poniedziałek, 22 lipca 2013

..::16::.. część II

Perry says:
Agata zajebała. Pojechała po całości.
Bo z niej dzikie zwierzę, a nie człowiek.
Jest geniuszem. Geniuszem rozpierdalingu.


– O czym rozmawiałam ze Slashem? - pytam, nie za bardzo rozumiejąc sens pytania. Po całej przepitej i przegadanej nocy nie było dziwne, że po prostu mam zamuła. Nie kaca, bo nigdy nie mam kaca, ale mam zamuła. Jednak Natalia z jakiegoś powodu się przycięła.

 - Tak. No, nie mów, że nic nie pamiętasz.

Drapię się po głowie, próbując zebrać myśli. Naprawdę chciałabym przypomnieć sobie parę słów. Kojarzę tylko obrazy. Mówię to Natalii.

Potrząsa głową i daje sobie spokój.

- Na razie – dodaje, patrząc uważnie. Zerka jeszcze na Slasha – nieprzytomnego i rozwalonego na łóżku. Wzruszam ramionami. Jak to mówią, co moje to twoje.

- Dobra, wychodzę, ale nie rób głupot i idź dalej spać.

Potrząsa głową i wychodzi. Nie często bywam pijana. I się teraz czepia nie wiadomo, o co. Gdy drzwi się zamykają, zaglądam do Duffa. Śpi jeszcze. Slash zajął drugie łóżko, więc mi zostaje średni fotel. Ale każde miejsce jest dobre do spania, gdy naprawdę tego potrzebujesz. Siadam i układam się bokiem w pozycji embrionalnej. Wodzę wzrokiem po pokoju. Prawdziwy syf i malaria. Zdemolowaliśmy wnętrze prawie tak jak Led Zeppelini. Świetnie. Jesteśmy w Los Angeles. To jest miasto grzechu i rozpusty. Jakżeby inaczej. Szybko zasypiam.

Śni mi się coś ciemnego. Jakiś wielki czarny cień nachyla się nade mną, mrucząc coś niewyraźnie. Jest blisko, a ja nie mogę się poruszyć, by uciec. To koniec. Po chwili czuję już jego ciepły oddech na karku.

- Śpisz?

Wzdrygam się i otwieram oczy. Ale o dziwo już mam je otwarte! A więc śniłam na jawie? Nieważne.

- Slash? – szepczę, znając odpowiedź. Mrużę oczy, ale już po chwili moje oko dostosowuje się do warunków. Poprawiam się, bo tyłek zaczynał mi już drętwieć.

- Może gdzieś wyskoczymy?

Trochę zbita z tropu, wycieram twarz, próbując przegnać zmęczenie. Na szczęście ból głowy zniknął.

- Która godzina? – odpowiadam pytaniem na pytanie.

- Jakoś po dziewiątej, ale jest ciemno.

Chwilę się zastanawiam i mówię:

- Dobra. Poczekaj tylko się ubiorę. – Właściwie miałam na myśli tylko skórę, bo moje seksowne skórzane spodnie już miałam na sobie. Jednak, gdy weszłam do łazienki i zapaliłam światło, zauważyłam, że moja Aerosmithowa koszulka jest zalana Jackiem. Zdejmuję ją i zakładam tę z Ramonesami. Jednak przez moment gapię się na swój wspaniały stanik i z uśmiechem wkładam t-shirt. Gdy wychodzę Slash gwiżdże, za co dostaje piąchą w ramię. Wychodzimy, ale jeszcze zahaczam o pokój Duffa. Jednak, gdy wchodzę jego tam nie ma!

- Slash, gdzie jest Duff? – pytam trochę z podejrzliwością w głosie. Że niby Duff zostawiłby mnie ze Slashem samą? W sumie koleś był nieprzytomny…

- Eeee…ten…tego. – Coś kombinuje. - Pojechał spakować  rzeczy. Przecież już niedługo wyjeżdżamy na wycieczkę. Jesteśmy w trasie, co nie?

Może faktycznie ma rację.

- Mógł mi powiedzieć.

- Spałaś.

- No, trudno. – Wzruszam ramionami. Uśmiecham się jednak do Slasha i razem wychodzimy.

Gdy tylko pojawiamy się razem na korytarzu, widzę Stevena wchodzącego do siebie. Jednak zatrzymuje się i cofa, krzywo na nas jakoś patrząc.

- Angie… – pyta niepewnie. – Gdzie masz Duffa?

- Przy sprzęcie – odpowiadam.

Popcorn mierzy nas dłuższy czas.

Dooooobra. Zrobiło się dziwnie. Slash bierze mnie za rękę i omijamy perkusistę. Uciekamy zanim zdąży jeszcze coś powiedzieć. Gdy tylko wychodzimy zza zakrętu, wpadamy do windy. Jest tam para staruszków, którzy patrzą się wielkimi oczyma na Slasha, a potem z otwartymi ustami na mnie.

- Ten czarny to chłopak czy dziewczyna?

- Spójrz na jego włosy! Fuj!

- A ta pannica obok? Widział ktoś, żeby kobieta nosiła satanistyczne koszulki? I te spodnie…

- I włosy…

- I zapach!

- Na pewno uprawiali seks!

Razem ze Slashem słyszymy milion takich komentarzy, gdy opuszczamy windę. Śmieszni są ci ludzie. Wolą, żeby dziewczyny chodziły sztywno i zachowywały się jakby miały ogórki w tyłkach, zamiast nosiły skórzane spodnie, a chłopacy mieli niemalże łyse pały zamiast zapuszczać boskie loczki. Ach, ci niepoprawni esteci!

- Jesteśmy tak zajebiści, że oni tego kurwa nie ogarniają! – Śmieje się Slash.

Wychodzimy. Faktycznie jest ciemno, a mi nasuwa się pytanie:

- Slash? Czy ja, znaczy my dziewczyny, też jedziemy z wami?

 - No, pewnie! Musimy… naczy Axl, Duff i Izzy muszą mieć jakąś rozrywkę.

- Ej, nie jesteśmy dziwkami. Trochę szacunku.

- Ta Miłka jest dziwką, ale do was nic nie mam!

- Ona jest...! Kurwa! – krzyczę. – Cholerna kurwa! Do Duffa cały czas się pierdoli!

- Do wszystkich… Zajebałbym tę dziwkę! Przepraszam, ale jestem jakiś trochę nie w humorze. – Milczy i wygląda jakby był trochę smutny, ale za chwilę wybucha:

– Zabiorę cię w wykurwiście fajne miejsce! Musisz je zobaczyć, zanim wyjedziemy!

Trochę mnie zaskakuje ta zmiana nastroju, ale po kacu wszystko jest możliwe. To po pierwsze, a po drugie to jest Slash. Nie wiem czy to bestia czy człowiek, ale w każdym razie cholernie dobry gitarzysta.

- Ile masz lat, co? Czternaście? Piętnaście?

- Dziewiętnaście jakby nie patrzeć, wiesz. Jeszcze jakieś trzy miesiące i dwadzieścia.

- O, to trochę młódka jesteś. Ja mam dwadzieścia jeden… – Chwilę się zastanawia. – Za jakieś dziesięć miechów dwadzieścia dwa . – Szczerzy się najwyraźniej zadowolony z obliczeń. – To akurat w sam raz. Dla Duffa oczywiście.

Znowu dostaje z piąchy, ale razem zanosimy się tak śmiechem, że słychać nas na całej ulicy. Idziemy tak, gadając o zespołach i muzycznych guru, gdy nawet się nie zorientowaliśmy, a było wpół do jedenastej.

- Kurwa! – krzyczy nagle Slash i łapie mnie za rękę, po czym biegnie najszybciej jak potrafi.

Ja, zanosząc się śmiechem, biegnę zanim. Cholernie rozbawił mnie tym swoim zaskoczeniem. Jakby cylinder mu z głowy spadł. Parę przecznic i jesteśmy! Skręcamy w prawo i dobijamy się do bramy… zoo!

- Kurwa mać! Zamknięte! - Slash wali z całej siły nogą w bramę.

- Tu chciałeś mnie zabrać? – pytam, ledwie trzymając się na nogach. Trochę się zmęczyłam, ale reakcja chłopaka była tak zabawna, że wybuchnęłam śmiechem.

- Tak, ale chodź. Znam inne wejście.

Ciągnie mnie gdzieś dalej. Idziemy wzdłuż płotu, mijamy wielkie śmietniki, aż w końcu wchodzimy pomiędzy duże krzaki. Gdy stajemy, mój towarzysz rozgląda się, czy aby nikt nas nie obserwuje.

- Będziemy się włamywać do zoo?! – pytam, patrząc znacząco na Slasha. Ten nie reaguje tylko ciągle stoi na czatach. Rozwala mnie ten chłopak.

- Dawaj!

Robi z rąk podeścik, podsadza mnie, zahaczam butem o płot i przeskakuję. Slash jest zaraz za mną.

- I co teraz?

- Przedstawię ci kogoś. – Uśmiecha się tajemniczo i prowadzi na ścieżkę. Wszystko ma tu obcykane. Wie, kiedy przechodzi stróż, wie gdzie iść, gdzie stoją latarnie. Slash wymiata, jednak… Jest dla mnie tylko kumplem. Nic więcej do niego nie czuję. Jeśli wyobraża sobie coś innego, będzie musiał obejść się smakiem.

Wychodzimy na jakieś małe poletko wśród krzewów. Rośliny otaczają nas z każdej strony.

- Nie ruszaj się!

Slash odchodzi gdzieś na moment. Stoję i rozglądam się za czymkolwiek, co dałoby mi znak, gdzie jesteśmy.

Nic. Zupełnie nic. Pustka.

Dobra. Czekam.

Slash wraca po dziesięciu minutach. Niesie coś. Nie wiem, co to, ale to się rusza!

- Slash! Ocipiałeś?! – piszczę cicho, a mój głos wydaje się jakby należał do pięcioletniej dziewczynki.

Chłopak uśmiecha się i przekazuje mi węża boa! Boa, kuźwa!

- Spokojnie, nie gryzie.

- Nie boję się gadów – zaprzeczam. – Ale po prostu jak?

Z bijącym sercem biorę gada. Jest ciężki, ale Slash trzyma jego cielsko. Ja oglądam tylko głowę. Jest niesamowity! Gapię się w jego oczyska jak zahipnotyzowana. Stoję i patrzę. Magiczna chwila.

I tak przez dłuuuższą chwilę…

- Dobra, koniec – decyduje Slash.

- Co? Przecież dopiero, co…

- Widzisz? Tak działają węże. Minęło dziesięć minut.

- Nie… Przecież nawet nie minęły dwie.

Puszcza do mnie oko i znowu gdzieś znika. Tym razem coś długo nie wraca. Stoję jednak i czekam. Może ma problem z odniesieniem węża? Może złapał go stróż? Może przyjechała policja? Może leży teraz gdzieś i płacze?

- Co?! Slash płacze? Ha! Ogarnij się, dziewczyno!

Rozglądam się i cicho posuwam naprzód.

- Slah? - szepczę w ciemność, ale nie otrzymuję odpowiedzi. Wycofuję się w nasze krzaki. Zostaje mi cierpliwie czekać. Jednak nagle zwala się coś na mnie od tyłu i zamyka mi usta! To zagłusza krzyk. Serce wali mi jak szalone! Boże! Gwałcą!

- To ja.

Kurwa! Nie wytrzymuję! Co za fiut! Gdy tylko czuję luz, odwracam się i walę na oślep. Slash zaskoczony cofa się i leci w tył, a ja razem z nim. Kotłujemy się chwilę na ziemi, aż w końcu nie mogę się ruszyć.

- Ty popierdoleńcu!  Jak ci zaraz włożę aparat słuchowy do dupy, to będziesz słyszeć jak kiszki produkują gówno! – syczę ostro, próbując się poruszyć. – Nie rób tak nigdy więcej!

Jednak Slashowi szybko udaje mi się mnie unieruchomić. Widzę jak się uśmiecha. Widzę właściwie tylko jego białe zęby.

- Skończyłaś? – pyta. Dopiero po chwili zauważam swoją dość nieciekawą sytuację. Leżymy na ziemi. Właściwie to tylko ja, bo Slash leży na mnie, trzymając mnie za oba nadgarstki. Nogami też nie mogę poruszyć, bo pan mroczny gitarzysta mocno dociska je do ziemi. Super. Brawo. Dałaś się podejść. Unieruchomiona. Napinam się i warczę:

- Złaź ze mnie!

- Złaź ze mnie! - przedrzeźnia mnie.

Zaczyna się wolno zsuwać się, jednak czuję jak coś ociera się o moje usta. Czuję przeżarte papierosami wielkie wary. Slash zaczyna mnie całować! Początkowo chcę się wyrwać, ale nie mam z nim szans. Nawet nie mogę poruszyć głową. Muszę przeczekać pocałunek. Jednak jak całuje… Aż czuję jakbym zapadała się w miękką ziemię pod sobą. Całuje tak, że zapominam jak się nazywam. Zapominam o wszystkich. Jemu też się chyba spodobało. Jednak coś jest nie tak. Czuję słodki smak cukru. Jeśli to jest to o czym myślę, to mam przesrane.

- Kurwa. Pokonałem pieprzone ogrodzenie, rzeki wyruchałem, żeby ciebie spotkać i cię dotknąć! Baby, nie obraź się – mruczy, a w połowie stęka Slash. Napina się i mocniej przygniata mnie do gleby. Na policzku czuję jego dłoń z milionem sygnetów. - Nie chcę dotykać cię zbyt śmiało, mała.

- Zamknij się już. A teraz złaź! – syczę, śmiejąc się. - Koniec tych wygłupów!

Zaczynam wyraźniej słyszeć, a kształty zaczynają zmieniać barwę, obrazy zlewają się w jedną wielką całość. Do tego zimno mi w stopy. Kurwa. Dostałam LSD! Chcę krzyknąć, żeby Slash dał mi spokój, jednak on nie ma zamiaru kończyć. Tonę w jego wielkich ustach i morzu śliny. Nie wiem jak to robi, ale doprowadza mnie do szaleństwa! To nie jest dla mnie zaskoczenie… Co najwyżej wyższy poziom świadomości. Jego sprawne dłonie zjeżdżają w dół między piersiami. I wciąż w dół. Zaczyna mnie dotykać, a ja czuję jakbym miała za chwilę wybuchnąć od środka. Wyginam się i uciekam, nie mogąc wytrzymać. Do tego księżyc świeci niesłychanie mocno. Prawie jak słońce.

- Co jest, kochanie? – Slash szczerzy się, widząc moje zamglone oczy. – Prężysz się jak kotka.

- Boże! Przestań już! – krzyczę, gdy czuję, że robię się mokra bez zdejmowania ubrań. Macham w milczeniu głową na boki, próbując uciec od jego spojrzenia. Zaciskam dłoń na jego ramieniu i słyszę charakterystyczny szczęk skóry. – Slash… - dodaję ciszej, patrząc na niego błagalnie. Ten tylko rozpina mi spodnie i jakoś ściąga je w dół, a potem robi to samo. Agresywnie wbija palce w moją pierś, aż piszczę z bólu. Nie czuję już lewej dłoni...

- Jesteś tym czego potrzebuję – miałczy mi do ucha sekundę przed tym jak wsuwa rękę w majtki i wdziera się mi między nogi.

- Slash… Nie…

***

Otrzepuję się i odchrząkuję, starając się skupić na sobie uwagę Slasha. Wsuwam na biodra spodnie i patrzę jak robi to samo w świetle księżyca. No, ma się chłopak czym pochwalić. Nie zapiął sobie rozporka, a już ciągnie mnie do siebie, przytulając nasze biodra i przy okazji macając mi tyłek. Szczerzy się przy tym uwodzicielsko.

- Niebezpiecznie, że jesteś blisko mnie, kochanie – mówi, wciąż trzymając ręce na moich pośladkach.

- I co mam niby przez to rozumieć?

- Duff miał rację. Kochanie się z tobą może doprowadzić do szaleństwa.

Fuck. Bożeno! Nie mówcie mi o nim! Błagam!

- Proszę cię, Slash… - zaczynam, spuszczając wzrok i momentalnie, starając się wyplątać z jego uścisku. – Nie przypominaj mi tego. Już i tak… Serce mi krwawi, gdy o nim pomyślę.

- Przecież nic wielkiego się nie stało! – Slash mnie przytrzymuje. – To był tylko seks! Już nie jeden raz podkradaliśmy sobie nawzajem panny.

- Więc tak to wyglądało?! – rzucam wściekle. – To tradycja?! Chrzest?! Trzeba było przelecieć dziewczynę kumpla?!

- Ej! – Slash podnosi ręce na znak poddaństwa. – To wcale nie tak! Zresztą tobie też się podobało. Chyba nie powiesz, że cię do tego zmusiłem?

Odgarniam włosy z twarzy i patrzę smutna w buty Slasha.

- Slash, przecież jestem naćpana! Oboje jesteśmy! Więc tak, zmusiłeś mnie do tego! – krzyczę, ale pod wpływem LSD moje ciało unosi się jak na oceanie i nie mogę być na niego zła. – To nie o to chodzi. Jesteś kochanym facetem i to było niesamowite, ale chodzi o moje uczucie… Bo zdradziłam Duffa i to… Umyślnie! Dałam się ponieść emocjom, rozumiesz?! – Czuję jak wielka gula tworzy się w moim gardle. Łzy zaczęły zamazywać mi obraz. Kolejny objaw, kochani. Z euforii wpadam w stany depresyjne. – Jak mogłam być taka głupia?! Nie winię cię za nic. Po prostu powinnam się opanować! Ale tego nie zrobiłam i doskonale wiedziałam co się później stanie!

Slash słucha tego wszystkiego lekko w spokoju. Ale nie przerywa, gdy tłumaczę przez łzy:

- Pragnę cię, rozumiesz?! Chciałabym zostać tu z tobą na zawsze! Ale to Duffa kocham. Nie wiem co robić, bo to jego...  Ale do ciebie też czuję coś. Przepraszam cię... Nie chcę was ranić.

- Heeej, maleńka. Nie jestem taki czuły! Spójrz na mnie: podkoszulka, dżinsy, wysokie buty - to jestem cały ja. Niczego poza tym nie ma i nigdy nie będzie. Odrzuca mnie nawet sama myśl, że muszę pójść do jakiejś pierdolonej garderoby i przebrać się w inne ciuchy, by wyjść na scenę i grać. Daj mi kawałek dachu nad głową i coś do picia: to jest wszystko, czego mi potrzeba. Czy pieniądze mogą coś w tym zmienić? Jestem kurwa Saul Hudson, czy nie?!

Rozbeczałam się na dobre. Jestem roztrzęsiona i stoję, trzęsąc się i płacząc wśród krzaków w centrum ogrodu zoologicznego. Jednak po chwili czuję jak ogarniają mnie silne ramiona i mocno się w nie wtulam. Slash całuje mnie w głowę i zastygamy tak na jakiś dłuższy czas.

- Możemy już wracać?

- Tiaa… Możesz sama iść? Dobra. Chodź.

Slash uśmiecha się na pocieszenie, ociera mi łzy i wyciąga przyjacielsko dłoń. Jak gdyby nigdy nic ciągnie mnie z powrotem. Przełazimy przez płot i wracamy. Patrzę na Slasha. Mam tak zblazowany mózg, że nie czuję się na siłach, by cokolwiek pomyśleć czy powiedzieć. Po prostu idę za nim, dając się prowadzić. Pocałował mnie, a ja to odwzajemniłam. Nic więcej tylko seks.

- Ej! Ty! Dziwko! Do ciebie mówię!

Oboje ze Slashem odwracamy się. Po drugiej stronie ulicy widzimy dwóch kolesi. Nadziani, siedzą w nowy Mercedesie. Krzyczą w naszą stronę.

- Pierdol się, fiucie! – odkrzykuje Slash. – Zaraz mu przypierdolę!

Zdaje się, że chce tam iść, ale go powstrzymuję.

- Zostaw. Nie warto. Chodź.

Jest niezdecydowany.

- Proszę.

Odpuszcza. Idziemy dalej, ale po chwili znowu słyszę ten sam wrzask, tylko tym razem dochodzi z samochodu jadącego obok nas.

- Przestań ssać asfaltom i chodź do gigantów – rzuca jeden z nich.

- Masz, kurwa problem? – Slash ogarnia mnie ramieniem i zatrzymuje się.

- Chcę tylko dać tej suce szansę dużej kasy i przyjemności.

Ja pierdole! Ale sukinsyn jest obrzydliwy! Nie rejestruję chwili, gdy Slash odsuwa mnie delikatnie na bok i idzie w stronę samochodu.

- Slash, nie – udaje mi się tylko to wydobyć z gardła . Jednak jest za późno i Slash już wyciąga kutasa z samochodu i daje z czachy. Gdy tamten jest zdezorientowany, wali z łokcia w plecy i poprawia kolanem. Dodaje jeszcze na deser kop z kowbojki prosto w tchawicę. Drugi goguś też wysiada, ale jego Slash też szybko nokautuje. Cóż, chyba wszczynanie bójek dla zabawy przydało się. Patrzę na płaczących, skulonych debili.

- Slash, chodź już. – Odciągam chłopaka, na co ten wyrywa się i robi ruch rękoma jakby rapował:

- Kurwa, ale fiuty! Gdyby był tu Duff, już by nie żyli. Bo, wiesz – mówi – z Duffem ramię w ramię są najlepsze burdy. Z Axlem niezupełnie, bo myśli tylko o własnej dupie i o tym, żeby napierdolić jak najwięcej samemu. I jak wszczyna burdy, to myśli, że my też od razu wtedy chcemy. KURWA!

Już w ciszy dochodzimy do hotelu, przy którym stoją Duff i reszta. Slash jednak jeszcze mnie zatrzymuje i mówi:

- Jesteś naprawdę spoko. Prócz tyłka masz jeszcze głowę. – Uśmiecha się na pocieszenie. Chyba miał to być komplement, więc dziękuję zmieszana i puszczam w stronę Duffa. Zostawiam Slasha z tyłu samemu sobie. Zanim dobiegam do blondyna, już mam łzy w oczach.

- Gdzie ty kurwa byłaś, mała?

- Wskakujcie! Jedziemy!


9 komentarzy:

  1. Ej, ej! Jak ona mogla zdradzic Duffa? No niee! Fufufufufufu, jeszcze Slash tak obleśnie sie zachowywal :(
    A poza tym rozdzial spoko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, cóż... Różne są na ten temat spekulacje. W pierwowzorze był tylko pocałunek, ale Slash to dzika bestia, która rządzi się własnymi prawami. Agata tak samo. Co chwila zmienia decyzje - jak prawdziwa kobieta. Nie mam pojęcia czy ją teraz znienawidzicie czy poczekacie na rehabilitację. Jednak stało się i co się stało to się nie odstanie. Co do jeszcze tych zachowywań... No, cóż. Takie życie. Do zobaczyszka ;)

      Usuń
  2. Nadal jest coś ze mną nie tak. Zwykle, jak ktoś kogoś ma zdradzić w opowiadaniu, to sobie myślę: "Nie, nie rób tego! Przestań! Co ty wyprawiasz?! Nie możesz!". A teraz było zupełnie odwrotnie: "No dalej! No pocałuj ją do cholery! No ja już tak leżycie, to weź coś zrób no!" Jestem wredna, nie no! Duff, wybacz mi to! I'm a sinner. XD
    Ale serio, mnie się akurat podobała ta scena. Zwykle nie przepadam za tego typu scenami, a ta była super. Może nie było to takie piękne i w ogóle, ale mi się podobało. Poza tym nie ma to jak sex w zoo. XD
    Ale za to jak pięknie się popłakała! Tak, to jak najbardziej było piękne! Biedna Agata. Mimo wszystko dobrze, że obwiniła o to Slash'a, ale siebie (chociaż tak naprawdę, to raczej jego wina). Dziewczyna jest na prawdę w porządku. No dobra, może tak nie do końca, bo jednak zdradziła Duff'a, ale... No, wiesz, o co mi chodzi! XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytam to z wielkim bananem na ryju xD A powinnam być zła i wgl, bo przed chwilą moi dwaj wspaniali lokatorzy się pobili i musiałam doprowadzić ich do porządku. Ale nie mogę przestać się śmiać xD Nie spodziewałam się takiej reakcji. Już sobie wyobrażam jak to czytasz i kibicujesz Slashowi xD O, Bożeno! HAHAHAHAH Biedny Duff. Same grzesznice xD Żałujcie za grzechy, nędznicy!
      Kurdę... Coś jest nie tak, bo nie czepiałaś się przecinków... Wow. WOW! A seks w zoo zawsze spoko ;D o! Widzę, że jednak trafiliśmy w ślad człowieczeństwa i moralności ze strony Agaty hehe Wiem, o co chodzi, maleńka! Nie pękaj xD

      Usuń
  3. Niestety nie mogłam napisać komentarza zaraz po przeczytaniu tego rozdiału, więc nie będzie on tak emocjonalny, choć w sumie...aaaaaaaaaa... co za *** z tej Agaty...jak ona mogła MU to zrobić... biedny Duffi... całą noc za nim smutałam...i dobrze, że się obwinia, to przecież JEJ wina (zazwyczaj lubię główne bohaterki...xd)... ja wiem, że Slash ją naćpał ale nie była zupełnie nieprzytomna- mogła sie postawić...a wgl to jeatm zła...myślałam, że Slash taki kochany (tak to jest jak się jednocześnie czyta kilka opowieadań z tymi.samymi bohaterami i w każdym są inaczej nastawieni...xd)
    Ale jestem zadowolona...rozdzialik zajeświetny ❤
    ~NieszczęśliwieZakochana
    P.S. wcale nie czytam tak szybko !!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, tam! Od razu *** ;D ah, te emocje! No, to widzisz! Kolejny headshot! -> nie lubisz Agaty. Uznam to za komplement! >:D fuck yeah! Lubię kontrowersje. I cholernie podoba mi się to, że każdy ma o niej inne zdanie :D Hehe kochani. Z tym Slashem to chociażby pooglądajcie sobie wywiady albo przeczytajcie autobiografię. Za słodki to on nie był ;D

      P.S. Serio zapierdalasz xD

      Usuń
    2. To nie to, że jej nie lubię (to te emocje XD) ale po prostu uważam, że jest idiotką...
      ~NieszczęśliwieZakochana
      P.S. Niestety teraz muszę trochę zwolnić :-(

      Usuń
  4. "Śmieszni są ci ludzie. Wolą, żeby dziewczyny chodziły sztywno i zachowywały się jakby miały ogórki w tyłkach, zamiast nosiły skórzane spodnie, a chłopacy mieli niemalże łyse pały zamiast zapuszczać boskie loczki. Ach, ci niepoprawni esteci! " - kwintesencja, kochana, KWINTESENCJA!
    Ueee ble fufu i w ogóle. Nienawidzę tego rozdziału za pieprzone ruchanko w zoo. Przepraszam, to takie życiowe zboczenie. Generalnie do szału doprowadzają mnie motywy typu "kocham Duffa, ale porucham Slasha, bo dobra dupa". No bożeno! Kochasz albo nie. Jak tak to bzykaj się z nim. -> tutaj odzywa się moje życiowwe zboczenie podkreślam ponownie. Tak już mam, że takie rzeczy mnie wnerwiają, zwłaszcza, że Agata tego nie chciała a dzika bestyja jom naćpała i wyruchała jak próchno. No, także w tym rozdziale ogółem nagrabił sobie Slash. Młoda raczej nie kontaktowała, chociaż też niezłe z niej ziółko.

    To tak patrząc ze strony treści. A ze strony Twojego postrzelonego łba..? Zajebiście! Taki chamski Slash-ruchacz jest przynajmniej wiarygodny xd. No i chyba coś pozmieniałaś w tej scenie, bo wiem, że teraz bardziej mi się podobała niż kiedyś. Chociaż zachowanie Slasha było wyjątkowo... No właśnie, obleśne. O ile on może być obleśny... Bożeno, nie wiem! Wolę werszyn Duff+Agata.
    Jest 2 w nocy i coś mi odbija, wybacz.

    OdpowiedzUsuń