poniedziałek, 18 sierpnia 2014

..::29::..

Perry radzi:
Włączcie muzę, bo to jest odlooot...
I kto po przesłuchaniu też jest na haju?! Ręka do góry!


- Co to za gówno?! Świat schodzi na psy!

- Nie jest jeszcze tak źle!

Siedzieliśmy w The Aero - najlepszym i najstarszym barze w San Diego. To tutaj grali James Brown, The Allman Brothers, Otis Redding i Stonesi. Byliśmy w klubie na piwie przed koncertem i wróciliśmy po na coś mocniejszego. Mieli tu chyba z trzysta rodzajów whiskey. Siedząc przy barze, przypomniałem sobie naszego wokalistę paradującego po scenie w samych gaciach. Przed Out Ta Get  Me, Axl opowiedział historyjkę o technicznym, który zakrztusił się jointem. Potem wspomniał o tym jak to bardzo nienawidzi glin. Przy Nightrain oznajmił ludziom, że nasze lokalne wino wygrzeje im mózgi i to tylko za $1.25.

- Axl naprawdę mówił serio z tym, że w Stanach łatwiej dostać kokę?!

Moje wspomnienia koncertu sprzed zaledwie godziny przerwała czarnowłosa, opierająca się obok mnie na barze. Wcześniej zajmowała ją rozmowa z jakąś blondynką w żółtym futrze. Nie miałem pojęcia, co to była za jedna, ale jej spojrzenie przyprawiało mnie o dreszcze. 

- Tak - mruknąłem, pijąc z nią kolejnego shota. Nie liczyliśmy, który to był. Ian stawiał, więc nawet się nie zastanawialiśmy. 

- A ten Todd Crew, któremu zadedykował Knockin On The Heavens Door? - pytała dalej. Angie wzięła ode mnie papierosa i porządnie się zaciągnęła. Zmieniła się. Już nie przypominała tej zdystansowanej dziewczyny ze Seattle. To miasto naprawdę ją dusiło. Znowu była sobą. Jednak tym razem nie ograniczał jej chłopak. Dzięki temu była o wiele bardziej zadziorna. - Kto to był?

- Był moim sprzętowcem. Ja... No... Zmarł przy mnie...

- O, kurwa! Slash, przepraszam! Nie powinnam pytać! - Naprawdę się tym przejęła, jednak szybko zawołała barmana i kazała nalać nam dobrej whiskey. Zaczepiła kilku gości siedzących za nią, żeby wypili razem z nami. Gapili się na Angie ze śliną na pyskach, więc nie dziwne, że od razu przystali na jej propozycję. - Za Todda! Najlepszego roadie na świecie! - zawołała, podnosząc szklankę, a ja nie mogłem się nie uśmiechnąć. Todd... To było tak niedawno! Byliśmy w lipcu w Milford Plaza Hotel razem z Lois, gdy po osiemnastu godzinach picia, Crew zjechał po heroinie. Już się nie obudził. Przedawkował. Osiemnastego lipca tego roku. Miał dwadzieścia dwa lata. 

- Ej, kochanie! Rozchmurz się! - Angie przytuliła policzek do mojego ramienia i patrzyła na mnie tymi swoimi wielkimi czarnymi oczyma. Coś kazało mi się w tym momencie odwrócić. Zrobiłem to i trafiłem spojrzeniem na McKagana, siedzącego po drugiej stronie baru z miną killera. Obserwował nas uważnie, nie zważając na to, co działo się dookoła niego. Grubo, Hudson, pomyślałem, sztywno odwracając się z powrotem do baru. Jeśli myślał, że miałem zamiar trzymać się od niej z daleka tylko dlatego, że on tego chciał, to cóż... Mylił się. Nadzieja matką głupich. W dodatku nic już ich nie łączyło prócz przeszłości. No i miał żonę. A żony są kurewsko wredne i wyczulone jak cholera na każdą potencjalną szansę zdrady swojego męża. Duff nie miał zamiaru dzielić się z czarną wiadomością, o tym co powiedział Mandy. Nasz uroczy blondyś, żeby ominąć podejrzeń, oznajmił jej, że Angie była moją dziewczyną. Jak na razie nie zanosiło się na nic ckliwego, a Sambora wydawała się tylko coraz bardziej dzika. Darła się, podskakiwała na stołku, śpiewała razem z zespołem, który zapodał dość dobry cover Highway To Hell, a nawet tańczyła parę razy z Popcornem. Cóż, bliżej temu było do pogo, ale prawda, że wyglądali razem uroczo. W pewnym momencie zespół zszedł ze sceny, a właściciel zapodał You Never Can Tell Chucka, a cały tłum zszedł ze środka baru, żeby zacząć pić. Wszyscy uciekli z wyjątkiem mojej ulubionej pary. Steven próbował dopasować swoje nieudolne ruchy do muzyki, ale niezbyt mu to wychodziło. W przeciwieństwie do jego partnerki. Angie z uniesionymi rękoma, kręciła biodrami, a coś w jej ruchach przypominało mi Iggy'ego. Dopiero po chwili zorientowałem się, że wszyscy patrzyli się na nich. Izzy, siedzący w rogu z pozostałymi, uśmiechał się pod nosem, ale zaraz został wyciągnięty z niemałym trudem na środek przez Natalię. No, tak. Rudy cwel nie miał zamiaru tańczyć. Został przy stoliku z tą małą, którą zabraliśmy ze Seattle. Sambora coś o niej mówiła, ale nie pamiętałem, co to było. Mandy widać było, że siłowała się z McKaganem, ale ten też się w końcu poddał. Ich śladem poszli inni. Nie minęła nawet połowa piosenki, gdy bar znowu ruszał się od tańca. Tym razem nie było to AC/DC a stary dobry Chuck Berry. Był to naprawdę dziwny widok - rockersi, punkowcy, metale bawiący się przy czarnym rock n' rollu. W pewnym momencie poczułem drobną dłoń na swojej, a potem już szedłem za jakąś blondynką w głąb tłumu. Zanim doszliśmy do celu muzyka diametralnie się zmieniła. Coś jak elektronika zmieszana z ostrym rockiem. Nie wiem co to było, ale wszystkich opanował dziki szał. Skakali, krzyczeli. Światła zaczęły migać tak szybko, że nie widziałem już dziewczyny przed sobą, a jedynie nieskończone tłumy ludzi migających jak klatki filmu. Starałem się zobaczyć kogoś znajomego, ale jedynie natrafiłem na jakąś laskę, która złapała mnie za włosy i przyciągnęła do siebie. Po chwili zorientowałem się, że zostałem dosłownie otoczony przez napalone cizie. Jedna z nich włożyła mi LSD do ust, a potem zaczęliśmy się całować.

***

Tańczyłam ze Stevenem, gdy poczułam jak ktoś pcha się od tyłu. Nie zwróciłabym na to uwagi, gdyby nie to, że koleś zaczął mnie macać. Pierdolnęłam go z łokcia, ale nic to nie dało. Gdy podjechał rękoma na piersi, zaczęłam się wyginać, byle tylko uwolnić się od tego zboczeńca.

- Kurwa! Odpierdol się! - wrzasnęłam, ale i tak mój krzyk zginął w głośnej psychodelicznej muzyce. 

- Co jest?! - rzucił Steven, widząc, że przestałam tańczyć. 

- Jakiś zbok się do mnie przywalił! - odpowiedziałam, odrzucając włosy z twarzy i odwracając się przodem do oprawcy. Był to jakiś wysoki blondyn z krótko przystrzyżonymi włosami. Patrzył się na mnie wzrokiem głodnego zwierzęcia, a ja czułam jak przechodzi mnie dreszcz.

- Ten? - spytał Adler, mierząc faceta. Kiwnęłam głową. Steven przesunął mnie za siebie, trzymając dłoń na mojej talii, po czym rzucił do blondyna:

- Trzymaj łapy przy sobie, fiucie!

- Bo? - walnął tamten. Już wiadomo było, że jego mózg mieści intelekt typowego menela. 

- Barry Manilow wie, że napadłeś na jego garderobę? - zironizował Popcorn, ale palant nie zrozumiał aluzji tylko uśmiechnął się pod nosem.

- Możesz mi załatwić jego spodnie - po czym rzucił do mnie. - A może twoja dziewczyna zrywała siedzenia Dodge'a?

- Nie. Lepiej powiedz co tam włożyłeś, żeby ludzie myśleli, że jesteś facetem - odpowiedziałam, za co dostałam buziaka w policzek od Stevena.

- To cały ja, maleńka! - Blondyn wyglądał na naprawdę naćpanego i napalonego.

- Ta... Ty i kilka baletek.

- Chcesz mnie, mała?

- Nie, dziękuję.

- Chcesz zobaczyć prawdziwego faceta? - mruknął i zaczął się zbliżać. 

- Nie dotykaj jej! - rzucił Steven, ale pierdolona owłosiona cipa nie posłuchała. Gdyby przeanalizował swoją sytuację, w życiu by tego nie robił. Steven przypieprzył mu prosto w tę krzywą mordę. Idiota nie został dłużny. I zaczęli się lać. Próbowałam jakoś odciągnąć Popcorna, bo wydawał mi się za mały dla tego frajera. Jednak niepotrzebnie się martwiłam. Steven świetnie sobie radził, dopóki do blondyna nie dołączyło jeszcze dwóch gości. 

- Steven! - krzyknęłam, nie zwracając uwagi na ludzi, którzy ustawili się dookoła, podziwiając bójkę. Dokładnie w tym samym momencie z kręgu wyszedł Duff, a zaraz za nim Axl, który skoczył jednemu z napastników na plecy i zaczął rąbać go po łbie. Wszystko działo się za szybko. Dodatkowo nieustanie migające światła zrobiły swoje. Rude, blond, czarne włosy zlewały się w całość, a ciała kotłowały po ziemi. Wydawało mi się, że zaraz zwymiotuję jeśli chociaż jeszcze przez sekundę będę na to patrzeć. Nagle ktoś złapał mnie od tyłu w talii i przyciągnął do siebie.

- Co jest, do cholery?! - krzyknęłam, nie mogąc zobaczyć twarzy.

- To ja. Wynosimy się stąd!

I bez dalszych wyjaśnień Duff zaczął przepychać się przez tłum i ciągnąć mnie do wyjścia. Praktycznie niósł mnie pod pachą jak jakiś worek. Trzymałam go kurczowo za rękę, którą oplótł mnie w talii, mając nadzieję, że mnie nie puści. Nie miałam pojęcia, że aż tyle ludzi znajdowało się w klubie. Ściśnięci jeden przy drugim skakali, uniemożliwiając wyjście. Wiedziałam, że bez Duffa zostałabym pewnie zadeptana. Czułam się jakbyśmy wycofywali się spod sceny na koncercie, gdzie jedną małą szparkę, od razu zapełnia chory tłum. Przeszliśmy przez poniszczone, porysowane kible, a Duff kierował się dalej. Minęliśmy kuchnie i wyszliśmy tylnym wyjściem. Gdy chłopak wydostał nas z The Aero, od razu poszukałam wzrokiem pozostałych, ale nikt za nami nie szedł.

- Gdzie jest reszta? - spytałam, ale Duff się nie zatrzymywał. Nawet z tyłu klubu były tłumy. Tu ktoś rzygał, tam dilował, jeszcze indziej się pieprzyli. Nic dziwnego, że Duff przyspieszył kroku, gdy jacyś harley'owcy zaczęli coś za nami krzyczeć. Gdy trafiliśmy na ulicę i oddaliliśmy się od The Aero, blondyn w końcu mi odpowiedział:

- Rozdzieliliśmy się. Dziewczyny wyszły jeszcze przed tymi dzikimi densami, a Izzy, Axl i Steven zostali. Ubezpieczają tyły.

- Jakie znowu tyły?

- Nie martw się. Poradzą sobie. Umówiliśmy się w barze w hotelu.

- A gdzie Slash? - spytałam, oglądając się za siebie. 

- Myślałem, że był z tobą - mruknął Duff, gdy przechodziliśmy przez przejście dla pieszych. 

- Nie, no właśnie rozdzieliliśmy się, gdy poszłam tańczyć ze Stevenem.

Zamilkliśmy. Temat ewakuacji z The Aero się wyczerpał i dało się wyczuć, że żadne z nas nie ma ochoty zacząć pierwsze. Duff tylko od czasu do czasu rzucał, gdzie mamy iść. Skręcić tu, patrzeć pod nogi, a teraz przejście, stój, bo samochód. Czułam się jakbym szła z niańką. Szliśmy ruchliwymi ulicami San Diego ramię w ramię, nie odzywając się do siebie. Wydawało mi się to trochę głupie, zważywszy na wszystko co nas łączyło. Raczej powinniśmy mieć jakiś wspólny temat. Większość alkoholu wyparowała z mojej krwi, więc poziom bezpośredniości i ogólnego luzu zjechał nieco w dół. Gdybym była bardziej wstawiona, pewnie zaczęłabym gadać od rzeczy, ale w tym momencie nic nie przychodziło mi do głowy.

- Przykro mi z powodu twojej pracy - rzucił w pewnym momencie Duff. Popatrzyłam na niego szczerze zdziwiona. Nie sądziłam, że odezwie się pierwszy. Dobra. Nie sądziłam, że w ogóle się odezwie. 

- W takich chwilach mógłbyś się wysilić na coś oryginalniejszego, ale dzięki. Stało się. Nie ma co rozpaczać. Robota zawsze się znajdzie - odpowiedziałam, wzruszając ramionami. Wyciągnęłam paczkę papierosów i wyciągnęłam jednego ustami. - Chcesz? - spytałam McKagana, a ten z chęcią skorzystał.

- Naprawdę masz to gdzieś? Gdy Mandy straciła robotę, myślałem, że rozniesie chałupę.

- Chcesz usłyszeć żart? - spytałam, powoli nudząc się wspomnieniami żonatego basisty. 

- No, dobra.

- Goła blondynka wchodzi do baru z pudłem w jednej ręce i salami w drugiej. Kładzie pudła na stole. Barman mówi 'Przypuszczam, że nie będziesz potrzebowała drinka'. Goła babka mówi... O, cholera!

- Co?! - rzucił z wtfem na twarzy Duff i odwrócił się w moją stronę. Jednak mnie tam nie było. - Angie? - rzucił w puste miejsce.

- Tutaj - wydyszałam, leżąc na chodniku. Blondyn spojrzał na mnie i wciąż stojąc, rzucił:

- Jak to zrobiłaś?

Czując ból w plecach i krzywiąc się, nie miałam jak mu odpowiedzieć. W dodatku to pytanie należało do retorycznych. Klasyczne, kreskówkowe pierdut na skórce od banana. Takie rzeczy tylko w San Diego! Zapraszamy. Duff patrzył na mnie dobrą chwilę i przewrócił oczami, zanim pomógł mi wstać. Gdy już stałam na nogach, rzucił:


- I co z tą blondynką?

Otrzepałam się i wzruszając ramionami, odpowiedziałam:

- Laska mówi, że ma je dla męża. Barman patrzy na jej towar i mówi 'Dobra wymiana'.


4 komentarze:

  1. Hahahahahahahahaha... ,,pierdut na skórce od banana"...o bosz... ale ma dziewczyna szczęście...
    Wgl to nie wiem co tak długo to czytałam...trzy razy zaczynałam zanim zoriętowałam się w pierwszej scenie... ja naprawdę mam problem z bohaterami... xd
    Fajnie... Popcorn dansi... ❤
    Czekam na następny...
    ~NieszcęśliwieZakochana... wyjątkowo-radosna

    OdpowiedzUsuń
  2. No siema! To znowu ja. :D
    Okej, też musiałam czytać początek po dwa razy, bo dopiero w połowie się skapnęłam, że to jest z perspektywy Slash'a. A w ogóle to śmieszne, bo zaledwie wczoraj czytałam w "Patrząc jak Krwawisz" ten fragment o Todd'zie i w ogóle opis wyjazdu do Londynu i całej tej trasy z The Cult. XD Cóż, przynajmniej jestem na czasie z faktami i się nie gubię. XD Ah, te szalone dansy. XD Popcorn zawsze tańczy. U mnie też tańczył. XD A Axl nie tańczy. I u mnie też nie tańczył. XD I końcówka tego fragmentu. No tak, jesteśmy na haju... XD
    "a zaraz za nim Axl, który skoczył jednemu z napastników na plecy i zaczął rąbać go po łbie". Hahahhaha. XD Wyobraziłam sobie takiego małego, popierdolonego Axl'a siedzącego na plecach jakiemuś wielkiemu mięśniakowi i napierdalającego go po głowie. XD O kurwa. XD Hahahah. XD Dobre. XD
    Ej, ty. Zacznij stawiać przecinki przed "co". XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znowu Ty! Hyyyy!!!
      Za bardzo nie wiem, co Ci tu napisać. Chyba tylko tyle, że też mnie rozpierdala wyobrażenie małego Axla nakurwiającego jakiegoś koksa xd

      Usuń
  3. Jest po prostu cudownie! Tylko tyle powiem. Na więcej nie mam siły. Ale przynajmniej masz ten komentarz.

    OdpowiedzUsuń