niedziela, 2 listopada 2014

..::41::.. część II

Perry przeprasza:
Cholernie krótko... I wiem, że niektórzy się zawiedli. Wybaczcie starej Perry.



Ze snu wyrwał mnie dzwoniący telefon.

- Kurwa... Czy oni wiedzą, która jest godzina? - rzuciłam pytanie w ciemność, trąc oczy. W odpowiedzi Slash jedynie przesunął się na łóżku, nakładając sobie na głowę poduszkę. Mruknął coś niewyraźnie, machnął ręką, zrzucając przy tym półpełną butelkę whiskey na podłogę. Jednak dywan stłumił uderzenie. Westchnęłam, a telefon nie przestawał wyć wniebogłosy. Czułam się jakby ten dźwięk rozsadzał mi czaszkę. Zdjęłam z siebie ramię Slasha i przełożyłam na lewy bok, by wolno odebrać. - Halo? - powiedziałam zaspana. Do tego wszystkiego dokuczał mi przeraźliwy kac po dzisiejszym afterparty. Następnego dnia miał się odbyć ostatni koncert Gunsów jako support dla Coopera, więc trzeba było skorzystać z okazji, żeby zorganizować największą imprezę podczas całej trasy. Bimber popłynął strumieniami, starzy znajomi z Cinderelli zawitali i tak to się potoczyło. Doczołgaliśmy się jakoś do autobusu, gdzie od razu walnęliśmy w kimono, a gdy dotarliśmy na miejsce, przenieśliśmy tylko tyłki do swoich pokoi i kontynuowaliśmy sen.

- Agata?

Oniemiałam. Momentalnie pozbyłam się zmęczenia na rzecz dziwnego podniecenia. W życiu nie pomyślałabym, że akurat teraz usłyszę ten głos. Nigdy też nie wypowiedział mojego imienia. Aż do teraz. Coś się we mnie poruszyło. Skoro dzwonił, nie oznaczało to nic dobrego. Spięłam się. 

- Czego chcesz, skurwielu?! - warknęłam, jednak nie mogłam pozbyć się dziwnego uczucia, że coś było nie tak. Musiałam wstać. Zapaliłam lampkę nocną, odrzuciłam pościel i, nie odrywając ucha od słuchawki, wciągnęłam na siebie flanelę Slasha. Gdzieś na widoku leżał plakat z dzisiejszego koncertu. Nie wiedziałam, która była godzina. Pewnie było grubo po północy, jednak nie miałam do tego głowy w tamtym momencie. Musiałam dowiedzieć się dlaczego dzwoniła do mnie ta pizda Rose! Nie widziałam go od tamtej nocy i nie miałam zamiaru tego zmieniać.

- Jestem w szpitalu i... Mogłabyś tu przyjechać?

Centralnie wydawało mi się, że Axl za chwilę rozpłacze się w słuchawkę. Zwaliłam to na wczesną porę i alkohol w moim ciele. Nienawidziłam go. Nienawidziłam z całego serca. Za to, co zrobił Natalii. Za Maggie. Za tę dziewczynkę... Jej nie mogłam znienawidzić. Starałam się, ale nie potrafiłam. Tłumaczyłam sobie, że może ją odurzył, upił, cokolwiek. Jednak nikomu o tym nie powiedziałam. Tylko Slashowi, ale on tylko zwyzywał. A w dodatku to było bezcelowe. Przeczesałam nerwowo włosy, wracając myślami do tamtej nocy nad rzeką. Gdy tylko udało mi się namówić Natalię do powrotu do noclegowni, podjęłam decyzję. Wracamy do domu. Nie było innego wyjścia. Konopka tego chciała. Jednak moje postanowienie zostało zdruzgotane przez Slasha i Izzy'ego. Byłam tak zagubiona w tej całej sytuacji, że dopiero oni powiedzieli, że trzeba dziewczynę zawieźć do szpitala. Próbowali ją ode mnie oderwać, ale nie byli w stanie. Ciągle trzymałam Natalię w ramionach. Dopiero pielęgniarce i lekarzowi udało się nas rozdzielić. Siedziałam z blondynką bez przerwy trzy dni. Gdy się budziłam, ona ciągle spała. Dostała coś na uspokojenie. Często przychodzili Slash z Izzy'm. Steven przyszedł na jedną noc, Duff zajrzał tylko raz. Zdawało mi się, że minęły całe lata zanim Natalia się obudziła. Jednak nie mogłyśmy tam być wiecznie. Nadszedł czas, kiedy chłopacy zbierali się do Saint Paul. Nie miałam zamiaru nigdzie jechać, ale lekarze oznajmili, że Natalia jest w stabilnym stanie i można ją wypisać. Do tego włączyli się Gunsi. Bez Axla oczywiście. Starali się uzmysłowić jej bliski koniec trasy z Cooperem. "Pojedziesz z nami. W końcu to tylko dwa dni, a potem wrócimy do domu. Nie martw się. Ochronimy cię". Steven jak się okazało miał dar przekonywania. Wszyscy wiedzieli przed kim będą ją chronić. Ją w końcu przekonali. Mnie nie. Jednak nie miałam zamiaru odstępować przyjaciółki na krok, więc pojechałyśmy. Ale innym autobusem. Z Alicem. Zgodzili się nas zabrać. Siedziałam ciągle na kanapie, od czasu do czasu włączając się do rozmowy czy odpowiadając na pytania, podczas gdy Konopka ciągle spała u mnie na kolanach. Na jednym z przystanków zajrzał do nas Slash. Mimo, że był nachlany, spytał czy wszystko w porządku. Podobno u nich był niezły kocioł, po tym jak Rose dowiedział się, że nikt nie chce mu zdradzić miejsca pobytu Konopki. Poczułam dziwne ukłucie w sercu, gdy pomyślałam, że czwórka Gunsów solidaryzowała się z moją blondyneczką. Byłam wdzięczna. Dojechałyśmy i od razu zaszyłyśmy się w pokoju. Tylko Slash miał do niego dostęp. Nie poszłam na koncert. Miałam na to wyjebane. Nie kiedy czuwałam nad moim słońcem. Ciągle spała, a ja chodziłam po pokoju, zastanawiając się kiedy ta cholerna trasa się skończy, żebym mogła zabrać ją do domu. 

Tej nocy Natalia zasnęła na łóżku obok naszego. Chciałam się położyć przy niej, ale Slash zauważył, że mogę ją obudzić. Zerknęłam instynktownie w tamtą stronę. Serce podskoczyło mi jeszcze mocniej! Łóżko było puste!

- Ang... Zgaś to światło! - rzucił Slash, który już się wybudził, ale wciąż leżał na wznak z poduszką na łbie. Zignorowałam go. Wciąż wpatrywałam się w miejsce, gdzie powinna leżeć Natalia. Powiedziałam coś do słuchawki, odłożyłam ją i gwałtownie zaczęłam rozglądać się za butami.

- Slash. Jadę do szpitala - rzuciłam, wciągając szybko trampki na gołe stopy.  Odgarnęłam włosy z twarzy, złapałam cztery dolary, leżące na szafce nocnej i już chciałam wyjść, gdy Slash złapał mnie za ramiona i odwrócił do siebie.

- Angie... Ja... - zaczął. Jednak nie miałam czasu na czekanie, co będzie dalej. Spieszyłam się! Jak cholera! Serce waliło mi jak oszalałe, bo nie wiedziałam, co się dzieje z Natalią!

- Nie mam czasu! - odparłam i wybiegłam z pokoju, zostawiając Saula w drzwiach. Gdy opuszczałam hotel ani gdy siedziałam w taksówce czy nawet wbiegając do szpitala, nie obchodziło mnie, że wszyscy za mną patrzyli. Miałam na sobie tylko flanelę Slasha i trampki. Nie miałam czasu, żeby się ubrać. Równie dobrze mogłabym być naga, byle tylko wiedzieć, że z Natalią wszystko dobrze. Nie mogłam stracić ani sekundy więcej! Nie dziś! Nie teraz! Nie dla niej! Spytałam w recepcji o dziewczynę z chłopakiem, po czym popędziłam na wskazane piętro. Oddział AB. Gdzie to kurwa jest?! Jakiś starszy pacjent wskazał mi drogę. Podziękowałam i skierowałam się wspomnianym korytarzem. Wpadłam przed duże drzwi. Stamtąd widziałam już Axla, chodzącego od ściany do ściany. Pierwszy raz zobaczyłam go od tamtej przeklętej chwili. Stanęłam początkowo jak wryta, pragnąc mieć przy sobie nóż. 

Sambora! Nie po to tam jesteś!, odezwał się jakiś głos w mojej głowie. Racja. Jego czas jeszcze nie nadszedł. Jednak w tamtej chwili nie miałam zamiaru tracić niezbędnego czasu na takiego skurwiela jak on. Choćby sekundy. Gdy mnie zobaczył, dostrzegłam w jego oczach strach. I coś jeszcze. Dałabym słowo, że przypominało... Rozpacz? Nieważne. Z trudem ruszyłam się z miejsca. Nie odrywaliśmy od siebie spojrzeń przez całą moją drogę z końca korytarza. Jednak nie to było najdziwniejsze. Gdy podeszłam, rudy zbliżył się do mnie i przytulił! Było to tak zaskakujące i niespodziewane, że nawet nie byłam w stanie go powstrzymać. Stałam na środku korytarza, obejmowana przez Rose'a. Odwołuje wszystkie dziwne rzeczy, które mnie spotkały. Ta była najbardziej psychiczna ze wszystkich. Gdy odzyskałam władzę w członkach, od razu odepchnęłam go i bez zwracania na niego uwagi, weszłam do pokoju, przed którym staliśmy chwilę wcześniej. To, co zobaczyłam wyryło się na stałe w mojej pamięci. Do końca życia. Obraz Natalii przypiętej do aparatury, leżącej na szpitalnym łóżku ze wzrokiem wbitym w ścianę naprzeciwko. To było okropne. Straszny widok, przerażający. To, co wydarzyło się później, zmieniło moje podejście do... Właściwie do wszystkiego. I nie tylko moje. Starzy my umarli w tej sali szpitalnej. Trudno to wyrazić, ale... Do tego momentu życie było dla nas łaskawe - grupy dzieciaków, muzyków estradowych tworzących coś swojego. Świat stał przed nami otworem i mieliśmy pomoc. Wspieraliśmy się nawzajem. A ona była jak snop światła, czuwająca nad nami i zobaczyć ją w takim stanie, to była śmierć niewinności. Gdy usłyszała, że weszłam, przeniosła na mnie napuchnięte od płaczu oczy.

- Straciłam go - powiedziała zachrypniętym, pozbawionym emocji głosem niczym robot. - Straciłam - powtórzyła, ale tym razem się rozpłakała.



***

- A teraz patrz uważnie!

- Kiedy mam patrzeć? Teraz czy za chwilę?

- Na trzy!

- Które trzy? Raz, dwa i hop? Czy raz, dwa, trzy i wtedy hop?

- To pierwsze. 

- No, ok.

Stałam, czekając na popisy chłopaków. Chciałam iść do domu. Do niej. Spędzić z nią trochę czasu. Zamknęła się w starym pokoju Stevena i nie wychodziła od powrotu do Los Angeles. Koniec trasy z Cooperem przywitałam z otwartymi ramionami. Chciałam ją stamtąd zabrać jak najszybciej. Nie musiałybyśmy martwić się o to, że spotkamy gdzieś Axla, tudzież ciekawskich wszystkiego dziennikarzy. Tak. Nienawidziłam ich. Zaraz po moim wyjeździe gazety i media zaczęły się interesować Gunsami. Nie odstępowali ich na krok. Jak sobie z nimi radzili, to już była sprawa Rose'a.

Ktoś mnie szturchnął i obojętnie wróciłam do rzeczywistości. Tommy z Nikkim prezentowali mi jak picie Jacka Danielsa wygląda w praktyce. Tak. Jakbym tego nie wiedziała. Miałam trzymać zegarek i liczyć czas. Cóż. Nie miałam bladego pojęcia skąd wytrzasnęli zegarek, ale wolałam nie pytać. Pewnie zajebali jakiejś starownice albo znaleźli pod sceną. Tak jak chyba każda impreza z Crüe, ta zapowiadała się bardzo... Intrygująco. 

Ostatnim razem gdy się widzieliśmy było to po emocjonalnym telefonie Nikkiego. Zabrałam Natalię i nic nikomu nie mówiąc, poszłyśmy do gangu Lee i reszty. Ta zgodziła się bez mrugnięcia okiem. "Ale jak będą palić, to wychodzę", wyszczerzyła się przepięknie, gdy jechałyśmy samochodem. Tak. Wtedy jeszcze się śmiała i unikała nałogów. Teraz już tego nie robiła... Gdy dojechałyśmy, Konopka wystrzeliła z auta jak z procy i pobiegła do domu. Widocznie stęskniła się za Marsem. Wcale mnie to nie zdziwiło. Podczas trasy odkryli wspólny język i gdyby nie brak środków, dzwoniliby do siebie kilka razy dziennie i dzielili nowinkami jak napalone nastolatki. No, nie tylko brak środków im przeszkodził w pielęgnowaniu świeżej przyjaźni, ale maczał w tym palce również Axl. Zgasiłam silnik, wyjęłam kluczyki i wyszłam z samochodu. Niczego nie podejrzewając, otworzyłam drzwi i weszłam do... Nie. Weszłam w ciemność! Nagle miliony decybeli wybuchnęły niczym bomba atomowa, światło się zapaliło, a ponad pięćdziesiąt ludzi wgapiało się we mnie z gigantycznymi wyszczerzami na twarzach. Neil, Jackie, Slash, Izzy, Emily, Steven, Vince, Lee, L.A. Guns, Mars, Konopka, Axl, Sixx, kolesie z Cinderelli, Bach z resztą Skidów, Mandy, Duff, Metallica, którą dopiero miałam poznać. Byli tam dosłownie wszyscy, a ja nie wiedziałam, w którą stronę patrzeć. Uratował mnie, a właściwie wpędził w jeszcze większe zakłopotanie, Slash, który wziął mnie na ręce i postawił na stole. Teraz na pewno wszyscy mogli mnie zobaczyć.

- Co tu się, kurwa, wyprawia?! - krzyknęłam, starając się ogarnąć sytuację. Musiałam wrzasnąć, żeby przekrzyczeć śmiechy i nawoływania imprezowiczów. A i tak wyszło mi to z marnym skutkiem.

- Nie co dzień kończy się dwadzieścia lat, co nie? - rzucił Sixx, podchodząc i wręczając mi dziwną paczuszkę. Jej zawartość miałam poznać parę dni po "przyjęciu". Zwyczajnie zagubiła się w tym motłochu.  - Z tej okazji wszyscy postanowiliśmy, że drzwi naszych sypialni stoją dla ciebie otworem! Nie jest to żadna nowość, ale...

- Ej, kurwa, Sixx! Ty sobie nie leć! - odepchnął go ze śmiechem Hudson i zabawa się rozpoczęłam. Nikt nie chciał słuchać, że urodziny miałam kilka miesięcy wcześniej. Zabawa to zabawa. Odszukałam spojrzeniem Popcorna i Izzy'ego, którzy odpowiedzieli mi, wznosząc swoje butelki w górę. Posłałam im po buziaku, który Adler udawał, że łapie i przyłożył sobie do serca. 

Jedno z lepszych wspomnień z tamtej nocy zostało upamiętnione na fotografii.

- To, co, Sambora? - zawołała Konopka, patrząc na mnie z dołu. Wciąż stałam na stole i przyjmowałam życzenia czasem od ludzi, których nigdy w życiu nie widziałam i nie miałam już spotkać. - Może samojebkę?

Reszta wieczoru zleciała mi niczym najlepszy film świata. Musiałam pić podczas tańca, bo wszyscy chyba się zmówili i postanowili, że zatańczą z solenizantką chociaż raz. A, przepraszam. Nie wszyscy. Duff podpierał ścianę przez praktycznie całą imprezę, popijał swoją wódkę i ignorował Mandy. Było mi tak dziewczyny żal, że złapałam ją w pewnym momencie i pociągnęłam do siebie prosto w wir szaleńczych tańców. Chyba pierwszy raz cieszyłam się, że z nią jestem. Śmiałyśmy się głośno, nie zwracając uwagi na jej mężulka. Zerknęłam na niego w pewnym momencie. Akurat wtedy nie odrywał ode mnie wzroku, popijając czystą prosto z butelki. Wyglądał przerażająco. Wydawał się być... Myśliwym, a ja jego ofiarą. Już nie patrzyłam na niego więcej. Przetańczyłam z Mandy chyba trzy utwory zanim dopadł mnie Nikki. Czekałam na koniec piosenki, byle tylko usiąść i pozwolić na chwilę oddechu, ale jak się okazało, nie było mi to dane. Chłopacy co chwilę się zmieniali, że już nie wiedziałam kto był moim partnerem, a kto jeszcze nie. Niektórzy powtarzali się kilka razy. Steven, Lee, Izzy, Steven, Sixx, Bach i znowu Steven, a potem Lee. Jednak paru z nich pamiętałam, chociaż spotkaliśmy się na "parkiecie" tylko raz. Małego Larsa i Kirka z Metalliki nie mogłam wyrzucić z pamięci. Kirk wyglądał na ładną dziewczynkę, a Lars przypominał mi z zachowania Adlera. Dwa słodkie pokurcze, których najchętniej mianowała swoimi maskotkami.

- Może chciałabyś coś na boku? - zagadnął Lewis, którego widziałam może z dwa razy w życiu, ale to mi wystarczyło.

- Nikki! Ten parszywiec chce mnie naciągnąć na dragsy! - Złapałam, stojącego zaraz obok Sixxa, rozmawiającego w najlepsze z Bachem i kimś tam jeszcze, po czym przyciągnęłam do siebie.

- Zaoferuj jej to jeszcze raz, a skopię ci dupę. Ona nie bierze - syknął Sixx, łapiąc Phila za koszulkę. Ten spłoszył się od razu, a ja spojrzałam zaskoczona na Nikkiego. Ten wyszczerzył się do mnie, ale nie zdążyłam nic powiedzieć, gdy stanął przede mną Slash. Ponad jego ramieniem zobaczyłam wgapiającego się we mnie z nienawiścią McKagana. Potrząsnęłam głową i skupiłam się w stu procentach na Slashu. Prezentował się jak zwykle nie najgorzej. Chyba na coś czekał. Spojrzałam na niego pytająco, a po chwili Hudson wyciągnął zza pleców... Zaraz, zaraz. Czy to była róża? 

- Pomalowałem ją na czarno, bo wiem, że nie lubisz zwyczajnych rzeczy - mruknął, wyciągając kwiat w moją stronę. Stałam przed nim kompletnie zbita z tropu i zszokowana. Spojrzałam na jego centralnie zawstydzoną twarz, kryjącą się w mroku włosów. Dodatkowo efekt nadawało, że Slash ukrył za plecami jedną rękę i nie patrzył mi w oczu, wbijając wzrok w czubki swoich butów. Zupełnie jakbyśmy mieli [po pięć lat. To było niesamowicie... Słodkie! Tak! Powiem, że wręcz rozbrajające! Rzuciłam się Slashowi na szyję, wtulając twarz w jego czarne loki.

- Dziękuję! Jest piękna! - krzyknęłam mu do ucha, a po chwili usłyszałam jego zadowolony śmiech.

Tak. To była jedna z najlepszych nocy.

Teraz byłam pewna, że tak już nie będzie. I chyba nigdy nie miało być.

***

- Patrzysz?! - Lee patrzył na mnie z wyszczerzem i potrząsał. - Wróć na ziemię, kochanie!

- Tak, tak. Jasne - wykrztusiłam, marszcząc brwi i rozmasowując twarz. - Zaczynacie?

- Tag - zaśmiał się Sixx, prezentując w pełnej okazałości swoje uzębienie. Oboje z Tommy'm byli niezmiernie podnieceni swoim iście wyszukanym pomysłem. Nie miałam siły już im odmawiać, tylko chciałam, żeby wypili Daniel'sa i dali mi święty spokój. Naprawdę nie byłam w nastroju. Zgarnęli mnie jak chodziłam sama po Sunset Strip. Chciałam pobyć z daleka od wszystkich, pozbierać myśli, kiedy jakiś czarny samochód zatrzymał się tuż obok z piskiem opon. Rewir ulicznic zaczynał się kawałek dalej, więc jeśli myśleli, że taką znaleźli, byłam zdeterminowana im przekazać smutną wiadomość. Jednak zamiast tego ciemna szyba z tyłu zjechała w dół, a ja zobaczyłam wielki wyszczerz Lee, a zaraz po tym jego gigantyczna napuszona głowa wystawała z okna. Razem z Sixxem wracali z Roxy i mieli nadzieję, że dostąpią tego zaszczytu i podrzucą mnie do Hell House. W teorii brzmiało świetnie, ale w praktyce wyszło nieco gorzej. Nie łudziłam się, że tak szybko wrócę, ale to była gruba przesada. Wywieźli mnie na jakieś zadupie, gdzie stały dwa wozy campingowe na krzyż, wyciągnęli z pięć butelek whiskey i zaczęliśmy je wypijać jedna po drugiej. Skończyło się na tym, że opróżniłam trzy czwarte, a oni wykończyli po półtora. Ta, którą teraz trzymał Lee była ostatnia. Normalnie po takiej ilości wlanego w siebie trunku powinnam być niezmiernie zadowolona i szczęśliwa. Jednak sprawa była tak poważna, że nawet to mi nie pomogło.

- To na trzy - zawyrokował Tommy. Trzymał pałeczki i pełną butelkę Jacka w lewej dłoni i uśmiechał się jak psychodeliczna Baba-Jaga. Po chwili prezentacji wsadził szyjkę butelki uradowanemu Nikkiemu do ust. Po zaledwie ćwiartce Sixx się poddał i zwrócił nadmiar alkoholu. 

- Świetnie! Zmarnowałeś takie dobre whiskey! - wydarł się zawiedziony perkusista, patrząc na rzygającego kawałek dalej kumpla.

- Ej, nie krzycz na niego - wybąknęłam, zabierając się za ostatnie łyki mojego płynnego złota. A jeden chuj. Najwyżej nie będę ogarniać, pomyślałam, pijąc resztę Daniels'a. Po chwili wrócił wesolutki i świeżutki Nikki, po czym pierdolnął się na glebę obok mnie i uśmiechnął znacząco. - I co? - spytałam. - Wyrywasz jakieś fajne dupy?

- O! O! - zaczął dukać jak orangutan Lee, przysiadając się po mojej prawej, dzięki czemu miałam Motley'ów po jednej i po drugiej stronie. - Nikki ma nową dziewczynę i nie ma zamiaru powiedzieć, kim ona jest. - Zaśmiał się pod nosem jak najebana nastolatka.

Spojrzałam z lekkim zdziwieniem na mojego sąsiada, ale ten tylko wzruszył ramionami i położył się na ziemi, ciągnąc mnie za sobą. Złapałam Lee za koszulkę i w efekcie domina wszyscy leżeliśmy na trawie, wgapiając się w gwiazdy.

- Kim ona jest? - spytałam, wyobrażając sobie jakąś cycatą laskę.

- Wiesz, że cię uwielbiam, ale nie właź mi teraz w dupę.

- Ej, Tommy! Musimy się dowiedzieć kto to! - Szturchnęłam perkusistę, ale zaraz potem dopadła nas pijacka melancholia. Leżeliśmy jak placki udawaliśmy trupy.

- Ej, ale powiedz mi szczerze, Agacia - mruknął w końcu Nikki. - Jak laski mają ciotę, co nie?

- No, mają. I co z tego?

- To wy produkujecie tam ciepło. Sama kiedyś łaziłaś i marudziłaś, że tak ci gorąco. To czemu nie wymyślić takiej baterii, co się będzie ładowała u was, lasek tam w środku. Ile to energii się marnuje!

- Jezu! Sixx! Ty to masz najebane w tym mózgu. Ja pierdolę! - Tommy przekręcił głowę i rzucił swojemu bliźniakowi spojrzenie mówiące same za siebie.

- Nie. Nie. To jest dobre - wtrąciłam się. - I na opakowaniu, by było 'Bateria dopochwowa. Wynalazca i dystrybucja: Nikki Sixx'.

- Kupiłabyś? - spytał ochoczo.

- Oj, no pewnie. Dla ciebie wszystko. Nikki, kocham cię! - Lee zaczął mnie przedrzeźniać piskliwym głosikiem za co zarobił piąchą w ramię. Jednak to nie wystarczyło, bo mój drogi najebany towarzysz zaczął odczuwać skutki picia dużej ilości alkoholu. Tommy kontynuował swój wywód, drąc się jak pojebany:

- Jak kupuję bilety, na myśl przychodzą mi twoje minety!

- O ty, suko! - krzyknęłam. Poderwałam się z ziemi, chcąc go zabić, ale ten wstał i zaczął przede mną spierdalać. Zygzakiem, ale dzięki temu jeszcze się poruszał. Biegłam za nim, chyba po raz pierwszy od dłuższego czasu, szczerze się śmiejąc.

- Slash wie, gdzie się szwendasz?! - rzucił przez ramię Tommy, ale nie zmienił toru swojej ucieczki. Potykał się i przewracał co chwilę. Ze mną wcale nie było lepiej, jednak nie trwało długo, zanim Lee upadł z wycieńczenia, a ja doczłapałam się do niego. - Wygrałem - wydusił zmęczony, patrząc na mnie z ziemi. Pochylałam się nad nim, starając się utrzymać równowagę.

- Muszę wracać - powiedziałam, a następne wydarzenia pochłonęła wielka niewiadoma ciemność.


Obudziłam się w jakimś mieszkaniu, w jakimś pokoju, na jakiejś podłodze. Usiadłam i rozejrzałam się po wnętrzu, usilnie starając sobie przypomnieć jak tu trafiłam. No, nieważne. Pewnie nigdy się nie dowiem. Najważniejsze, że doszłam do siebie. Miałam tylko nadzieję, że nie wylądowałam u jakiegoś zboka w burdelu. Odgarnęłam włosy i powoli wstałam. Tak. Najważniejsze po nocy chlania. Wszystko robić wolno i z przemyślunkiem. Mimo, że mój kac objawiał się bólem wątroby a nie głowy, stosowałam się do tej zasady. Sambora. Ogarniamy sytuację! Mój mały mieszkaniec łba, którego nazywałam mózgiem, rozkazał zorientować się w sytuacji. Zapaliłam światło. To, co zobaczyłam, o mało nie zwaliło mnie znowu na podłogę.

Bo kiedy to ja spałam na glebie niczego nieświadoma, na łóżku leżał, a właściwie rozwalił się Slash, a zaraz obok niego ramię w ramię Adler. I to w samych gaciach. Całe szczęście, że miał też koszulkę, bo zastanawiałabym się, co tam zaszło. Mój kudłacz trzymał jakąś butelkę i wyglądał ogólnie jak trup. Dobra. Nie było źle. Znajomi w pobliżu, nagich lasek brak, czyli była szansa, że to nie burdel. Chociaż z nimi... Wszystko było możliwe. Jeszcze raz rozejrzałam się po wnętrzu. Czysta pościel, firany, telefon i kwiatki przy łóżku. Hotel? Skoro wiedziałam mniej więcej, gdzie się znajdowałam i z kim, zaczęłam ogarniać siebie. Sukienka, gacie, płaszcz. To ostatnie leżało w rogu. Wszystko było. Nawet moje wielgachne lenonki i chusta. Nie spodobało mi się, że nie miałam stanika. A na pewno go ubierałam! Zaczęłam przeszukiwać pokój. Zaglądałam dosłownie wszędzie. Nigdzie nic. Zrezygnowana przysiadłam na łóżku. Spojrzałam jeszcze raz na śpiących chłopaków. Przekręciłam głowę. Slash na czymś leżał. Postanowiłam to zbadać. I w taki sposób znalazłam swoją zgubę! Nie chciałam budzić tych śpiochów, więc zostawiłam go tak, gdzie był. Najważniejsze, że się znalazł. Odetchnęłam. Gdy nie wiedziałam, co ze sobą zrobić drzwi pokoju się otworzyły i wyjrzała zza nich główka. Konopka?!, podskoczyłam rozemocjonowana, ale zaraz mój entuzjazm zjechał gwałtownie w dół, gdy dziewczyna zwróciła do mnie twarz. Jackie.

- O. Już nie śpisz - rzuciła cicho i lekko.

- Jak widzisz - odpowiedziałam, czując swoją wątrobę. - Gdzie my jesteśmy?

Różowa zachichotała, ciągle stojąc za drzwiami.

- Nic nie pamiętasz? Przyjechaliście do nas z Nikkim i Tommy'm. Byliście w niezłym stanie, więc zadzwoniłam po Slasha, żeby cię odebrał, ale... - Tu wymownie spojrzała na łóżko. - Widać jak to się skończyło.

Znowu się roześmiała.

- To twój pokój? - spytałam tępo, starając się nie dawać po sobie znać, że nieprzyjemne uczucie w brzuchu ostro zaczynało dawać się we znaki.

- Tak jakby - rzuciła Jackie, po czym dała mi znak, żebym poszła za nią. W tej samej chwili Slash jakby wyczuł moment i wymruczał coś przez sen.

- Co ty tam gadasz? - pochyliłam się nad nim, ale znowu zapadł w sen. Super. Pewnie mnie zwyzywał i nigdy się nie dowiem, co o mnie myśli.

- Chyba mruczał coś 'Ang. Tak mi rób'.

- Jackie! - Spojrzałam na nią ostro, ale ta tylko wzruszyła ramionami i zniknęła za drzwiami. Pokręciłam głową, po czym pocałowałam Slasha w ramię, pogłaskałam Popcorna po włosach i wstałam, podążając śladem Parlay. Pierwszym co mnie zaskoczyło po wyjściu na korytarz, był porządek. Wszystko, aż lśniło! Szłam niepewnie za Jackie, patrząc z podejrzliwością na niezadraśnięte ściany, obrazki zawieszone tu i tam, nieskazitelnie czystą podłogę.

- Chodź. Chodź - rzuciła przez ramię różowa, idąc jakieś pięć metrów przede mną. Przyspieszyłam, nie chcąc jej zgubić. Jednak i to mi się nie udało. Zapatrzyłam się na fikuśnie wyglądającą roślinę, która mogłaby zjadać ludzi, a po chwili gdy się odwróciłam, Parlay zniknęła w ciągu drzwi i skrętów.

- Jackie?

Naprawdę mi się wydawało czy ten dom był istnym labiryntem o powierzchni dobrego hektara? Przecież nie zgubię się jak totalny imbecyl w czyjejś chałupie!, krzyknęłam w myślach, starając się dostrzec jakikolwiek ślad Jackie. Nawet przystanęłam, mając nikłą nadzieję, że ją usłyszę. Nic. Zero. Pokręciłam się trochę po korytarzu, ale tych drzwi było od cholery i jeszcze trochę, więc wzruszyłam ramionami.

- Wygląda na to, że wracam do dwóch kudłaczy.

Świetnie. Zaczynam mówić do siebie. Odwróciłam się na pięcie i udałam się w drogę powrotną do pokoju, z którego wyszłam. Raz, dwa. To te po lewej. Na pewno te. Było ich tak dużo, że zupełnie straciłam rachubę. A, walić to! Wchodzę! To muszą być te drzwi! Myliłam się. I to bardzo. Weszłam do pogryzdanego, pozalepianego plakatami i kartkami pokoju. W rogu stała gitara, na łóżku spała blondynka, a tu i ówdzie walały się płyty. Czułam się tu prawie jak w domu, gdyby nie fakt, że tyłem do mnie stał Neil i krzywił się do lustra. Ale... Co to było?! Postawił włosy, ubrał się jak jakiś punk i krzyczał 'Yeah!'. Do lustra!
Stałam w drzwiach nieco zbita z tropu, gapiąc się na to wszystko. Kurwa! Byłam w domu wariatów! A może to wszystko to tylko jakiś cholernie popierdolony sen?! Na szczęście Neil mnie nie zauważył, więc czym prędzej zamknęłam za sobą drzwi i ciągle zszokowana, oparłam się o ścianę. Dajcie mi jakieś kawy, bo nie wytrzymam. Odetchnęłam głęboko. Tak. Trzeba było wrócić do Slasha. I Popcorna, który na nim spał. Przewróciłam oczami i poszłam szukać tego przeklętego pokoju. 

- Strzeżcie się mnie, śmiertelnicy!

Zza którychś drzwi wyskoczył jakiś mały pokurcz z rozłożonymi na bok rękami, przebiegł obok mnie i zniknął za jakimś zakrętem.

- Spoko, Zeusie! - krzyknęłam za nim i otumaniona nacisnęłam klamkę. Boże, żeby to była ta właściwa. 

6 komentarzy:

  1. Hahahhaha..... Leże kobieto przysięgam leże. Nie wiem jakim cudem ty to piszesz ale jak jakiś debil uśmiecham się i ciesze się do tego ekranu. Boże! Lars i Kirk małe maskotki:D chciałabym mieć takie, zachowałabym sobie ( a w szczególności Kirka). Nikki i Tommy oraz ich wspaniałe pomysły....
    Dobra tam śmiechu chichu, a teraz tak poważniej. Jak mi szkoda Natalii biedactwo. Niech jakoś naprawią związek z Axlem tak uroczo do siebie pasowali. Ale w sumie nie wiem czy bym sama wybaczyła takiemu chujowi.
    Troxhe nie obczajałam jaki to moment o co chodzi bo raz coś wspomina potem jest kolejna akcja i trzeba się szybko połapać. Jakbyś pisała nie wiem np.. dwa dni póżniej? Ale to tylko taki komentarz bo ogólnie jest zajebiście, może ktoś inny się połapie może ja tylko jestem taki nieogar.
    A teraz dostajesz Perry opierdol ode mnie! Krótko? Serio krótko? Kobieto ty chyba na łeb upadłaś! I nikt nie jest zawiedziony no przynajmniej ja ( ale ja to przecież wszyscy!). Jeszcze jedno przez jakieś kilka pierdolonych dni nie mogłam zobaczyć tej 2 części vhodż wyskakiwało mi, że jest zrobiona, a jak naciskałam to wchodziło mi na 1 część. Nie wiem może tylko mi coś z laptopem się pieprzy whatever...
    Dobra nie wiem co tu jeszcze dodać... No w sumie chyba to tyle nie wiem czy coś z tego co ja napisałąm zrozumiesz ( bo ja sama nie wiem o co chodzi) ale jest kurwa ZAJEBIŚCIE ! No i na tym skończę KURWIŚCIE ZAJEBIŚCIE ( heuheu zrymowało sie może poetą zostane?)
    ps. co się kryje za tymi drzwiami co otwiera Sambora ?^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ej, ej, Eva! Nie umieraj xD Już sobie wyobrażam jak się uśmiechasz jak debil do ekranu, bo sama to robię, czytając ten komentarz. A bierz Kirka. Ta mała urocza dziewczynka z niego była. A o bliźniakach nie będę nic wspominać... Bo to w końcu oni ;)

      Tzn musisz ogarnąć, nie ma innej opcji. Nie będę już zmieniała rozdziału, więc mam nadzieję, że jako tako ogarnęłaś wszystko. Czasem tak piszę, ale dla mnie to zrozumiałe, a dla kogoś innego nie, więc db, że piszesz. Postaram się tego unikać w dalszej części, choć niczego nie obiecuję xD

      Krótko, bo chciałam, kochana napisać dłuższy. Cóż. Utknęłam w ostatniej scenie, wykasowałam ją i trochę ubyło, dlatego piszę, że krótko. Naprawdę nie miałam takiego zamiaru. Oj, Eva. Wgl czemu dopiero teraz piszesz, że tu jesteś, hę? WHY?! Tak. Ty to wszyscy xD haha Nic z Twoim kompem się nie dzieje, bo ja ten rozdział opublikowałam, a potem znowu wróciłam do wersji roboczej, więc easy peasy.

      Rozumiem wszystko i obiecuję, że następny post będzie dłuższy xD Haha miło mi! Kurwiście zajebiście, że to czytasz i marnujesz swój czas! ;*

      PS Chyba nic strasznego heh

      Usuń
  2. Jeb. Jeb. Jeb. Jeb. Faith nie ma pojęcia o czym pisać. Znowu. ;___; Komentarz ten będzie kompletną porażką, droga Perry, więc się przygotuj na horror. A zacznę od tego, że miałam już Ci jakąś wiadomość wysłać (oczywiście, z oskarżeniami i pretensjami), że był sobie ten rozdział wcześniej, a potem (tak, jakbyś serca nie miała) przywróciłaś go do wersji roboczej i moje plany chuj strzelił! Dziękuję, za uwagę - teraz rozdział.
    Mnie tam nie zawiodłaś (tak Eva, rzeczywiście wychodzi, że Ty to wszyscy. XD), a rozdział krótki nie jest, więc nie marudź, bo od marudzenia to ja tu jestem. A marudzić będę o... o... Czekaj, muszę się chwilkę zastanowić... O Duffie, Slashu i Agacie. Temat jest ten bardzo lubiany przeze mnie, ponieważ lubię sobie na McKagana pokrzyczeć. A tu jest dużo powodów do tego... 1. Chajtnął się z Mandy - Ciągle nad tym ubolewam, choć Sambora i Hudson to raczej lepsze połączenie, a przynajmniej tak mi się wydaje. Jednak on zrobił to... Ale o tym w punkcie numer - 2. Zachowuje się jak debil i chajtnął się po roku od 'zerwania' z Agatą. Pozostaje tylko go zabić, bo co innego?
    Jak pewnie już wiesz, zawsze przy Twoich rozdziałach się śmieję, więc nie będę opisywać pewnych zdarzeń z mojego życia, które wydarzyły się podczas czytania. Byłoby to dziwne i nienormalne, a nie chcę upaść jeszcze niżej. XD Dlatego przejdę do innego tematu, którym jest moja ciekawość. Następny rozdział ma być szybciej, rozumiesz Perry?! Bo jak nie zrozumiesz, to przyjdę do Ciebie z moim wiernym przyjacielem - Panem Tłuczkiem. Wszyscy go kochają, mówię Ci.
    To co? Ja idę, co nie? Raczej trzeba, bo zawsze jak grożę to pora, aby uciekać, bo ktoś to jeszcze gdzieś zgłosi... XD
    Weny, Perry i wybacz, że tak krótko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znowu dostałam opieprz jak widzę xD Co do rozdziału mam już go napisanego, ale nie dam wcześniej niż za dwa dni. Muszę go jeszcze dopracować i podopisywać sceny.

      Usuń
  3. Perry, łaskawco i królu! Wybacz mi, wybacz mi, wybacz. Powinnam skomentować dużo wcześniej, no ale... .-. Ale wybaczysz, nie? Musisz!
    Dobra, bez zbędnego pitolenia, przechodzimy do rozdziału :v
    Genialny i bezbłędny, no kurde nie ma się do czego przyczepić xD
    1) Jest dużo Sambory, którą uwielbiam, cmok cmok. Jakbym była facetem to po całym świecie bym takiej szukał. Tu niby zwariowana dziewczyna pochłonięta przez wir szaleństwa i zabawy, a jak przyjdzie co do czego jest cudowną, troskliwą przyjaciółką, która założę się oddałaby za Konopkę nawet swoje życie.
    2) Właśnie, Konopka. Jezu, jak mi jest jej cholernie żal. Tak czułam, że poroni, no ale mimo wszystko... bardzo mi jej szkoda. Jedyny plus (o ile w takiej sytuacji można w ogóle mówić o jakichś plusach) jest taki, że nie zostanie samotną mamą. Chyba, że jeszcze czuje coś do tego rudego skurwiela, który tak mnie ostatnio w tym opowiadaniu wkurwia, że tylko go powiesić za jaja! Niby też się przejął tym poronieniem, był przygnębiony, PRZYTULIŁ AGATĘ(!) itp itd, ale... ale to nadal jest chuj. Yep.
    3) Wiesz, dzięki Twojemu opowiadaniu polubiłam Motleyów. Nie żebym ich wcześniej nie lubiła, ale zwyczajnie się nimi nie interesowałam. A teraz Sixxa i Lee darzę mega sympatią. Ta dwójka jest pozytywnie dojebana XD A, właśnie! Dziewczyną Nikka jest nasza Jackie? 8)
    I ten, kurcze pisałabym dłużej, ale już mnie nosi, bo chcę czytać nowy rozdział haha. Buźka!

    OdpowiedzUsuń
  4. Witaj Perry, ave!
    Dum. Dum. Czy to tutaj miałam informować? Chyba tak.
    A więc u mnie szósty.
    http://not-havingheart.blogspot.com/2014/11/rozdzia-vi-dream-no-1.html?m=1
    Ha, i jak coś to nie miej mi za złe niedotrzymania słowa o tych dwóch tygodnia, bo nie czytałam praktycznie niczego przez 3 ostatnie i... no w chuj, po co Ci się tłumaczę? Ty zrozumiesz, coo? ;__;

    OdpowiedzUsuń