Perry mówi, więc zamknijcie mordy:
Coldplay. Stary dobry Coldplay.
Byłam na koncercie i zagrali za-je-bi-ście!
Dodałam też parę zakładek jakby ktoś nie widział.
Miss Nothing powinna zajrzeć ;)
Ja pierdolę i mi się tu nie podoba!
Wyszłam na balkon. W końcu w ciągu tej
nocy przepełnionej wrażeniami mogłam pobyć sama. Spojrzałam za siebie. Hotelowy
pokój o białych ścianach przeładowany ludźmi wydawał się żyć własnym życiem. W
sumie nie miałam pojęcia co tam robiłam. Ok Hotel nie był taki brudny jak na
początku mi się wydawało i ogarnęłam go szybko w godzinę z pomocą Natalii,
Izzy'ego i Stevena. Duff wyniósł dwa razy wielkie worki ze śmieciami, a Slash
pospijał resztki alkoholu jakie zostały w dzbanach. Uważał, że poświęcił się
dla wyższej sprawy.
- Dzieci w Afryce nie mają piwa, więc
trzeba było wypić - próbował się tłumaczyć i wyglądać przy tym na mądrego.
Pokiwałam tylko głową z politowaniem i sprzątałam dalej. Aż się zdziwiłam, że
ze Stradlina i Popcorna takie zdolne pomagiery. Jak chcą, to potrafią. A potem
wysłali Natalię, żeby mnie namówiła na pójście z nimi do ich hotelu. Dziewczyna
tak błagała, że serce omal mi nie pękło. Poszłam, ale ciągle prześladowało mnie
dziwne uczucie, które kazało mi wypierdalać jak najdalej. Zignorowałam je, a
jakże! W końcu nie widziałam się z moją przyjaciółką cały rok i gdyby nie to,
że te pijaczyny przyszły akurat do klubu, pewnie nie spotkałybyśmy się już
nigdy. A miała wiele do opowiedzenia. Wspominała praktycznie każdy koncert,
ludzi, których poznała, gdzie nie była, czego nie jadła, ale zawsze
podkreślała, że to wszystko było nic niewarte beze mnie. Może mówiła tak, żebym
poczuła się lepiej... Nie wiem. W każdym razie zarzuciła mnie tyloma
informacjami, że i tak nie zapamiętałam nawet połowy. W pewnym momencie Axl
zabrał ją dla siebie jakby uważał, że mu ją ukradnę, przez co byłam zdana na
obijanie się między dwoma parkami - Rose'a z Natalią i Duffa z żoneczką. Ja
pierdolę. Chyba musiał być w Vegas i mieć zamiast księdza jakiegoś
tłustego cherubina. Nie chodzi, że była brzydka czy coś. Tylko... Żenić
się? Pojebało go chyba do reszty. Nie wiem jak to było możliwe, że znosiłam
jego obecność. Nawet specjalnie zazdrosna nie byłam. Nie. Właśnie powiedziałam
coś kompletnie bez sensu. Okłamałam was, słońce i gwiazdy. Już nigdy więcej
tego nie zrobię. Jednak długo nie byłam sama. Slash naskoczył Duffowi na plecy,
przepchnął się przez niego i blondynkę, a potem złapał mnie za rękę i
wystrzelił przed siebie, ciągnąc mnie za sobą. Myślałam, że się zabijemy.
- Slash! Stój! - krzyczałam, ale mój
towarzysz nie miał zamiaru zwalniać. Słyszałam jak ktoś za nami wołał, ale nie
miałam pojęcia, kto to był ani czego chciał. Dopiero, gdy wszyscy zostali
daleko w tyle, zatrzymał się. - I po co to było? - rzuciłam, opierając wolną
rękę na biodrze. Slash odrzucił włosy do tyłu, ale i tak nie widziałam twarzy
mimo, że nie miał ze sobą cylindra.
- A no po to - powiedział, uśmiechając
się szeroko i zbliżając do mnie. Patrzyłam na niego podejrzliwie, ale Slash był
bardzo rozradowany, co dodatkowo mnie rozśmieszyło. Chłopak przeniósł moją rękę
na swoje ramię, przyciągnął do siebie tak, że stykaliśmy się biodrami, a potem
zaczął tańczyć. - Zadowolona? - spytał, schylając się nade mną.
- Ale Slash. Zdajesz sobie sprawę, że
nie ma żadnej muzyki.
- No, to co z tego?
- Nie, no nic.
I tak to wyglądało. Sami w środku
miasta przed jakąś neonową witryną sklepową. O naszym tańcu nie muszę
wspominać. W czasie tej długiej chwili przez głowę przeleciały mi prawie
wszystkie wspomnienia związane ze Slashem. Drgnęłam, mając nadzieję, że chłopak
tego nie zauważy. Myliłam się.
- Co się stało? - spytał, a ja
dziękowałam Bogu za to, że ludzie nie potrafią czytać w myślach. Miałam mu
powiedzieć o nocy w zoo, która była moim największym upokorzeniem, ale zarówno
niosła ze sobą czyste emocje? O tym jak żałuję tego, co między nami zaszło i
równocześnie przypominam nieziemską rozkosz? Nawet ja nie mogłam pojąć jak w
ogóle mogłam widzieć coś zarówno w czarnych jak i białych barwach. A co dopiero
mówić o tym Slashowi. Nie. Nie zrozumiałby. Chciałam wymyślić jakąś
przednią wymówkę, gdy zza zakrętu wyłonił się Duff.
- Ej! Co to ma być? - rzucił, a w jego
głosie dało się słyszeć nutę zirytowania. Oddaliliśmy się ze Slashem od siebie,
ale wciąż trzymaliśmy się za ręce. Blondyn zmierzył nas od góry do
dołu, ale zanim ktokolwiek zdążył coś powiedzieć, odezwała się jego żoneczka:
- Oj, kochanie. Daj im spokój. Tak
cudownie razem wyglądają.
Tak. Cudownie. Westchnęłam i odpaliłam
papierosa. Była ciepła noc, a nad Seattle unosiła się charakterystyczna cisza
przed burzą. Instynktownie spojrzałam na niebo. Nieskażone ani jedną chmurą.
Gdy gapiłam się tak bezsensownie, usłyszałam, że ktoś wyszedł na balkon. Nawet
nie chciało mi się specjalnie wiedzieć kto to był. Widziałam tylko kątem oka
jak opiera się na balustradzie obok.
- Od kiedy to palisz, mała?
- A od kiedy to ci przeszkadza? -
mruknęłam, patrząc na Stevena jednoznacznie. On tylko wzruszył ramionami i
podał jakieś piwo. Odmówiłam. Fajka mi wystarczała. Trochę się zdziwił, ale nic
nie powiedział. Pomilczeliśmy razem jakiś czas, jednak po paru minutach Steven
się odezwał:
- Dobrze, że znowu z nami jesteś, Angie.
Spojrzałam na niego lekko zaskoczona,
ale w ten miły sposób. Mimo naszych wspólnych dość traumatycznych przeżyć, Popcorn
razem z Izzym byli mi najbliżsi w tej całej zgrai. W jakiś sposób mogłam
ich nazywać przyjaciółmi. Dlatego o wiele bardziej cieszyłam się z tych słów,
gdy wypowiedział je Steven, a nie Slash czy Duff. Duff. Skrzywiłam się.
- To kochane, Steve, ale chyba nie
sądzisz, że z wami pojadę? - spytałam, podając mu papierosa. Chłopak zaciągnął
się, charakterystycznie mrużąc przy tym oczy.
- Znając ciebie i twój upór, to będzie
mi ciężko cię przekonać, ale razem ze Stradlinem już mamy plan. -
Wyszczerzył się, a ja nie mogłam zrobić nic innego jak się roześmiać. Strasznie
brakowało mi tego jego uśmiechu. Nawet nie wiedziałam, że aż tak. Steven jednak
szybko spoważniał. - Wszystko się zjebało, kiedy odeszłaś - mruknął, popijając
piwem.
- Wiem, że chcecie, żebym poczuła się
lepiej, ale bez przesady - odpowiedziałam nieco zirytowana tymi ich wyznaniami.
Tęsknili? To fajnie, ale chyba już wszyscy, którzy chcieli, mi to oznajmili.
- Nie przesadzam! - oburzył się
blondyn. - To prawda! Żebyś ty widziała co się wtedy działo. Ja pierdole to
mało powiedziane.
Spojrzałam na niego pytająco. Steven
wzruszył ramionami i usiadł na futurystycznej ławeczce, stojącej pod ścianę.
Patrząc na mnie, poklepał miejsce obok siebie. Przewróciłam oczami, ale z
lekkim uśmiechem usiadłam. Popcorn zaraz otoczył mnie ramieniem i przytulił do
siebie. Podkurczyłam nogi, czekając na opowieść.
- Po koncercie Coopera szukaliśmy cię
jak pojebani. Byliśmy u wszystkich. Bacha pytaliśmy kilkaset razy, Keifera też,
ale nikt nic o tobie nie słyszał. Największymi popierdoleńcami byli McKagan i
Natalia. Praktycznie w ogóle nie spali, ciągle starając się ciebie znaleźć. No,
dziewczynie to prawie odwaliło i gdyby nie Rose pewnie skończyłaby w
wariatkowie. Serio! Żebyś ją widziała... Wyglądała strasznie. Axl nie
wypuszczał jej nigdzie samej chyba przez miesiąc, dopóki się nie uspokoiła.
Pierwszy raz widziałem, żeby temu pedałowi na kimś tak zależało. Oczywiście jak
się pytaliśmy co u niej, wyzywał nas od chujów, ale i tak widzieliśmy, że wobec
niej był... Inny. Tego szczęścia nie miał Duff. No z nim nie było łatwo. Chlał
dwa razy więcej niż zwykle, co chwilę tracił przytomność, ćpał więcej ode mnie,
Stradlina i Slasha razem wziętych, ale dawał radę na koncertach, więc w sumie
nikomu zbytnio to nie przeszkadzało. No, ale za to dupczył jak wściekły. Kurwa,
zaliczał tak dużo, że nie wiem jakim sposobem miał czas nosić spodnie.
Spiorunowałam go wzrokiem.
- Ale to prawda! Ang, przysięgam!
Zresztą Slash zareagował podobnie. Chyba szukał kogoś podobnego do ciebie po
tym jak cię... - odchrząknął. - Zbadał. - Steven spojrzał na mnie wymownie, a
ja nie mogłam znieść tego spojrzenia, więc spuściłam wzrok. - Potem Duff
znalazł Mandy i mu przeszło. Slashowi nie za bardzo. Zresztą sama widziałaś.
- Chcesz mi wmówić, że Duff zapomniał o
mnie przez miesiąc, a Slash nie? - rzuciłam ostro, prostując się. Steven
przewrócił oczami, a jego mina mówiła 'Ja pierdolę. Baby i ich logika'.
- Nikt cię idiotko nie zapomniał! -
Postukał palcem w moje czoło tak mocno, że się skrzywiłam. - Zniknęłaś i nie
pokazywałaś się przez długi czas. McKagan z tym swoim złamanym serduchem
stanowił łatwy cel. To twoja wina, więc się tu nie wkurwiaj.
- Dobra, dobra - mruknęłam poirytowana
i wtuliłam mocniej w Popcorna. Przez dłuższą chwilę czułam tylko jak jego
klatka piersiowa podnosi się i opada z każdym oddechem. Było to tak spokojne i
monotonne, że nie wiedziałam kiedy powieki zaczęły mi ciążyć, aż w końcu
zamknęłam oczy na dobre. Byłam świadoma wszystkiego, co działo się dookoła
mnie, ale drgnęłam, gdy Steven się odezwał. Zupełnie jakbym spadała i własnie
ocknęła się po uderzeniu. Chłopak obejmował mnie, popijając whiskey.
- Pojedziesz ze mną?
- Steven... - mruknęłam, przecierając
oczy i czując jak czyjaś pięść zacieśnia mi się na gardle. Sama nie wiedziałam
dlaczego. - Nie wracajmy do tego. To po prostu niemożliwe... Żyjemy w innych
światach. Ja... Już nie wiem...
- Jak dla mnie to się tu męczysz.
Wyglądasz jak tygrys wśród leniwców. Należysz do nas - powiedział blondyn, a mi
przemknęło przez myśl, że chyba trafił w samo sedno. Szybko się jednak pozbyłam
tego głosu. Miałam pracę, mieszkanie. Seattle było teraz moim domem. W końcu się
przyzwyczaję. Już powoli zaczęłam wdrażać się w rytm życia tutejszych ludzi. -
Przecież ty się tu dusisz!
- Nie wiem o czym mówisz! - rzuciłam
zirytowana. Podniosłam się i spojrzałam wrogo na Adlera. Nagle zaczął się
przejmować i analizować moje życie?! Gdyby naprawdę tak im na mnie zależało, to
zostawiliby mnie w spokoju w barze.
- Myślę, że doskonale wiesz o co mi
chodzi - odpowiedział spokojnie Steven, patrząc na mnie pobłażliwie. - Wiem,
czego ci potrzeba.
- Wątpię! - syknęłam, wstając. Nie oglądając
się za siebie, weszłam do środka, gdzie impreza trwała w najlepsze, rzuciłam
wszystkim dobranoc i udając, że nie słyszę krzyków za sobą, wybiegłam na
korytarz. Słyszałam, że ktoś biegł za mną, ale nie odwracałam się.
Gdy dobiegłam do wind, wślizgnęłam się do jednej, której drzwi akurat się
zamykały. Odetchnęłam z ulgą. Ludzie w środku patrzyli na mnie krzywo, ale nie
zwracałam na nich uwagi. Gdy wskazówka wskazała parter, szybko opuściłam windę,
potem hotel i wyszłam na ulicę. Noc naprawdę była piękna. Jednak nie miałam
zamiaru podziwiać przyrody. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w domu.
Odpaliłam papierosa i ruszyłam szybko przed siebie. Fajka i stukot martensów
były moimi jedynymi towarzyszami. Seattle świeciło pustkami. No, może tylko raz
zaczepił mnie jakiś menel, ale kopniak powstrzymał go przed jakimikolwiek
czynnościami.
Przed kamienicą obejrzałam się
jeszcze, sprawdzając czy pijak mnie nie śledził, po czym weszłam szybko do
budynku. Weszłam na trzecie piętro, wyciągnęłam klucze i otworzyłam drzwi.
Czując znajomy zapach domu, odetchnęłam z ulgą. Mieszkanie było małe, ale w
końcu byłam tu sama. Czasami ktoś przychodził, ale od czego miało się
rozkładaną kanapę. Z małego przedpokoju do salonu prowadziło przejście w
kształcie łuku w prawej ścianie. Naprzeciwko salonu była kuchnia, obok niej
pokój, a łazienka mieściła się zaraz obok.
Oparłam się plecami o drzwi i
przetarłam dłońmi twarz z obu stron.
- To nie dzieje się naprawdę -
mruknęłam do siebie, po czym powlekłam się do kuchni. Postawiłam czajnik na
gazie, wsypałam zieloną herbatę do kubka i poszłam wziąć szybki prysznic.
Miałam nadzieję, że poczuję się po nim o niebo lepiej. Z tym niebem to
przesadziłam. Nic się nie zmieniło, prócz tego, że byłam czysta. Narzuciłam
swoją za dużą czarno-czerwoną flanelę i wyszłam z łazienki w tym
samym momencie, kiedy zagwizdał czajnik, oznajmiając, że woda jest gotowa.
Zalałam herbatę w bardzo dużym kubku, którego musiałam trzymać obiema rękami i
usiadłam na łóżku, podkurczając nogi. Rozejrzałam się po wytapetowanych
plakatami koncertów lokalnych zespołów ścianach pokoju. Lubiłam go, szczególnie
gdy włączałam małe światełko o żarówce w czerwonym kolorze i zasuwałam zasłony. Wtedy pokój wydawał się cały czarny z
jedną tylko purpurową poświatą w kącie, gdzie stał gramofon.
Poza tym w sypialni było jeszcze łóżko dwuosobowe, szafa i dwie małe półeczki
po obydwu stronach łóżka. Włączyłam winyl The Doors, bez problemu nastawiając
na The End. Często
słuchałam tej piosenki. Pogasiłam światła, wypiłam herbatę, po czym kubek
odłożyłam na półkę, przy okazji zrzucając opakowanie winylu The Doors. Kolejny
dzień spędzony w klubie, kolejna noc spędzona na nudnym rozmyślaniu. Ciekawe czy Chris i reszta już
wytrzeźwieli? Gdy The End dobiegło końca, położyłam się na boku
z nogami podciągniętymi pod brodę i szybko zasnęłam, pozwalając Morrisonowi
tulić mnie do snu.
Ale zdawało mi się, że o
czymś zapomniałam...
,,Rozejrzałam się po wytapetowanych plakatami koncertów lokalnych zespołów ścianach pokoju."- jakie piękne zdanie złożone ❤❤❤ loffki
OdpowiedzUsuńBoooosko... Slash jakie poświęcenie...XD
Ale i tak smutam... Duffi...
~NieszczęśliwieZakochana