Perry
głosi:
Krótko. Ale nie miałam wyboru.
Mam nadzieję, że rozdział się podoba, bo i oto...
No, więcej nie powiem!
Sami czytajcie.
No, już! Do roboty!
Ok Hotel cały aż ruszał się od tłumu
ludzi, którzy przyszli potańczyć, napić się i posłuchać dobrej muzyki. Miałam
dziwne wrażenie, że to nie będzie krótka noc. Akurat stałam za barem i
czyściłam kufle, gdy ktoś rzucił pieniądze na blat i krzyknął:
- Whiskey!
Podniosłam wzrok. Przede mną siedziała
drobna blondynka o kocich oczach. Dodatkowo skryła je za mocnym makijażem. Jako
jedna z nielicznych w mieście się malowałam i oto znalazłam sprzymierzeńca.
Spojrzałam na nią raz jeszcze. Delikatna twarz i niewinny wzrok sprawiał, że
wyglądała jak dziecko. Chociaż ubranie i zachowanie świadczyło zupełnie o czymś
innym. Rozglądała się dookoła, żując gumę i poprawiając co chwilę przykrótką
bluzkę do pępka z logiem Red Hot Chili Peppers. W końcu popatrzyła na mnie,
znacząco wskazując na pieniądze. Zaprzeczyłam ruchem głowy.
- Idź stąd, Maggie - odparłam,
wycierając kufle dalej. - To nie jest miejsce dla ciebie.
- Ale jedyne w tym zasranym mieście,
gdzie chcę być - odparła szybko, grzebiąc w kieszeni za dużej koszuli. Pewnie
znowu zabrała ją z mieszkania Cornella. - W dodatku mam i tak zamiar wyjechać z
tego zadupia - dodała, a ja zobaczyłam z czym się tak szarpała. Dziewczyna
wyjęła z paczki papierosa, włożyła sobie do ust i znowu zaczęła macać się po
kieszeniach w poszukiwaniach ognia. Gdy w końcu go wyciągnęła, miała problemy z
odpaleniem. Przewróciłam oczami.
- Nie mogę patrzeć jak kaleczysz -
krzyknęłam jak zawsze, byle tylko przekrzyczeć muzykę pomieszaną z krzykami
podnieconych ludzi. Sięgnęłam pod szorty, gdzie zawsze nosiłam w małej
kieszonce zapalniczkę. - Daj.
Ta nachyliła się nad blatem i odpaliłam
blondynce papierosa. Gdy tylko się zaciągnęła, zaczęła kaszleć.
- Kurwa! - wydyszała w przerwach między
kaszlnięciami. - Co za cholerne kurewsko! Jak ty to możesz palić?
Wzruszyłam ramionami.
- Nie miałam z tym problemów -
odparłam, przyjmując zamówienie od klienta. Ciągle rozmawiałam z Maggie, ale
nie przestawałam pracować. Dokładnie w tym momencie nalewałam piwa z kija. -
Tak to jest jak palisz pierwszy raz. Ale powiedz mi. Po co tu w ogóle
przyszłaś? I czemu tak się... Wystroiłaś? - spytałam, opierając się na blacie.
- I czemu nie ma z tobą Chrisa?
- Nie wie, że tu jestem - odarła
blondynka i podała mi papierosa. - Wiesz jacy potrafią być starsi bracia...
Dostałby szału. Czasem jest gorszy niż nasza matka, wiesz?
- Gówno wiem o waszej matce -
odpowiedziałam, zaciągając się dymem. Zaczęłam palić zaraz o przyjeździe do
Seattle. To była pierwsza czynność, gdy wysiadłam z autobusu - weszłam do
sklepu jak gdyby nigdy nic i kupiłam paczkę czerwonych malboro. - Ale jak Chris
cię tu zobaczy dostaniesz niezły opierdol. Wliczając w to mnie. A ja mam zamiar
chronić swój tyłek.
- Najwyżej trochę podrze mordę -
odparła, spoglądając na mnie spod tych swoich czarnych rzęs.
- W tym jest dobry. - Uśmiechnęłam się
pod nosem, nie oddając fajki dziewczynie. - No to, co podać? - spytałam
blondyneczkę, widząc, że najchętniej marudziłaby mi całą noc. Nie miałam tyle
czasu, a co ważniejsze nie chciałam być odpowiedzialna za dalsze wybryki
piętnastolatki. Stanowili z Chrisem zupełne przeciwieństwa. On spokojny i
cierpliwy, ona nerwowa i impulsywna. Brunet rozkochany w swoim mieście, blondynka
pragnąca wolności. Gdy dowiedziała się, że przyjechałam z Los Angeles, nie
odstępowała mnie później na krok. Gdziekolwiek się ruszyłam, tam była Maggie.
Spotkałeś Angie na mieście? Maggie też tam, była. Z mnóstwem pytań, na które
nie miałam zamiaru odpowiadać. A chciała wiedzieć wszystko. Łącznie z tym ile
panienek zaliczają tamtejsi muzycy.
- Bo tu sprawa seksu jest zakazana. To
jest pierdolone średniowiecze! - wykrzyczała kiedyś, gdy powiedziałam, żeby się
odpierdoliła. Miała wtedy czternaście lat. Teraz siedziała przede mną ta sama
dziewczynka, która za wszelką cenę chciała mieć moje dawne życie. I była na
dobrej drodze nawet do gorszego końca. Ale nie miałam zamiaru jej uświadamiać,
bo od razu zignorowałaby koniec zdania, byle tylko żyć w innym mieście. Nigdy w
sumie nic jej nie powiedziałam, ale Maggie miała własną teorię na mój temat.
Śmieszyło mnie to, więc pozwalałam jej na to.
- No, whiskey chciałam! - niemal
pisnęła i sprowadziła mnie tym na ziemię. - Potrzebuję alkoholu!
- Mogę co najwyżej zaproponować ci sok
- odparłam, nie zwracając uwagi na jej szczeniackie zachowanie. Lubiłam ją, ale
bez przesady. Była po prostu młodszą siostrą mojego kumpla. Sama ranga
eliminowała nasze silniejsze relacje. A w dodatku w jakimś stopniu przypominała
mi mnie. W małym stopniu. - Nie licz na to, że nagle zapomnę, ile masz lat,
Maggie.
- Niedługo skończę szesnaście! -
Spojrzała na mnie wściekle, ale jakby się rozmyśliła, znając mnie na tyle
dobrze, że może się to źle skończyć. Gdy ktoś na mnie naskakiwał, nie byłam
gorsza. Jej twarz momentalnie się rozluźniła, a na jej ślicznych usteczkach
zagościł słodki uśmiech. Gdybym była bezmózgim chłopakiem, pewnie by
zadziałało. Przykro mi, kochanie. - Proszę. Zrób wyjątek. Dla mnie.
- Mogę co najwyżej zmieszać piwo z
sokiem. Ale i tak uznaję to za profanację.
- Jesteś wielka! Kocham cię! -
krzyknęła szczęśliwa, że dostanie przynajmniej to. - A w ogóle to dzisiaj jest
koncert The Cult, wiesz? - zagadnęła. - W Paramount Theatre. Chris, Jeff, Stone
i cała reszta poszła, a mnie nie zabrali! Mnie! Kiedy to ja jestem prawdziwą
fanką! 'Jesteś jeszcze za mała. Jak urośniesz, to może się zgodzę.' Pierdolił
takie głupoty, że tylko prosiłam, żeby coś go zabiło!
Gadała jak najęta i z każdym słowem jej
frustracja wzrastała. Gdy myślałam, że uderzy siedzącą obok parę, postawiłam
przed nią jej 'drinka'. Co jak co, ale podziałało. Patrzyłam ze współczuciem
jak wypija zawartość szklanki za jednym razem, zupełnie jakbym nalała jej shota
a nie soku z niewielką domieszką piwa. Gdy skończyła, uderzyła denkiem o blat i
rzuciła zadowolona:
- Dobre! Więcej!
Zapłaciła, to zimitowałam mieszankę
jeszcze raz. Maggie wzięła w dłonie następną porcję, ale jej nie ruszyła.
Wpatrywała się w pomarańczowe farfocle pływające po powierzchni zupełnie jakby
obserwowała statki.
- No, ale przyszłam tutaj, bo mam
nadzieję, że tu przyjdą - mruknęła tak cicho, że ledwo ją usłyszałam zza ściany
wrzasków i skrzeczenia kolumn od zbyt głośnego dźwięku.
- Co?! - wydarłam się. - Kto przyjdzie?
- No, zespół...
Zdębiałam. Może przez mieszkanie w Los
Angeles miałam spaczony umysł, bo od razu pomyślałam o seksie. Kurwa! Miała
dopiero piętnaście lat! Już zbierałam się w sobie i chciałam naskoczyć na nią z
mordą, ale dopiero po chwili zrozumiałam, że nie o to mogło jej chodzić.
Przecież równie dobrze mogła chcieć zdobyć autograf, dotknąć ich albo po prostu
zobaczyć. Gwałtowne napięcie zeszło gdzieś w podziemia, a ja odetchnęłam z
ulgą. Nie miałam ochoty walić moralnej gadki dziewczynie, która nie znała nic
ani nigdzie nie była poza swoim miastem. Mimo, że Seattle było znane, odbywało
się tam naprawdę mało dobrych koncertów spoza rejonu. W tej materii było mi jej
szkoda. Mimo, że lokalni muzycy grali niesamowicie dobrze, czasem chciało się
posłuchać czegoś innego.
- Wiesz. W sumie to mało prawdopodobne.
Mają bliżej do The Off Ramp.
- No, ale...
- Ang? Gdzie jesteś?!
Sam wołał, a ja nie zamierzałam, aby
mój szef musiał czekać na moją reakcję. Mruknęłam tylko do Maggie:
- Możesz tu siedzieć jak chcesz.
I zostawiłam bar we władanie Eddiemu.
Wyszłam zza lady, od razu kierując się w stronę zaplecza, gdzie Sam miał
'gabinet'. Wyglądało to bardziej jakby przerobił składzik na miotły i pewnie
tak właśnie było, ale nie zamierzałam ryzykować utratą pracy. Mimo, że wujaszek
był bardzo w porządku. Przechodząc przez lokal, nie mogło obejść się bez
złośliwych uwag, ale puszczałam je od razu w niepamięć. Bijatyka z klientem
raczej nie byłaby w dobrym tonie. W końcu dotarłam do obszarpanych i pokopanych
drzwi. Złapałam klamkę i wślizgnęłam się do środka. Jako że Sam był żonaty, w
pokoiku panował porządek, a nawet było można zauważyć pedantyczne zapędy
właściciela. Z pierwszym dniem pracy wydawało mi się, że mój szef to
pięćdziesięcioletni łysiejący zboczeniec, lubiący dawać upust swoim perwersjom
razem z kelnerkami na tyłach swojego lokum. Jednak przeliczyłam się. Nic w
Seattle nie przypominało Los Angeles i atmosfery tego miasta. I dobrze. Nie po
to stamtąd wyjechałam, żeby wracać do tego samego gówna. Albo czegoś gorszego.
Zaraz po wejściu do Sama, stanęłam naprzeciwko biurka, czekając na polecenia.
Eddie, barman, uważał, że pewnie dostanę podwyżkę, ale sama szczerze w to
wątpiłam. Wypełniałam tylko swoje obowiązki, robiłam to, co musiałam. Nic
ponad. Raz czy dwa zostałam godzinę dłużej, ale kto tego nie robił? Bardziej
bałam się tego, że zostanę zwolniona. Jednak uśmiech na twarzy wujaszka, nieco
mnie uspokoił.
- To nie będzie nic trudnego -
powiedział, zanim zdążyłam o cokolwiek zapytać. - Po prostu musisz roznieść te
ulotki na każdy stolik.
I dosłownie wepchnął mi plik
czarno-białych rysunków.
Były całkiem niezłe, ale nie rozumiałam
po, co miałam je roznosić jak ludzie zawsze tłumami przychodzili tutaj każdego
wieczoru. Wujaszek zbył moje pytanie machnięciem ręki, więc nie miałam wyjścia.
Westchnęłam i już chciałam wrócić na swoje stanowisko, gdy Sam nagle o czymś
sobie przypomniał.
- Wcześniej dziś zamykamy. Poproś
Eddiego albo Andrew, żeby zaraz po koncercie powiedzieli ludziom, że klub na
dzisiaj kończy.
Machnęłam głową w stylu 'Aj, aj,
kapitanie!' i wyszłam.
***
- Wujaszek każe zamykać. Do zobaczenia,
ludziska! Wyjście jest tam! Dobranoc!
- Andrew zawsze wie, co powiedzieć,
nie?
- Może.
Patrzyłam jak tłum długowłosych,
spoconych seattleowskich nastolatków opuszcza Ok Hotel. Tak naprawdę nie
słuchałam Eddiego, który stał obok mnie i ustawiał szklanki. Nie interesowało
mnie nic, co miał do powiedzenia. W sumie nie cieszyłam się, że zamykaliśmy
wcześniej. Byłam już przyzwyczajona do tej nocnej pracy. Kryzys szybko mi
przeszedł i znowu byłam gotowa zapierdzielać jak ten beduin po nocy.
Odwróciłam się, żeby zebrać rzeczy z
blatu, gdy natrafiłam wzrokiem na Maggie. Ciągle siedziała w tym samym miejscu
z pełną szklanką, zupełnie jakby wiadomość o wyjściu z klubu jej nie dotyczyła.
Skrzywiłam się. Wiedziałam, że chciała poczekać przynajmniej do pierwszej, ale
było w pół do i nie istniały szanse na przyjście tu The Cult. Jedyne co mogła
zrobić to czatować gdzieś przy ich hotelu. Ludzie omijali ją, a ona ciągle
siedziała. Dotknęłam lekko Eddiego w ramię, nie odrywając wzroku od Maggie.
- Musisz ją stąd zabrać - powiedziałam,
wskazując mu brodą blondynkę. - Nie dość, że jest nieletnia, to jest siostrą
Cornella. Jak dowie się, że tu była, będzie nieciekawie.
Chłopak spojrzał na mnie, a potem na
dziewczynę i znowu na mnie.
- Odwiozę ją do domu, ale bar zostanie
w twoich rękach. Wujaszek już dawno wyszedł, więc zostaniesz tylko ty.
- Jakoś to przeboleję. Nie mam przecież
dużo do roboty - odparłam, obserwując ostatnich klientów ledwo wywlekających
się z klubu. Podparłam się ręką na biodrze, zastanawiając się, ile czasu zajmie
mi sprzątanie baru w pojedynkę. Z jakieś dwie godziny. Może jak się sprężę
półtorej. Ale to przy dobrych wiatrach.
- No, dobra. To idę - rzucił Eddie, gdy
ostatni maruder wypadł dosłownie przez drzwi na ulicę. Chłopak rzucił szmatę,
którą wycierał naczynia na blat i wyszedł zza baru. Nie miałam zamiaru oglądać
jego zmagań z piętnastoletnią fanką, więc zebrałam szybko ulotki i pobiegłam po
schodach do góry, żeby zacząć już je roznosić. Po dziesięciu minutach
usłyszałam trzask zamykanych drzwi. Spojrzałam na zegar. Było jakoś za
piętnaście pierwsza. W środku nie panował jakiś specjalny syf, więc moje
przypuszczenia o półtoragodzinnym sprzątaniu stały się bardziej realne. Z
westchnieniem walnęłam się na półokrągłą kanapę, kładąc jedną nogę na oparcie.
Jednak nie dane mi było spokojnie odpoczywać bodaj przez kilka minut, bo na
dole znowu uderzyły drzwi, a szuranie butów oznajmiło, że ktoś wszedł do baru.
To pewnie Eddie. Musiał zapomnieć kluczyków do swojego gruchota. Widziałam je
przy zapasach whiskey, a on na pewno nie pamiętał, gdzie je zostawił.
- Kurwa - mruknęłam. Więc chcąc nie
chcąc, podniosłam się z kanapy i doczłapałam do schodów. Hałasy na dole
wzrosły, a mi przed oczyma stanął wielki burdel po poszukiwaniach Eddiego. -
Kurwa! No, już idę! - wrzasnęłam, zeskakując z ostatnich
stopni. Obróciłam się, gotowa nawrzucać mu za całe to pieprzone
zamieszanie, jednak w połowie zdania język mi się zaplątał i nie mogłam nic
wykrztusić prócz nędznego 'A... A... A...'. Przede mną nie stał jeden zadbany
Eddie, a pięciu bardzo dobrze znanych mi chłopaków. Gdy usłyszeli, że zeszłam,
odwrócili się w moją stronę.
- Kurwa nie... - mruknęłam, stojąc
naprzeciwko zgrai.
Hahahahahahahaha... boska końcówka... nareszcie !!!
OdpowiedzUsuń~NieszczęśliwieZakochana
Maggie to nasza kochana Miss Nothing ;D
UsuńHahahabahaha... tyle, że ja akurat mówie o tej piątce...
Usuń~NieszczęśliwieZakochana
Wiem, babe. Wiem. Tak pisze, bo zapomniałam we wstępie ;D
UsuńSpx... podobna...
Usuń~NieszczęśliwieZakochana
Wygląd ściągnęłam, ale zachowanie juz sama dopasowalam ;) no nie powiedziałaś co u mamy? ;D
UsuńHahahahahahaha... dobrze ;-) ... nic ciekawego
Usuń~NieszczęśliwieZakochana
Grrr... Zaciął mi się modem, a tym sposobem również cały komputer i znów komentarz szlak trafił. Dobra, no to jeszcze raz...
OdpowiedzUsuńFuck yeah! To ja! I jestem zajebista. XD Kocie oczy. To jest to :3 Mocny makijaż? Nie, no co ty. XD Chociaż na tych zdjęciach, które ci przesłałam wyjątkowo byłam pomalowana linerem, a nie kredką. XD Krótka bluzka, którą wiecznie trzeba poprawiać. XD Tak bardzo ja. Hahah, zgadza się, nie umiem sie posługiwać zapalniczką. XD I zawsze kaszlę po mocniejszych papierosach, a po czerwonych Marlboro to już w ogóle. XD Nerwowa i impulsywna. Hehe. No cóż... XD Ej, ja to bym wolała whiskey. Nie lubię piwa. No dobra, z sokiem, to niech będzie... XD
O kurwunia, jestem siostrą Cornell'a! :D Teraz to już w ogóle jestem zajebista. XD Ej, ej! Ale jak on mógł nie pozwolić mi iść na koncert The Cult??? Jak?? No nie! Normalnie jak moi rodzice. " Nie pójdziesz, bo jesteś za mała". "Ale ja mam już prawie 16 lat!" XD
Stwierdzam, iż wprowadzenie postaci Maggie zakończyło się sukcesem. :D
Gunsi. No tak. Jak przeczytałam o The Cult, to od razu wiedziałam, że oni też tam będą. Czyżby to się działo podczas (o ile dobrze pamiętam) ich wspólnej trasy koncertowej?
Fuck! To nie byli Gunsi! Jakim prawem w ogóle to nie byli Gunsi???
OdpowiedzUsuńHej, Perry. Nadal nie jestem za daleko, no, ale staram się. ;_;
OdpowiedzUsuńZnowu zastanawiam się, co tak dokładnie skomentować i znów chyba padnie na ten rozdział. Tylko ten, bo nie mam siły, żeby skomentować każdy z osobna. Dlatego Cię bardzo przepraszam. ;_;
Maggie to całkiem ciekawa postać. Ma dopiero piętnaście lat, a zachowuje się jakby była starsza. Cóż, na początku myślałam, że będzie ona troszeczkę zarozumiała i wredna, ale całe szczęście nie. Choć może być. W końcu przeczytałam dopiero jeden rozdział z jej udziałem.
Za to bardzo lubię Cornella i mam taką cichą nadzieję na to, że będzie on jednak z Agatą. Nie wiem, czemu, ale Duff tak jakoś już mi do niej nie pasuje. Za to jeśli chodzi o końcówkę, to i tak już wiem, że to niestety nie są Gunsi, bo przeczytałam następny rozdział do połowy, a komentuję ten, bo tamten mam zamiar dopiero w nocy przeczytać do końca. Tylko... Duff będzie miał żonę, tak?! Bo jak tak sobie przeglądałam niektóre rozdziały (wybacz...) to zobaczyłam coś o żonie. Boże, dlaczego. ;_;
Wybacz, że tak krótko.
Hej, Faith. Ty to jednak dzielna jesteś! Naprawdę świetnie Ci idzie! Wgl ważne, że wgl tu jesteś ;) Gdy tylko brzęczy mi tel, sprawdzam jak debil czy coś napisałaś xD Serio. Perry Psycho. Ej. Co Ty zaglądasz w przód, oszustko! Tak nie wolno. Nie, no głupi żart Perry'ego. Nie skomentuję Twoich domysłów, bo popsułabym Ci tylko... zabawę xD No, ekipa ze Seattle trochę się wyautowała, ale spokojnie. Jeszcze wrócą! :D Także ten, tego. Każdy będzie przeszczęśliwy mam nadzieję. Albo i nie. Fuck logic!
UsuńPzdr Faith od Izzy'ego Mastera Perry'ego. Handluj z tym