zanurzone w wodzie i stara się wypchnąć je na trawę. W plusku, słyszałam jej
żałosne powtarzane w kółko słowa:
- Proszę, nie rób mi tego. Kurwa, nie pozwalam ci! Nie zostawiaj
mnie! Nie możesz teraz wykitować, pizdo!
Nie mogłam normalnie myśleć. Do tego wszystkiego skądś wybiegła
Sambora, która błyskawicznie znalazła się przy Sixxie i złapała ciało kolesia,
którego tak usilnie Nikki starał się wyciągnąć z basenu. Przelotnie spojrzałam
na jego twarz. Tommy. Mało atrakcyjny, nie był typem, który podobał się
dziewczynom przed założeniem zespołu.
- Cholera! Nie mógł ważyć trochę mniej?! - przeklinała Sambora. -
Wymyka mi się! Nikki, uważaj!
Widziałam jak oboje siłują się, poprawiają chwyty, by Lee znowu
nie wpadł do basenu. Jednak w końcu wyjęli chłopaka na brzeg. Sixx od
razu wyskoczył z basenu i niemal padł na nieprzytomnego perkusistę. Nawet nie
spojrzał w moją stronę, a stałam niecałe dwa metry od nich.
- Żyjesz? - spytał Nikki. Już myślałam, że chodziło o mnie, ale
okazało się, że starał się ocucić Tommy'ego. - Żyjesz, pizdo?! - powtórzył, nie
oczekując odpowiedzi, gdy przykładał ucho do ust Lee. Co chwilę ocierał twarz,
bo łzy mieszały się z kapiącą z włosów wodą. - Nie czuję oddechu! - wydusił,
patrząc z przerażeniem na Samborę, po czym znowu przeniósł uwagę na
przyjaciela. - O, nie! - krzyknął nagle i uderzył z całej siły pięściami w
klatkę piersiową nieprzytomnego. - Nie rób mi kurwa tego, chuju!
Nawet nie zauważył, że część pijaków się obudziła i przyglądała
się im z ciekawością.
- Zadzwoń kurwa po karetkę! - rzucił, Sixx, a ja dopiero po chwili
zorientowałam się, że krzyczał do mnie. Nieufnie spojrzałam na Samborę, za
której plecami stali Slash i Duff z jakąś laską i pobiegłam do domu.
* Odwołanie do filmu 'Obcy - 8. pasażer Nostromo'
O kurwa! Ray zacznie od końca, bo akcja z Tommy'm mnie zniszczyła. ;-; Dobrze, że wrócili i może uda się Go uratować. Miałam taką nadzieję, że Sixx się zajmie Parlay, a tu dupa.
OdpowiedzUsuńI smutna historia miłości Lee. :c
Uwielbiam kiedy piszesz o muzyce. To o Led Zeppelin było przepiękne. *.*
Te zabawy na plaży i nad rzeką. Ale czuć ten ciężki, depresyjny klimat jaki wśród Nich panuje. Przykre, ale jakie prawdziwe.
To tyle. Dziękuję Ci strasznie za ten rozdział teraz. <3 Czekam na epilog. XD
Tylko nie umieraj, gościu! To by było za łatwe. Pomęczę Was jeszcze jakiś czas. Ale będziemy musieli zostawić na chwilę Crue. Okrutna prawda, ale tak to jest. Życie i Perry to suki czasami.
UsuńLee nagrzany był. Nie słuchajmy go, bo się popłaczemy.
W sumie to proste, bo też zawsze tak mam jak słucham LZ xD ahoj!
Epilog. Pfff se czekaj, Ray
Kurna...nie wiem co powiedzieć...tak jakoś smutaśnie mi się zrobiło...
OdpowiedzUsuńCzekam na następny !!! A wgl to Angie znowu ćpa !?!?!?!?!?
~NieszczęśliwieZakochana
Ej, no ludzie nie smutajcie! Za dużo tu kurwa deprechy!
UsuńCzekaj, bo pewnie niedługo się pojawi. Finiszuję już opowiadanie. Pewnie zostanie z jakieś jeszcze 5 rozdziałów i epilog moi drodzy.
No dobra, Perry, możesz czytać moje opowiadanie jeśli chcesz. Najwyżej w połowie padniesz. XD Tak w ogóle to przyszłam tu, żeby powiedzieć Ci coś zupełnie bezsensu, ale - Nie wstawiaj teraz żadnego rozdziału! Czekaj na mnie! XD Jutro bądź pojutrze walnę Ci tu komentarz. Tak, już pod ostatnim rozdziałem. Szok, co nie? XD
OdpowiedzUsuńIdę sobie już, bo mi odwala.
Faith, moje kochanie. W tym tyg nawet nie jestem pewna czy wstawie, wiec spokojnie xD poczekam. Zapierdalasz z tym opowiadaniem, ze ja cie gacie! :O chyba przczytalas najszybciej ever! Wooow! I nie umarlas!
UsuńMam Cię informować w końcu, czy nie? xD
OdpowiedzUsuńZapraszam na ostatni rozdział
http://time-just-fades-the-pages.blogspot.com/2014/10/rozdzia-30-epilog.html
Witaj, Perry.
OdpowiedzUsuńW końcu przybyłam. Wiesz, że kiedy wczorajszej nocy skończyłam czytać, tak jakoś nie mogłam sobie tego uświadomić? Bo - Ja chcę więcej! Tak samo jak z opowiadaniem na Twoim drugim blogu, wciągnęłaś mnie. W sumie to nie wiem, co tu napisać. No, nie umarłam. Ty tam byś raczej umarła, gdybyś moje przeczytała. ;_;
A teraz może powiem coś o tym rozdziale? Dobra, i tak wiadomo, że to zrobię, więc co ja będę gadać o tym, że tego nie zrobię. XD Nie ma sensu. To zdanie nie ma najmniejszego sensu.
Dziewczyny tak jakby odnowiły przyjaźń i bardzo dobrze. Miałam już takie wrażenie, że one się od siebie oddalają i chyba tak właśnie było, ale całe szczęście nie stało się to. Znowu jest tak, jak dawniej - nie mogą bez siebie żyć. Mnie to bardzo cieszy, a zazdrośni Axl i Slash są przeuroczy. Ach, te ich fochy... Tylko, w którym miesiącu jest Natalia? Bo ja czytając to tak szybko, zaczęłam się jakoś gubić w czasie. ;_;
Bardzo polubiłam Jackie. Jest taką pozytywną osobą, ale według mnie powinna trzymać się z daleka od Sixxa. To nie chłopak dla niej, tylko skończony idiota. Choć okazał trochę uczuć w pewnym momencie... No właśnie, 'w pewnym momencie', niestety. Co z Tommy'm? A poza tym, dlaczego Agata ćpała? Myślałam, że o odwyku skończy z tym, a tu, kurwa, taka niespodzianka. Niemiła niespodzianka. Kto ją do tego namówił? Dobra, przecież mogła sama chcieć... Ale przecież tak uważała, a teraz? No kurde, a jeśli znowu wpadnie w nałóg?
Nadal zastanawia mnie, co z Tommy'm, a Ty śmiesz mi tu jeszcze pisać, że nie wiesz czy dodasz rozdział w tym tygodniu?! Foch, kurwa, forever. XD
Lecę Perry, robić jakieś inne głupie rzeczy, choć chętnie bym coś tu jeszcze napisała, ale wtedy bym ględziła w kółko to samo, a nikt tego nie chce. XD
Weny, i do następnego! (ma być jutro... XD)
Siemasz, piękna.
UsuńTy już przeczytałaś? :O No, nie! A ja teraz ślimaczę się z 40 rozdziałem xD znaczy jest go już trochę, ale i tak nie tyle żeby wstawiła. Może wieczorem, ale wątpię. Muszę się uczyć!
No, serio no. A w dodatku w następnym będzie poniekąd wytłumaczone, więc spoko. Wgl mam Cię informować, Faith? Haha no ej! Nie opuszczaj mnie. Faith. Faith!!!!
Informować mnie nie musisz, bo obserwuję, choć ostatnio blogger mi się schrzanił i się nie wyświetliło, że dodałaś 39 rozdział... Więc w razie czego przy 40 poinformuj mnie.
UsuńPerspektywa Izza zawsze będzie zajebista. Tłumaczyłam to już, no ale wiadomo. Cichy obserwator, introwertyk, blablabla. Ej, w ogóle co z tą jego Emily?
OdpowiedzUsuńTacy wkurwieni Slash i Axl mnie irytują xd no nie wiem jakoś tak... Po prostu (mmm dziękujemy parlay za precyzyjne wypowiedzi).
Ten skok to kierwa! Ja rozumiem, pieprzyć konsekwencje itd, ale łoo! Co gdyby AxloKonopce coś się stało? Hehe, zartuje. Kocham te ich akcje ❤
Wszystkie sceny Nat+Agata są perfekcyjne, rozczulające i epickie. Mam się powtarzać? No z Duffem to chujnia, wiadomo. Mandy, srandy, w sumie nie wiem czy to dobrze że tam jest czy nie. Biedna Sambora jednak kocha McKagana... No to ma niezły refleks, brawo młoda! XD nie no ale sama jest sobie winna.
Co nie zmienia faktu że to napięcie i jej bezsensowny związek z Hudsonem są irytujące. Chyba.
Akcja z Jackie kocham kocham! Hahaha co Ty ćpiesz?! Poważnie, rozwaliła system samą ideą, ale też i wykonaniem. Nie ma to jak czesiek odgarniający mokre włosy. W ogóle rozwalił mnie tym "szczylem", już mówiłam.
" - Znalazłeś naszego potwora. To coś to Jackie. Sixx, poznaj tutejszą lwicę - rzucił Neil, szczerząc się jednoznacznie w moją stronę." - Neil kolejnym mastersem złotych myśli XDD swoją drogą, kochany jest,że się tak martwi. Jak tak czytałam o tym " Próbował wykaraskać mnie od prawie trzydziestoletniego idola ze zwykłej troski" to przed oczami stanęła mi scena że przed tą imprezą Sambora uprzedza Ambruse'a jak to Sixx pożera swe ofiary wraz z adidasami. x___x nie no, już mówiłam, dobrze, że sobie popalili. W sumie to nawet zajebiście! Też bym tak zrobiła, nawet pomijając Cześka, ale wiesz, krzaki, syf, ogród, księżyc i skręty. No magia ❤ as always u Ciebie.
Czesiek takj stary. Mógłby być jej nauczycielem, ej obczaj! Zapisuje się Jacks na lekcje basu, przychodzi, a tam Nikki profesór dorabia do emerytury. Co za spotkanie!
Bożeno, gadka z Tommym była piękna. Idealna! I jeszcze ten gif. Skąd Ty je bierzesz, takie pasujące?!
" - Nie zrozumiesz. A ja nie umiem tego wytłumaczyć" - wtf. Ej no, Agata, o co chodzi? Naprawdę przestaję pojmować tą dziewczynę. Mówi teraz o czymś konkretnym czy po prostu ma chwilową załamkę? Płacz Sambory vol 2 w jednym rozdziale! No co to ma być?!
Następny fragment jest równie cudowny, calusieńki, zarówno burzliwe, nieco jeszcze przyćpane przemyślenia Parlay oraz kolejna akcja z Tommym. Nie no, kobieto! Co Ty robisz z ludźmi! Nieeee, Lee, skurwielu! :O żyj! Nie możesz go zabić, słyszysz? Nie możesz rozdzielić bliźniaków, halo.
Ych. Nie wiem nie wiem nie wiem. Wychwalam Cię jak pojebana ale ten rozdział strasznie mi się podoba. Ma sobie taką aurę jaką uwielbiam. No kurwa! ;_; też chcę tak pisać!
Dawaj mi następny lamo.
PS: oo, jeszcze jedno. Co tam u Axla? Bo ostatnio wychodziło tak, jakby Nata go nie lubiła XD (jakkolwiek dziwnie to brzmi).
27 year-old Librarian Inez Klejin, hailing from Angus enjoys watching movies like "Corrina, Corrina" and Amateur radio. Took a trip to Historic Centre of Guimarães and drives a Bentley Litre Le Mans Sports 'Bobtail'. przydatne tresci
OdpowiedzUsuńprawnik prawo oswiatowe rzeszow
OdpowiedzUsuń