niedziela, 20 lipca 2014

..::25::..

       Perry głosi:
Krótko. Ale nie miałam wyboru. 
Mam nadzieję, że rozdział się podoba, bo i oto...
No, więcej nie powiem!
Sami czytajcie.
No, już! Do roboty!


Ok Hotel cały aż ruszał się od tłumu ludzi, którzy przyszli potańczyć, napić się i posłuchać dobrej muzyki. Miałam dziwne wrażenie, że to nie będzie krótka noc. Akurat stałam za barem i czyściłam kufle, gdy ktoś rzucił pieniądze na blat i krzyknął:

- Whiskey!

Podniosłam wzrok. Przede mną siedziała drobna blondynka o kocich oczach. Dodatkowo skryła je za mocnym makijażem. Jako jedna z nielicznych w mieście się malowałam i oto znalazłam sprzymierzeńca. Spojrzałam na nią raz jeszcze. Delikatna twarz i niewinny wzrok sprawiał, że wyglądała jak dziecko. Chociaż ubranie i zachowanie świadczyło zupełnie o czymś innym. Rozglądała się dookoła, żując gumę i poprawiając co chwilę przykrótką bluzkę do pępka z logiem Red Hot Chili Peppers. W końcu popatrzyła na mnie, znacząco wskazując na pieniądze. Zaprzeczyłam ruchem głowy.

- Idź stąd, Maggie - odparłam, wycierając kufle dalej. - To nie jest miejsce dla ciebie.

- Ale jedyne w tym zasranym mieście, gdzie chcę być - odparła szybko, grzebiąc w kieszeni za dużej koszuli. Pewnie znowu zabrała ją z mieszkania Cornella. - W dodatku mam i tak zamiar wyjechać z tego zadupia - dodała, a ja zobaczyłam z czym się tak szarpała. Dziewczyna wyjęła z paczki papierosa, włożyła sobie do ust i znowu zaczęła macać się po kieszeniach w poszukiwaniach ognia. Gdy w końcu go wyciągnęła, miała problemy z odpaleniem. Przewróciłam oczami. 

- Nie mogę patrzeć jak kaleczysz - krzyknęłam jak zawsze, byle tylko przekrzyczeć muzykę pomieszaną z krzykami podnieconych ludzi. Sięgnęłam pod szorty, gdzie zawsze nosiłam w małej kieszonce zapalniczkę. - Daj.

Ta nachyliła się nad blatem i odpaliłam blondynce papierosa. Gdy tylko się zaciągnęła, zaczęła kaszleć.

- Kurwa! - wydyszała w przerwach między kaszlnięciami. - Co za cholerne kurewsko! Jak ty to możesz palić?

Wzruszyłam ramionami.

- Nie miałam z tym problemów - odparłam, przyjmując zamówienie od klienta. Ciągle rozmawiałam z Maggie, ale nie przestawałam pracować. Dokładnie w tym momencie nalewałam piwa z kija. - Tak to jest jak palisz pierwszy raz. Ale powiedz mi. Po co tu w ogóle przyszłaś? I czemu tak się... Wystroiłaś? - spytałam, opierając się na blacie. - I czemu nie ma z tobą Chrisa?

- Nie wie, że tu jestem - odarła blondynka i podała mi papierosa. - Wiesz jacy potrafią być starsi bracia... Dostałby szału. Czasem jest gorszy niż nasza matka, wiesz?

- Gówno wiem o waszej matce - odpowiedziałam, zaciągając się dymem. Zaczęłam palić zaraz o przyjeździe do Seattle. To była pierwsza czynność, gdy wysiadłam z autobusu - weszłam do sklepu jak gdyby nigdy nic i kupiłam paczkę czerwonych malboro. - Ale jak Chris cię tu zobaczy dostaniesz niezły opierdol. Wliczając w to mnie. A ja mam zamiar chronić swój tyłek.

- Najwyżej trochę podrze mordę - odparła, spoglądając na mnie spod tych swoich czarnych rzęs.

- W tym jest dobry. - Uśmiechnęłam się pod nosem, nie oddając fajki dziewczynie. - No to, co podać? - spytałam blondyneczkę, widząc, że najchętniej marudziłaby mi całą noc. Nie miałam tyle czasu, a co ważniejsze nie chciałam być odpowiedzialna za dalsze wybryki piętnastolatki. Stanowili z Chrisem zupełne przeciwieństwa. On spokojny i cierpliwy, ona nerwowa i impulsywna. Brunet rozkochany w swoim mieście, blondynka pragnąca wolności. Gdy dowiedziała się, że przyjechałam z Los Angeles, nie odstępowała mnie później na krok. Gdziekolwiek się ruszyłam, tam była Maggie. Spotkałeś Angie na mieście? Maggie też tam, była. Z mnóstwem pytań, na które nie miałam zamiaru odpowiadać. A chciała wiedzieć wszystko. Łącznie z tym ile panienek zaliczają tamtejsi muzycy. 

- Bo tu sprawa seksu jest zakazana. To jest pierdolone średniowiecze! - wykrzyczała kiedyś, gdy powiedziałam, żeby się odpierdoliła. Miała wtedy czternaście lat. Teraz siedziała przede mną ta sama dziewczynka, która za wszelką cenę chciała mieć moje dawne życie. I była na dobrej drodze nawet do gorszego końca. Ale nie miałam zamiaru jej uświadamiać, bo od razu zignorowałaby koniec zdania, byle tylko żyć w innym mieście. Nigdy w sumie nic jej nie powiedziałam, ale Maggie miała własną teorię na mój temat. Śmieszyło mnie to, więc pozwalałam jej na to.

- No, whiskey chciałam! - niemal pisnęła i sprowadziła mnie tym na ziemię. - Potrzebuję alkoholu!

- Mogę co najwyżej zaproponować ci sok - odparłam, nie zwracając uwagi na jej szczeniackie zachowanie. Lubiłam ją, ale bez przesady. Była po prostu młodszą siostrą mojego kumpla. Sama ranga eliminowała nasze silniejsze relacje. A w dodatku w jakimś stopniu przypominała mi mnie. W małym stopniu. - Nie licz na to, że nagle zapomnę, ile masz lat, Maggie.

- Niedługo skończę szesnaście! - Spojrzała na mnie wściekle, ale jakby się rozmyśliła, znając mnie na tyle dobrze, że może się to źle skończyć. Gdy ktoś na mnie naskakiwał, nie byłam gorsza. Jej twarz momentalnie się rozluźniła, a na jej ślicznych usteczkach zagościł słodki uśmiech. Gdybym była bezmózgim chłopakiem, pewnie by zadziałało. Przykro mi, kochanie. - Proszę. Zrób wyjątek. Dla mnie.

- Mogę co najwyżej zmieszać piwo z sokiem. Ale i tak uznaję to za profanację.

- Jesteś wielka! Kocham cię! - krzyknęła szczęśliwa, że dostanie przynajmniej to. - A w ogóle to dzisiaj jest koncert The Cult, wiesz? - zagadnęła. - W Paramount Theatre. Chris, Jeff, Stone i cała reszta poszła, a mnie nie zabrali! Mnie! Kiedy to ja jestem prawdziwą fanką! 'Jesteś jeszcze za mała. Jak urośniesz, to może się zgodzę.' Pierdolił takie głupoty, że tylko prosiłam, żeby coś go zabiło!

Gadała jak najęta i z każdym słowem jej frustracja wzrastała. Gdy myślałam, że uderzy siedzącą obok parę, postawiłam przed nią jej 'drinka'. Co jak co, ale podziałało. Patrzyłam ze współczuciem jak wypija zawartość szklanki za jednym razem, zupełnie jakbym nalała jej shota a nie soku z niewielką domieszką piwa. Gdy skończyła, uderzyła denkiem o blat i rzuciła zadowolona:

- Dobre! Więcej!

Zapłaciła, to zimitowałam mieszankę jeszcze raz. Maggie wzięła w dłonie następną porcję, ale jej nie ruszyła. Wpatrywała się w pomarańczowe farfocle pływające po powierzchni zupełnie jakby obserwowała statki.

- No, ale przyszłam tutaj, bo mam nadzieję, że tu przyjdą - mruknęła tak cicho, że ledwo ją usłyszałam zza ściany wrzasków i skrzeczenia kolumn od zbyt głośnego dźwięku. 

- Co?! - wydarłam się. - Kto przyjdzie?

- No, zespół...

Zdębiałam. Może przez mieszkanie w Los Angeles miałam spaczony umysł, bo od razu pomyślałam o seksie. Kurwa! Miała dopiero piętnaście lat! Już zbierałam się w sobie i chciałam naskoczyć na nią z mordą, ale dopiero po chwili zrozumiałam, że nie o to mogło jej chodzić. Przecież równie dobrze mogła chcieć zdobyć autograf, dotknąć ich albo po prostu zobaczyć. Gwałtowne napięcie zeszło gdzieś w podziemia, a ja odetchnęłam z ulgą. Nie miałam ochoty walić moralnej gadki dziewczynie, która nie znała nic ani nigdzie nie była poza swoim miastem. Mimo, że Seattle było znane, odbywało się tam naprawdę mało dobrych koncertów spoza rejonu. W tej materii było mi jej szkoda. Mimo, że lokalni muzycy grali niesamowicie dobrze, czasem chciało się posłuchać czegoś innego. 

- Wiesz. W sumie to mało prawdopodobne. Mają bliżej do The Off Ramp.

- No, ale...

- Ang? Gdzie jesteś?!

Sam wołał, a ja nie zamierzałam, aby mój szef musiał czekać na moją reakcję. Mruknęłam tylko do Maggie:

- Możesz tu siedzieć jak chcesz.

I zostawiłam bar we władanie Eddiemu. Wyszłam zza lady, od razu kierując się w stronę zaplecza, gdzie Sam miał 'gabinet'. Wyglądało to bardziej jakby przerobił składzik na miotły i pewnie tak właśnie było, ale nie zamierzałam ryzykować utratą pracy. Mimo, że wujaszek był bardzo w porządku. Przechodząc przez lokal, nie mogło obejść się bez złośliwych uwag, ale puszczałam je od razu w niepamięć. Bijatyka z klientem raczej nie byłaby w dobrym tonie. W końcu dotarłam do obszarpanych i pokopanych drzwi. Złapałam klamkę i wślizgnęłam się do środka. Jako że Sam był żonaty, w pokoiku panował porządek, a nawet było można zauważyć pedantyczne zapędy właściciela. Z pierwszym dniem pracy wydawało mi się, że mój szef to pięćdziesięcioletni łysiejący zboczeniec, lubiący dawać upust swoim perwersjom razem z kelnerkami na tyłach swojego lokum. Jednak przeliczyłam się. Nic w Seattle nie przypominało Los Angeles i atmosfery tego miasta. I dobrze. Nie po to stamtąd wyjechałam, żeby wracać do tego samego gówna. Albo czegoś gorszego. Zaraz po wejściu do Sama, stanęłam naprzeciwko biurka, czekając na polecenia. Eddie, barman, uważał, że pewnie dostanę podwyżkę, ale sama szczerze w to wątpiłam. Wypełniałam tylko swoje obowiązki, robiłam to, co musiałam. Nic ponad. Raz czy dwa zostałam godzinę dłużej, ale kto tego nie robił? Bardziej bałam się tego, że zostanę zwolniona. Jednak uśmiech na twarzy wujaszka, nieco mnie uspokoił. 

- To nie będzie nic trudnego - powiedział, zanim zdążyłam o cokolwiek zapytać. - Po prostu musisz roznieść te ulotki na każdy stolik.

I dosłownie wepchnął mi plik czarno-białych rysunków.


Były całkiem niezłe, ale nie rozumiałam po, co miałam je roznosić jak ludzie zawsze tłumami przychodzili tutaj każdego wieczoru. Wujaszek zbył moje pytanie machnięciem ręki, więc nie miałam wyjścia. Westchnęłam i już chciałam wrócić na swoje stanowisko, gdy Sam nagle o czymś sobie przypomniał.

- Wcześniej dziś zamykamy. Poproś Eddiego albo Andrew, żeby zaraz po koncercie powiedzieli ludziom, że klub na dzisiaj kończy. 

Machnęłam głową w stylu 'Aj, aj, kapitanie!' i wyszłam.

***

- Wujaszek każe zamykać. Do zobaczenia, ludziska! Wyjście jest tam! Dobranoc!

- Andrew zawsze wie, co powiedzieć, nie?

- Może.

Patrzyłam jak tłum długowłosych, spoconych seattleowskich nastolatków opuszcza Ok Hotel. Tak naprawdę nie słuchałam Eddiego, który stał obok mnie i ustawiał szklanki. Nie interesowało mnie nic, co miał do powiedzenia. W sumie nie cieszyłam się, że zamykaliśmy wcześniej. Byłam już przyzwyczajona do tej nocnej pracy. Kryzys szybko mi przeszedł i znowu byłam gotowa zapierdzielać jak ten beduin po nocy. 

Odwróciłam się, żeby zebrać rzeczy z blatu, gdy natrafiłam wzrokiem na Maggie. Ciągle siedziała w tym samym miejscu z pełną szklanką, zupełnie jakby wiadomość o wyjściu z klubu jej nie dotyczyła. Skrzywiłam się. Wiedziałam, że chciała poczekać przynajmniej do pierwszej, ale było w pół do i nie istniały szanse na przyjście tu The Cult. Jedyne co mogła zrobić to czatować gdzieś przy ich hotelu. Ludzie omijali ją, a ona ciągle siedziała. Dotknęłam lekko Eddiego w ramię, nie odrywając wzroku od Maggie.

- Musisz ją stąd zabrać - powiedziałam, wskazując mu brodą blondynkę. - Nie dość, że jest nieletnia, to jest siostrą Cornella. Jak dowie się, że tu była, będzie nieciekawie.

Chłopak spojrzał na mnie, a potem na dziewczynę i znowu na mnie. 

- Odwiozę ją do domu, ale bar zostanie w twoich rękach. Wujaszek już dawno wyszedł, więc zostaniesz tylko ty.

- Jakoś to przeboleję. Nie mam przecież dużo do roboty - odparłam, obserwując ostatnich klientów ledwo wywlekających się z klubu. Podparłam się ręką na biodrze, zastanawiając się, ile czasu zajmie mi sprzątanie baru w pojedynkę. Z jakieś dwie godziny. Może jak się sprężę półtorej. Ale to przy dobrych wiatrach. 

- No, dobra. To idę - rzucił Eddie, gdy ostatni maruder wypadł dosłownie przez drzwi na ulicę. Chłopak rzucił szmatę, którą wycierał naczynia na blat i wyszedł zza baru. Nie miałam zamiaru oglądać jego zmagań z piętnastoletnią fanką, więc zebrałam szybko ulotki i pobiegłam po schodach do góry, żeby zacząć już je roznosić. Po dziesięciu minutach usłyszałam trzask zamykanych drzwi. Spojrzałam na zegar. Było jakoś za piętnaście pierwsza. W środku nie panował jakiś specjalny syf, więc moje przypuszczenia o półtoragodzinnym sprzątaniu stały się bardziej realne. Z westchnieniem walnęłam się na półokrągłą kanapę, kładąc jedną nogę na oparcie. Jednak nie dane mi było spokojnie odpoczywać bodaj przez kilka minut, bo na dole znowu uderzyły drzwi, a szuranie butów oznajmiło, że ktoś wszedł do baru. To pewnie Eddie. Musiał zapomnieć kluczyków do swojego gruchota. Widziałam je przy zapasach whiskey, a on na pewno nie pamiętał, gdzie je zostawił.

- Kurwa - mruknęłam. Więc chcąc nie chcąc, podniosłam się z kanapy i doczłapałam do schodów. Hałasy na dole wzrosły, a mi przed oczyma stanął wielki burdel po poszukiwaniach Eddiego. - Kurwa! No, już idę! - wrzasnęłam, zeskakując z ostatnich stopni. Obróciłam się, gotowa nawrzucać mu za całe to pieprzone zamieszanie, jednak w połowie zdania język mi się zaplątał i nie mogłam nic wykrztusić prócz nędznego 'A... A... A...'. Przede mną nie stał jeden zadbany Eddie, a pięciu bardzo dobrze znanych mi chłopaków. Gdy usłyszeli, że zeszłam, odwrócili się w moją stronę.

- Kurwa nie... - mruknęłam, stojąc naprzeciwko zgrai.


11 komentarzy:

  1. Hahahahahahahaha... boska końcówka... nareszcie !!!
    ~NieszczęśliwieZakochana

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Maggie to nasza kochana Miss Nothing ;D

      Usuń
    2. Hahahabahaha... tyle, że ja akurat mówie o tej piątce...
      ~NieszczęśliwieZakochana

      Usuń
    3. Wiem, babe. Wiem. Tak pisze, bo zapomniałam we wstępie ;D

      Usuń
    4. Spx... podobna...
      ~NieszczęśliwieZakochana

      Usuń
    5. Wygląd ściągnęłam, ale zachowanie juz sama dopasowalam ;) no nie powiedziałaś co u mamy? ;D

      Usuń
    6. Hahahahahahaha... dobrze ;-) ... nic ciekawego
      ~NieszczęśliwieZakochana

      Usuń
  2. Grrr... Zaciął mi się modem, a tym sposobem również cały komputer i znów komentarz szlak trafił. Dobra, no to jeszcze raz...
    Fuck yeah! To ja! I jestem zajebista. XD Kocie oczy. To jest to :3 Mocny makijaż? Nie, no co ty. XD Chociaż na tych zdjęciach, które ci przesłałam wyjątkowo byłam pomalowana linerem, a nie kredką. XD Krótka bluzka, którą wiecznie trzeba poprawiać. XD Tak bardzo ja. Hahah, zgadza się, nie umiem sie posługiwać zapalniczką. XD I zawsze kaszlę po mocniejszych papierosach, a po czerwonych Marlboro to już w ogóle. XD Nerwowa i impulsywna. Hehe. No cóż... XD Ej, ja to bym wolała whiskey. Nie lubię piwa. No dobra, z sokiem, to niech będzie... XD
    O kurwunia, jestem siostrą Cornell'a! :D Teraz to już w ogóle jestem zajebista. XD Ej, ej! Ale jak on mógł nie pozwolić mi iść na koncert The Cult??? Jak?? No nie! Normalnie jak moi rodzice. " Nie pójdziesz, bo jesteś za mała". "Ale ja mam już prawie 16 lat!" XD
    Stwierdzam, iż wprowadzenie postaci Maggie zakończyło się sukcesem. :D
    Gunsi. No tak. Jak przeczytałam o The Cult, to od razu wiedziałam, że oni też tam będą. Czyżby to się działo podczas (o ile dobrze pamiętam) ich wspólnej trasy koncertowej?

    OdpowiedzUsuń
  3. Fuck! To nie byli Gunsi! Jakim prawem w ogóle to nie byli Gunsi???

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej, Perry. Nadal nie jestem za daleko, no, ale staram się. ;_;
    Znowu zastanawiam się, co tak dokładnie skomentować i znów chyba padnie na ten rozdział. Tylko ten, bo nie mam siły, żeby skomentować każdy z osobna. Dlatego Cię bardzo przepraszam. ;_;
    Maggie to całkiem ciekawa postać. Ma dopiero piętnaście lat, a zachowuje się jakby była starsza. Cóż, na początku myślałam, że będzie ona troszeczkę zarozumiała i wredna, ale całe szczęście nie. Choć może być. W końcu przeczytałam dopiero jeden rozdział z jej udziałem.
    Za to bardzo lubię Cornella i mam taką cichą nadzieję na to, że będzie on jednak z Agatą. Nie wiem, czemu, ale Duff tak jakoś już mi do niej nie pasuje. Za to jeśli chodzi o końcówkę, to i tak już wiem, że to niestety nie są Gunsi, bo przeczytałam następny rozdział do połowy, a komentuję ten, bo tamten mam zamiar dopiero w nocy przeczytać do końca. Tylko... Duff będzie miał żonę, tak?! Bo jak tak sobie przeglądałam niektóre rozdziały (wybacz...) to zobaczyłam coś o żonie. Boże, dlaczego. ;_;
    Wybacz, że tak krótko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, Faith. Ty to jednak dzielna jesteś! Naprawdę świetnie Ci idzie! Wgl ważne, że wgl tu jesteś ;) Gdy tylko brzęczy mi tel, sprawdzam jak debil czy coś napisałaś xD Serio. Perry Psycho. Ej. Co Ty zaglądasz w przód, oszustko! Tak nie wolno. Nie, no głupi żart Perry'ego. Nie skomentuję Twoich domysłów, bo popsułabym Ci tylko... zabawę xD No, ekipa ze Seattle trochę się wyautowała, ale spokojnie. Jeszcze wrócą! :D Także ten, tego. Każdy będzie przeszczęśliwy mam nadzieję. Albo i nie. Fuck logic!

      Pzdr Faith od Izzy'ego Mastera Perry'ego. Handluj z tym

      Usuń