Perry wygłasza orędzie:
Stałam przed drzwiami z bijącym sercem i bukietem dopiero co zerwanych kwiatów. Zapukałam raz jeszcze. A co jeśli ich nie ma? Może na przykład pojechali na plażę i nadzwyczajnie w świecie zapomnieli? Nie, no coś ty... Przecież, by nie zapomniała. Sama wczoraj dzwoniła, żeby się przypomnieć. Spojrzałam jeszcze raz na nowe lokum Konopki i Axla. Okna bez ram wyglądały jakby ktoś wyciął dziury w ścianach i po prostu je w nie wcisnął. Z dachu zwisały gałęzie, w których ptaki zrobiły sobie gniazda. No, nic. Piękne mieszkanie dla ciężarnej kobiety. Nie ma co. Westchnęłam i oparłam się plecami o ścianę obok drzwi wejściowych. Musiałam czekać. Innego wyjścia nie miałam. Czekając na jakikolwiek znak życia, wróciłam myślami do poprzedniego wieczoru.
Krótki, bo krótki, ale za to pełen wrażeń!
Dodawałam teraz szybko rozdziały, ale to na zapas xD
Teraz studia moi drodzy i mniej czasu na pisanie.
Ale nie opuszczam Was.
Stałam przed drzwiami z bijącym sercem i bukietem dopiero co zerwanych kwiatów. Zapukałam raz jeszcze. A co jeśli ich nie ma? Może na przykład pojechali na plażę i nadzwyczajnie w świecie zapomnieli? Nie, no coś ty... Przecież, by nie zapomniała. Sama wczoraj dzwoniła, żeby się przypomnieć. Spojrzałam jeszcze raz na nowe lokum Konopki i Axla. Okna bez ram wyglądały jakby ktoś wyciął dziury w ścianach i po prostu je w nie wcisnął. Z dachu zwisały gałęzie, w których ptaki zrobiły sobie gniazda. No, nic. Piękne mieszkanie dla ciężarnej kobiety. Nie ma co. Westchnęłam i oparłam się plecami o ścianę obok drzwi wejściowych. Musiałam czekać. Innego wyjścia nie miałam. Czekając na jakikolwiek znak życia, wróciłam myślami do poprzedniego wieczoru.
Praktycznie cały wieczór spędziłam pijąc z Tommym, Jackie i
Sixxem. Ta ostatnia dwójka świetnie bawiła się sama i gdyby nie to, że Parlay
bała się zostać z Nikkim sam na sam, już dawno lataliby po domu, goniąc jedno
drugie. Zamiast tego moja fioletowa power rangers napiła się jeszcze bardziej i
już zupełnie zachowywała się jak nawiedzona. Biegała wokół i machała rękami,
wmawiając wszystkim, że w ten ekologiczny sposób produkuje energię. Alkohol tak
rozplątał jej język, że paplała bez przerwy. Razem z chłopakami słuchaliśmy jak
opowiadała o tym jak uwielbia zwierzęta i sama nie może się doliczyć, ile
hoduje psów i kotów. Niewykluczone, że kiedyś miała stać się ich pokarmem, bo
czasem jak przychodziłam do nich, patrzyły na nią pożądliwym wzrokiem,
zwłaszcza jeśli jadła fastfooda. Rano za nic nie przyznała się, że ma kaca,
gdyż zeszłego wieczoru wypiła cały zapas denaturatu, a kiedy ktoś pytał ją,
dlaczego ma fioletowe usta, odpowiadała, że to najnowszy trend w makijażu i
pasuje jej do włosów. Jednak najgorszy był moment, gdy wszyscy zaczęliśmy
wychodzić na dwór, a Jackie spanikowała. Krzyczała, że ciemność stanowi jej
wielką fobię, a jeśli wyjdzie na dwór po zmroku, pochwycą ją ręce jakiegoś
potwora.
- Choć żaden już nie straszy w okolicy, bo nie mogły znieść jej
konkurencji - szepnął mi na ucho Tommy, a ja nie mogłam się powstrzymać i
parsknęłam śmiechem. Jackie dodatkowo rozpowiadała dlaczego tak bardzo nie lubi
komedii romantycznych. Bo boi się, że kiedyś przydarzy jej się taka sytuacja, a
ona nie chce spotkać księcia z bajki, bo wie, że to tylko przebrana żaba. Płazy
i gady to jedyna kategoria zwierząt, do jakich nie może się przekonać, ich
śliska skóra kojarzy jej się nieprzyjemnie i miewa koszmary o Godzilli
wychodzącej spod jej łóżka i raczącej się jej kolacją, a tego na pewno nie
zniesie. Gdy odleciała przy naszym wspólnym stole, przyśnił jej się taki
koszmar. Obudziła się nagle i, szukając ratunku, wbiegła do toalety,
schowała głowę w klozecie i nakryła się pokrywą, myśląc, że dzięki temu była
niewidoczna. Znaleźliśmy ją tam nad ranem – plus był taki, że zaoszczędziła
czas, jaki musiałaby poświęcić na mycie włosów.
Jednak nie był to koniec przygód. Jakże by mógł być? Tommy też
dostał chęci na zwierzenia i wyjawił, że czasami czuje się samotny, ponieważ ze
względu na zapach, jaki wydziela przez okrągły rok, ludzie niechętnie się do
niego zbliżają.
- Wiesz, kochanie. Jak wietrzysz ubrania zamiast prać, bielizny
nie odświeżasz nigdy, uważając, że jest to zbyt osobista część garderoby, by
się z nią rozstawać, to raczej nie dziw się innym. Śmierdzisz - powiedziałam mu
prosto w oczy, kładąc na pocieszenie dłoń na ramieniu.
- Już raz mu to powiedziałaś, pamiętasz? - mruknął mi na ucho
Nikki. - Nie miał innego wyjścia, jak tylko nauczyć się z tym radzić i ilekroć
zostaje sam, wyciąga małe lusterko i stawia je na stole, po czym wita się ze
sobą jak z dawno niewidzianym znajomym. W barze zawsze zamawia dwa piwa, ale
kiedy po wypiciu obu zaczyna sam siebie prosić do tańca, zwykle zostaje
brutalnie wykopany na ulicę.
Niejednego dowiedziałam się w trakcie trasy o Lee. Na przykład w
praniu wyszło, że był strasznym leniem, ale jako że uważał się za wysoko
rozwiniętego człowieka, musiał mieć jakieś hobby. Raz nawet zabrał mnie do
miasta, by poszukać sobie jakiegoś. Po długich poszukiwaniach znalazł wreszcie
najmniej dla siebie męczące zajęcie, jakim było przysypianie gdzie się dało,
najchętniej na przystankach MPK, bo twierdził, że w ten sposób ma żywy kontakt
z tłumem. Okazało się, że robił to już milion razy, a jego najlepsi przyjaciele
po prostu go tam zostawiali. Wtedy Tommy czasami budził się w izbie wytrzeźwień
albo na komisariacie i mocno go to dezorientowało. Gdy go odbierałam, gotów był
nawet uwierzyć, że ujawniły się w nim umiejętności teleportacji i marzył o
pokazywaniu swych zdolności w cyrku, ale kiedy wymusił na mnie, żebyśmy tam
pojechali, cyrkowcy zaproponowali mu tylko posadę czyściciela lokum dla
skunksów. Lee był tym tak załamany, że wpadł na pomysł kradzenia ludziom
czapek z głów.
- Później je rozpruję i przerobię na zimowe gacie, albo też
szprychy od rowerów, które następnie zezłomuję! Kochanie, mówię ci.
Niewykluczone, że kiedyś zbiję na tym fortunę - tłumaczył mi, siedząc w taczce,
którą pchał Slash. Po wyciągnięciu go z rowu musiałam go jakoś
przetransportować, a to był jedyny rozsądny pomysł.
Następny w kolejce do pijackich wyznań był Slash, który jakimś
cudem przedostał się z kanapy na dwór przed domem, gdzie siedzieliśmy na
trawie. Gdy tylko opadł za mną, przytulając od tyłu, bąknął:
- Trzeba niestety z przykrością przyznać, że mam problem z
alkoholem i to duży. Nie potrafię rano wstać z łóżka jeśli nie wypiję
przynajmniej dwóch piw i tylko to pozwala mi stanąć w pionie. Potem jest już
tylko gorzej, muszę mieć zapewniony stały dopływ alkoholu.
Twierdził, że fatalnie znosi kaca, a najlepszym sposobem, by do
niego nie dopuścić, było nieprzerywanie picia, więc stosował się do tej zasady
z wielką ochotą. Nie oznaczało to jednak, by alkohol w czymś mu przeszkadzał,
gdyż Slash funkcjonował zupełnie normalnie, a czasem nawet miał szybsze reakcje
niż inni ludzie, choć kiedy był zmęczony, zdarzało mu się pomylić sedes z
fotelem, ale do tego wszyscy już przywykli. Mimo nieciekawego stanu, Hudson był
bardzo towarzyski i chętnie dyskutował na poważne tematy. Chwalił się, że
odwiedza gimnazja i wdaje się z gimbusami w pyskówki. Stwierdził, że to rozwija
go intelektualnie. Rzeczywiście, trudno było go przegadać, a kiedy skończyły mu
się argumenty, skopał swych oponentów po kostkach, więc wyszło, że postawił na
swoim.
- Kurwa! - wydarł się Sixx, który właśnie był takim oponentem. - I
ty się kurwa dziwisz, że ludzie się ciebie boją! Pamiętasz jak ktoś przez
pomyłkę zaparkował na twoim miejscu? Następnego dnia znalazł na masce swojego
samochodu pogróżkę w postaci martwej muchy. Wszyscy wolą zrobić, co chcesz,
byle tylko ci się nie narażać!
Słuchałam tego wywodu i nie wiedziałam, w którym momencie Sixx
zaczął mieć bekę z pijanego Slasha. Posłałam Nikkiemu porozumiewawcze
spojrzenie. Ten wyszczerzył się do mnie i podał butelkę wódki. Pociągnęłam
dużego łyka, aż rozbolało mnie gardło. Faktem było, że Slash najpierw działał,
a potem myślał. Nigdy nie można było być pewnym, czy w najweselszym momencie
imprezy nie zdecyduje się wskoczyć w ubraniu do basenu… Pompowanego na główkę,
stojącego w pokoju Vince'a. Podobno urządzał tam niezłe jacuzzi.
W końcu z otchłani domostwa wynurzył się nie kto inny jak Mick.
Ten to miał przechlapane w życiu! Ponieważ jego imię było bardzo często
spotykane, kiedy krzyczał ktoś za nim na ulicy, oglądało się co najmniej pięć
osób. Przez to marzył, by się wyróżniać i myślał, że jest wyjątkowy. By
podkreślić, że był księciem w swej własnej bajce, założył papierową koronę, a
potem upił się z nami w sztok, bo jak każdy z tego towarzystwa miał do tego
duże skłonności. O Marsie na przykład podczas trasy dowiedziałam się, że często
pijał do lustra, wychwalając własną urodę i prowadząc filozoficzne konwersacje
z pustą puszką po piwie. Miał też wiele poszanowania dla surowców wtórnych i
kiedy już puszka nie mogła go niczym zaciekawić, oddawał ją na złom, najpierw
ją jednak rozcinał przy pomocy nożyczek do paznokci i dokładnie wylizywał, by
nie uronić ani jednej kropli piwa. Utylizacja odpadów była jego jedynym źródłem
dochodów poza graniem, dlatego starał się pozyskiwać ich jak najwięcej,
zarobione w ten sposób pieniądze inwestując w kolejne puszki. Na tym potrafiło
mu zejść parę tygodni, podczas których nie opuszczał swojego świata, a kiedy
już wracał do rzeczywistości, wyglądał, jakby wrócił z podróży na księżyc –
blady, z podkrążonymi oczami i twarzą upstrzoną fioletowymi cętkami. Dzięki temu
na pewno się wyróżniał, a także dzięki swemu specyficznemu ubiorowi. Mick od
zawsze cenił sobie ekstrawagancję i nie lubił nosić tego, co wszyscy, więc
zdarzało mu się niekiedy ubierać spódnice wygrzebane z dna szafy babci,
najchętniej zszyte z kolorowych łatek, a do tego siatkowe bluzki na
ramiączkach, bez względu na porę roku. Do tego kochał ozdoby, najlepiej
własnoręcznie wykonane z – jakby mogło być inaczej! – surowców wtórnych. Szyję
ozdabiał naszyjnikiem z kapsli od butelek, a za kolczyki służyły mu korki od
szampana, do których przyczepiał haczyki na ryby. Właśnie takie kolczyki
zrobiłyśmy mu między innym z Konopką na imieniny. Pierwszy raz widziałam wtedy,
żeby Motley płakał. Jak się też okazało uwielbiał także muzykę, najbardziej
chóry gregoriańskie, co w połączeniu z alkoholem wprowadziło go w taki trans,
że poderwał się z trawy, wyszedł na ulicę i tańczył w rytm swojej wewnętrznej
melodii, uśmiechając się do obcych w demoniczny sposób i myśląc, że był bardzo
uwodzicielski.
-
Ten nasz tajemniczy Mars marzy o romantycznej miłości i zwykle spotyka ją
gdzieś w kartonie po lodówce albo na śmietniku, nic zatem dziwnego, że jest tam
częstym gościem - rzucił Tommy, gdy podziwialiśmy szamańskie wygibasy Micka. -
Ej! Nie wiem jak wy, ale brakuje mi w naszym wieczorze wyżaleń tutaj o, proszę
panny Sambory i Sixxa fiuta!
- Ja nie mam zamiaru nic mówić! - zaoponował Nikki, patrząc
groźnie na Lee.
- Jak ty nie chcesz, to sam to zrobię za ciebie - powiedział
Tommy, zupełnie nie przejmując się basistą. Ten jako tako wstał i oddalił się w
bliżej nieznanym kierunku, tłumacząc, że nie ma sobie nic do zarzucenia. Gdy
tylko zniknął, Lee chrząknął i zaczął swój wywód o Sixxie.
- Nikki to imię staroświeckie i tak też zachowuje się noszący je
człowiek. Już jak młody chłopiec zachowywał się jak zramolały dziad i uważał,
że przeżył już wszystko, co było do przeżycia. Często wspomina czasy wojny
jakby tam był i opowiada, jak to w siedemdziesiątym piątym strajkował na
pobliskim targu po podniesieniu cen czarnej rzodkwi, którą karmił swojego
królika, choć wszyscy wiedzą, że panicznie boi się gryzoni. Uchodzi za dziwka,
nie tylko przez to, ale w ogóle jest specyficzny i można to zauważyć na
pierwszy rzut oka. Nosi dziwne, szarawe ubrania, które wyglądają, jakby je
znalazł w kuble PCK, ewentualnie ukradł jakiemuś bezdomnemu i taki też zapach
wydzielają, bo Nikki chce zaoszczędzić wodę i nigdy ich nie pierze. Wydaje mu
się, że nie widać na jego ciuchach brudu, ale ma rację – tylko mu się wydaje.
Ponieważ jednak stara się nadążać za postępem, jego ulubioną rozrywką jest
oglądanie telewizji. Potrafi spędzać przy telewizorze całe dnie, siedząc tak
blisko, że czubkiem nosa dotyka ekranu, a włosy jeżą mu się jak naelektryzowane
– jako jedyny z nas nie musi ich tapirować. Jest żądny wiedzy o świecie,
dlatego telewizor jest dla niego prawdziwym oknem na świat. Namiętnie ogląda
wszystkie programy, z jakich może dowiedzieć się czegoś ciekawego, czyli
seriale, a żeby dobrze zapamiętać, co w nich zobaczył, nie opuszcza żadnej
powtórki. Jeśli przedawkuje jakąś z oper mydlanych i nie może spać, bo rozmyśla
o Hiszpance, w której skrycie się kocha, ogląda programy kryminalne i utożsamia
się z psychopatycznymi zabójcami. Potem idzie do swego pokoju i odgrywa
obejrzane scenki dla swoich misiów i lalek z dzieciństwa, po czym jest tak
przerażony, że nakrywa się kołdrą wraz z głową, co może kiedyś skończyć się
uduszeniem jeśli na obiad zje fasolę.
- Eeee... Tommy. Sorka, że ci przerwę, ale zdajesz sobie sprawę,
że nie mamy telewizora? - mruknął Mars, odprawiając swoje dzikie densy dookoła
nas. Perkusista zbył go machnięciem ręki. No, tak. Dzięki temu jego opowieść
stała się jeszcze bardziej ciekawsza.
- W pracy nie liczy się dla niego płaca, ale to, by stale
wykonywać takie same czynności. Jeśli zaś wykonywana czynność nie
satysfakcjonuje go, może zostać panem do towarzystwa jakiejś bogatej, starszej
pani i często właśnie tak toczy się jego życie. Z partnerką ma wiele wspólnych
zainteresowań, wymieniają się doświadczeniami z okresu międzywojennego, lecz
mogą między nimi powstawać pewne animozje na skutek zamiany sztucznych szczęk,
trzeba bowiem wiedzieć, że Nikki miał pełen garnitur sztucznych zębów już koło
dwudziestki, a ponieważ ma słaby wzrok, nie odróżnia swoich zębów od protezy
partnerki.
- I to już koniec? - spytała Jackie, która leżała na plecach na
trawie i podziwiała gwiazdy. - Sądzę, że każdy chciałby posłuchać trochę
narzekań Sambory.
Od razu kilka głosów zaczęło się przekrzykiwać jaki to wspaniały
pomysł i koniecznie muszę się przed nimi otworzyć.
- Wiecie, co? - rzuciłam. - Ja chyba pójdę sprawdzić, czy Sixx nie
umarł.
- Ha! Widzicie! - wrzasnął nagle Lee. - Ona nigdy nie traci
kontroli! Lubi spożywać alkohol, ale nawet w stanie upojenia trzyma fason i nie
budzi się następnego dnia z dziesięcioma obcymi osobami w łóżku. Podziwiam.
Takiego kontrolowania swoich poczynań po obłożeniu używkami można nauczyć
się... No cóż, tego nie można się nauczyć, to po prostu trzeba umieć.
- Ja już podziękuję. Wystarczająco się nasłuchałam! -
powiedziałam, próbując wstać. Musiałam się nieźle natrudzić, bo kilka par rąk
wystrzeliło w moją stronę i próbowało mnie powstrzymać. O, nie! Ja się nie dam!
I praktycznie musiałam przed nimi zwiewać. Jednak ludzie byli tak pijani, że
przesunięcie tyłka o parę centymetrów graniczyło z istnym zdobyciem Mont
Everestu, a co dopiero wstanie i ściganie przyszłej ofiary. Z butelką w ręku
skierowałam się w stronę wejścia do domu. Z tego, co pamiętałam właśnie tam
udał się Nikki. Weszłam do środka i mimowolnie skierowałam się w stronę kuchni.
Albo tego, co miało nią być. Włączyłam światło i zaczęłam przeglądać stojące
tam butelki, szukając cennego alkoholu. Odwróciłam się, żeby zobaczyć czy coś
zostało w lodówce, gdy o mało nie dostałam zawału! Wrzasnęłam, wypuszczając
trzymaną butelkę i momentalnie nieruchomiejąc. Przez szybę w drzwiach kuchni
zaglądał nie kto inny a Ambruse!
-
Neil! - krzyknęłam bardziej ze strachu niż złości. Wciąż waliło mi serce i nie
mogłam opanować drżenia ciała. Gdy chłopak wszedł do kuchni, otrząsnęłam się i
rzuciłam już spokojniej, ale ciągle nie mogłam wyjść z zaskoczenia:
- Gdzie ty byłeś? Myśleliśmy, że się zgubiłeś! Jak się tu dostałeś?
- A, bo ja wiem! - rzucił głośno chłopak, wymachując mi przed
nosem dwoma butelkami wódki. - Idę ja sobie proszę ciebie za wami, a tu nagle normalnie SRU! Walnęło jak z kolektora! Coś mnie pociągnęło w krzaki, chwilę tam
połaziłem i co? I jestem!
Oj, tak. Ambruse był z siebie niezmiernie dumny. Jednak widać było, że nie miał jeszcze dosyć. Spytał tylko czy mam jeszcze trochę alkoholu, a gdy wskazałam mu piękny zastęp żołnierzy w lodówce, myślałam, że rozpłacze się jak małe dziecko. Wyciągnął dwie butelki - jedną czystej, drugą bodajże whiskey, po czym spojrzał na mnie i spytał:
- To, co? Gdzie teraz?
W tej samej chwili do kuchni wpadł na kozaka Sixx.
- My się chyba nie znamy. Nikki jestem - rzucił, mierząc od góry do dołu Neila. Zrobił tak chyba z pięć razy, zanim podał Ambruse'owi rękę. - Rozumiem, że nie wracamy do tych pojebów. Idziemy do mnie. Wyłammy się! - wydarł się tak głośno i tak nagle, że myślałam, że ogłuchnę. Przez dobrą chwilę głośno mi piszczało w prawym uchu.
- Tak! Niech zapanuje anarchia! - zawtórował mu Neil, po czym obaj wzięli mnie między siebie i dosłownie wynieśli z kuchni. Nie piliśmy jednak długo, gdy okazało się, że Mars dostał drgawek od tego swojego dzikiego tańca do gregoriańskiej muzyki i trzeba go było zawieźć do szpitala. Jackie zasnęła, więc zdecydowaliśmy, że zostanie z nią Neil, a reszta pojedzie. W samochodzie Motley'ów nie było siedzeń, więc ktoś wpadł na pomysł, żeby wsadzić do środka kanapę. Lee razem ze Slashem wynieśli sofę na zewnątrz, jednak gdy chcieli wepchnąć ją do auta, Tommy zawołał:
- Hudson! Tu jest jakiś pasażer na gapę! Chodź! Zrzucimy go na trawę!
- Ok!
Jak się okazało następnego dnia, gdy wróciliśmy ze szpitala razem z Mickiem, Lee, Nikkim i Slashem tym maruderem był nie kto inny a Duff. Wszyscy o nim zapomnieli. O dziewiątej rano wciąż leżał tam gdzie wyrzucili go w nocy Tommy z Hudsonem. Spał jak gdyby nigdy nic na trawie metr od chodnika, a zaskoczeni przechodnie mijali go szybki krokiem z niesmakiem na twarzach. Jednak nic poważniejszego od kaca mu nie groziło. Tak samo zresztą jak Marsowi. Doktor powiedział, że Mick musiał wstrzyknąć sobie w nogi zastrzyk zwiotczający mięśnie, co nam wyglądało jakby dostał padaczki. Przez całą drogę powrotną nikt się do niego nie odzywał.
Mimowolnie uśmiechnęłam się pod nosem na te wspomnienia. Przespałam niecałe cztery godziny w szpitalu, pojechałam do Hellhouse, przebrałam się i zaraz pędziłam do Natalii. Której nie było. Zerknęłam jeszcze raz na drzwi. Trudno. Co mi szkodzi jeszcze raz zapukać? Najwyżej jej nie będzie. Stanęłam przed wejściem i już chciałam zapukać, gdy drzwi gwałtownie się otworzyły i wypadł z nich Axl. Chyba nawet mnie nie zauważył, bo wyminął mnie z prędkością pioruna i zniknął gdzieś na ulicy. Stałam przed dobrą chwilę jak wryta, gdy w miejsce Rose'a pojawiła się Konopka. Wyglądała na zdenerwowaną. I to jak! Buchała od niej żądza krwi. Nawet nie zdążyłam się uśmiechnąć, gdy burknęła, obrzuciwszy mnie wrogim spojrzeniem:
- Spóźniłaś się!
- Wybacz - bąknęłam, uśmiechając się lekko, żeby rozładować atmosferę. - Byłam tutaj punktualnie, ale nie otwierałaś, więc...
- A więc to tak! Więc to wszystko moja wina? Zawsze się mylę, tak?! - krzyknęła i nim odpowiedziałam, zatrzasnęła mi drzwi przed nosem, zostawiając mnie zdezorientowaną i kompletnie zbitą z tropu. Jeszcze minęło jakieś dziesięć minut zanim otrząsnęłam się z tego dziwnego szoku i wróciła mi władza w kończynach. Spojrzałam na bukiet polnych kwiatów, które trzymałam w dłoniach. Zostawiłam je przed drzwiami, odwróciłam się i odeszłam, nie oglądając się za siebie.