Perry mówi:
Dziś dorzucę parę gifów. Jest to wyjątek, ale nie mogłam
się powstrzymać ;D
Dzieci śmieci! Ten rozdział zajął początkowo w Wordzie...12 stron!
:O
Easy peasy, podzieliłam go na dwa.
Mam nadzieję, że się Wam spodoba, a jak nie to wypierdalać!
Bo mi się podoba!
I w końcu Jackie White! Jak dla mnie pasuje idealnie.
Może trochę za krótkie, ale co tam.
Jebać to, moi drodzy!
- Cicho! Cicho, bo ją obudzisz!
- Ej, czy to co robimy nie jest
przestępstwem?
- Ha! Od kiedy to przejmujemy się tym
co nielegalne?
- Was chyba totalnie pojebało! Jak się
obudzi, to mamy przesrane!
- Weź się nie zesraj!
Przytuliłam się do mojej poduszki z
lekkim uśmiechem na twarzy. Znowu śnił mi się kolejny sen z z serii 'Kiedy to
się mieszkało w Los Angeles...'. Nie należały do rzadkości, ale nie zdarzały
się też specjalnie często. Bez otwierania oczu wiedziałam, że w pokoju wciąż
było ciemno, jednak nie miałam zamiaru wstawać. Należało mi się. I nikt nie
miał prawa przerwać mi tego wspaniałego poranka. Bądź popołudnia. W każdym razie
wydawało mi się, że czułam męski zapach na poduszce. W sumie czułam się jakbym
leżała komuś na kolanach. A po chwili coś zatrzęsło moim łóżkiem. Co?! Moment!
Trzęsienie ziemi?! Otworzyłam szeroko oczy i podniosłam się. To, co
zobaczyłam wcale nie było wnętrzem mojego pokoju. Zdecydowanie nawet go nie
przypominało. Pierwszą rzeczą jaką zobaczyłam był przyklejony prosto przed moją
twarzą plakat. Ale nie
Soundgarden, Alice In Chains czy Mother Love Bone. Przekręciłam głowę, żeby się mu
przyjrzeć. W głowie mi się kręciło, więc nie mogłam nic przeczytać.
Jednak nagle cały budynek, aż
podskoczył. Byłam pewna, że kamienica wcześniej się nie poruszała, a tutaj w
każdym oknie widać było mijany krajobraz. Drzewa, niebo, domy szczęśliwych
amerykańskich obywateli zlewały się w jedną całość. Obok mnie
siedział Izzy! Ścisnęłam powieki, mając nadzieję, że to tylko jakiś dziwny sen.
- Wszystko ok, dziecinko?
Gwałtownie spojrzałam na mojego
rozmówcę i gdy zobaczyłam Mandy siedzącą przede mną, podskoczyłam i zaczęłam
się cofać przerażona.
- Ej, spokojnie! - mówiła, starając się
mnie opanować, ale serce szalało mi jak ptak w klatce i bałam się, że zaraz
wyskoczy.
- Co jest kurwa grane?! - krzyknęłam,
idąc w tył jak najdalej od tej szajbuski. O mało się nie przewróciłam przez
werbel, a potem uderzyłam plecami o kogoś stojącego za mną. Odwróciłam się i
zobaczyłam Slasha. Jak w tanim horrorze, spierdoliłam od nich jak najdalej
tylko po to, żeby przekonać się, że jestem zamknięta w autobusie razem z Guns
N' Roses i dwoma dziewczynami. Latałam po aucie w samej flaneli jak
popierdolona w tę i z powrotem, drąc się na całe gardło. - Gdzie
jestem?!
Zainteresowani patrzyli tylko na mnie,
czekając aż mój atak paniki minie. W końcu cała zestresowana skuliłam się w
kącie niczym przestraszone zwierzę bliskie zawału. Nie rozumiałam, co działo
się dookoła mnie. Dlaczego nie obudziłam się po prostu w moim mieszkaniu?
Przecież zasypiałam w tej samej koszuli, którą miałam w tej chwili na sobie.
Jak to możliwe, że jechałam właśnie nie wiadomo gdzie autobusem z ludźmi,
których zostawiłam w hotelu poprzedniej nocy? Czując jak stres i myśli dobijają
moją głowę, przycisnęłam pięści do czoła i zacisnęłam powieki. Tylko nie rycz.
Nie rycz, idiotko!, darłam się na siebie, wiedząc, że nic to nie da.
Spanikowałam.
Nie wiem ile czasu spędziłam na ziemi,
zanim podszedł do mnie Izzy. To jego zapach czułam przed całkowitym wybudzeniem
i to na jego kolanach spałam. Na początku nie wiedziałam, że kucał przede mną.
Dotknął delikatnie mojego ramienia i mruknął cicho:
- Nie denerwuj się, Angie. Wybacz, że
robimy to w ten sposób, ale nie zostawiłaś nam wyboru.
- O czym ty mówisz? - spytałam, usiłując
opanować drżenie głosu i wszystkich mięśni.
- Nie postąpiliśmy
jak dżentelmeni, ale...
- Jak dżentelmeni?! - krzyknęłam. -
Porwaliście mnie! Nie wiem jak weszliście do mieszkania, ale chuj już z tym!
Macie się zatrzymać!
Izzy zrobił ironiczną minę jakby
słuchał idioty, a mi wydawało się, że widziałam Judda Nelsona z Klubu
Winowajców.
Po chwili odwrócił się do reszty, która stała trzy
metry za nim jak na pogrzebie. Wszyscy popatrzyli po sobie i dali znać
potakującymi ruchami głów zupełnie jakby głosowali. Czarny spojrzał jeszcze raz
na mnie, westchnął i wplótł palce w moją dłoń.
- Angie... Jesteśmy w San Diego.
- Muszę do łazienki.
***
Nie wiem co było w moim żołądku, ale
wszystko zostało zwrócone do zniszczonego i prawie niedziałającego klopa.
Klęczałam przed kiblem, a Izzy trzymał mi włosy. Gdy dowiedziałam się,
dokąd mnie wywieźli, poczułam ostry ból w gardle i wiedziałam na co
się zbiera. Stradlin chyba załapał co się dzieje, pomógł mi wstać i zaprowadził
do wucetu. Niemal od razu puściłam pawia. Świetnie. Naprawdę genialnie.
Nie ma to jak zrzygać się przed chłopakiem. Trzeźwym chłopakiem. Musiałam wyjść
na jakiegoś słabeusza, który wymiotuje za każdym razem, gdy się stresuje.
Jednak Izzy nic nie mówił. Nie skarżył się. Wciąż stał za mną, co chwila
poprawiając mi włosy. Chciałam, żeby sobie poszedł, ale wiedziałam, że te moje
protesty na nic się zdadzą. Mimo to, byłam mu jednak wdzięczna. Za to, że jako
jedyny z tej całej hołoty ze mną został.
- Rany! Ang! Co ci się stało?!
Gwałtownie wyjęłam głowę z klopa.
Usłyszałam za plecami znajomy głos i znieruchomiałam. Boże! Co tu się kurwa
dzieje?!, wrzasnęłam w myślach, bojąc się odwrócić. Jednak Izzy zareagował
przede mną.
- Wypierdalaj, młoda! Nie teraz!
Maggie. Maggie? Maggie! Co tu do kurwy
nędzy robiła Maggie?! Wszystko zaczęło się pierdolić. Nie mogła jedna rzecz,
musiało wszystko na raz! Zajekurwabiście! Nie dość, że wplątali mnie w swoje
popierdolone życie, porywając mnie, to jeszcze pociągnęli za sobą Cornell.
Wiedziałam już co zrobię, gdy dojedziemy do celu. Bez względu na zdarzenia,
musiałam odstawić młodą do domu. Wychodzi na to, że obudziły
się w tobie instynkty macierzyńskie, panno Sambora, rzucił jakiś
ironiczny głos w mojej głowie. Przewróciłam oczami. Chciałam mu odpowiedzieć
czymś niezbyt miłym, ale wstrząsnął mną spazm i kolejna porcja moich
wnętrzności znalazła się w sedesie.
- Świetnie... - mruknęłam, czując łzy pod
oczami.
- Długo jeszcze kurwa?! - Axl wpadł do
łazienki i zaczął się ciskać. - Nie można nawet w spokoju się wyszczać!
- Nie widzisz, że mamy problem?! -
odkrzyknął Izzy, odwracając się do rudego, ale nie
puszczając moich włosów. - My ją tak załatwiliśmy, więc się odpierdol!
- My?! Chyba się przesły...
Dalsza wypowiedź została zagłuszona,
gdy Izzy zatrzasnął nogą drzwi Axlowi przed nosem. Gdybym nie czuła się jak
gówno, zaśmiałabym się z poniżenia rudzielca. Naprawdę nie miałam pojęcie co
Konopka w nim widziała. Jak dla mnie był to kawał skurwiela. Jednak Natalia
zawsze musiała robić sobie pod górkę. Izzy westchnął. W pewnym sensie Stradlin
wykazał się odwagą. Duff sam mówił mi kiedyś, żeby nie zadzierać z Rosem. Mimo,
że nikt jej nie przestrzegał, złamanie tej zasady równało się niemal z
bohaterstwem.
- Lepiej? - spytał, po raz setny
odgarniając mi włosy z twarzy.
- Izzy. Co tu robi Maggie? - spytałam,
odwracając się i siadając przy sedesie. Stradlin spojrzał na mnie pytająco,
jednak wcześniej zdjął mi z nadgarstka gumkę wyglądającą jak kabel od telefonu
i związał mi włosy w luźny kok.
- Jaka znowu Maggie?
- Młoda. Ta blondynka, którą
zabraliście. Nie powinna tu być.
- Stała na wyjeździe ze Seattle i
błagała o podwózkę dokądkolwiek. - Izzy wzruszył ramionami. - Adler nie miał
siły, żeby jej odmówić, więc...
- Wspaniale - mruknęłam. Spojrzałam na
Stradlina. Usiadł naprzeciwko mnie pod zlewem i uważnie mnie obserwował zza
czarnych okularów. Nie umknęło mojej uwadze, że gapił mi się na nogi. Ale
bez tego nie byłby sobą. W każdym pasażerze wesołego autobusu było coś takiego.
Gdy widzieli dziewczynę, od razu ją oceniali i lustrowali spojrzeniami.
Schlebiało mi to w jakiś sposób, jednak większa część mnie się wstydziła tych
niecenzuralnych rzutów oka. Odchrząknęłam, mając nadzieję, że odwrócę uwagę
Izzy'ego. I udało się.
- Widzę, że czujesz się już lepiej,
panno Sambora. - Uśmiechnął się, a ja odpowiedziałam tym samym. Wstałam, a
chłopak od razu podszedł do mnie, zupełnie jakbym zaraz
miała stracić równowagę i pierdyknąć czaszką o sedes. Piękna
śmierć... Już wyobrażałam sobie lekarzy dookoła zwłok, śmiejących się z powodu
zgonu.
- Dzięki, kochanie. Ale teraz musisz
wyjść. Muszę się wykąpać - powiedziałam, patrząc z uśmiechem na czarnego, który
najwidoczniej nie miał ochoty zostawiać mnie samej. Szczególnie po odkryciu
moich zamiarów. Gdy kazałam mu wyjść, opuścił okulary i patrzył jakby zaraz
miał się rozpłakać. - O, nie! - zaczęłam się śmiać i dosłownie wyrzuciłam
Izzy'ego z łazienki.
***
- Wyglądasz... Hm... Dobrze.
Izzy zaczął dosłownie tarzać się po ziemi ze
śmiechu, a Steven starał się nie wybuchnąć, ale widziałam, że chichotał,
zasłaniając usta ręką. Wyglądał jakby oceniał swoje dzieło, jednak długo nie
wytrzymał w tej pozie. Podczas gdy oni mieli ze mnie polewkę, stałam jak
totalna sierota na środku ze spuszczoną głową.
- Chłopaki... - zaczęłam niepewnie, ale Adler ze
Stradlinem byli zbyt zajęci sobą, żeby odpowiedzieć na moje wezwanie. -
Chłopaki. Czuję się jak idiotka - dodałam, patrząc na czubki butów.
- Nie... No... Dobrze jest - wydusił z siebie Izzy.
- Tylko...
- Te kolczyki nie pasują - dokończył Steven, ledwo
trzymając się na nogach. Tak. Daj facetowi się pobawić, to zrobi coś
idiotycznego. Po szybkim umyciu się w umywalce okazało się, że wszystkie moje
ubrania zostały w mieszkaniu w Seattle, a Alan już kogoś wysłał, żeby je
przywiózł. Szmaty Konopki znajdowały się wewnątrz bebechów autobusu i nie było
możliwości jak na razie ich wyciągnięcia. Izzy z Popcornem wpadli więc na
pomysł ubrania mnie. Podobno zostały jakieś ciuchy po dziewczynach, które
bzyknęli parę tygodni temu. O tym, że laski były dziwkami dowiedziałam się
dopiero po stylizacji. Wyglądałam jak najgorsze wcielenie Madonny przejechane
przez tira i wepchnięte do ścieków. Chłopacy wcisnęli mnie w gorset, na to
narzucili różową skórę, kazali włożyć trzy halki, rękawiczki po łokcie i
jeszcze do tego obsypali mnie koszem święcących zawieszek, koralików i
innej tandety. A teraz podziwiali swoje dzieło, a właściwie wyśmiewali je, a ja
musiałam to znosić. Mam już dosyć swojego pecha, pomyślałam, wzdychając. To
wszystko trwało może z dziesięć minut, zanim Izzy i Steven się opanowali i
pomogli mi zdjąć cały ten szajs. Czułam się niemal jak modelka, gdy dwóch gości
biegało dookoła mnie.
- Nie macie innych ubrań? - spytałam żałośnie,
gotowa wrócić do alaskowej flaneli.
- A no mamy. Lecę coś ogarnąć - rzucił Popcorn i
dosłownie wybiegł z pokoiku. Znajdowaliśmy się w małym pomieszczeniu na końcu
autobusu, gdzie pod ścianami stały kanapy. Izzy mówił, że najczęściej tu pili,
ćpali i spali. Coś jakby sypialnia. Steven wrócił dosłownie po sekundzie z
mnóstwem ciuchów w ramionach i Slashem za plecami. Blondyn jak zwykle uśmiechał
się szeroko. Poddreptał do mnie, rzucił ubrania pod nogi Stradlina, po czym
razem zaczęli przeglądać nową garderobę. Slash w tym czasie usiadł w rogu,
odpalił papierosa i przyglądał się naszej trójce. Czułam jego spojrzenie na
sobie, co bardzo mnie krępowało.
- Masz to! - Steven podsunął mi pod nos męską
bluzkę z napisem 'Wanna fuck?'. Spojrzałam na niego z miną 'Serio?', ale on
tylko potrząsnął ciuchem, każąc mi zakładać. Przewróciłam oczami, ale wzięłam
ciuch, odwróciłam się do nich plecami, żeby zdjąć jakiś obleśny top i
przyodziać koszulkę. Przy Izzym i Stevenie mogłam się rozbierać, ale nie przy
Slashu.
- No i świetnie! - pogratulował mi Adler, a
Stradlin rzucił we mnie skórzanymi szortami. Oceniłam je i powiedziałam:
- Ej. Ale wiecie, że to odsłania połowę dupy?
- I co z tego? - Obaj spojrzeli na mnie jakbym była
niepełnosprawna.
- Nie. No nic - odparłam. Następnym elementem była
flanela. Ale nie moja. Ta też była męska, niebieska w małą kratę. Miała
podwinięte rękawy ponad łokcie.
- Czyje to? - spytałam, przykładając ją do siebie.
- Moje. - Oczywiście. Mogłam się domyślić, że to
cudeńko należało do pana Hudsona. Prawie zapomniałam o jego obecności.
- Nie gadaj, tylko się ubieraj! - uciął Steven, a
ja nie mogłam z nim dyskutować. Naprawdę wczuł się w rolę stylisty. Gdybym nie
była jego manekinem, pewnie uważałabym to za słodkie. Po flaneli nastał czas na
buty. Izzy znalazł niskie czarne kowbojki. Chyba musiały być Stevena, bo
rozmiar jako tako pasował. Ten jednak milczał. Zawiązali mi bandany - jedną na
kostce, drugą na nadgarstku. Izzy na koniec zdjął krzyżyk, który nosił na szyi
i dał mi go. Gdy wszystko było na swoim miejscu, obaj wstali i zaczęli mnie
oglądać. Stradlin jeszcze podszedł, potarmosił mi włosy, a potem pocałował w
policzek.
- Jesteś moim największym dziełem - rzucił
zadowolony i spojrzał na Stevena, któremu wyszczerz nie schodził z twarzy.
- Jak dojedziemy, kupię ci coś seksownego - dodał
blondyn.
- Jak dojedziemy, biorę Maggie i wracam do Seattle
- odparłam, uśmiechając się krzywo.
- Nie ma takiej opcji! Nie masz do czego wracać.
- Co? Jak to? - spytałam, nieco zbita z tropu. To
zabrzmiało groźnie. Nie wiedziałam, czy chcę znać ciąg dalszy. Moi styliści
popatrzyli po sobie i jak na komendę odwrócili do mnie plecami, zmierzając do
wyjścia. Próbowałam ich zatrzymać, ale nic to nie dało. Spierdzielali jakby
mieli motorki w tyłkach. Super! A myślałam, że mogę na nich liczyć!
Gdy zamknęli drzwi, zwróciłam się do jedynej towarzyszącej mi w
tym momencie osoby. Slash siedział, a właściwie w połowie leżał i wciąż mnie
obserwował.
- Może ty mi to wyjaśnisz, co? - spytałam, ciskając
się z westchnieniem naprzeciwko Mulata. - Daj fajkę.
- Myślałem, że nie palisz - powiedział lekko
zdziwiony.
- Pierdolę to - odparłam. - No więc?
- Steven ma rację. Nie masz pracy, więc nie masz do
czego wracać - mruknął lekko Slash, zapalając kolejnego czerwonego malboro.
- Co?! Jak to nie mam pracy?! - wrzasnęłam,
podskakując w miejscu. Nie byłam wczoraj, ale te dni zawsze miałam wolne. Jeśli
jeszcze latałyby dziś samoloty z San Diego do Seattle, mogłabym zdążyć do Ok
Hotel na swoją zmianę. Odprowadziłabym Maggie do rodziców i wszystko by się
ustabilizowało. Jakim to znowu cudem Slash mówił mi, że nie mam do czego
wracać?!
- No zadzwoniłem do twojego szefa i powiedziałem,
że rezygnujesz.
- Sam w życiu by ci nie uwierzył - syknęłam
lodowato, mierząc chłopaka. Ile bym dała za umiejętność zabijania spojrzeniem!
- He. - Slash zaciągnął się papierosem. - Ale
uwierzył twojemu chłopakowi. Powiedziałem, że jedziemy do twojej mamy i wyjazd
będzie trwał aż do odwołania.
W tej chwili rzuciłam się na chłopaka z zamiarem
oderwania mu wszystkich kończyn.
- Tak ci ryj rozkwaszę, że ci
żaden make-up nie pomoże!
Slash początkowo się przestraszył, ale potem
zasłonił się ręką, podczas gdy ja starałam się odsłonić mu twarz. Nasza
szarpanina nie trwała długo, bo chłopak rozsunął nogi, na których siedziałam i
poleciałam na ziemię. Uderzyłam tyłkiem tak mocno, że poczułam jak ból
promieniuje od kości ogonowej w górę kręgosłupa. Skrzywiłam się. Super. Jak
zwykle. Nawet bić się nie potrafiłam.
- Cholera! - rzuciłam, czując łzy na powiekach.
Dupa mnie bolała, nie miałam pracy, pieniędzy, zostałam porwana. Co jeszcze
musiało się wydarzyć, żebym uznała moje życie za totalnie pechowe?! I
jeszcze kurwa Sam! Nie sądziłam, że nabierze się na tanią sztuczkę z wyjazdem
do chorej matki.
- Ej. Wszystko w porządku?
No, tak! Zapomniałam jeszcze o nim!
Slash kucnął przede mną, a ja nie mogłam wytrzymać. Wybuchłam płaczem. Tak.
Jeśli ktoś chciał się przekonać czy potrafię być rozhisteryzowaną nastolatką,
pragnącą wrócić do domu, to mógł nacieszyć oczy. Czułam, że byłam w totalnej
rozsypce. Jednak nagle coś we mnie pękło. Poczułam jakby cała cholerna rozpacz
odeszła, a na miejsce wróciła dawna ja. Rzeczywistość przetrzepała mi w tamtym
momencie fizis! Coś wyraźnie krzyczało w mojej głowie wszystkie przekleństwa
świata. Przestałam płakać, a zamiast tego zmarszczyłam brwi i poczułam jak
dziwna siła wraca mi dawne życie. Koniec tego użalania się nad sobą! To jakieś
kurewsko! Miałam dość! Najchętniej złapałabym za Skorpiona i wystrzelała
wszystkich do nogi! Nie miałam
pracy? Trudno! Poradzę sobie. Wstań, głupia szmato! Nie będziesz się tu
rozklejać! No, już! Wstawaj! Podniosłam się i rzuciłam wyzywające spojrzenie
Slashowi. Chyba nie spodziewał się takiej reakcji, bo odsunął się, nie wiedząc,
co zamierzałam zrobić.
- Muszę się napić! - rzuciłam władczo i z szatańskim uśmiechem wyszłam z pokoju, ciągnąc za sobą Slasha.
Rozdzialik boooski... hahahahahaha... wiedziałam, że ją porwą... co innego mogli zrobić
OdpowiedzUsuńIzzy chyba został moją nową miłością...taki kochany i opiekuńczy... niech On będzie z Agatą ❤❤❤
A wgl to nieźli z nich styliści choć ja nie słyszałam nigdy o bandamie na kostce...ale ja zacofana trochę jestem XD
Wielki powrót Maggie !!! Hihihihihi... ❤
A tak not btw to nie kumam Agaty... przecież Sam napewno jeszcze nikogo nie znalazł... mogła zadzownić powiedzieć, że kolega zrobił jej żart... cokolwiek... nie rozumiem jej toku myślenia... ale podoba mi się groźna Sambora... chyba sobie zapisze ten tekst z make-upem... przyda się...
Czekam na nowy rozdział... ❤
~NieszczęśliwieZakochana
To są skutki picia wódki ;D i tak większą część pisałam na trzeźwo, więc nie wiem co lepsze. No z tym porwaniem to było naprawdę realne xd Steven ją ostrzegal, że mają plan ;D
UsuńIzzy wgl jest świetny. Szkoda, że tak go mało w innych opowiadaniach. A jest to chyba jeden z ciekawszych Gunsów. Ale jak się nam Stradlin rozgadal! Hoho xD z Agatą? Zobaczymy.
Najlepsi styliści ever!!!
Meg musiała się pokazać. Mam plany co do tej postaci ;)
Ojeny. Wiesz jak to jest z tymi babkami jak są wkurwione. Dużo przeszła - Wybacz jej.
Rozdział juz jest gotowy, ale pokaże się najszybciej jutro! :*
Hahahahahahahaha... plany wobec Maggie... ona to by chciałam z Rosem ale typ już zajęty...
UsuńNo niech pomyśle... dobra, wybaczam... ale i tak jest głupia...
Czekam z niecierpliwością...❤❤❤
~NieszczęśliwieZakochana
Już ja wiem, co ona by chciała. Oj, tam głupia od razu. Oni wszyscy są siebie warci xD
UsuńEj, ej. Żal mi was. Ja tu jestem. A wy tak bezczelnie tu wchodzicie na mój temat. No dobra, niby na Maggie... Ale zrozumiałam przekaz. XD A chciałabym. A co? Nikt mi nie zabroni. XD
OdpowiedzUsuńIzzy i Steven są najlepsi. <3 Bo ogólnie to może Izzy jest Gunsem i chodzi przyćpany, ale tak ogólnie to jest chyba najbardziej ogarnięty. A przynajmniej się stara jak widać. :D Ej, co ty mówisz, że go mało w opowiadaniach? Ja czytałam mnóstwo opowiadań, gdzie Izzy był główną postacią. Serio.
Świetnie opisałaś to, jak Agata się budzi w tym autobusie. Ale od razu po przebudzeniu każdy nie ogarnia, co się dzieje. Chociaż tu naprawdę wygląda, jakby coś się jej jebało z psychiką, ale... To Agata. XD
Slash...Hmm... No ja tu chyba nie będę nic mówić. Poczekam na rozwinięcie akcji.
Maggie. <3 Cieszę się, że masz plan. Mam nadzieję, że nie będę chciała cię zabić. XD
I tym o to sposobem doszłam do ostatniego opublikowanego rozdziału. Jeeeej! Udało mi się. :D
Izzy to jeden z lepszych gunsow ever! Steven tez :D mam do chłopaków sentyment. Slash co? Hm. No ja też czekam na rozwinięcie akcji xd Meg jest Wgl zawsze wyskakuje tak totalnie z dupy hahha xd no, ale przypomina trochę Agatę. Pewnie mnie zabijesz.... Hard! mówię Ci! Zaszokowalas mnie! Teraz poczuj jak to jest czekać na kolejny rozdział xd
OdpowiedzUsuńGenialny rozdział! :D Za takimi wesołymi, rock'n'rollowymi, popieprzonymi akcjami tęskniłam!
OdpowiedzUsuńNienawidzę Agaty strasznie. Myśli tylko i wyłącznie o sobie! -,- Jeszcze bym zrozumiała, że Duff'a zostawiła, ale co do chuja pana jej strzeliło do głowy, żeby tak zostawiać Natalię. Co Oni musieli przeżywać. Powinni ją zostawić w tym zasranym Seattle i niech tam żyje tym swoim nudnym życiem!
I w ogóle genialne są u Ciebie postacie. Rozpierdalając czasami swoimi czynami, ale nie zrobiłaś z Nich totalnych debili, jak na niektórych blogach robią. I Slash jest genialnie pewny siebie. Prawdziwy Slash. Ogólnie prawdziwi Gunsi.