niedziela, 21 września 2014

..::36::.. część II

Perry... Perry co:
Masz, Parlay. Czytaj xD i komentuj na bieżąco.
To nawet nie jest połowa...
Wgl Perry zaczyna spamić artem!
Pzdr dla wszystkich Czytających ten shit!


Zamknąłem oczy i po chwili wstałem. Było tak ciemno, że nie widziałem nawet swoich włosów opadających na twarz. Wymacałem spodnie na podłodze i tak samo wciągnąłem je na tyłek. Zapiąłem i od razu wyciągnąłem się, żeby usłyszeć jak mój kręgosłup chrupie.

- Ej, Mandy - szepnąłem w stronę łóżka. - Śpisz?

Nic. Nawet najmniejszej reakcji. W sumie większość lasek uderzała w kimono po takim zabójczym seksie. Tak. McKagan, master dogłębnych doznań. Nie, żebym się chwalił czy coś, ale sto procent zadowolonych użytkowniczek chyba o czymś świadczyło. I z tym się nie dyskutuje! Wziąłem jakąś koszulkę z poprzedniego dnia, powąchałem, nie capiła, więc ubrałem. Na to narzuciłem moją skórę, bo katana gdzieś się zawieruszyła i wyszedłem na zewnątrz. Późna wyprawa po najważniejszy płyn mojego życia była najlepszym pomysłem na spędzenie reszty nocy. Spojrzałem na słabo oświetlony chodnik. Leżała tam pusta puszka po miejscowym piwie. Leżała mi na drodze, więc lekko kopnąłem ją w stronę śmietnika. W sumie ta cała ekspedycja po wódkę za chwilę miała dobiec końca, bo nasz osiedlowy sklep monopolowy znajdował się tuż za rogiem. Zacząłem wymieniać w głowie znajomych. Najbliżej mnie mieszkał Axl z Natalią. Ale laska była w ciąży i na pewno dostałbym zjeby od Rose'a, gdybym się pokazał tam o tej godzinie. Albo co gorzej Konopka by mnie zabiła. Więc odpada. Definitywnie. Potem był Adler. Jego nie było w mieście. Super. Naprawdę przegenialnie! Izzy? Kurwa! Nie wiedziałem, gdzie mieszka Stradlin! Miał swoją dziewczynę, więc pewnie rezydował u niej, ale za cholerę nie miałem pojęcia, w którym miejscu. Zajebiszczacko... A więc został Hudson. Ten cwel na pewno nie spał. Zatrzymałem się. W sumie nie był to taki najgorszy pomysł. Razem z moją wódką, jego whiskey i czerwonymi malborasami na pewno świetnie byśmy się bawili. Wyszczerzyłem się.

Po pięciu minutach trzymałem już butelkę czystej w spodniach. Wetknąłem ją sobie za pazuchę z tyłu. Czułem się prawie jak gliniarz z glockiem na dupie. Z nieznikającym bananem na ryju, wszedłem w światło ulicznej latarni i od razu przyspieszyłem, słysząc stukot obcasów za plecami. Nie miałem ochoty na żadne nocne spotkania. Nie bałem się. Nie miałem czego, ale po prostu nie chciałem z nikim rozmawiać ani nikogo widzieć. Liczyła się tylko popijawa ze Slashem. 




- Hej, przystojniaku! Zaczekaj!

Udałem, że nie słyszę melodyjnego głosiku, którego właścicielka na pewno nie była za trzeźwa. Przyspieszyłem, wbijając dłonie w kieszenie skóry.

- Ej, no gdzie uciekasz?! – zawołała dziewczyna, łapiąc mnie za prawą rękę. Chcąc nie chcąc, zwolniłem i spojrzałem na nią. Czerwone usta, różowe policzki i jakieś futro zarzucone na mini. Westchnąłem zażenowany. Te dziwki to już nie mają jak zwracać na siebie uwagi, pomyślałem, wyjątkowo żałując, że dałem się złapać. Obraz libacji był mi tak drogi...

- Daj spokój, Claire – mruknął, wyswobadzając się z uścisku. – Od dwóch lat okupujesz tę ulicę i nikt prócz tirowców nie pragnie poznawać się z twoimi mendami.

Dziewczyna o dziwo nie obraziła się, tylko zachichotała. Wydało mi się to potwornie niesmaczne i wyuczone. Zupełnie jakbym powiedział coś zabawnego. Uśmiechnąłem się krzywo.

- Na razie – rzuciłem, pragnąc pozbyć się tej przylepy. I dodałem:

- Uważaj na siebie.

Wiedziałem, co dziewczynom w jej wieku mogą zrobić faceci. Sam niedawno pobiłem się z jakimś zboczonym trzydziestolatkiem, który napastował od jakiegoś czasu naszą sąsiadkę. Instynktownie dotknąłem lewego policzka. Choć już nic nie czułem, wiedziałem, że zielone limo wciąż tam jest. Odwróciłem się i nasłuchiwałem tylko czy jeszcze za mną idzie, ale nic nie słyszałem. Odetchnąłem z ulgą. Wyciągałem nogi, by jak najszybciej zniknąć za zakrętem. Minąłem pocztę na rogu, gdy usłyszałem za sobą głos jakiegoś faceta. Mimowolnie odwróciłem głowę i zobaczyłem Claire jak wsiadała do jakiegoś pickupa. Nie szanowałem tej dziewczyny. Jednak zrobiło mi się jej żal. Dla dziewczyn takich jak Claire nie było przyszłości. Jedyne co mogły to wyjechać do dużego miasta i zatrudnić się w jakimś większym burdelu.

Machnąłem głową, odrzucając przydługą grzywkę i wszedłem w ulicę Roosvelta.

***

Nie wiem, ile trwała nasza podróż do Scream, ale nie minęło wiele czasu, gdy staliśmy niecałe dwadzieścia metrów od wejścia. W sumie nie wiedziałam, czemu się zatrzymaliśmy, ale po chwili zorientowałam się, co było powodem.

- Kurwa. Nowi bramkarze... Nie mamy kasy na wejście, a chłopaków nie wpuszczą ci faceci - rzuciłam nie wiadomo po jaką cholerę, wskazując barczystych koksów na bramce.

- Nie jest tak źle - mruknęła Jackie, puszczając mi porozumiewawczo oczko. Uśmiechnęłam się do niej szeroko.

- Chodź zabajerujemy ich i wejdziemy za friko.

- Już to widzę jak my ich bajerujemy, ale ok.


- Trudno. Od czego masz cycki i tyłek, he? - Zmierzyłam ją od góry do dołu, po czym Jackie podskoczyła jak bokser przed walką i dodała:

- Może nam się poszczęści i będą pedałami. Na pedałów to ja działam dobrze.

I zostawiłyśmy chłopaków, idąc w stronę bramkarzy. Wcielałyśmy nasz plan w życie. W pewnym momencie Jackie krzyknęła i przewróciła się tuż przed wejściem:

- Ała! Cholera!

Podbiegłam do niej, udając zatroskanie i mrugając nieznacznie do Parlay. Ta zaczęła krzyczeć jeszcze głośniej, aż jeden z abeesów nie podszedł i nie spytał czy coś się stało. Jackie z powodzeniem ciągnęła akcję pod tytułem 'Kalectwo',

- Nie, nic ważnego, ale właśnie coś mi się stało w kostkę. Tak. Niezdara ze mnie. Nie. Szpital za daleko. Macie w środku apteczkę? Bo widzi pan - moja koleżanka to studentka położnictwa i zna się na ranach. Ale my musimy tam wejść! Dziękuję bardzo!

- Tylko w środku jest czasami niebezpiecznie - burknął ochroniarz, patrząc na nas dwie jakbyśmy były porcelanowymi laleczkami. Jackie od razu zaprzeczyła:

- Ale my sobie poradzimy w środku!

Wydawało mi się to idealną okazją, żeby wepchnąć w to wszystko jeszcze Slasha i Neila. Nawet jeśli my dwie tam wejdziemy, oni będą dopiero za dwie godziny jeśli skombinują jakąś kasę. Nie miałam zamiaru tyle czekać i pozwalać, żeby nasi przedstawiciele płci brzydkiej marzli na zewnątrz, kiedy my będziemy się świetnie bawić w Scream.

- No ale jak już pan o tym wspomniał, to może udałoby mi się wprowadzić moich przyjaciół - powiedziałam, poprawiając włosy i wskazując Slasha i Ambruse'a. - O tamtych dwóch. To geje. Jeden jest głuchy, a ten czarny to niemowa.

- Jak chcecie. Ja nic o tym nie wiem - powiedział koks. Nie wierzyłam, że facet nabrał się tak tępawy i absurdalnie przewidywalny plan! A jednak to trzeba być debilem, żeby dać się na coś takiego nabrać. Nasze szczęście! Zostawiłam na chwilę umierającą Jackie z bramkarzem i podbiegłam do naszych mężczyzn. Po krótce objaśniłam, co jest grane, po czym złapałam obu za ręce i rzuciłam:

- Chodźcie, chłopaki! Wpieeeerdalamy na imprezę!


Pomogliśmy wstać Parlay, po czym weszliśmy do środka wcześniej wyposażeni w wejściówki dane przez ochroniarza i od razu skierowaliśmy się w stronę naszego stolika. Slash poszedł z Jackie na plecach z przodu, a my z Ambrusem zostaliśmy w tyle. Wejściówki wyglądały jak małe flagi. Dostaliśmy tylko trzy, więc zgodziłam się być osobą bez. Już i tak byliśmy w środku, więc po co była mi ta gówniana przypinka? Ale Neil od razu musiał dorzucić swoje trzy grosze z miną niegrzecznego chłopca.

- Mam wejściówkę. A ty nie - śpiewał jak zwycięzca. Śmiał się ze mnie jakbym była jakaś gorsza. Bardzo chciałam mu odpowiedzieć coś niemiłego, żeby zmyć mu z twarzy ten głupawy uśmieszek, od którego licealistki dostawały orgazmu.

- Wiesz... To wcale nie było zabawne, Ambruse - rzuciłam, patrząc na niego wrogo. Jednak tak mnie rozczuliła ta jego mina, że nie mogłam tak długo wytrzymać. Odwróciłam głowę i parsknęłam śmiechem pod nosem.

- Ha ha, kochanie! Mam cię! - krzyknął z radością sześciolatka, a ja się poddałam, bo Slash darł mordę z loży i kiwał w naszą stronę. W klubie było pełno ludzi, więc żeby się nie zgubić Neil złapał mnie za rękę i zaczął przepychać się w stronę schodów, ciągnąc mnie za sobą. Gdy w końcu doszliśmy do reszty okazało się, że jakaś gówniarzeria okupywała nasze miejsca.

- Chodźcie. Jakieś dziadostwo zajęło nasz stolik - mruknęła Parlay, mierząc błogo nieświadomych ludzi swoim zabójczym wzrokiem. - Slash, Neil róbcie, co do was należy! - rozkazała.

Po chwili siedzieliśmy już wygodnie na półokrągłej kanapie dokładnie w takim samym układzie jak za pierwszym razem - Slash, ja, Jackie i Neil. Obie z Parlay zdjęłyśmy kurtki, a Hudson objął mnie ramieniem. Gdy musnął palcami moją szyję, drgnęłam. Nie było to spowodowane tylko jego dotykiem. Nagle w tym momencie przypomniała mi się Natalia. W trakcie ostatniej trasy nie odstępowałam jej na krok, a nie było to łatwe. Zmieniała nastroje jak burza, wymiotowała jeszcze częściej niż zapijaczeni Gunsi i latała po sklepach z ubrankami dla maluchów. Oczywiście nic nie kupowała, ale mogła oglądać te małe ubranka cały dzień. Gotowałam jej jak tylko była okazja, a Konopka zjadała podwójne porcje i czasami krzyczała o więcej. Uśmiechnęłam się pod nosem. Jutro miałyśmy spędzić znowu cały dzień razem. Cieszyłam się, że ją zobaczę. W końcu nie widziałyśmy się od powrotu do Los Angeles, czyli od wczoraj rana. A dla naszej dwójki to było już poważne rozstanie grożące rozpadem małżeństwa. Obiecałyśmy sobie, że już nigdy się nie rozstaniemy. Słodko, ale to był najważniejszy związek w moim życiu. Natalia stała nawet przed Duffem. Kiedy jeszcze byliśmy razem. Duff... Mieliśmy etap 'najlepszych przyjaciół'. Naprawdę chciałam, żeby w to wierzyć! Czasem myślałam nad tym całymi nocami. Dobrze nam się rozmawiało i zgodziliśmy się, że zaczynamy od nowa...

- Dobra! To, co zamawiamy? - szturchnęła mnie Jackie, wyrywając z zamyślenia.

- Hm? - mruknęłam, patrząc na nią nieobecnie. Ta pokręciła głową, dała buziaka w policzek i powtórzyła pytanie.

- A ile mamy kasy? - dołączył się Ambruse.

- No i jeszcze można poczekać na Izzy'ego. - Slash pochylił się w naszą stronę.

- Czekaj, czekaj. Niecałe trzy dolary? - bąknęłam, wyciągając pieniądze na stolik i szybko przeliczając.

- Chwila, może mam jakiś hajs w kieszeniach. Kurwa. Coś mam! Czekajcie. No to mamy niecałe cztery dolary w sumie.

- Później będziemy się o kasę martwić. Idzie kelnerka - rzucił Slash i przybili sobie głośno nad stołem z Neilem piątki. Faceci... Anorektycznie wyglądająca blondynka podeszła z grymasem na twarzy i spytała, co bierzemy.

- To jak? Slash - whiskey? Ambruse? Ja poproszę wódkę, a dla ciebie Sambora? Sambora! Zaćpałaś?!

Dopiero po chwili zorientowałam się, że Jackie coś do mnie mówiła.

- Nie? Dlaczego? Ja też poproszę wódkę - rzuciłam i niemal momentalnie spuściłam wzrok. Bawiłam się długim naszyjnikiem w kształcie pistoletu, który dostałam od Stevena i Izzy'ego z okazji dwudziestych urodzin.

- Tylko wiecie, że to było w marcu, a teraz mamy październik - powiedziałam, stojąc przed nimi z fikuśnie zapakowanym prezentem.

- No to czeka nas zaległa impreza! - wrzasnął Adler, a Izzy tylko uśmiechnął się tajemniczo. Instynktownie rozejrzałam się po Scream, szukając mojego czarnego milczącego dealera. Niestety wszędzie było tyle ludzi, że nie ogarniałam nawet najbliższych stolików. Blondynka z krzywym wyrazem twarzy odebrała zamówienie i poszła.

- Dzięki! Bez łaski! - wrzasnął za nią oburzony Slash. - Kurwa co chwila zmieniają kelnerki! Widzieliście to?! Sztywna jakaś.

- No, fakt - dorzuciłam, nie za bardzo wiedząc po cholerę w ogóle się odzywałam. Chyba gadałam tylko po to, żeby nie wyjść na jakiegoś nerda. - Ostatnio była tu Kate i z nią dało się więcej załatwić. Zawsze przynosiła coś ekstra. Od czasu jak Slash ją zaliczył.

Hudson odchrząknął, Jackie udawała, że podziwia sufit, a Ambruse jako jedyny potwierdził moje słowa:

- Pewnie dlatego jej nie ma. Za dużo z niej wyciągaliśmy.

Nagle zobaczyłam cudem kogoś w tłumie i podskoczyłam.

- AAAA! Zobaczcie, kto idzie! - wydarłam się i dosłownie przeskoczyłam przez nogi Slasha. O mało, co nie wywaliłam się na podłogę, ale zachowałam równowagę i popędziłam na dół. - Zaraz wracam! - rzuciłam przez ramię, niknąc w tłumie. Nie ruszaj się!, krzyczałam w myślach, taranując wszystkich na drodze. 

***

- Te, a ta kogo znowu wypatrzyła? - spytałam, odprowadzając wzrokiem Samborę. Laska była nieźle popierdolona. Gdy spotkałyśmy się po raz pierwszy myślałam, że mnie zajebie. Ale potem uratowała mi tyłek jak spierdalałam przed policją. Śpiewanie hymnu o piątej nad ranem na schodach do posterunku policji nie był jednak takim genialnym pomysłem. Po pijackiej burdzie w Roxy, gdzie wpadłam jakiejś lasce na głowę, przechodząc górą między stolikami i o mało nie zostałam zajebana przez jakiegoś rudzielca, musiałam spieprzać przed właścicielem tego lokalu. No i zatrzymałam się dopiero przed posterunkiem policji. Od razu obudziły się we mnie patriotyczne uczucia, stąd pomysł z hymnem. Jednak nie przewidziałam tego, że trochę poprzekręcane słowa tak rozzłoszczą funkcjonariuszy.


 Gdy biegłam już prawie dwadzieścia minut, a psy siedziały mi na ogonie, obok zatrzymał się jakiś biały stary samochód, a ze środka wyglądała pannica, której o mało nie zgniotłam głowy. Wszędzie bym ją poznała. Ciemne włosy, czerwone usta i skóra były w tym mieście wszędzie, ale spojrzenie było jedyne w swoim rodzaju. Dosłownie hipnotyzowała. Gapiłam się na nią przez dłuższą chwilę, ale nie zwolniłam. Nie miałam zamiaru znowu spędzać nocy pod kluczem! Laska puściła kierownice i wolno jechała obok mnie. Wystawiła obie ręce na zewnątrz i mruknęła matowym, lekko zachrypniętym głosem:

- Może wsiądziesz?

Wyglądała na zabójczynię. Miałam wybierać między grubą, zboczoną psiarnią albo nieznajomą morderczynią z zajebistym wózkiem. Raz się żyje, Parlay! Przeskoczyłam przez maskę i wsiadłam po drugiej stronie tego cudeńka. Nawet jakby miała mnie gdzieś wywieźć i zajebać siekierą, chwila w tym aucie uczyniłaby mnie spełnioną. Jeśli umierać, to tylko tutaj! Dziewczyna puściła na całą parę Born To Be Wild, przycisnęła gaz do dechy i wyciągnęła paczkę papierosów. Naprawdę przeleciało mi przez myśl, że to jakiś kurwa szpieg i zostałam wciągnięta w międzynarodową tajną operację, zagrażającą całemu światu! Wyjęła zębami malboro, rzuciła mi resztę na kolana, odpaliła, a potem zmieniła bieg. Nawet nie zwolniła, gdy wyjechała na główną ulicę.


- Kurwa! - wrzasnęłam, przeciągając 'u' niemiłosiernie długo. Dopiero gdy jako tako się uspokoiłam, laska wskazała mi fajki i rzuciła:

- Częstuj się. 

A co jak były jakieś zatrute czy coś w tym guście? Parlay, ogarnij dupę! To tylko fajki. Jednak przypomniałam sobie, że mam swoje. Różowe. Kiedyś siedziałam w kiblu i z nudów oglądałam tę paczkę. Oto co z niej wyczytałam 'Niezależnie od płci czy orientacji seksualnej, niezależnie, czy miejscem zamieszkania jest Paryż, Amsterdam czy Barcelona nasz papieros jest międzynarodową przyjemnością, więc BE DIFFERENT BE PINK.' Fakt. Moje różowe włosy powodowały, że ludzie postrzegali mnie jako jakieś dziwadło. Nawet własna babcia nazwała wnuczkę odmieńcem. Zajebiście, babciu. Byle tak dalej! 

- Nie, dzięki - odpowiedziałam cicho. Taki miałam głos. Zupełne przeciwieństwo mojego kierowcy. Czułam się przy niej jak dziewczynka, ale szybko pozbyłam się tego uczucia. Była starsza, miała większe cycki i miała zajebiste auto, które prowadziła jak rajdowiec. Nie dziwne kurwa, że poczułam się przez moment jak dzieciuch. I uświadomiłam sobie, że nie mam prawa jazdy... - Mam swoje.

- Chyba już ich nie ma - powiedziała laska, patrząc w lusterko. No, tak. Mówiła o gliniarzach. Właśnie, Parlay! Gdzie twoja kultura?! Powinnaś podziękować, a nie papieroski jarasz! - Nieźle ich wkurwiłaś skoro gonili cię samochodem - dodała, odgarniając włosy. Zajebiste włosy trzeba dodać.

- Chciałam ci podziękować. Gdyby nie ty, znowu siedziałabym tam dwa dni - powiedziałam, patrząc na jej profil. - Dodałam parę niecenzuralnych słów do hymnu i od razu pościg urządzili.

- No, proszę. Wiozę recydywistkę. - Dało się słyszeć w jej głosie nutę rozbawienia. W sumie nie była już taka groźna.

- No i sorka za to w klubie... - dodałam, patrząc na nią z rezerwą. Jakby co, trzeba będzie wyskakiwać z samochodu! Ale nie musiałam robić takich niebezpiecznych manewrów, bo laska się roześmiała. Miała. Zajebisty. Śmiech. 



- Nie takie rzeczy się przeżywało, bejbs! - rzuciła wesoło, patrząc na mnie swoimi niebieskimi oczętami. Nie miałam wyboru jak też się uśmiechnąć. Zrobiłam to tak nieporadnie, że wyglądałam jakbym się wstydziła. Jednak babka nic nie powiedziała, tylko skręciła parę razy i wjechała jak gdyby nigdy nic na plażę! Gdy tylko zatrzymała samochód, a piasek zazgrzytał pod kołami, wyskoczyłam z auta i pobiegłam podziwiać ocean o poranku. Było już jasno, a poranne ptaszki i lunatycy wybywali na ulicę, by zdążyć do roboty albo wyjść na spacer z wiecznie ujadającym psem. I spędziłam cudowne przedpołudnie z moją niedoszłą ofiarą stratowania. Dowiedziałam się tryliona niesamowitych rzeczy! Laska znała osobiście Mötley Crüe, The Cult, była w prawie całej Europie, jeździła z bandą jakichś obszarpańców razem z najlepszą przyjaciółką, a po zakończeniu trasy z Sixxem i resztą, wybierali się jako support dla Coopera! Guns N' Roses... Tak nazywała się ta ekipa remontowa. Chuj nie wiedziałam, o co chodzi, ale miałam zamiar się dowiedzieć. Może Neil, mój wieczny współlokator, orientował się w temacie. Dziewczyna nie mogła siedzieć ze mną w nieskończoność, bo jej przyjaciółka była w ciąży i musiała się nią zajmować, bo podobno nieźle panikowała.

- Zabrałam ją z trasy i wróciłyśmy na tydzień do domu, zrobić sobie przerwę. Nawet nie wyobrażasz sobie jak te koncerty czasem chujowo męczą - powiedziała, rysując placem po piasku. Nie! No, kurwa nie wyobrażałam! Codziennie koncerty... Spełnienie marzeń. Jeszcze takich gwiazd! Obowiązkowo musiałam ją obmacać. W końcu miała na sobie DNA bogów! 

Gdy laska odwoziła mnie do domu, wiedziałam tylko jedną rzecz - nie mogłam zaprzepaścić tej znajomości.


Teraz patrzyłam na tę samą dziewczynę niesioną na plecach przez Izzy'ego.

- Ahoj, madafaka! Mroczny gitarzysta przybył! - krzyknęła, machając rękoma na prawo i lewo. Stradlin podszedł z nią do stolika, przywitał się ze wszystkimi, po czym puścił nogi Sambory, żeby ta mogła zejść. Jak pierwszy raz zobaczyłam Gunsów w całej okazałości, byłam pewna, że Izzy był chłopakiem Sambory. Tak samo mroczny i hipnotyzujący. Na ich dwójkę mogłabym się patrzeć cały dzień i nie miałabym dosyć. Dlatego rozczuliłam się, kiedy dowiedziałam się, że są najlepszymi przyjaciółmi. Z Adlerem tworzyli specyficzny trójkącik. Jednak, gdy widziałam Samborę i Stradlina razem byłam wniebowzięta. 

- Masz hajs, Izzy? - Moje gapienie się w tę dwójkę jak w ołtarz zostało brutalnie przerwane przez Slasha. 

- Mogę wam odpalić dolara - mruknął czarny, siadając zaraz obok Sambory. Musiałam się przesunąć, żeby zrobić im miejsce. A już miałam ugrzane, goddammit! - Ej, Ang. A ta katana nie jest McKagana?

- Hę? Co ty gadasz, Izzy? - Sambora popatrzyła po sobie szybko. Powąchała katanę, po czym wzruszyła ramionami i przytuliła się do Slasha. - Ale jakiś większy problem? Mam oddać? - spytała, patrząc na Stradlina. Ten nie odpowiedział, tylko wyciągnął zza pazuchy papieroski i podał je dziewczynie. Jak Slash też chciał skorzystać, Izzy obrzucił go wzrokiem wyrażającym więcej niż milion słów i mruknął:

- Chyba cię pojebało, dziewczynko.

- Długo kurwa mam czekać na to whiskey?! - oburzył się Hudson, a wszyscy mu zawtórowali.

- Trza się nachlać! - dorzuciłam, a Izzy rzucił mi takie spojrzenie, od którego chciałam się schować za parawanem. Mimo, że wielbiłam ich z Samborą, ten koleś mnie przerażał. Nie w sensie, że się bałam, ale gdy przychodził od razu dało się wyczuć jakąś bijącą od niego aurę tajemniczej zajebistości. Wymieniłam z nim może dwa słowa, które w sumie były moim monologiem. Ta... Izzy nie był rozmownym facetem i wydawało mi się, że ma mnie za jakąś gówniarę. 'Jestem starszy, ty młodsza. Nie gadam z tobą.' - coś w ten deseń. No, ale nie potrzebowałam jego dozgonnej miłości do szczęścia.

- Idę kurwa po tę wódkę - rzuciła Sambora, podnosząc się z Hudsona i chcąc wyminąć Stradlina. Ten szybko wstał, oznajmiając, że będzie towarzyszył naszej czarnulce. 

- Przynieście mi też - poprosiłam, zwracając się oczywiście do niej. 

- Przyniosę. - Uśmiechnęła się, po czym zniknęła w tłumie ponownie tym razem ciągnięta przez Izzy'ego. Powtarzam się, ale muszę powiedzieć, że wyglądali razem zajebiście. Instynktownie spojrzałam kątem oka na Neila, który już bajerował dziewczyny ze stolika obok. Też mi przyjaciel, pomyślałam i przysunęłam się do Slasha.

- Co tam? - spytałam, opierając brodę na dłoniach. - Jak sprawy z Samborą?

Slash rzucił mi najpierw długie spojrzenie albo tak mi się wydawało. Nic nie widziałam przez te włosy! Jednak po pewnym czasie usłyszałam:

- A jak ma być? Jesteśmy ze sobą, razem mieszkamy, czasem się pieprzymy. 

- Ale tylko to?

- Wiesz jak to jest widywać swoją dziewczynę z najlepszym przyjacielem? 

Nie zdążyłam odpowiedzieć, bo oto wróciło moich dwóch maruderów z alkoholem. W sumie to chyba dobrze, że ta krótka rozmowa została przerwana. Slash się otworzył lub chciał to zrobić, a ja nie byłam najlepsza w te klocki. I kogo on w ogóle miał na myśli? Stradlina? Chyba nie sądził, że Samborę łączyło z tym ćpunem coś więcej niż przyjaźń? W dodatku Izzy miał dziewczynę. I z tego, co wiedziałam, traktował ją bardzo poważnie. To może chodziło o Duffa... Jednak blondas był tak zapatrzony w swoją żonę, a Sambora w Slasha, że było to niemożliwe. Chyba, że chodziło o jeszcze coś innego...

- Hej, ludzie! Wódka w końcu przyszła. - Agata z uśmiechem na ustach postawiła wszystko na stole. Rozstawiła przed nami szklaneczusie i otworzyła wódkę. Bez pytania, czy ktoś chce coś innego, rozlała alkohol, nie zważając na to, że część się powylewała. 

Slash złapał ją w talii i przyciągnął do siebie, wtulając twarz w płaski brzuch dziewczyny. Ta wplotła lewą dłoń w jego włosy, a w drugiej ciągle trzymała butelkę czystej. Było to naprawdę rozczulające. Aż poczułam dziwne ukłucie w środku. Normalnie chciałam wepchnąć się między nich i poczuć trochę tej miłości. Ukraść ją i nigdy nie oddać. 

- Dostaliśmy ją za połowę ceny przynajmniej? - Ambruse w końcu oderwał się od laski z sąsiedniego stolika i wrócił do naszej rzeczywistości. 

- No, nie, bo chuj barman jest nowy! Wszyscy nowi kurwa! - burknął Izzy, odgarniając dłońmi włosy z twarzy. Muszę przyznać. To było przewspaniale seksowne. Przez głowę przeleciał mi pierwszy koncert Gunsów, na którym byłam. Mimo, iż na scenie praktycznie nie było słychać, co Stradlin gra, ten mroczny gitarzysta zdobył większą sławę niż reszta zespołu. Gdy jako tako go poznałam, dowiedziałam się, że dziennie wypalał więcej papierosów niż przeciętny palacz przez trzy lata. Miał zawsze kupę kasy, ale nie wiedział, co z nią robić. Często używał banknotów jako fifek do skrętów. I pewnie w większości to on był naszym sponsorem dzisiejszego chlańska. Za cztery dolary byśmy raczej tyle nie kupili... Wypiliśmy trzy kolejki i wódka się skończyła. Jako, że ze mnie drobna osóbka, alkohol szybko uderzył mi do głowy i mruknęłam nieco poirytowana:

- Jestem zła w chuj. Potrzebuję dobrego ruchania.

- Ej, co kurwa? - rzuciła Agata, o mało nie krztusząc się swoim papierosem. Myślałam, że nie usłyszy. Była zajęta rozmową z Izzym i Slashem, ale jednak się przeliczyłam. - Co jest, Parlay?

- To kurwa! - wyrwało mi się, zanim zdążyłam ugryźć się w język. 

- Co my wszyscy tacy rozpierdoleni? - spytał Neil, patrząc na mnie z ukosa. Rzadko pieprzyłam takie głupoty nawet po pijaku, ale tej nocy musiałam mieć jakiś kryzys. Amruse trącił mnie łokciem, a ja od razu zdzieliłam go w ramię. - Ej! Za co?! - krzyknął bardziej z zaskoczenia niż bólu, ale nie odpowiedziałam. Znałam się z Neilem od zawsze, ale kumplować się zaczęliśmy dopiero w liceum. Początkowo uważałam go za przypaleńca, a on mnie za gówniarę i dziwaczkę. Nasi rodzice byli dobrymi znajomymi i gdy poszłam do liceum, Ambruse dostał nakaz zajmowania się mną z racji tego, że był starszy. Był znany w naszej ciupie głównie za ciągłe kłótnie ze swoją dziewczyną, a także częste wagary. To właśnie na jednych z nich spotkaliśmy się w szkolnym miejscu dla palaczy - za budą. I przekonaliśmy się do siebie. Chociaż był trochę egoistą i lubił manipulować, zawsze chętnie mi pomagał i nie widział problemu, żeby wprowadzić mnie do swojej paczki znajomych, której przewodził. Jeszcze w pierwszym semestrze moi rodzice się rozwiedli. Ojciec wyjechał, a mama zamieszkała z innym facetem. Wtedy Neil zaproponował, żebym zamieszkała u niego. Jak się okazało, mój nowy współlokator grał na gitarze i miał sporą wiedzę o historii rocknrolla i punku. Jednym z największych sekretów Neila był jego starszy brat, Tom uzależniony od dragów. Często przyłaził do naszej nory nagrzany, a Ambruse się nim zajmował. Nie raz robił nam burdy, wyzywał mnie od dziwek, a swojego młodszego braciszka od pedałów. Przyzwyczaiłam się...

- Zróbmy rozpierdol, a potem chodźmy ci kogoś znaleźć - rzuciła Sambora, mrugając do mnie porozumiewawczo. 

- Wy mi znajdziecie menela. Sama sobie poradzę

- Może Sixx się kajś pojawi - dorzucił Neil, uśmiechając się najokropniej na świecie. Doskonale wiedział o mej platonicznej miłości do Nikkiego. - A w dodatku po, co szukasz jak masz tu trzech zajebistych mężczyzn?

- Neil ma rację. Gdzie ty patrzysz jak przy stoliku siedzi taki towar? - spytała Sambora, wskazując Slasha, Izzy'ego i Ambruse'a. Walnęłam głową w stół. Czy oni musieli mnie dobijać? - Gardzisz naszymi chłopcami, Jackie?

Podniosłam lekko głowę, rzucając jej spojrzenie zmarnowanego pijaka. I tak też się czułam, chociaż wypiłam zaskakująco mało, a oni ciągle wlewali w siebie następne kolejki.

- No, co? Lepiej się napij, kochanie.

I wyciągnęła rękę z butelką whiskey w stronę mojej szklanki. Raz dwa była napełniona, a ja gapiłam się w nią jak wół na malowane wrota.

- Ale w sumie to nie jest taki zły pomysł z tym Sixxem... - zaczęła Sambora, a ja od razu się ocknęłam. Co?! Co mówiła? Że Sixx?! Że to nie głupia myśl? Co z tego, że gadała ze Slashem. Musiałam wiedzieć, o co chodzi!

- Dobra. Idę zadzwonić - rzuciła w pewnym momencie, położyła dłoń na udzie Hudsona i wstała. Zadzwonić? Po chuja? Po męską dziwkę na telefon? I że gdzie? Halo?! Sambora! Wracaj! Odpowiedz mi telepatycznie! - Dzwonię po seks. - Uśmiechnęła się do mnie szeroko, a w oczach odbijały się światła klubu. Wytrzeszczyłam na nią gały i rzuciłam do moich męskich towarzyszy:

- Hah. Ej, też chcę mieć własną meską dziwkę! Panowie, może któryś chętny? 

Zostałam obrzucona takimi spojrzeniami jak chyba jeszcze nigdy.

-Ta, pewnie, bo dla mnie tylko pedały i hobbity! A pierdolcie się wszyscy!

- Rozpierdolili telefon, chuje. Spierdalamy? Znajdziemy budkę telefoniczną i przeniesiemy imprezę. Mam numer do Tommy'ego. - Sambora posłała mi porozumiewawcze spojrzenie. Widząc jednak moją minę, dodała:

- A ty co taka zła, Jackie?

Wzruszyłam ramionami, ale na nazwisko Tommy'ego skoczyłam na równe nogi i byłam gotowa do natychmiastowej ewakuacji! Takim to sposobem opuściliśmy Scream. Znaczy tylko nasza czwórka, bo Izzy został pilnować interesów. Jeszcze przed rozstaniem, wymienił z Samborą parę dyskretnych zdań. Byłam cholernie ciekawa, co tam knuli! Jednak nie byłam trzeźwa i mój umysł pracował na trochę innych obrotach. Szczególnie, gdy w myślach skakało mi tylko imię Sixxa.

- Slash, Neil, Sambora! Szukamy telefonu! - rozkazałam, gdy tylko wyszliśmy na ulicę. Właśnie dla takich momentów, trzymałam się blisko czarnulki!

***

A, więc byli w Scream. Napis na ścianie i strzałka z kamieni mówiły same za siebie. Gdy wszedłem do Hellhouse, drąc się, że przybyłem, przypomniałem sobie, że nie tylko Slash tam mieszkał. Agata zupełnie wyleciała mi z głowy. Jednak ani jego ani jej nie było. Już myślałem, że szedłem na próżno, gdy trafiłem na kamienie na środku pokoju. I zawędrowałem, aż tutaj. Jeszcze dwie przecznice i powinienem być. Gdy szedłem sobie ulicą, usłyszałem dziewczęcy głos i znajomy męski śmiech.

- Ech, tu nic nie ma! Hmm. Gdybym byla telefonem, to znajdowałabym się w tamtej uliczce.

- Chodźmy tam!

Zatrzymałem się. Spojrzałem w prawo. Przez boczną uliczkę widziałem jak po drodze równoległej do mojej szły dwie dziewczyny, a za nimi dwóch chłopaków. Chwilę potem już ich nie było. Scream znajdowało się niedaleko, więc całkiem możliwe, że znudzili się i wyszli. Chwilę odczekałem, jednak po chwili pobiegłem boczną uliczką, chcąc dogonić te pary. Gdy dobiegłem do końca, rozejrzałem się w prawo i w lewo. Głosy dochodziły z mojej prawej. Tak jak się spodziewałem, zobaczyłem tam Slasha, Agatę i jeszcze jakąś parę. Te fioletowe włosy na pewno należały do Jackie, a jak była Parlay nie mogło zabraknąć jej chłopaka. Czy tam przyjaciela. 

- Mamy hajs? - Sambora stała przy budce telefonicznej i patrzyła na towarzyszącą jej dziewczynę. Obie grzebały w kieszeniach, szukając pieniędzy. Jeśli mnie wzrok nie mylił, to Sambora miała na sobie moją katanę! A więc tu była moja stara przyjaciółka! Już myślałem, że ją zgubiłem. Odetchnąłem w myślach i gdy dziewczyny szukały drobnych, podszedłem w tym czasie do stojących trochę dalej Slasha i Neila. 

- Siema - rzuciłem, a Slash momentalnie się odwrócił i wyszczerzył. Rozłożył ręce i zawołał:

- Witamy, pana męża!

- Cześć, Duff - rzucił Neil, a ja kiwnąłem mu głową. 

- Co cię tu sprowadza?! - wrzeszczał Hudson, wymachując pustą butelką po Daniel'sie. Do pary wyjąłem już otwartą wódkę i podetknąłem mu ją pod nos.

- To mnie tu sprowadza, stary! - rzuciłem, uśmiechając się i dodatkowo zezując na dziewczyny. Sambora rzuciła mi krótkie spojrzenie spod rzęs, gdy wybierała numer telefoniczny, ale zaraz znowu odwróciła wzrok na cyferki. Jackie stała tyłem i nawet nie zwróciła na mnie uwagi. Ta mała była tak popierdolona, że równie dobrze mogła nic nie usłyszeć. Slash złapał mnie za szyję i przytulił do siebie. Jednak zrobił to tak nagle, że o mało nie wypierdoliłem się na pysk. 

- Kurwa! - rzuciłem, wyswobadzając się z uścisku. Wyprostowałem się, odchrząknąłem i napiłem się wódki. - A one czym się tam zajmują? - mruknąłem, wskazując na dziewczyny i przekazując czystą dalej. 

- Sam posłuchaj - roześmiał się Neil. Kurwa. Kim on był dla Jackie, bo już zapomniałem?! No, nieważne. Podeszliśmy trochę bliżej do budki.

- Jestem tu z kilkoma ludźmi. Yhym. Mam pytanie - jest Sixx? - Agata mówiła do słuchawki, a wszyscy staliśmy i gapiliśmy się na nią jak idioci. Sixx?! Na chuj jej potrzebny ten pedał? - No, jestem przy telefonie. Oczywiście, że się spotkamy! No, ale jest Sixx? Ta. Macie tam jakieś laski? Ambruse Mają u Motley'ów laski!! No, bo są w potrzebie. Daj Sixxa. No jestem. Dzięki, Tommy. Kocham cię! Halo? Sixx? No... To raczej, że ja! Właśnie do was idziemy. Tak. Yhym. No. Dobra. To do zobaczyska.

Z uśmiechem na ustach odłożyła słuchawkę, po czym odwróciła się najpierw do Jackie, a potem do nas. 

- Dobra, ekipa! Wbijamy do Tommy'ego!

Nie mam pojęcia jak dotarliśmy do Motley'ów, ale fakt faktem osiągnęliśmy cel. Po drodze musieliśmy wpaść jeszcze do monopolowego i dokupić dwie wódki, bo moja butelka zeszła raz dwa. Dziewczyny wzięły wino, ale tak to trzymały się zawsze gdzieś z przodu. W sumie nie było to takie całkiem głupie, bo nie trwało długo zanim byliśmy najebani w trzy dupy i nie mogliśmy utrzymać równowagi. Nie wiem jakim sposobem po drodze zgubiliśmy Neila, jednak nie zaprzątałem sobie tym głowy. Najważniejsze, że doczłapałem się do Motley'ów. Gdy tylko znalazłem się w środku, rozepchnąłem wszystkich na boki i rzuciłem się na kanapę byle tylko nie wypierdolić się na ryja. 

- Halo! Kurwa! McKagan! - Usłyszałem oburzony głos Lee, ale miałem go w dupie. Wszystko latało dookoła mnie, a ja starałem się nie zrzygać. Błagam! Tylko się nie obrzygaj! W moje ślady poszedł Slash, siadając obok. Ja pierdolę! Dziękuję za wynalezienie kanapy, ludzkości! Wyjąłem papierosa i trzęsącymi się rękoma próbowałem odpalić zapalniczkę. Za piętnastym razem się udało! Kurwa! W końcu! Zamknąłem oczy, ale po chwili je otworzyłem, gdy poczułem, że ktoś siada jeszcze na kanapie. 

- Siemacie, lachociągi! Ale wyglądacie! 

Zwróciłem głowę na Nikkiego, który jeszcze był w miarę trzeźwy. Czyli dla niego impreza dopiero się rozkręcała. My już porządnie zaczęliśmy. Ten czarny popierdoleniec był jednym z najlepszych ludzi jakich kiedykolwiek spotkałem. Mimo, że jego największą tajemnicą było to, że po zakończeniu koncertu za każdym razem szedł do kościoła, gdzie miał drugą fuchę – występował z zakonnicami w zespole gospel. - Co to za laska? - spytał, wskazując gdzieś kubkiem. Zmrużyłem oczy, by zobaczyć cokolwiek. Widziałem jak Agata witała się z Lee i Vincem. Wokalista oczywiście jak zwykle otoczony był co najmniej dwoma laskami. Nie wiadomo, czy to jego sceniczny image, czy coś innego powodowało, że zwykle nieźle radził sobie w tym swoim zespole. Kiedy stroszył te brudne splątane włosy o odcieniu cebuli i ryczał do mikrofonu, w ludziach zamierały serca i wszyscy czuli się, jakby sam szatan zstąpił na ziemię i dla nich śpiewał, więc oczekiwany efekt zawsze był osiągnięty. Nikt przy tym nie spodziewał się, że szatan i sataniści to największa fobia Vince'a i sam bał się tego, jak wygląda, kiedy chodził ryczeć, dlatego potłukł wszystkie lustra w swoim domu i przeglądał się w klozecie. Zresztą wydawało mu się, że tam wygląda znacznie korzystniej. Mimo, że wyglądał jak niezbyt urodziwa dziewoja, lasek mu nie brakowało. Prócz nich nie było żadnych dziewczyn. No jeszcze Jackie i Sambora, ale one nie doliczały się do własności gospodarzy. 

- Toć to kurwa moja kobieta! I trzymaj chuja przy sobie! - burknął Slash, zwracając swoją zapijaczoną mordę na Sixxa. Ten tylko roześmiał się głośno i rzucił:

- Wy to kurwa napruci już porządnie, widzę. Nie mówię o twojej pannie, tylko o tej drugiej. Tej w fioletowych włosach.

- Chodzi ci o Jackie? Ty, zboku! Ona ma dziewiętnaście lat! 

- I kurwa co z tego? - Sixx nie widział zbytnio problemu w przystawianiu się do dziesięć lat młodszej dziewczyny. Ale też bym w sumie tak zrobił... Żaden z nas nie zdążył cokolwiek powiedzieć, gdy Sixx gwałtownie wstał i poleciał w stronę Sambory, która w najlepsze śmiała się ze zjebanych żartów Tommy'ego. Głowa cholernie mi ciążyła. Nie! Nie zaśniesz tu, pojebie! Jeszcze nie teraz! Dopiero, co przyszedłeś! Nie odlatuj! Nie! Stop! Chuj. Za późno...



5 komentarzy:

  1. Perry kochana...chciałam Ci tu stworzyć jakiś piękny komentarz...ale niestety musiałam czytać rozdział na raty i za nic nie pamiętam co chciałam napisać...xd
    Nie ważnę...podzielę się wrażeniami z drugiej części...a zresztą co tu mówić.. świetnie jak zawsze...znowu nie ogarniam...kurwa ogarnij ilość tych bohaterów albo zrób mi jakąś listę, bo już nie wiem o kim czytam !!!
    Ale fajnie, bo jest Duff, Izzy i Slash...tego mi brakowało...❤❤❤
    ~NieszczęśliwieZakochana...z wahaniami nastrojów

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, ogarnęłam bohaterów. Sprawdź w zakładce 'Bohaterowie', lolu. Warto czasem zajrzeć xD

      Usuń
  2. No zaglądam ale tam nie ma wszystkich !!! chyba XD

    OdpowiedzUsuń
  3. Toż to przygoda w Scream! *.* Jak genialnie jest to czytać! Chociaż brakuje mi Monkey. <3 Przez Nią w sumie spierdalaliśmy ze klubu. I jednak ruchanko z Sixx'em? Przecież to była Twoja prywatna dziwka. XDD Rozdział genialny, kurwa. Znowu wyznaję Ci moją lesbijską miłość. <3 <3 <3 Hahahahaha

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nieco ją dopieściłam ;D Monkey mnie wkurwiała! Przecież pamiętasz zresztą. I jeszcze spierdalałyśmy przed skinem, nie? No, tak. Sixx dziwka na telefon. Perry poleca! Ha, nie przesadzasz zbytnio znowu wyskakując mi z tymi oświadczeniami? ;D

      Usuń