Perry oddaje głos do studia:
Gdybym miał te wczorajsze złote marzenia
Czuję się jak...
- Hej, Ang! Właśnie wracamy z koncertu
i myśleliśmy, że napijesz się z nami!
Janet patrzyła na mnie pijanym
wzrokiem, zupełnie jakby nic się nie stało. Wszyscy ledwo trzymali się na
nogach. Chris, Matt, Stone, Jeff, Mike i na końcu Janet ukryta gdzieś pośrodku.
Nie wyglądali za dobrze. Cholera. Wyglądali koszmarnie! Podkrążone oczy,
siniaki na twarzy, podarte ubrania śmierdzące potem i wytrzeszcz to jeszcze
nic. Naprawdę bałam się, że zaraz się przewrócą. A jak mieli mi tu jeszcze
zarzygać bar, to wypierdalać!
- Może postawisz nam parę kolejek? -
Mike gapił się na mnie z głupim uśmiechem, podpierając się na Chrisie i
Gossardzie. Ten ostatni jako jedyny wyglądał w miarę na trzeźwego. Gdy
zderzyliśmy się spojrzeniami, zmieszał się i spuścił wzrok.
- Chyba sobie kurwa żartujecie! -
rzuciłam, podnosząc z podłogi papierowy kubek, których tam nie brakowało. -
Zapierdalałam całą noc, kiedy wy się bawiliście, a teraz mam do tego cały bar
do posprzątania! Jeszcze mi tu do chuja przyłazicie, oczekując, że rzucę
wszystko, żeby się nachlać?! Czy was już totalnie pojebało?! Mam pracę. I nie
zamierzam jej tracić przez takich zjebów jak wy! - Cameron chciał mi przerwać,
ale uciszyłam go gestem ręki. - I nie! Kurwa nie będę wam niczego stawiała, do
kurwy nędzy!
Wyglądali jakbym złapała ich za swetry
i porządnie przetrzepała mordy. Ja za to dalej stałam naprzeciwko cała
wkurwiona i gdybym była w stanie, spopieliłabym ich wzrokiem. Fakt. Może trochę
przesadziłam z tym wybuchem, ale nie miałam ochoty na ich głupie żarty. W
takich pozycjach znajdowaliśmy się dobrych parę minut, ale w końcu Janet nie
wytrzymała i zwróciła na buty Jeffa. Większość wymiocin spłynęła na podłogę,
tworząc wspaniałą bezkształtną plamę, wołającą w moją stronę 'Umyj mnie. Już do
ciebie płynę, kochana'. Patrząc na to wszystko, aż samej zbierała mi się
zawartość żołądka pod gardłem. Już czułam to palące uczucie rozrywające mi
przełyk. Jeszcze chwila i nie wytrzymałabym.
- Kuuurwa... - rzucił Matt. - Ang...
Posprzątamy...
- Wypierdalajcie! - wrzasnęłam. -
Wynocha, kurwa! - darłam się jak pojebana, czując rosnącą wielką gulę w gardle.
Tylko się tu nie rozbecz, idiotko! Jeszcze przedstawienie będziesz odwalać?!
Cała szóstka podskoczyła na mój wrzask, ale się nie ruszyli. Patrzyli
zszokowani, czekając na mój następny ruch. Stałam w miejscu, nie mogąc się
poruszyć. Byłam tak wkurzona, że mięśnie odmawiały mi posłuszeństwa. Jednak
szalę przelał kolejny odruch wymiotny Janet. Cała, aż się zagotowałam. Wzięłam
trzymany w rękach kubek, który i tak był cały zgnieciony i cisnęłam w ich
stronę. Cornell nawet nie poczuł uderzenia - jego włosy wszystko zamortyzowały.
Ale Mike i Stone się przestraszyli. Gdy zaczęłam podnosić przypadkowe
przedmioty z podłogi i ciskać w ich stronę, zaczęli pchać się pod ścianę, żeby
bezpiecznie dotrzeć do wyjścia.
- Wykurwiajcie! Wy, pojeby! Obszczańce!
- darłam się, a z każdym słowem leciał kolejny kubek, szklanka albo butelka. -
Idioci!
- Już! Już idziemy!
- Żebym was tu nie widziała, pierdolone
gnoje!
Jeff dopadł wyjścia i zaczął się
nerwowo szarpać, bo coś się zacięło. Wyglądał jakby co najmniej gonił go jakiś
potwór. No, tak. Ja byłam tym potworem i miałam ochotę oderwać każdemu z nich
łeb. W końcu otworzył drzwi na oścież, a cała reszta pijaków dosłownie
powysypywała się za nim na chodnik. Gdy podrywali się jak oparzeni z ziemi i
biegli w stronę torów, uciekając przede mną jak przed Meduzą, wyobrażałam sobie
jak wielka ciężarówka rozgniata ich na miazgę na swojej masce.
- Pojeby! - wydarłam się jeszcze za
nimi, widząc jak biegli przez drogę, nie oglądając się za siebie. Mike wziął
Janet na barana, Jeffowi ciągle spadały spodnie i bez przerwy musiał je
poprawiać, a Stone stał daleko w dole ulicy, czekając na pozostałych. Wołał coś
do Cornella, ale nie zrozumiałam. W końcu doszło do mnie 'Przepraszamy!', które
wcale nie było skierowane do Chrisa, ale do mnie. - Wykurwiajcie! - wrzasnęłam
na koniec, zanim wróciłam do Ok Hotel i zamknęłam, a właściwie zatrzasnęłam za
sobą drzwi. Stałam przez chwilę, wpatrując się w podłogę i nie wiedząc za co
się zabrać. Dopiero po kilku minutach zdałam sobie sprawę, że cała drżałam.
Zupełnie jakby nad całym moim ciałem zapanował dreszcz. Musiałam wyglądać jak
jakaś chora psychicznie. Tylko włożyć taką w kaftan bezpieczeństwa. Odczekałam
moment, oddychając głęboko jakby to mogło pomóc w jakikolwiek sposób.
Pociągając nosem, poczułam obrzydliwy smród wymiocin. Jeśli będą tu jeszcze
chwilę, to sama zwrócę, pomyślałam i ruszyłam do składziku po miskę. Zabrałam
też szmaty oraz płyn do podłogi. Znając moje szczęście, nie było tam żadnych
rękawiczek. Super. Po prostu zajebiście. Nalałam do wielgachnej miski ciepłej
wody i stanęłam nad morzem rzygów. Jezu. Ocal mnie, modliłam się w myślach, ale
nikt nie odpowiadał. Zrezygnowana padłam na kolana i włożyłam pierwszą szmatę
do wody. Kwiatowy zapach mydeł na chwilę stłamsił ostry zapach na wpół
przetrawionych resztek jedzenia Janet. Jednak nie na długo.
- No, Sambora. Myśl o czymś przyjemnym.
Starałam się odwrócić uwagę od syfu, który
czyściłam. Góra i dół. Raz dwa i szmata do miski. Wyrżnąć i znowu. Szuruburu po
podłodze.
- Za co?! - spytałam żałośnie, patrząc
się w sufit. Znowu nic. - Dzięki za wsparcie - burknęłam pod nosem, kontynuując
swoją pracę. Nie sprzątałam długo, gdy drzwi za mną się otworzyły, a ja
usłyszałam głośne śmiechy i stukot obcasów. Kurwa mać! Czy oni naprawdę
ocipieli?! Byli takimi zjebami, żeby po tym wszystkim jeszcze raz tu
przyłazić?! Odpowiedź na oba pytania była twierdząca. Zajekurwabiście... Nie
miałam już siły ich wyrzucać, więc sprzątałam dalej.
- Ehem!
Zignorowałam to. Tak samo jak parę
następnych zaczepek. Nie wiem, co chcieli osiągnąć, ale nie miałam zamiaru im w
tym pomagać.
- Kurwa! Ogłuchła czy co?!
Usłyszałam kobiecy głos. No, nie! Tego
już za wiele. Jeszcze mnie tu kurwa obrażać będą?! Gdy sprzątam po nich gówno?!
Rzuciłam szmatę prosto w rzygi, burknęłam przez ramię:
- Kazałam wam wypierdalać.
I wstałam. Usłyszałam gwizd, gdy
pierdolone zboki gapiły się na mój tyłek. Nie znałam ich od tej strony. Chyba
byli tak najebani w trzy dupy, że jechali już na samym instynkcie. Odrzuciłam
grzywkę, ale ta i tak spadła mi na czoło, poprawiłam koszulkę ze Stevem
Clarkiem i odwróciłam się, żeby zakończyć ten pierdolony cyrk.
- Czego wy kurwa nie rozumie...
Urwałam. Stałam jak trafiona piorunem.
Jeśli to co wcześniej czułam, było niemocą związaną z bezwładem mięśni, to to
było coś sto razy mocniejszego. To nie mogło dziać się naprawdę! To musiał być
jakiś chory sen! Albo po prostu byłam na kwasie. Ktoś dał mi jakieś gówno. A
może to odór tych rzygów tak na mnie wpłynął? Nie miałam pojęcia, co się
działo, ale co do jednego nie miałam wątpliwości. Przede mną stali w pełnym
składzie Guns N' Roses, a obok trzy dziewczyny doczepione do nich jak
rzepy. Szybko przebiegłam po ich twarzach wzrokiem, szukając tej jednej. Nie
było to wcale takie trudne, bo stała koło Axla, obejmując go w pasie. Chwila.
Rose był z nią ponad rok?! Kolejny dowód na to, że to były haluny. Wyglądała
inaczej niż wtedy, gdy ostatni raz ją widziałam. Miała natapirowane włosy,
wyraźny makijaż, a skórzana sukienka opinała się na jej krągłościach. Przybrała
nieco, ale ciągle wyglądała dla mnie idealnie. Gdy nasze spojrzenia się
spotkały, widziałam jak wyraźnie jak opanowuje ją ten sam stan co mnie. Natalia
poruszyła się nerwowo, odkleiła od Axla i wolno wysunęła się przed grupę. Nie
wiedziałam, co działo się z resztą, bo moje myśli i wzrok były w stu procentach
skupione na blondynce.
- Sam... Sambora? - spytała, przyglądając
mi się podejrzliwie, zupełnie jakby sprawdzała czy jej nie ugryzę.
- Bar jest już zamknięty. - Usłyszałam
własny głos, wypowiadający zdanie bez uczuć. Mówiłam, ale moje usta wcale się
nie poruszały. Stałam tam na środku baru w wymiocinach, gapiąc się na nią jak
zombie.
- Kurwa. To naprawdę ona. - Dopiero
teraz spojrzałam za plecy Natalii. Oderwałam od niej wzrok z wielkim trudem.
Slash patrzył na mnie nie mniej uważnie od Konopki. Tylko, że on nie czekał, aż
odpowiem tylko dosłownie rzucił się na mnie, zostawiając w tyle jedną z
dziewczyn, którą wcześniej obejmował. Nie zdążyłam zareagować, gdy poczułam
jego dłonie w talii, potem plecach, aż w końcu przytulił tak mocno, że nie
mogłam oddychać. - O, kurwa! To naprawdę ty! - darł się mi do ucha, nie
rozluźniając uścisku ani na trochę.
- Nie, kurwa. Howard Stern -
wydyszałam, walcząc o każdy skrawek powietrza. Nie wiedziałam czy cieszę się,
że ich widzę, czy wręcz przeciwnie. Miałam zupełną pustkę w głowie. Jedyne
czego chciałam w tym momencie to móc normalnie oddychać. Gdy zastanawiałam się,
co zrobić z nowo przybyłymi klientami, Slash sam podjął za mnie decyzję. Złapał
moją twarz w dłonie i przyciągnął do swojej. Tak po prostu. Gdybym była
bardziej świadoma całej sytuacji, przerwałabym ten pocałunek czym prędzej, ale
że nie byłam poczytalna, nie zrobiłam nic. Nic prócz wplecenia w jego włosy
palców i przyciągnięcia jeszcze bliżej siebie. Zmiękłam. Slash był taki miękki,
tak cudownie pachniał. Dodatkowo poczułam te całe dwanaście pierdolonych miesięcy
spędzonych w samotności. Praktycznie nie pamiętałam już jak smakuje druga osoba
ani jakie to uczucie. A dokładnie w tym momencie wszystkie wspomnienia wróciły
i myślałam, że rozsadzą mnie od środka. Zacisnęłam powieki i oderwałam się od
Slasha. Chciałam coś powiedzieć, cokolwiek, ale nawet to zostało mi odebrane.
Zamiast tego dostałam repetę przytulania, jednak tym razem z Popcornem w roli
głównej. Cieszył się jak małe dziecko. Podskakiwał, całował, piszczał mi do
ucha, zupełnie... Jakby się stęsknił. Steven ostatni raz pocałował mnie
mokro w policzek i zapewne robiłby to dalej, gdyby nie został odciągnięty przez
Slasha, który rzucił mi długie jednoznaczne spojrzenie. Jakimś cudem dojrzałam
jego oczy i lekkie porozumiewawcze mrugnięcie.
- Gdzieś ty się podziewała?! - W końcu
podszedł też Izzy. Mocno się przytulił, całując mnie w szyję i mrucząc
niewyraźnie:
- Może jestem przyćpany, ale to i owo
pamiętam z naszej ostatniej imprezy.
Patrzyłam na niego zdziwiona i
kompletnie zdezorientowana. Miałam się cieszyć z nimi, kazać wypierdalać czy
co? Ale kolejny raz w ciągu ostatnich dwudziestu minut ktoś inny podjął za mnie
decyzję. Natalia dosłownie skoczyła na mnie, o mało nas nie wywracając.
Całe szczęście Slash cały czas stał obok i nas złapał. Piszczała mi do ucha, a
ja piszczałam też instynktownie z wtfem na twarzy, żeby ona nie piszczała
i tak w kółko.
- Jezu! Ale jak... Co ty tu robisz?! -
krzyknęła, kolejny raz wtulając się w moje włosy zupełnie jakby myślała, że
zaraz zniknę. - Axl, zobacz! To naprawdę Agata! Jezu!
Natalia odwróciła się do Rose'a, który
tylko wzruszył ramionami i machnął mi ręką.
- Siema - mruknął, po czym zaczął
rozglądać się po wnętrzu Ok Hotel zupełnie jakby oceniał jego zajebistość. Nie
spodziewałam się, że rudy powie przynajmniej tyle. Pewnie uważał mnie za głupią
szmatę, która zostawiła jego przyjaciela. I miał rację, a przywitał się ze mną
tylko ze względu na Natalię. Miło było popatrzeć na nich. Wciąż razem. Aż
dziwne, że się sobą nie znudzili.
- No, hej - odpowiedziałam i zaraz
znowu przeniosłam uwagę na rozradowaną blondynkę, której płynęły łzy po
policzkach. - Pracuję tutaj. A wy co tutaj robicie? - spytałam, patrząc po
wszystkich po kolei. Na moment zatrzymałam spojrzenie na Duffie. On patrzył na
mnie cały czas. Wyglądał na zdezorientowanego. Stał ciągle w jednym miejscu i
wydawał się szczęśliwy, smutny i zagubiony naraz. Dziewczyna u jego boku
wędrowała wzrokiem od blondyna do mnie i z powrotem. Nie miała zadowolonej
miny. Gdy przeniosłam spojrzenie znowu na Duffa, zdawało mi się, że patrzył na
mnie z... Nadzieją? Jednak szybko moją uwagę zwrócił Slash, który roześmiał się
i powiedział:
- Jesteśmy w trasie z The Cult. Ale
słuchaj, Angie.
I wbił się między Natalię, a mnie,
odpychając blondynkę biodrem. Konopka krzyknęła oburzona, ale nie zwrócił na
nią uwagi. Gdy próbowała dostać się na dawne miejsce, Slash powstrzymywał ją z
łatwością jedną ręką, nawet nie oglądając się na dziewczynę. Wyglądało to
naprawdę komicznie. Wbrew sobie uśmiechnęłam się nikło, schylając głowę. Slash
jednak złapał mnie za brodę i podniósł twarz do góry tak, żebym patrzyła mu w
oczy. Dwa kasztany patrzyły się na mnie uważnie, a ja nie mogłam się im oprzeć.
Czułam się jak w transie.
- Słuchaj - powtórzył. - Koniec
wygłupów. Pakuj manele, bo jutro jedziemy do San Francisco.
- Co? - spytałam, budząc się ze snu i
powtarzając sobie słowa Slasha. Musiałam je przetrawić. Ale, że miałam z nimi
jechać? Że wrócić do nich? Znowu zamieszkać w Los Angeles? - Chwileczkę, ale
nie rozumiem - powiedziałam, marszcząc brwi.
- Czego? - Slash patrzył na mnie
zaskoczony. - Tu nie ma nic do rozumienia.
- Chcesz, żebym zostawiła mieszkanie,
znajomych, pracę, miasto, w którym już się zaaklimatyzowałam, po to, żeby
jeździć z wami na koncerty i mieć wątpliwe środki do życia?
- Jakie tam wątpliwe!
- żachnął się Slash. - Mieszkanie sprzedasz, znajomi ci niepotrzebni
skoro masz rodzinkę - tu wskazał siebie i pozostałych. - Pracą się nie przejmuj.
Twój prawdziwy mężczyzna na ciebie zarobi. Już ty się nie martw. W dodatku nie
mów, że wolisz zapierdalanie w barze niż koncerty dzień w dzień?
- Slash! Co jest grane?! - Jak dotąd
cicha dziewczyna Hudsona wyrwała się do przodu, chcąc zapewne potrząsnąć swoim
chłopakiem, ale zatrzymała się w pół kroku, widząc minę gitarzysty. - O co
chodzi? - dodała już spokojniej, jednak cały czas wierciła mi dziurę w brzuchu
wzrokiem.
- O nic - odparł lekko. - Było fajnie,
ale się skończyło. Bajo.
- Co?! A wczoraj mówiłeś...
- Tak. Bo to było wczoraj. - Po Slashu
widać było, że był już znudzony tą konwersacją.
- I kim jest ta dziewczyna?! -
Blondynka rzuciła mi mordercze spojrzenie. Chciałam coś odpowiedzieć, ale w
porę ugryzłam się w język. To była sprawa Slasha i tej laski. Nie powinnam się
wtrącać.
- Nawet jakby była moją żoną, to bym ci
nie powiedział! - Slash stanął na linii ognia, między mną a swoją, jak było
widać, byłą. Dziewczyna stała jak rażona piorunem. Otworzyła usta, żeby coś
powiedzieć, ale wyszło z tego dziwne dukanie samogłosek. Cała ta sytuacja była
coraz dziwniejsza, a ja nie wiedziałam co zrobić, więc ciągle tkwiłam na swoim
miejscu, wpatrując się w plecy Slasha. Wszyscy stali jak idioci i gapili się na
niego, czekając na rozwój wypadków. Gdy blondynka znowu zaczęła mu wypominać
ich wspaniałe chwile, poczułam, że nie powinnam być przy tej rozmowie. Chciałam
się wycofać, ale zrobiłam to tak nieudolnie, że Slash to usłyszał i złapał
zanim zdążyłam się wymknąć.
- Ty zostajesz - nakazał jakbym była
jego własnością i odwrócił się do dziewczyny. - A ty rób co chcesz.
Zanim ktokolwiek się zorientował, Slash
dostał z plaskacza, został razem ze mną wyzwany od najgorszych, a bohaterka
spektaklu wyszła szybkim krokiem z Ok Hotel i zniknęła w mroku nocy. Po tej
akcji zapadła na dłuższą chwilę niezręczna cisza. Przerwał ją nie kto inny jak
Steven z urzekającą miną idioty, który stara się odwrócić uwagę od jakiejś
sytuacji:
- Noo... To może coś wypijemy?
Wszyscy spojrzeli na niego ze
zdziwieniem, a po chwili wybuchnęli śmiechem. Każdy z osobna prócz mnie. Stałam
jak idiotka objęta przez Slasha, starając się wymknąć z grupy. Ale Adler
spojrzał automatycznie na mnie i z wielkim uśmiechem powiedział:
- To co nam zaserwujesz, Angie?
I spojrzenia wszystkich wylądowały na
mnie. Chciałam nad wszystko zapaść się pod ziemię. Jednak musiałam
odpowiedzieć. W pierwszej chwili miałam zamiar powiedzieć, że bar
jest zamknięty, ale wiedziałam, że nic to nie da. Nie pozbyłabym się ich
nigdy. A w dodatku zawsze mogło wpaść trochę grosza do kieszeni, omijając kasę.
Uśmiechnęłam się do siebie w myślach za ten iście przebiegły pomysł i
powiedziałam:
- Wybierzcie stolik.
Nagle zewsząd dobiegły mnie okrzyki
radości, wiwaty i inne podejrzane rzeczy, a w chwilę później Slash ze Stevenem
puścili się w wyścigi, kto pierwszy dobiegnie do stolika. Zupełnie jakby w
klubie było mrowisko ludzi, a ten stolik był jedynym wolnym miejscem. Za nimi
wolno podążył Izzy i Axl z Natalią. Otoczył ją ramieniem i dumny niczym pan
popłynął w kierunku reszty. Odprowadziłam ich wzrokiem. Gdy się odwróciłam,
zobaczyłam centralnie przede mną twarz dziewczyny Duffa. Była tak blisko, że
czułam jej mocne perfumy.
- Gdzie jest łazienka? - spytała, a ja
o mało nie zemdlałam, słysząc ten irytująco słodki głosik.
- Schodami na górę i po lewej na końcu
korytarza - powiedziałam automatycznie. Blondynka uśmiechnęła się i po chwili
już była na piętrze. Gdy zniknęła z pola widzenia, spojrzałam na ostatniego
marudera. Duff bujał się w przód i w tył z rękoma wbitymi w tylne kieszenie
spodni. Wyglądał idiotycznie.
- Cześć - rzucił w końcu. Wow. Potrafił
mówić.
- Siema - odmruknęłam, ściągając gumkę
z nadgarstka i wiążąc włosy w luźny kucyk. Kilka niesfornych loków wyswobodziło
się, opadając na uszy. Gdy skończyłam, oparłam się jedną ręką na blacie i
dodałam:
- Fajną masz dziewczynę.
Duff wyglądał jak zawstydzony
sześciolatek, starający się wyznać miłość przedszkolance.
- To moja żona.