piątek, 19 września 2014

..::36::.. część I

         Perry ogłasza:
Radzę zaznajomić się z zakładką 'Bohaterowie', gdyż zagościła nowa osóbka.


- To, co? Idziemy już? Wyglądasz prześlicznie!

Spojrzałam po sobie. Powoli miałam dosyć czerni i innych depresyjnych kolorów, które o wiele bardziej pasowały Agacie na rzecz jasnych ciuchów. W mojej prześwitującej sukience i białym sweterku wyglądałam jak porządna uczennica, ale podobało mi się to. Zresztą nie myślałam zbytnio o moim stroju w tej chwili. Ani o tym cholernym koncercie. Za parę dni trasa z Mötley Crüe miała się skończyć, ale czułam się jakby nigdy nie miało to nadejść. Do tego ciągle musiałam latać do łązienki.

- Axl. Musimy porozmawiać - rzuciłam, wyrywając mu papierosa z ust i wyrzucając na trawę.

- Ta?

Dobra, Konopka. Spręż się! Krótka piłka!

- Jestem w ciąży. 

Zacisnęłam pięści, czekając na reakcję. Tak bardzo nie wiedziałam, co się stanie, że doprowadzało mnie to do szaleństwa. Proszę! Powiedz coś! Odezwij się! No, błagam cię! Zrób coś! Cokolwiek! Serce waliło mi jak oszalałe. Myślałam, że albo się rozpłaczę albo wybuchnę histerycznym śmiechem. Ta chwila dłużyła się w nieskończoność, a ja zaczęłam się zastanawiać czy Agata przypadkiem nie miała racji. Axl bywał nieprzewidywalny i to w dość błahych sytuacjach. A ta na pewno nie zaliczała się do tej grupy. Kto wie, jak mógł zareagować? Czekałam, a nic się nie działo. Dopiero po chwili zorientowałam się, że to ciągle ta sama chwila. Ile ona może trwać?! Proszę, przestań! 

- Co?! Jak to możliwe?! 

Axl patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami. Wyglądał jakby właśnie dostał z patelni w łeb. 

- Tak to. Przecież się nie zabezpieczaliśmy! - rzuciłam nieco poirytowana jego reakcją. Chyba oczekiwałam jak naiwna idiotka, że zacznie skakać ze szczęścia. Tak, tak. Jasne, skarbie, zabrzmiał w mojej głowie ironiczny głos Sambory. No i się przeliczyłam. Głupia idiotka! Jakbyś go kurwa nie znała! 

- No... No, faktycznie... - wybąkał, ale ciągle był w szoku. Panie i panowie oto wspaniała miłość! Kochamy się, więc nie używamy gumek! Nie będę pokazywała palcem autora tego tekstu! 

- No, ale cieszysz się czy nie? - spytałam już łagodniej. 

- Eee... Nie spodziewałem się... Ja... Kurwa mać! Właśnie zostałem ojcem i co mam do chuja powiedzieć?! - rzucił rudy z nutą wkurwienia w głosie. Nutą, ba! Był to istny wybuch! Spojrzałam na niego zszokowana. Dlaczego coś takiego powiedział? Dlaczego nie mógł być miły? Chociaż teraz? Nie kochał mnie czy nie chciał dziecka? Poczułam jak broda zaczyna mi się trząść, a gardło ściska czyjaś pięść. 

- O nie! Tylko mi się tu teraz kurwa nie rozrycz!

Wybuchłam płaczem. Dlaczego?! Czemu się nie cieszył?! Co zrobiłam nie tak?! Ryczałam, starając się wycierać twarz rękoma, ale tyle leciało tych pierdolonych łez, że nie mogłam ich wszystkich powstrzymać. Po pewnym czasie poczułam jak Axl mnie przytulał.

- No, już przestań - mruknął mi do ucha. Jednak mimo, że jego głos był spokojny, wyczułam, że cały zesztywniał. Tak jakby przytulał mnie manekin. W sumie nie miałam, co się dziwić. Właśnie dowiedział się, że będzie ojcem! Teoretycznie już nim został. Wyswobodziłam się z jego uścisku i miałam zamiar wejść do pokoju, gdy dodał:

- Prędzej czy później trzeba się było tego spodziewać.

Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na niego z lekkim niezrozumieniem. Serio, Axl? Serio?! Proszę, bez takich numerów. Za dobrze cię znam i nie przyjąłbyś tej wiadomości tak lekko.

- Nie musisz udawać, że ci zależy, Axl - mruknęłam obrażonym tonem. Stał na tarasie oparty jak młody bóg na barierce i wydawał się wcale nie przejmować faktem, że jego dziewczyna nosiła od niedawna piłeczkę

- Weź przestań! Chodźmy lepiej już, bo za chwilę powinniśmy być na tej całej arenie - rzucił niby dla rozluźnienia atmosfery. Jednak wcale mnie to nie uspokoiło.

- Nie wezmę i nie przestanę! Jestem w ciąży, a ty masz to w dupie! - krzyknęłam, ale po chwili szybko się opanowałam, wyprostowałam sukienkę i syknęłam:

- Nie jadę.


I weszłam do pokoju hotelowego, zostawiając Rose'a na tarasie. 

***


 - Hej, wszystkim! Sorry za spóźnienie, ale Ambruse jak zwykle szukał soczewek!

- No, zajebiście. Ważne, że w ogóle. Już Slash chciał wzywać gliny i was szukać! - zawołałam, wychylając się z pokoju. Trzask drzwi w tym domu trudno było przegapić. Spojrzałam w tamtą stronę. Zza 'holu' wychylała się nie za wysoka dziewczyna. Była jakieś dziesięć centymetrów niższa, ale nadrabiała to odjechanymi butami na obcasie. Miała lekko potargane jasne pastelowo-fiolet​owe włosy do ramion, które wydawały się prawie różowe. Prócz tych włosów nie miała w sobie nic sztucznego. Jackie spojrzała na mnie i szeroko się uśmiechnęła.

- Kochany Slash. Tak jak kiedyś Duff ze strzelbą przeszukiwał mieszkania ludzi, szukając Stevena. Jest Izzy? - spytała, rozglądając się po naszym wspaniale reprezentatywnym​ wejściu. 

- Nie ma. Ale będzie za jakąś godzinę. Coś z tą Emily musi załatwić - rzuciłam, stojąc na jednej nodze i zawiązując buta. Musiałam wyglądać dość niepełnosprytnie​, ale szybko sobie z tym poradziłam i gotowa wyprostowałam się, idąc w stronę Jackie. - A tymczasem witam! Chodź tu! Dawno cię nie widziałam!

Uścisnęłyśmy się, po czym przeniosłam uwagę na chłopaka za różowowłosą. Przez drzwi wchodził Neil. Ambruse. No, tak. Jego zabraknąć nie mogło. Szczególnie, że mieszkał razem z Jackie. Co z tego że znaliśmy się niecały miesiąc? Zżyliśmy się i wydawało nam się, że znamy się od zawsze. Slash i Neil zresztą zachowywali się tak samo. Wysoki brunet z łobuzerskim uśmieszkiem podszedł z zamiarem przytulenia się. - Nie, Ambruse. Nie ciebie... Ciebie też witam, ale ją chcę przytulić.

Jackie odgarnęła włosy i spytała:

- No hej, Sambora! Kurwa, tęskniłam! Dobra, trza też wymienić uścisk ze Slashem i z jego włosami. Gdzie on jest? A Emily to ta nowa laska Stradlina? Nice. 

- Tak. Slash! - wydarłam się w głąb domu. - Chodź tu! Przyszli!

W odpowiedzi słychać było odgłos spadającego cielska na ziemię i po chwili z drzwi 'salonu' wyłonił się Slash. Właściwie to się wyczołgał, ale podarujmy sobie opisywanie tego wszystkiego. Jednak Jackie w ogóle to nie przeszkadzało tylko doskoczyła do Hudsona i zawołała:

- Slash, pało, hej! Śmierdzisz wódką, hah. W ogóle co tam upadło? Chyba nie ty!

- A nawet nie wiem - wybąkał chłopak i wyszczerzył się do fioletowowłosej.​ Ta odpowiedziała mu tym samym, po czym znowu spojrzała na mnie i z nieodłączną radością w oczach spytała:

- Siedzimy tutaj czy gdzieś wychodzimy?

Wyciągnęłam się, a po chwili usłyszałam ulgonośne kliknięcie kręgosłupa. Slash skrzywił się. 

- W sumie można gdzieś wyjść - mruknęłam, wskazując kciukiem Hudsona. - Siedzimy tu cały dzień, bo ten idiota ma kaca. A Izzy'emu najwyżej zostawię kartkę, że wyszliśmy.

- Izzy jest teraz idealnym przykładem, że laski przeszkadzają, kiedy ma się zespół. On powinien być tu z nami! - oburzył się Slash. Razem z Jackie popatrzyłyśmy po sobie.

- No to my kim jesteśmy? Chyba jakimś innym gatunkiem - powiedziałam, wyciągając z kieszeni papierosy i podając je Parlay. Ta podziękowała, ze stanika wyjęła fajkę i odpaliła zapałkę o zęby.

- No my to my. Coś bardziej w stylu groupies niż lasek - rzuciła Jackie, a papieros o mało, co nie wypadł jej z ust. 

- Adler nas kiedyś nazwał wolontariuszkami​.

- O, uroczy - rozczuliła się fioletowowłosa. - To chodźmy do klubu.

- Napisz mu, że idziemy do Scream - wtrącił się Slash, który razem z Neilem zajmował się jakimiś podejrzanymi biznesami w rogu pokoju.

- Ej! A ma ktoś długopis? - spytałam, a wszyscy spojrzeli na mnie jednoznacznie. Tak, pewnie! Jeszcze ołówek, pióro i kałamarz! Jasne, idiotko! No, dobra. - A ketchup? Na ścianę walnę napis...

- Masłem to zrób - mruknął kompletnie z dupy Hudson. Spojrzałam na niego jak na debila.

- Slash, idioto. Ogarnij. Jakim cudem mam zdobyć masło? I nie. Pięknego napisu bym z masła nie zrobiła. To gdzie ten ketchup?!

- Możemy krwią! - Jackie dorzuciła do puli swój przegenialny pomysł. - Ale masła i tak potrzebujemy. Dom bez masła nie jest domem.

- Niezły pomysł. Ja nie daje swojej - oznajmiłam. - Neil? Może ty? Nie? No, to czekajcie - mruknęłam i zostawiłam ich w środku, wychodząc na dwór. Nie musiałam iść daleko. Wystarczyło, że otworzyłam drzwi, schyliłam się i podniosłam jakiś większy kamień. Ten który wybrałam był ciężki i miał wiele ostrych zakończeń. Idealny. Wróciłam do reszty z miną zdobywcy stanęłam naprzeciwko nich. Szczerząc się jak wafel, oznajmiłam:

- Wyrzeźbię mu kurwa na ścianie napis 'Scream'.

Tak! Agata geniusz! Wszyscy chwilę stali w ciszy jakby powtarzali sobie to, co powiedziałam, aż w końcu Jackie rzuciła:

- Pomysł z krwią lepszy. Ściany umazane HIVem. Ops, sorki Slash. Ciężki temat. - Spojrzała na mnie wymownie, starając się uciec przed wzrokiem Hudsona. Chyba wszyscy słyszeli tę historię ze Slashem spierdalającym przed laską, która dostała okresu, a ten myślał, że to HIV. Parlay chcąc zmienić temat, rzuciła szybko:

- Ja ci pomogę. Tylko znajdę kamień.

I zniknęła za drzwiami. Ja w tym czasie już zaczynałam rzeźbić na ścianie imię Stradlina.

- I... I... Iz... Izzy... - mruczałam pod nosem, kreśląc litery. Nagle usłyszałam zaraz za sobą krzyk podnieconej Jackie:

- Te! Mam marker!

Podskoczyłam przestraszona, ale zaraz odwróciłam się i ze złością rzuciłam:

- Kurwa! Dopiero teraz?!

- Tylko on chyba nie pisze. - Jackie zmarszczyła brwi, zupełnie nie przejmując się moim wybuchem. Tylko patrzyła na ścianę, po której powinien pisać ten jej marker, a nic się nie działo. Wyglądała na zawiedzioną. Wyrzuciła go przez ramię, po czym spojrzała na mnie. - To rzeźb dalej.

- Zajebiście. - Przewróciłam oczami. - Rzeźbię, a co kurwa robię?!

Jackie zmierzyła mnie dość jednoznacznie.

- Ty przecież lubisz sztukę to, co się rzucasz, Sambora - powiedziała i spojrzała na mój twór na ścianie. - Świetnie to zrobiłaś.



- Ja się nie rzucam. Może być? - spytałam, a całe rozdrażnienie momentalnie się ulotniło. Stanęłam obok napisu i podziwiałam moje dzieło. Wyjebane w kosmos litery wyjęte prosto z horroru dla nastolatek układały się w coś takiego 'IZZY  → SCREAM'. Jackie stała obok i przekrzywiła głowę.

- Tylko słabo to widać. Myślisz, że zauważy?

- Czekaj. Dajcie mi tych kamieni. Na ziemi ułóż strzałkę. A ja głębiej wyżłobię litery.

- Okay, to idę po kamienie - rzuciła różowa i wybiegła z domu. Jednak nie minęła sekunda, a już była z powrotem. - Kurwa, Sambora! Tu nic nie ma. Jest szkło. Wyzbierałaś wszystkie kamienie czy co?

- Co? Nie! Ja wcale nie! - zaczęłam się bronić, ale Parlay machnęła ręką i zaczęła się rozglądać.

- To pewnie Slash. W ogóle gdzie on zaś polazł? Ej, Neil. - Dziewczyna szturchnęła bruneta zupełnie jakby był nieprzytomny. - Gdzie Slash?

Ten tylko wzruszył ramionami.

- Slash? Chyba po buty polazł. O. Idzie

Podczas, gdy oni zajmowali się sobą, wzięłam kawałek szkła i zaczęłam poprawiać nim napisy. Tak, żeby nikt się nie przyczepił, że było słabo widać.

- I... 'I' do kurwy nędzy! I... Z... I... Zzy! - Hudson coś mruczał, szturchając mnie w ramię, ale odgoniłam go ruchem ręki, nie patrząc nawet w jego stronę. - Slash, nie zawracaj mi teraz dupy. Tworzę!

Przejechałam napis dwa razy, rzuciłam szkło na ziemię i krzyknęłam:

- Widać w chuj! Widać, nie Ambruse? No! Dzięks!

Gdy się odwróciłam do reszty, Jackie już układała strzałkę na ziemi z kawałków butelek, tynku i innych dziwnych rzeczy, których w tym domu nie brakowało. W pewnym momencie podskoczyła, łapiąc się za palec i wpychając go do ust. Niedopalony papieros jednak nie wypadł jej z kącika ust.

- Kurwa! Aua! - syknęła. - Będziemy potrzebować bandaży.

- Kurwa! Jackie! Chodź. Rozmarz krew! Będzie wykurwisty efekt! - krzyknęłam cała podniecona. 

- Mało coś tej krwi poleciało - mruknęła Parlay, wstając i oceniając stan swojej rany. - Bym chciała cały ten napis obkrawić, a tu dupa. W ogóle nie wzięłam nic na wierzch. Ej, Slash, pożyczysz mi tą twoją czarną skórzaną kurtkę?

- Chyba śnisz, kochanie! - Slash buchnął jej prosto w twarz dymem czerwonych malboro.

- No, ej! - oburzyła się różowowłosa. - Zmarznę! A kurtkę i tak chcę.

Jackie odwróciła się do mnie i szepnęła:

- Trzymaj Slasha, ja lecę po tą jego kurtkę. 


- Ej, to w czym ja mam iść? - rzuciłam za nią, ale ta tylko odwróciła się do mnie i wzruszyła ramionami, niknąc w następnym pokoju. - No i spierdoliła...

Westchnęłam, odgarniając włosy i patrząc na napis. Izzy często rezydował w naszym domu. Ciągle był to ten sam Hellhouse, jednak tym razem wszyscy oddali go Slashowi i mnie pod opiekę. Stradlin był tu praktycznie co drugi dzień. Tak samo zresztą jak Adler. Tylko Steven wyjechał na dwa dni z jakąś Polly czy Molly i jak na razie nie dawał znaku życia. Axl z Natalią mieszkali w jakimś mieszkaniu po drugiej stronie Hollywood, a Duff przeprowadził się do Mandy. W trakcie europejskiej trasy blondyn powiedział i pokazał, że ciągle coś do mnie czuje. A ja go zostawiłam. Było ku temu kilka powodów. Pierwszy - nie miałam zamiaru być 'tą drugą'. McKagan nie był chłopakiem Mandy, a ona jego dziewczyną. Byli małżeństwem. Drugim powodem był Slash. Mimo, że był zupełnie inny niż Duff, ćpał o wiele za dużo i pieprzył wszystko, co miało cipę, nie był mi obojętny. Wręcz nie wyobrażałam już sobie później dnia bez tego kudłacza. Praktycznie żyliśmy jak para, wszyscy tak nas traktowali i w nieznanym nam momencie w końcu się nią staliśmy. Trzecim i ostatnim powodem byłam ja. Duff zawsze miał zajmować specjalne miejsce w moim sercu, ale nie czułam już do niego tego, co kiedyś. Kiedy mnie całował, owszem było niesamowicie, ale czegoś mi brakowało. Nie chciałam go oszukiwać, więc wyłożyłam kawę na ławę. Było to trudne, szczególnie dla niego, ale po kilku dniach samotnych rozmów w końcu doszliśmy do porozumienia. Duff poświęcał się swojej żonie, ja Slashowi, ale nadal byliśmy przyjaciółmi. I to chyba jeszcze lepszymi niż kiedykolwiek. Od naszego powrotu z Europy minął ponad miesiąc.  W tym czasie Gunsi zdążyli zaliczyć trasę z Mötley Crüe, a teraz zostało im niecałe pięć dni wolności przed legendą glamu. Czwartego grudnia chłopacy otwierali koncert Alice Coopera. Mieli być jego supportem do końca pierwszej połowy miesiąca. 

- Masz tę kurtkę?! - krzyknęłam w głąb domu, czując wielką ochotę udania się na wódkę.

Usłyszałam tylko głośne uderzenie buta o ścianę, a po chwili w miejscu gdzie powinny być drzwi, pojawiła się Parlay.

- Nie wiem, gdzie ją przepierdolił - rzuciła i znowu zniknęła w pokoju, szukając skóry dalej. Po kilku minutach wyszła ze swoją zdobyczą w dłoni. - O, chyba mam. Ale jebie wódą. - Skrzywiła się, ale założyła kurtkę, po czym spojrzała na mnie. - Ej, ty masz tylko te szorty! 

- No, wiem. Ale jest ponad dwadzieścia stopni - mruknęłam, ale nie musiałam długo czekać, zanim znalazło się coś do ubrania. Neil wyciągnął w moją stronę męską katanę i powiedział:

- Jest jeszcze ta katana jeansowa. Chcesz?!

- Dawaj! - Przyjęłam kurtkę z uśmiechem na ustach. Moja walała się gdzieś w jednym z pokoi albo zajebał ją Adler. Dość często podkradał mi ciuchy. Nie raz łapałam go na próbie wbijania tyłka w moje spodnie czy zabrania koszulki.

- To, co? - rzuciła Jackie, zakładając ciemne okulary. Wyglądała jak niewidoma. - Idziemy?

Gdy wszyscy przytaknęli, zawyrokowała:

- Idziemy. Wyglądam zajebiście to możemy. I chuj mnie to, że te rzeczy są twoje Slash.

Już chciałam stawiać krok naprzód, gdy usłyszałam trzask, noga zapadła mi się w podłodze, a ja nie mogłam się ruszyć.

- No, super - syknęłam, starając się jakoś wydostać. Po chwili walki poddałam się i spojrzałam na już wychodzącą resztę. -  A co ze mną?! - zawołałam. - Slash, chodź tu. Ugrzęzłam! Slash!

- Co ty odpierdalasz, piękna? - Mój mężczyzna stał naprzeciwko mnie, a ja nie widziałam, w którą stronę się patrzy. Czasem jak coś do mnie mówił, okazywało się, że to wcale nie było do mnie, a do gitary. Rzadko wyłaniał się z tej swojej ciemnicy włosów i dopiero wtedy okazywało się, że Slash ma jednak twarz! 

- No, po prostu daj mi rękę, bo zaraz się wypierdolę - rzuciłam zirytowana. - No, podłoga się zarwała . I noga mi utknęła...

Oczywiście nikt się nie ruszył.

- Pomoglibyście jej - powiedziała Jackie, patrząc na stojących po jej obu bokach chłopakach. Ci tylko wzruszyli ramionami.

- No, nie modę wyjść! - lamentowałam, starając się wyjąć tę przeklętą nogę z potrzasku!

- Jacy z was mężczyźni? Szczególnie ty, Slash! - ciągnęła Jackie, ale widząc, że nic tym nie wskóra sama do mnie podeszła. - Wszystko muszę robić sama. - Pokręciła głową i przykucnęła, łapiąc mnie za kostkę. - Może przytrzymam te deski? Żeby ci nogi nie rozjebało...

- To nie jest zabawne! Aaaa! Noga mi się urywa! - rzuciłam, udając panikę.

Jackie uśmiechnęła się pod nosem.

- Na chuja ci dwie nogi. Jedna wystarczy. Ufff. Czekaj. Idzie. Spokojnie.

- No jak chcecie mnie nieść to mogę se urwać.

- Mamy tutaj dwa żywe chłopy, to oni będą nieść. Nie pierdol tylko uważaj na ten gwóźdź - uciszyła mnie.

- Widzę kurwa - mruknęłam, gapiąc się na akcję ratunkową mojej nogi. 

- Ambruse, podsadź ją jakoś! Tylko jej nie obmacuj.

Neil podszedł i spojrzał na mnie wymownie. Slash gdzieś się zapodział i zostaliśmy w Hellhouse tylko my. 

- Pani pozwoli - mruknął Ambruse i przerzucił sobie moje ramię przez szyję.

- Sadzę, że w tym tempie Izzy spokojnie do nas dołączy - powiedziałam, czując, że noga nie idzie ani w jedną ani w drugą stronę.

- Było nogi nie wpierdalać do podłogi. Idzie?

- Ambruse... Daruj sobie, dobrze? - Rzuciłam mu wymowne spojrzenie. - No... Już. Chwila. Jackie, przytrzymaj deski. Ok. Na trzy.

- Okay, trzymam. - Jackie była gotowa.

- Trzy! - krzyknęliśmy razem i nawet nie zauważyłam, kiedy znalazłam się na rękach Neila wolna od podłogi! 

- Łooooo! - pisnęła Parlay.

- Kurwa! - rzuciłam i niemal od razu wybuchłam śmiechem, kryjąc twarz w ramieniu Ambruse'a. - Dobra. Postaw mnie. Trzeba to zastawić kanapą, żeby nikt nie wpadł do tej dziury.

I nie wiadomo skąd znowu pojawił się Slash tylko tym razem zaopatrzony w niedyskretnie wetkniętą w tylną kieszeń spodni butelkę Jima Beama. Jackie od razu złapała go za ramię i pociągnęła mocno w stronę 'sofy'.

- Bierzcie tą kanapę, chłopaki - rozkazała tonem nieznoszącym sprzeciwu. Gdy Slash zaczął się stawiać, złapała go za kark i dosłownie wepchnęła mu twarz w skórę kanapy. - Już!

Oszołomiony Hudson wyprostował się i zdumiony spojrzał na mnie niemal błagalnym wzrokiem. Nie chciałam sprawiać mu przykrości, dlatego z trudem powstrzymałam nadchodzący wybuch śmiechu. Zamiast tego wzruszyłam ramionami i powiedziałam:

- Bo Izzy wpadnie i będzie chuj. Albo nie będzie - dodałam po chwili zastanowienia. - Jeszcze gorzej...

Jackie machnęła ręką.

- A Izzy'emu nikt nie pomoże.

- O, kurwa! Pod tą kanapą też jest dziura! - wrzasnął Slash, zupełnie jakby widział ją po raz pierwszy. Cóż. Ja też zbytnio nie wiedziałam, co dokładnie czai się w zakamarkach Hellhouse i jeszcze nie raz miałam się przekonać, że ten dom pragnął zniszczyć swoich lokatorów. Albo odwrotnie. Mimo to kochaliśmy nasze mieszkanko, które było jakby kolebką Gunsów. Drugiego takiego to tylko szukać ze świecą. Ten szałas dosłownie miał wypisaną na ścianach historię jego mieszkańców.

Ambruse razem ze Slashem uporali się jako tako z kanapą, a po chwili brunet mruknął:

- Ale dobra chodźcie, bo Izzy'ego zaraz spotkamy.

Nie przeszliśmy nawet pięćdziesięciu metrów, gdy Parlay podskoczyła nagle jak oparzona i wykrzyknęła:

- W ogóle obaczcie moje nowe buciki! Cudne, nie?

I dumna wystawiła jedną nogę do przodu, prezentując swoje nowe kajaki. Z przodu przypominały zwyczajne trampki na koturnie, ale z boku obcas ukazywał się w swojej prawdziwej krasie. Były to nagie kobiece nogi, klęczące na kolanach z podciągniętymi pod pośladki stopami. Idąc za Jackie można było podziwiać piękny krągły tyłeczek w miejscu, gdzie powinna być zwykła pięta.

- Właśnie... - mruknęłam, patrząc na to cudo ze zmarszczonymi brwiami. Zastanawiałam się, co ich twórca miał na myśli, tworząc coś takiego. Albo co Jackie myślała, kupując je? Jednak nie tylko ja miałam co do butów wątpliwości. Slash poparł moje zdanie.

- Co ty kurwa masz na sobie?! - wykrzyknął, łapiąc się za głowę. Nawet teraz nie mogłam dostrzec jego oczu. Z buszu wystawał tylko koniuszek nosa. Parlay podniosła na niego zawiedzione spojrzenie i przejechała wzrokiem po naszej trójce. Ambruse nie skomentował, ale piękny facepalm mówił sam za siebie.

- Że co ja mam na sobie? Wyglądam dziwkarsko? - spytała dziewczyna, patrząc na mnie wyczekująco. Nie chcąc ranić jej uczuć, wbiłam wzrok w najbliższe skrzyżowanie. Pogoda nam dopisała. Było z dwadzieścia stopni, a nocny wiatr praktycznie był niewyczuwalny.

- Wyglądasz jakbyś wyciągnęła je ze śmietnika zza sex shopu - mruknął Slash, otaczając mnie ramieniem i przyciągając bliżej siebie. Złapałam go w pasie i spojrzałam znowu na biedną Jackie. Wyglądała na przybitą, ale wiedziałam, że za pięć minut będzie miała nasze zdanie głęboko w poważaniu.

- Nie dziwkarsko. O, właśnie - powiedziałam. - Slash, dobra uwaga. Wręcz menelsko.

W tym samym momencie weszliśmy na ulicę, a jakiś starszawy kierowca krzyknął, przejeżdżając zaraz przed nami z prędkością błyskawicy:

- Uwaga dzieci na samochody, bo idziecie ruchliwą ulicą!

- Aha - skomentował to Ambruse, ale po chwili dekoncentracji Jackie znowu włączyła swój tryb obronny.

- Ej, to że buciki ze szmateksu, to nie oznacza, że od razy menelsko! Ładny obcasik kurwa.

Nikt nie odpowiedział, więc Parlay uznała swoją wygraną. Slash o czymś rozmawiał z Neilem, ale nie słuchałam. Byłam zbyt zajęta myśleniem. Wszystko zmieniło się w zastraszającym tempie. Trasa, ciąża Konopki, Slash, powrót do Los Angeles, Mötley Crüe i znowu wyjazd. Ale na koniec znowu Hollywood. A mogłam siedzieć teraz sama w Seattle, przemknęło mi przez głowę i instynktownie mocniej wtuliłam się w Slasha. Jeśli wcześniej miałam co do niego wątpliwości, zupełnie się ich wyzbyłam. No, może ćpał zdecydowanie za dużo. Myślał, że nie wiem, ale wszędzie poznałabym symptomy uzależnienia od heroiny. Mojego narkotyku. Jeszcze mu nie powiedziałam, że za jakiś czas będzie musiał zwolnić. A jak sam tego nie zrobi, nie zostawi mi wyboru. Jak niedobra dziewczynka pójdę na niego naskarżyć. 

- Te, kurwa żaba! Co ona tutaj robi? 

Moje wyciszenie przerwała nie kto inny a Jackie, wskazując w podnieceniu płaza, który wyskoczył na chodnik i dosłownie rzucił się na Slasha. Czarny podskoczył z wrzaskiem, puszczając mnie i chowając się za mną. Wytrzeszczyłam oczy, nie wiedząc jak zareagować. Serio, Slash?! Serio?! 

- Boisz się żab we włosach, Slash? - rzucił rozbawiony całą sytuacją Neil. Stał naprzeciwko nas z dłońmi w kieszeniach spodni i uśmiechał się szeroko. Hudson cały czas stał za mną, trzymając mnie za ramiona. Nie mogłam się poruszyć i jedyne co mogłam zrobić, to przywołać go do porządku. Slash jednak szybko się otrząsnął i znowu powrócił do swojej normalnej pozy ostrego rockandrollowca, któremu wszystko wisi i powiewa. Mimo jego usilnych wysiłków zamienienia wszystkiego w żart, nie daliśmy mu o tym zapomnieć. Jackie wyszczerzyła się do Hudsona i rzuciła: 

- Nie znasz się, Ambruse. Bo on gady hoduje.

Słysząc to, wybuchnęłam tak niekontrolowanym śmiechem, że Slash nie był w stanie doprowadzić mnie do porządku. Złapałam się po chwili za brzuch, nie mogąc wytrzymać i gdyby nie Hudson trzymający mnie za ramiona, upadłabym na tyłek prosto na środek chodnika. 

- Ej, ogarnij się! - syknął Mulat, potrząsając mną nieco gwałtownie. Otarłam łzę i spojrzałam na niego z uśmiechem, z trudem hamując tłumiony w środku śmiech. Odgarnęłam włosy z czoła i spytałam Jackie, starając się odwrócić uwagę:

- A jak tam u was na chacie? Ostatnio Slash mówił, że gdzieś blisko was psiarnia się szwedała.

Nawet nie wyobrażacie sobie jak bardzo kusiło mnie, żeby jeszcze przez chwilę ponabijać się z Hudsona. Wiedziałam, że będzie mu wstyd i nie chciałam sprawiać mu przykrości, jednak starałam się. Chyba nie byłam znowu najgorszą dziewczyną świata... Oby. 

- Ach, to wtedy. - Jackie machnęła ręką. - A to tylko tam. No, nieważne. Sąsiedzi mieli jakieś głupie problemy z nami. Po dwóch krokach zatrzymała nas gwałtownie ręką i krzyknęła:

- Chwila! Bo nie wiem, w którą stronę teraz. Ej! W ogóle wiesz Sambora, że ostatnio jak szwędaliśmy się z Ambrusem to... 

- Tam idziemy - wtrąciłam, kierując Parlay we właściwą stronę. Ta podziękowała kiwnięciem głową i ciągnęła swoją historię dalej:

- To spotkaliśmy Joe! 

- No i Parlay o mało nie wypierdoliła się na pysk z szoku - dodał Neil, puszczając oko do swojej towarzyszki, która zmierzyła go gniewnym spojrzeniem. 

- Perry'ego? - Spojrzałam na nią z szeroko otwartymi oczyma  i wyplatałam się z objęcia Slasha, żeby tylko podejść bliżej Jackie. - Ło, kurwa! To ja nigdy nie mam szczęścia do takich ludzi. Gadaliście z nim?

- Podeszliśmy i zostaliśmy obmacani. Znaczy my go macaliśmy. To relikwia! 

- Neil też? - Rzuciłam zdziwione spojrzenie Ambure'owi. - Ten co tak po gejach przezywa, a sam... Pfff.

- Ale autografy też mamy.

- To my ze Slashem jak szliśmy do sklepu to Izzy'ego spotkaliśmy. I na tym się kończą nasze spotkania ze "sławnymi" ludźmi. Dodatkowo zabrał nam papierosy. 



Reszta przygody w Scream w następnym rozdziale.

6 komentarzy:

  1. Jeeee, nareszcie to dodałaś! Nareszcie jestem! Hehe. He.
    Cholera, zawsze, zawsze będę to powtarzać - nie lubię pisać komentarzy po fakcie xd w trakcie czytania mam tyle myśli, tyle rozkmin, tyle... Dogłębnych analiz treści D: A teraz? Cholera Cię, Perry (a niech Cię, pepe panie dziobaku! Przypadek...?) Nie pamiętam. Dlatego potem spamuje o opowiadaniu na gg, o. "SPOKOJNIE PARLAY TO TYLKO FIKCJA LUZIK"! Hehe. Jakbym Cię tu na żywo słyszała no.
    Scena z Natalią idealna! Już to mówiłam, ale... Nie przesadzona w żadną stronę. Niezbyt słodka, nie agresywna,jest sobie po prostu zwykły Axl i zwykła Konopka oraz KonopkoAxl/AxloKonopka Junior. Naprawdę ładnie i zgrabnie to wszystko ujęłaś.
    Ok. Dalej nie mogę pogodzić się z myślą, że ta bijacz Angie wystawiła Duffa do wiatru. "Musiałam mu wyłożyć kawę na ławę " czy jakoś tak? Bicz plis! Ten tekst mnie zabił, ech, taki okrutny. Wiesz co o tym myślę xD Albo dobra. Chuj z nią! Jak teraz na to patrzę z innej perspektywy (ok, ok, nie ma żadnej innej perspektywy, ale nie wiedziałam jak zdanie zacząć...) to widzę, że Sambora tak naprawdę chyba nigdy nie żywiła do niego jakiś większych uczuć. No bo co? Zdradziła go po paru-tam-iluś dniach znajomości by następnie pokurwić się na śmierć i życie. A przy tym zostawić biedną, Bogu ducha winną Konopkę! I ostatecznie obarczyć winą blondaska. Dobraaa, decyduję, że nie lubię jej od tej strony. Strony zbyt-pewnej-siebie suczy
    Na początku opowiadania, taka biedna i na głodzie była fajniejsza. ALE! ATENSZYN! Nie zmienia to faktu, że wciąż kocham jej bardziej i mniej rozważne przemyślenia oraz sposób bycia. Po prostu czasem mnie wkurwia. Ta miłość do Slasha się tak trochę z dupy tu wzięła :c Zero historii, no! Ale możesz to rozwinąć. Dać więcej jej myśli, jego myśli...? Nie, jego nie, bo są tępawe (xD), ale... Ok. Sama nie wiem o co mi chodzi. Wybacz, Parlay ma ból dupy bo mi zza okna rapsami od dwóch dni zasuwają. Jakiś festival czy cuś.
    A teraz na serio, w takim układzie musisz znaleźć Duffowi zajebistą dziewczynę albo przestać robić z Mandy suodką-suottką idiotkę i dojebać jakąś cholera, mocą z jej strony! Duff pantoflarz? Omygy... Nie rób mi tego... bo albo go tu nie ma, albo ma złamane serce albo wybiera wazony do wymyślonego domu...

    Jaaackieee <3 okej, podejrzewałam, że to będzie megamega wariatka, ale... BOŻENO. Z tymi butami to nie wierzę xD Ej, ale zaraz... Dlaczego oni wszyscy mają ją za taką idiotkę? :c no przynajmniej Sambora. Albo ja coś nie zakumałam. Neil <3 ni chuja nie ogarniam, ale mi się zajebiście podoba. Że to niby jej jakiś przyjaciel, tak? Współlokator? OK, gościu! I niech tak zostanie! :D

    Generalnie cały rozdział to chyba największa schiza jaką napisałaś. Chciałam wypisać śmieszne momenty, ale wtedy musiałabym skopiować całą notkę... Poważnie xDDD cała akcja z ryciem napisu i kolejnym układaniem strzałki z Hellhouse'owego syfu <3

    - To my ze Slashem jak szliśmy do sklepu to Izzy'ego spotkaliśmy. I na tym się kończą nasze spotkania ze "sławnymi" ludźmi. Dodatkowo zabrał nam papierosy. 
    XDDDDDD
    IZZY! Hahahaha kwintesencja dojebana. Uwielbiam Cię! ;_________;

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurna...miałam taki piękny komentarz i mi go usuneło...jeszcze raz:
    OMFUG...nie ogarniam...wgl znowu nowi bohaterowie...wszystko mi się plącze...jestem za głupia na ten wspaniały blog...Duffi bidny ;____; /smutaśny wilorybek/... a jednak Konopka jest w ciąży...aaaa...wiedziałam...biedne dziecię...Axl tatusiem...
    IZZY i Adler gdzieś się zapodziali...XD
    Slash...kochaniutki...na haju...z Angie...dobrze, że są razem...❤❤❤
    A scenka z drapaniem ściany...bosz...booooosko...
    ~NieszczęśliwieZakochana...wyczekująca nowych postów

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pojebało te komentarze. O. I witam ponownie! Już myślałam, że pisze do ściany. Znowu nowi. Tak jest. Ja się męczę z następnym rozdziałem, bo mam szkic długi w trzy dupy, a nie obrobiłam nawet połowy, a siedzę nad tym w chuj długo... Ten rozdział był częścią jeszcze tego szkicu, ale pomyślałam, że wstawię. A CHUJ!

      Usuń
    2. Oh... nie pozbędziesz się mnie tak szybko...ja cały czas czytam... tylko nie mogę Ci pod każdym rozdziałem pisać, że jest świetny, bo za dużo komplementów może negatywnie wpłynąć na poziom Twoich dalszych tekstów...choć wątpie, żebyś mogła napisać coś złego...
      ~NieszczęśliwieZakochana

      Usuń
    3. za chwilę studia, więc muszę zwolnić tempo niestety. Ale Twoje komentarze zawsze muszę czytać kilka razy, bo nie ogarniam co się dzieje xD

      Usuń
    4. Hahahahahah...moja logika jest niepojęta...ja też mam czasem problem ze zorientowaniem się o co mi chodzi...XD
      ~NieszczęśliwieZakochana

      Usuń