O Najsłodsza Marchewko! Nawet nie zdajecie sobie sprawy jak
cudownie jest mi przytulać Duffa. Mojego Duffa! Nawet te chwile przytulań z
Natalią nie były aż tak emocjonujące. Czuję, że mogę w nich zostać, zasnąć i
będę bezpieczna. Cudownie... Mocno go trzymam i nie chcę puścić. Na szczęście
Duff jest taki wielki, że nie czuję, że zaraz ułamią się pod nim nogi. Bosko.
Wchodzimy do autobusu - moje Camaro zostało na tyłach Hellhouse. Trochę mi
smutno, że je zostawiam, ale cóż... Autobusik jest baaardzo obładowany, ale
Duff mówi, że będzie tak tylko na chwilę. Mała trasa na rozpoczęcie, więc nie
martwię się o samochodzik. Chłopacy nie mogą być daleko od studia - muszą
skończyć nagrywanie. Jeszcze tylko parę tygodni. Jeśli się sprężą, uwiną się w
połowę tego czasu. Teraz wszyscy mają dzień wolny i nikt nie ma ochoty na żadną
ostrą popijawkę. Każdy chce trochę pomilczeć i zaszyć w swojej części busa.
Pierwszy przystanek? Nawet nie wiem, bo wszyscy są zbyt zmęczeni, by spytać o
cel podróży.
Rzucamy się na siedzenie i Duff przekłada ramię za oparcie. W
krzykach i ogólnym hałasie ruszamy. Gdy Natalia mnie mija, wskazuje głową tył
busa. Najwidoczniej bardzo jej zależy na rozmowie, więc całuję Duffa w szyję i mówię,
że za chwilę wrócę.
- Nie. Nie pozwalam ci. Od bodaj doby cię nie miałem dla siebie,
więc...
Chyba był bardzo smutny, gdy nie byłam pod ręką. Muszę zostać. Nie
ma innej opcji. Kręcę głową Natalii, a ta patrząc na Duffa, zgadza się na
odłożenie rozmowy. Ciekawe, co by powiedzieli moi rodzice, widząc mnie tu – w
brudzie, ubóstwie i wśród ćpających muzyków. Bo nie ma, co ukrywać. Luksusy to
nie są. Nie jest to dla mnie nowość. Jesteśmy teraz dziećmi rynsztoka. Staramy
się wyżyć na trzy dolary i siedemdziesiąt pięć centów dziennie, co wystarczy na
sos i biszkopty w Denny’s Deli za dolara i ćwierć oraz na butelkę Nightrain za
dolara i ćwierć albo też trochę Thunderbirda. I to wszystko. Jakoś trzeba
przetrwać. Może nie jesteśmy cholernie głodni, ale żyjemy i śpimy w jednym
pomieszczeniu. Spojrzałam na resztę ludzi. Wiele innych kapel składa się z
bogatych pozerów. A tu jest dzicz.
Jedziemy i gadamy o wszystkim. Rozbijamy się po wszystkich
mniejszych mieścinach - co chwila Duff coś mi pokazuje przez okno, Miłka i Izzy
siedzą na dwóch końcach autobusu, Slash i Steven rzucają się jedzeniem. Slash
od czasu do czasu rzuca mi znaczące spojrzenie, ale udaję, że tego nie widzę.
Nieprzyjemne uczucie w podbrzuszu nie odstępuje mnie na krok.
***
Autobus jest tak obładowany, że dziwi mnie fakt, że wciąż oddycham. Z
chęcią rzuciłabym się na fotel, ale muszę jeszcze zamienić parę słów z Agatą.
Przechodząc obok niej, daję jej tajemniczy znak, żeby poszła ze mną
pogadać na tyłach. Widzę jak całuje Duffa na pożegnanie. Faaaaktycznie,
odchodzi na wieki, za siódmą górę, za siódmą rzekę… Gdybym to powiedziała,
Duff nie zrozumiałby ironii…
- Nie. Nie pozwalam ci. Od bodaj doby cię nie miałem dla siebie,
więc…
Więc dobra, rozumiem, nie widział jej długo. I to mnie właśnie
nurtuje. Co ona do cholery jasnej robiła ze Slashem?
Siadam przy oknie i jestem tak wciągnięta w moje chore myśli, że
nie reaguję na zaczepki Rudzielca.
A co jeśli faktycznie do czegoś doszło? Co mogli robić, we dwójkę,
sami, daleko od nas? W dodatku TAK długo?!
Jest zakochana, nie mogłaby mu tego zrobić… To Agata, trzyma się
swoich zasad.
Moje rozdwojenie jaźni powróciło… Polecam.
Rozglądam się po autobusie. Wszyscy coś robią – pary zadowalają się
byciem razem (choć widać, że między Izzym a Miłką już nic nie istnieje, bo
każde z nich siedzi w innej części busa), a Slash i Steve rzucają się żarciem
(szczerze dołączyłabym się do nich, ale moje myśli pochłonęły mnie
doszczętnie), a mój biedny Rudy patrzył na mnie wzrokiem biednego szczeniaka.
- Co ci jest?
- Nic. – Jestem w stanie odburknąć tylko tyle.
Izzy w końcu się odwraca. Wow! On żyje!
- Hormony…
- Kurwa! Stary! Znasz takie słowo? – rzuca Axl, ale czarny go
ignoruje.
- O, interesujące mów dalej.
- Ech, wami, kobietami, jednak rządzą hormony przez całe wasze
życie .
Autobus właśnie się zatrzymuje na jakiejś stacji benzynowej.
Patrzę za okno, a Izzy został zmierzony wzrokiem.
- Ej, ty, co tobą hormony nie rządzą! Patrz. – Sambora wskazała
Slasha i Steva, którzy już zdążyli wyjść i zacząć ślinić się do skąpo ubranych
dziewczynek. Zaczęłam się śmiać. Wyszliśmy na moment, tirówkom – może nie
powinnam oceniać po wyglądzie i zachowaniu, ale w tym przypadku musiałam –
zrzedły miny kiedy zobaczyły nas przy chłopakach. Przykre. Izzy zgarnął
Miłkę i coś jej energicznie tłumaczy, po czym ta daje mu po pysku i odchodzi,
kierując się w stronę drogi. Cooo?! Co się dzieje?!
- Miłka! – krzyczę, ale ta już znika w jakimś tirze, który odjeżdża
z piskiem opon.
- Suka – mruczy Axl. – Izzy kazał jej wypierdalać po tym jak robiła
loda jakiemuś chujowi w jego pokoju. Plus to, że kradła mu towar.
U.M.A.R.Ł.A.M.
Znowu jedziemy. Agata i Duff poszli dalej, mają czas żeby pogadać.
Jak ich zgarniemy, Agata po prostu musi, MUSI ze mną porozmawiać.
***
Gdy inni zostali na stacji, razem z Duffem poszliśmy dalej
drogą. Zgarną nas po drodze. Idziemy ramię w ramię, ale po chwili
Duff łapie mnie za rękę. Nie umiem nazwać tego uczucia. Jednak chcę, żeby coś
wiedział.
- Duff.
- Hm?
- Bo wiesz, że wtedy poszłam ze Slashem. Wtedy.
- No, wiem.
- Bardzo mi przykro jeśli zrobiłam coś nie tak. To nie było to, co
myślisz.
Duff patrzy na mnie jak na za dużego królika w małej klatce, który
próbuje się wydostać, podkładając dynamit. Rumienię się, bo właśnie skłamałam.
Okłamałam go.
- Po prostu gdzieś poszedłeś, a mi nie chciało się kisić w hotelu,
gdzie był taki burdel, że zwialiśmy stamtąd, bojąc się wezwania glin – gadam
jak najęta. Ja pieprzę! O czym ja nawijam? Przecież w życiu mi nie
uwierzy! - Więc jak sobie coś pomyślałeś, to nie było tak…
- A co miałem sobie pomyśleć? Nie jesteś moją własnością. Robisz,
co chcesz.
- Ale nie chcę być tylko kimś do wyruchania. Ani nie chcę zaliczać.
Chodzi o to, że nie chcę, żeby przez taką głupotę coś się zmieniło.
Dobra. Łamie mi się głos. Duff wzdycha. Nikt nic nie mówi i idziemy
dalej.
- Chcę ci to mówić codziennie. Co sekundę, ale ty jesteś jak
rakieta. Istna bomba! Nie nadążam za tobą. A mi się wydawało, że to my jesteśmy
popierdoleni. Jedyne, czego chcę to być z tobą, żebyś ze mną była. Nie
opuszczaj mnie nigdy. A ze Slahem, wiesz zacząłem się zastanawiać jak razem
zniknęliście...
- To nic nie znaczyło… Możemy o tym zapomnieć?
- Co nic nie znaczyło?
- Paczcie! Porno za darmo! - drze się Steven, wystawiając głowę przez
okno. - Wskakujcie! - krzyczy, waląc dłonią w bok busika.
***
- Paczcie! Porno za darmo! – wydziera się Popcorn, gapiąc się na
kochasiów. Uspokoiłam się. Minimalnie.
Wchodzą do autobusu. Już czekam na tyłach
-
Sambora! Cho tu!
Podchodzi…
- NARESZCIE!
Wstaję, krew mi wrze.
- Dziewczyno, kurwa! Otrzeźwiej! Masz faceta to po co bajerujesz
kolejnego?! W dodatku jego kumpla?! Myślisz, że nic nie widać?! Wszyscy to
zauważyli!
Patrzy na mnie ze zmarszczonymi brwiami. Nie jest dobrze.
- A skąd wiesz, że to moja wina? To Slash się rzuca! To nie przeze
mnie.
- Nie winię ciebie, tylko chcę cię uświadomić. Duff już dziwnie się
na was patrzył. Zależy mi na was – tobie i Duffie. On za tobą szaleje! Kurwa,
dziewczyno!
Emocje ulatują, bezwładnie opadam na siedzenie.
Nie, jednak nie, znowu to wszystko zaczyna się we mnie gotować.
- Gdzie byłaś ze Slashem?
- Zabrał mnie do zoo.
ŁOT DE FAK? Do ZOO? Moja żuchwa leży sobie na podłodze.
- Było zamknięte, to się do niego włamaliśmy. Normalnie komandosy –
po krzakach się chowaliśmy. Aż w końcu ten palant przyniósł węża. Serio, boę!
Myślałam, że tam jebnę. A potem jak go zaniósł… to zaskoczył mnie od tyłu i…
Masz trochę wódki? – dodaje szybko.
Mózg rozjebany.
- Masz. Ale coś mi tu kłamiesz?
- Eee… Nie.
- Całe szczęście. Musisz się pilnować, oni są kumplami. Postaw się
w jego sytuacji, gdybym to ja zaczęła kręcić z tym twoim idiotą. On raczej nie
chce stać między młotem a kowadłem…
- Ale ja kurwa kocham tego idiotę! On jest… ideałem! Nie wiem jak
on może być z takim… czymś! Serce mi wali za każdym razem, gdy mnie dotyka czy
jest obok! Nigdy nie chciałabym, by myślał, że go zdradzam. Jak ja mogłabym go
zdradzić?! Och… On jest super ekstra.
Ta wypowiedź mnie uspokaja. Opieram się o siedzenie i patrzę jej w
oczy. Nie wiem, jak mogłam mojego kędziorowatego Anioła Stróża posadzić o coś
takiego. Dochodzę do wniosku, że sama bym szybciej zrobiła coś równie głupiego.
Chociaż teraz wszystko się zmienia…
- Jaką wy macie zajebistą tę miłość!
Steven wprasza się do naszej rozmowy.
- Skąd to, kurwa, wiesz?! – Agata się do niego odwraca, uśmiechając
pięknie.
- Krążą takie historie. Ale faktem jest, że Duff nie miał lepszej
dupy.
- Jednak w głośności najlepsi są Natalia i Axl .
- Tak? A ja słyszałem, że wyyyy robicie to wszędzie. – Popcorn
śmieje się jak nastolatka.
- Za to ty ostatnio z tą całą Rosie mieliście być cholernie
delikatni.
- Gówno! Podobno ty i Duff nigdy nie robicie tego na trzeźwo, a ty.
– Steven odwraca się do mnie. – I Axl bzykacie się pod prysznicem, bo jesteś
sucha.
No dobra, nie wiem co odpowiedzieć… Oba kędziory się śmieją.
- Agata, jesteś zajebistą wykurwistą dziwką! I Duff o tym wie i ty
też powinnaś! No! Idź do niego! – zarządza autobusowa matka, czyli Steven Adler!
I poszła.
- Dzięki – mówię opierając się na oparciu siedzenia przede
mną, Ten patrzy się z WTF na twarzy. – Dzięki za pomoc, za wszystko, że
jesteś.. Choć nie zapomnę tego, co jej zrobiłeś!
- Trudno. – Wzrusza ramionami. – Nie ma sprawy, bitch. – Klepnął
mnie w ramię i poszedł do przodu. Chwilę jeszcze tu posiedzę, muszę ochłonąć.
Rozkładam się na dwóch z czterech siedzeń. Z tyłu siedzi się
najlepiej. Patrzę przez okno. Dochodzę do wniosku, że żal mi Miłki. Sama się
doprowadziła do tego stanu, ale życie nie obchodziło się z nią delikatnie… Może
to i dobrze, że znikła z naszego życia.
Słońce praży, wszędzie pełno dzieciaków biegających w tę i z
powrotem.
Podchodzi mój Rudowłosy.
- Zostawiłaś mnie.
- Jestem trzy metry dalej…
- O trzy metry za dużo.
***
- Ej! Mogę z tobą pogadać? – Steve podbiega do mnie, machając na
boki tymi swoimi klajtrami.
- No właśnie! Ja też bym chciał! – Izzy podchodzi z drugiej strony.
Zaskoczona, patrzę jak obaj zachodzą i biorą mnie między siebie.
- No... dobra – odpowiadam, nieco zbita z tropu.
Idziemy ulicą dalej.
- O co ci chodzi? - Popcorn zagaduje Izzy'ego jakby mnie nie było pomiędzy
nimi. W ogóle chyba nie istnieję!
- Chyba chodzi o to samo. Wiesz… Slash – odpowiada mruknięciem. -To
ja zacznę. Co jest, do kurwy nędzy, między tobą a Slashem? Tylko nie gadaj, że
się z nim bzykałaś? Ogólnie nie byłabyś pierwsza, ale Duff się zmienił przez
ciebie. Na lepsze oczywiście. I nie chcę, żeby coś się zjebało przez jedną
kurwa laskę.
- O! Dokładnie to! - krzyczy Popcorn, odciągając mnie od Izzy'ego
na "swoją stronę" i robiąc minę na zdziwioną rybę. - Jak z nim spałaś,
to dobrze, że cię palnąłem. Wybacz, kochanie.
Dostaję od Popcorna soczystego buziaka w prawy policzek. O co
chodzi?! Nie nadążam! Aaaa! Chcę coś odpowiedzieć, gdy chłopaki
wprowadzają mnie, a właściwie to wnoszą, do jakiegoś baru i usadawiają w rogu
przy stoliku. Steve idzie kupić Jacka, a Izzy siada naprzeciwko mnie.
- Nie jesteś kurwą.
To stwierdzenie. No, dzięki. Mimo, że cholernie nie wiem, co
jest grane, kiwam głową w podzięce.
- To, co ty dziewczyno robisz? Wiem, że Slash cię lubi. I to
bardzo. Już nie raz gadał o tobie jak był najebany. No, ale Duff cię kocha. -
Tu poprawia się na siedzeniu. – A to cud, bo jesteś jednym przypadkiem na
milion, a milion to jest kurwa dużo. – Zapala peta.
W sumie wygląda na trzeźwego. Dziiwne. Izzy nienaćpany. Wow!
Zapiszę to w pamiętniku. Gapię się na tę jego czapkę. Zawsze ma jakieś
fajne. Jak zapala zapałkę jego twarz okala nikłe światełko, podkreślając czarne
tłuste kłaki wokół twarzy. - Wiem też… - Na chwilę przerywa, żeby schować
zapałki i pety. - …że nie jesteś tu niczego winna. Jak was zobaczyłem po raz
pierwszy z Natalią, nie powiem, że fiut mi nie drgnął. - Uśmiecha się tak jak
faceci się uśmiechają w takich momentach. - I mimo, że niekiedy działamy tylko
za jego pomocą, potrafimy przystopować. Slash jednak działa głównie dzięki
kutasowi. Nie sądzę, żeby był tydzień gdyby nie puknął jakiejś panienki.
- No, dobra - przerywam i rozglądam się za Popcornem, ale ten
gdzieś przepadł w tłumie. Zapewne bardzo dobrze się bawi. W
przeciwieństwie do mnie, choć ta rozmowa wcale nie jest zła. - To, czemu ja?
Przecież jest masa napalonych na niego dziwek. A ja jeszcze jestem... no jestem
z Duffem.
Izzy patrzy na mnie uważnie.
- Słowo ‘dziewczyna’ nie istnieje dla kogoś takiego jak Slash.
Milczę.
- Nigdy nie miałaś faceta wcześniej, co nie?
Kurwa! Skąd on takie rzeczy może wiedzieć?! Sherlock! Nie chcę
się tu sprzeczać z Izzym, szczególnie, że jest trzeźwy. Potakuję.
- Ale jak to? Aż dwadzieścia czy ile ty tam masz lat, nie byłaś z
nikim? Jakbym był dziewczyną za taką twarz dałbym sobie dupę ogolić!
Dziewica... No toż to jesteś świeżuteńka. Do niedawna czysta i nieskazitelna...
Kroczyłaś po białych płótnach, nie zginając ich. A teraz zastanawiam się czy to
ja byłem tym pierwszym i ostatnim, gdy kochaliśmy się nad jeziorem...
Coooo??!! Kurwa. Co to ma być?! Patrzę na Izzy'ego. Chyba już
nie mówi do mnie. On już odpływa. Chyba dostał twórczego amoku, więc nie wiem
skąd biorę ołówek i piszę na chusteczce. Słucham uważnie i notuję.
- Ale zajebistą dupę widziałem! - Popcorn w końcu dotacza się do
stolika. - Stała przy barze i wzięła.. o, dokładnie takie same butelki! -
Wskazuje na Jacka na naszym stole.
- Popcorn, zjebie. - Izzy patrzy na niego uważnie. - To byłem ja.
Steve chyba nie jarzy, bo mówi:
- Pewnie sobie gdzieś poszła.
Izzy wysyła mi porozumiewawcze spojrzenie i wychodzimy. Noc jak
noc, ale ma w sobie jakiś urok. Inny, którego nie da się opisać niczym. To
trzeba być w TYM miejscu, w TYM czasie i z TYMI ludźmi. Ja myślę, że to jest TA
chwila. I wcale nie jest piękna dzięki Duffowi, bo jego tu po prostu nie ma,
ale dzięki jakiemuś ogólnemu ładowi. Normalna ulica w centrum amerykańskiego
miasta. Spokojna, co wcale nie jest w moim klimacie. Idę ramię w ramię z kimś,
kto mnie pobił niemal do nieprzytomności. Jest wspaniała - jedyna w swoim
rodzaju. Co się dzieje, że taka zwykła sytuacja stała się dla mnie czymś
niesamowitym? Może to inne światy się łączą na te kilka sekund? Albo Bóg dotyka
nas namacalnie i chce abyśmy tę chwilę zapamiętali? A może? A może...? Mogę tak
myśleć nad tym całe życie, a zostanie mi tylko wspomnienie uczucia, które mną
włada. A może to pełnia szczęścia - wiecie, coś takiego jak punkt kulminacyjny
w powieści? I co? Czyli teraz wszystko powinno iść z górki, nudno,
monotonnie...? NIE! W moim życiu nie istnieją te słowa! Bo przecież przygoda
dopiero się rozkręca.