niedziela, 24 sierpnia 2014

..::30::..

         Perry wie:
Wiem, że nie było jeszcze kiboli, ale nie mogłam się powstrzymać xD


- Tak. Nie. Posłuchaj nie mogę decydować za nią. To... Nie. Sam po nią przyjedź! Jeszcze nie wracam! To nie moje dziecko, tylko twoja siostra. Nie dopilnowałeś jej, to masz problem. Ciesz się, że przynajmniej wiesz gdzie jest. Nie. Slash! Przestań! Wybacz, nie powinnam się śmiać, ale to nie moja wina. Slash, zabieraj łapy! To nie do ciebie. W każdym razie na razie śpi. Tak. Jest pod dobrą opieką. Zawiodłam cię kiedyś? Powiedz rodzicom, że pojechała na wycieczkę czy coś. Tak, możesz to zwalić na mnie. No, jutro każę jej zadzwonić. Obiecuję. Kurwa, Slash! Tak, jasne. Na razie.

Odłożyłam słuchawkę i zaraz rzuciłam się z pięściami na Slasha, udając, że go biję, nie mogąc przestać się śmiać. Starałam się zachować powagę, ale gównianie mi to wychodziło.

- Jak rozmawiam przez telefon, to mnie nie łaskocz, gnoju! 

- Ratunku! Gwałcą! - piszczał Slash, a dwie kobietki minęły nas szybko w korytarzu, rzucając mi wrogie spojrzenia. W tym samym momencie z jednego z pokoi wyjrzała Natalia, szukając mnie wzrokiem. Gdy w końcu znalazła, przywołała nas ruchem ręki. Zostawiłam chichrającego się Slasha przy budce telefonicznej i podeszłam do blondynki. 

- Co jest? - rzuciłam, opierając się jedną ręką o framugę drzwi. Natalia bardzo wydoroślała przez ten ostatni rok. Nie chodzi o to, że zmieniła się z wyglądu. Po prostu zachowywała się spokojniej. Nie podejmowała nagłych decyzji, mówiła delikatnie, nie piła, nie paliła. Zupełnie jakby była naszą wspólną matką. Może był to chwilowy kryzys, a matczyne instynkty same znikną po jakimś czasie. 

- Maggie zasnęła u nas, więc zostaje ci łóżko w pokoju Slasha - zaczęła nerwowo, patrząc na mnie z troską. Od naszego ponownego spotkania w autobusie nabrała do mnie dziwnego dystansu. Zdawała mi się wręcz obca. - No, chyba, że Axl pójdzie spać do niego...

- WY-KLU-CZO-NE! Słyszałem, wiesz?! Nigdzie nie idę! - krzyknął z łazienki Rose. Aż dziwne, że nie obudził tym wrzaskiem Maggie. Wyjrzał jeszcze zza drzwi, upewniając się, że Natalia wszystko słyszała.

- Nie drzyj tak kurwa mordy! - syknęłam, mając faceta naprawdę dość. To, że zgadzalibyśmy się w jakieś kwestii, było praktycznie niemożliwe. Zresztą nie widziałam potrzeby polepszania sobie relacji z tą rudą dupą. Nie był moim chłopakiem, bratem, ani nikim ważnym. Nie musieliśmy się lubić. Wystarczyło, że znosiliśmy swoje towarzystwo. Bez problemu dało się to samo wyczuć u Axla. Z miną orangutana patrzył na mnie przez pół sekundy, żeby rzucić tysiące obelg, które zignorowałam, a następnie zamaszyście zatrzasnąć drzwi łazienki. Cały Rose. Widziałam, że Natalia trochę była zbita z tropu, więc powiedziałam:

- Żaden problem. Przekimam się u Slasha. I tak długo sobie nie pośpimy - dodałam, patrząc w głąb korytarza na kudłatego, stojącego z Izzym i Popcornem przed ich pokojem.

- Na pewno? - dopytywała Natalia, a mi przeleciało przez głowę, że strasznie się czepiała.

- Nie mam zamiaru się z nim bzykać. Dobranoc - odpowiedziałam oschlej niż chciałam, ale mina blondynki mówiła sama za siebie. Przecież było to ponad rok temu. No, ludzie! Wszyscy zamierzali mi to wypominać?! Pożegnałam się z Konopką i poszłam do pokoju, gdzie przy stoliku siedzieli Izzy, Steven i Slash. - Co robicie? - rzuciłam, zdejmując niebieską flanelę i ciskając się na łóżko.

- Gramy w whiskey-pokera - rzucił Slash przez ramię.

- W co? - ziewnęłam.

- Ten kto przegra, pije shota.

- I jak wam idzie?

- Dopiero zaczęliśmy.

- Mogę się przyłączyć?

- Pewnie. Chodź.

Szło mi całkiem nieźle. Musiałam parę razy udawać kompletną idiotkę, ale opłacało się. Lekcje blefowania pobierałam od samego mistrza. Poker był w sumie w naszej rodzinie tradycją. Nie było uroczystości rodzinnej, na której mężczyźni nie grali w karty. Mimo, że zamiast pieniędzy mieli żetony, nie umniejszało to emocji. Siedząc z nimi, wydawało mi się, że stare dobre czasy dzieciństwa wróciły. Choć nie do końca, bo wszyscy byliśmy już lekko pijani.

- Trzeba się wypuścić na jakieś balety! Bo zaraz sami się puścimy! Zabierzemy Maggie. Pewnie studniówkę ma za dwa tygodnie, a tańczy jakby ten Hans jej po girach strzelał.

- Pamiętasz jak to było z nami, pysiaczku. A potem mnie rzuciłeś, słodki draniu.

- Adler! Oszczędź nam przynajmniej twoich studniówkowych doświadczeń. A Meg trzeba gdzieś zabrać koniecznie. Przekwitanie już puka do jej drzwi, a ta dalej myśli, że dzieci kupuje się w Tesco. 

- Weźmiemy Meg, spijemy ją, wszystko pokażemy, a rano i tak nie będzie nic pamiętać.

- Ej! Ona jest pod moją opieką i nie będzie chlała z pierwszymi lepszymi menelami, ale z porządnymi alkoholikami i to na nowym przystanku!

- Teraz to było czyste srebro! - krzyknął Izzy po wygranej rundzie. - Pijcie, gnoje!

W chwili gdy odstawialiśmy szklanki, do pokoju wszedł Duff. Lekko zdziwiony patrzył na mnie, ale nic nie powiedział. Przejechał spojrzeniem po zebranych, zbadał sytuację i mruknął:

- Znajdzie się miejsce jeszcze dla jednego gracza?

- Piłeś? - rzucił Steven, patrząc na blondyna uważnie.

- No... - odpowiedział niepewnie Duff, nie wiedząc, która z odpowiedzi była prawidłowa. Gdy wszyscy usłyszeliśmy wyczekiwane słowo, uśmiechnęliśmy się i z wesołymi krzykami zaprosiliśmy go do wspólnej gry. 

- Ile wypiłeś? - dopytywał Popcorn.

- Ćwiartkę po powrocie.

- Uuuu. Słabo. Masz. Wypij jeszcze trzy i będziesz mógł wchodzić.

Duff nie miał wyjścia. Szybko nadążył, a potem poker rozkręcił się na dobre. Byliśmy tak głośno, że parę razy musiała przychodzić obsługa hotelu. Przypomniała mi się podróż pociągiem w piątej klasie w wakacje. Zebrałyśmy z Konopką ekipę i waliłyśmy na balety do Zakopca.

- Zdzisław robi imprezę w Zakopcu! Wynajmujemy salę gimnastyczną na tydzień. Zabrać alkohol i śpiwory. Jedziemy pociągiem z kibolami, więc wziąć odpowiednie szaliki.

- Pociągiem z kibolami? Zdzisław pcha się na wózek inwalidzki - marudził Dawid. - Poza tym nie mam szalika.

- Uwierz mi. Po spotkaniu z kibolami już zawsze będziesz go nosił - dorzucił Adam, gdy staliśmy na peronie. - Pamiętam jak raz były dwa kluby w pociągu. Nie wiedziałem co robić. Ubrałem dwa szaliki. Najebali mi i ci i tamci. 

Gdy pociąg przyjechał, odwróciłam się do ekipy traperów i powiedziałam:

- Ok. Teraz wskazówki organizacyjne. Do przedziałów wchodzimy po szesnastu, żeby było cieplej. Jak przyjdzie kanar to udajemy, że śpimy. Siedzenia zrywamy, przydadzą się do spania na sali gimnastycznej. Kibel też można wynieść jeden. Jak wyjdziemy z pociągu i pociąg zacznie ruszać, to wtedy można pokazać fagasa kibolom. Ale nie wcześniej.

- Nie wcześniej. Zrozumiałem - przytaknął Adam.

       - A to prawda, że musimy udawać pielgrzymkę, bo inaczej nas te skurwysyny nie wpuszczą?

        - Przem, nieładnie jest podsłuchiwać i powtarzać brzydkie wyrazy, ale z tą pielgrzymką masz rację. Jak rozpuścisz włosy, ubierzesz plecak i zaśpiewasz 'Klaszczmy w dłonie' to z wejściem nie powinno być problemu. Twarde te górale, ale na pielgrzymkę miękną im serca.

- Sambora! Teraz ty!

Ze wspomnień wyrwał mnie Steven, tarmoszący mnie za ramię. Ocknęłam się i zorientowałam, że wszyscy się na mnie gapią. Instynktownie uśmiechałam się jak idiotka, wspominając stare czasy. Spojrzałam na karty. Miałam fula na dziesiątkach.

- Szykuj dupsko, ciotka! - rzuciłam do Duffa, który wydawał się moim największym przeciwnikiem. Sprawdziłam go. Miał idealnego strita. Czyli ja wygrałam. Rzuciłam karty na stół i wstałam, tańcząc do Seasons of Wither, które właśnie leciało na winylu.

- Gdzie idziesz? - spytał Izzy, odwracając się na swoim malutkim krzesełku. - Gramy.

- Grajcie beze mnie - odparłam, nie przestając poruszać się w rytm gitary.

- Nie, no bez ciebie nie gram - rzucił Steven i podszedł do mnie, poruszając się w zwolnionym tempie. Wyglądaliśmy jak szamani odprawiający chory rytuał voodoo. W ślad Adlera poszedł Izzy, a zaraz po nim Slash. Tylko Duff został przy stoliku, paląc papierosa i pijąc whiskey od czasu do czasu. Stradlin złapał mnie w pewnym momencie za rękę, przyciągnął do siebie i zaczął tańczyć. Nieco zmęczona, wtuliłam się w niego, pozwalając mu się prowadzić. 

***

Tańczyliśmy chyba ze sto lat zanim zdałem sobie sprawę, że trzeba iść spać. Dochodziła czwarta rano, a my wciąż byliśmy na nogach. To znaczy Slash i Steven padli praktycznie zaraz po skończeniu pokera, a Duff siedział i myślał z drugą butelką wódki. Najpóźniej o dziesiątej trzeba było się zbierać. Long Beach nie było daleko. Jakieś dwie godziny drogi, ale trzeba było zrobić dziesiątki prób dźwięku i innych gówien.  

- Ang? - spytałem, mając nadzieję, że czarna jeszcze nie śpi.

- Hm? - mruknęła, nie podnosząc głowy z mojego ramienia. Nie wiedziałem czy powiedziała to przez sen czy nie, ale nawet jeśli to nie miałem zamiaru zostawiać jej z Adlerem. O Slashu wolałem nie myśleć. Po tych jego odpałach nie wiadomo było czy umarł czy zaraz nie dobierze się dziewczynie do majtek. 

- Nie chcesz iść spać?

- Ty to mnie znasz, co? - Chyba się uśmiechnęła się. A ja poczułem jak dopada mnie pierdolone zmęczenie. Gdybym nie podtrzymywał Sambory, z wielką chęcią upadłbym na ziemię i nie wstał. I nawet to leżenie nie byłoby takie złe.

- To chodź.

Wziąłem ją na ręce i przeniosłem do drugiego pokoju, gdzie graliśmy wcześniej w karty. Duff ciągle siedział przy stoliku, ale wstał ze zmarszczonymi brwiami, widząc mnie z Angie. 

- Co jej dałeś?! - rzucił oskarżycielsko, a ja tylko przewróciłem oczami i położyłem ją na łóżku.

- Nic, kurwa. McKagan. Z naszej pierdolonej siódemki tylko Popcorn i ja się nią interesowaliśmy, więc z łaski swojej się odpierdol. Laska była uchmielona, ale nie pijana. Ma mocną głowę. Idź już spać - mruknąłem, klepiąc żyrafę w ramię. Duff nie ruszył się z miejsca tylko dalej palił swojego peta. - No, idź. Żonka wzywa - dodałem ironicznie, mając nadzieję, że palant w końcu się ocknie i przestanie gapić na Angie. Wyglądał dziwnie, stojąc przy łóżku i patrząc jak śpi. Fakt. Wyglądała niewinnie i każdy z nas wiele by dał, żeby mieć taki widok na co dzień, jednak McKagan miał już zablokowany ten przywilej. - Spierdalaj! - rzuciłem, bo naprawdę zaczynał mnie wkurwiać.

- Nie zostawię jej samej z waszą trójką - w końcu się odezwał, ale nawet na mnie nie spojrzał.

- To kurwa gratuluję! Masz mnie za jakiegoś jebanego gwałciciela?! - spytałem bardziej zdziwiony niż wkurwiony. Od naszego spotkania w tym klubie w Seattle unikał jej jak ognia, a teraz nagle zaczął się nią interesować? Nawet jak na mnie jego zachowanie było iście popierdolone.

- Kurwa, Stradlin! Wiesz dobrze o co mi chodzi! - rzucił lekko zirytowany McKagan.

- W takim razie kładź się - odparłem, wskazując mu miejsce koło dziewczyny.

- C-co?! - Spojrzał na mnie jak na chorego psychicznie, a ja przewróciłem oczami i odpaliłem papierosa. 

- No, kurwa. Idź spać. Sam bym się położył, ale nie mam zamiaru z nikim dzielić się dziś łóżkiem - mruknąłem, przechodząc do pokoju, gdzie leżał Adler i Slash i otworzyłem wyjście na taras. Jebało w chuj, więc zwiększyłem tym szanse na nie zaczadzenie się smrodem. Miałem zamiar jeszcze trochę pożyć. - Nie zaciążysz jej, leżąc obok - rzuciłem, wracając do Duffa i Angie. W dodatku nie chciałem jej zrzucić z materaca. Wszyscy pierdolili, że się rozpycham. Nie miałem zamiaru słuchać z samego rana wkurwionej laski, drącej się, że musiała spać na ziemi. A z tą zdecydowanie nie byłoby tak łatwo. - I nie patrz tak kurwa na mnie. Nie każę ci jej bzykać!

- Odpierdoliłbyś się może?! - McKagan rzucił mi mordercze spojrzenie, po czym odwrócił się w stronę czarnej i westchnął. - To jest zły pomysł...

Wzruszyłem ramionami, czując nieprzyjemne uczucie w żołądku.

2 komentarze:

  1. Jej, tym razem jestem genialna i od razu zorientowałam się, że Agata na początku rozmawiała z Cornell'em. XD
    Tak! Tak, weźcie Maggie! No weźcie! Maggie jest przecież zajebista! :D
    Whiskey-poker. XD "Ten kto przegra, pije shota". To chyba ten, kto przegra, się cieszy. XD
    "Wyglądaliśmy jak szamani odprawiający chory rytuał voodoo." Aż mi się przypomniało, jak to moja mama ostatnio powiedziała, że zawsze jak słucha "Alive" Pearl Jam'u, to ma przed oczami Eddie'go w takim wielkim pióropuszu skaczącego dookoła ogniska. XDDD
    Czo ten Duff? XD Eh, się debil ożenił. XD Nie miał, co robić ze swoim życiem. XD A teraz ma problem... Bo... No cóż... Najpewniej nadal coś czuje do Sambory...
    Izzy. <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, a Cornell to dobry znajomek Slasha, a Mike McCready przyjaciel Duffa xD Proszę jak pięknie.
      Oj, Maggie. Trochę jej mało, ale obiecankuję, że będzie więcej xD
      W alko-pokerze nie można być przegranym ;D
      EJ! Z tymi szamanami to mam identyczne skojarzenie z Twoją mamą xD tylko, że do The Wolf Eddiego z Into The Wild xD Dosłownie widzę Veddera na skale wymalowanego jak Indianiec (którym jest od strony babci :) z rozłożonymi rękami i śpiewającego/zawodzącego akurat ten kawałek xD
      Dobra rada: nie masz, co zrobić ze swoim życiem - OŻEŃ SIĘ! DUFF RADZI! xD
      Izzy. Izzy zawsze <3

      Usuń