Moment czystej błogości został mi brutalnie przerwany. Poczułam okropne
mokre zimno, które zacięło mnie całkowicie.
- No, dziwki, wstawać! – drą się wszyscy w kierunku moim i leżącego
obok Rudego.
Jeszcze do końca nie kontaktuję. Rudy wstał i pobiegł z pięściami
do trzymającego wiadro Popcorna. Wypieprzył się na pysk jeszcze w autobusie, a
ja patrzyłam przez okno jak kretyńsko próbuje złapać Steva. Zasnęliśmy,
przespaliśmy większość dnia. Obudzili nas na przystanku. Wstałam, w ciszy
wyszłam z autobusu. Chwila oddechu.
Godzina siódma, wieczór. Słońce powoli zachodzi, najmłodsze pokraki
powoli wracają do domów, Rudy wychodzi z toalety i po drodze zapina rozporek.
-
Mogłeś chociaż ręce umyć, ohydo.
Patrzy się na mnie spode łba, chwilę stoi i… otwierając te swoje
pełne bakterii łapska, biegnie prosto na mnie. Szybko biegnę – EWAKUACJA. I
gówno z tego wyszło. Złapał mnie w tali i wszystkie pierwotniaki zakładały
rodziny na moim brzuszku.
Slash i Izzy wracają z mini-zakupów, cali obładowani tanim żarciem
i różnego rodzaju substancjami płynnymi. Znaczy noc szykuje się ciekawie.
- Daleko jeszcze? – pytam od razu po wejściu do autobusu, nie
czułam się za dobrze.
- Dziewczę, jedziemy dopiero osiem godzin, w najlepszym wypadku
zostaje nam jeszcze cztery. Powroty są najtrudniejsze.
Odpowiedź Alana mnie dobiła, w całości. Czułam się źle, autobus się
trząsł a ja razem z nim.
- Macie coś na jakieś bóle głowy… na rozluźnienie?
- Na rozluźnienie… – Alan grzebie w portfelu. – To ja mam to!
Malutka paczuszka, a w środku biały proszek. Nie znał mnie i
Agaty, nie znał naszej sytuacji. Wszyscy spojrzeli na niego grobowym wzrokiem.
Widziałam jak Agata wpiła wzrok w woreczek. Żrenice momentalnie jej się powiększyły. Nie skłamię, chciałabym, ale nie po to
znosiłam tyle trudu żeby dać sobie z tym spokój, żeby teraz znowu zacząć.
Chciałam wyciągnąć rękę, ale przypominały mi się prace społeczne. Na pełnym
głodzie. Ból. Wymioty co chwilę. Piekiełko.
- Ciasto chcesz upiec?
Chyba nie skumał mojego czerstwego żartu, zmierzył mnie jak nikt
wcześniej.
- Lepiej to schowaj, my tu ciasta z takiej mąki nie lubimy.
Zaśmiał się, ale widząc moją poważną minę, ucichł. Mierzył mnie jak
psychola w dalszym ciągu, nie dziwne, czyściutka koka czekająca tylko aż trafi
do mnie i zadziała na mój rozum leży tuż przede mną, a ja tak po prostu się
opieram. Kurwa, jestem z siebie dumna, Jestem Czysta.
Alan schował małe ustrojstwo z powrotem do portfela. Uśmiecham się
do Agaty jak najszerzej potrafię. Odpowiada nikło tym samym, jest zadowolona
tym co zrobiłam. Czytam to z jej twarzy.
Pierdole. Idę spać. Jutro Street Sceene.
***
Jeszcze trochę nam zostało do tej
mieścinki na M. Dokładnie nie pamiętam co się działo w trakcie jazdy, ale widok
kokainy wciąż mnie prześladuje. Przypomina mi się Alan z działkami. Kurwa, jak
mnie ssało! Jednak Duff mocno mnie przytulił i nie pozwolił patrzeć. Wiedział o
co chodzi… Nawet Steven rzucił mi znaczące spojrzenie i pogłaskał po ramieniu.
Natalia była jednak silniejsza ode mnie. Myślałam, że wpieprzy to Alanowi do
gardła na miejscu. Ja za to już widziałam siebie na odpływie. Cudne
uczucie lekkości. Rozwalona gdzieś. Być może nawet z nieznany kolesiem…
Przecież seks jak jesteś
naćpany to jedno i to samo niezależnie, z kim.
Zamknęłam oczy. Mocno!
Padłam w ramiona Duffa i zasnęłam, czując jak jego klatka piersiowa podnosi się
i opada. Śniła mi się ONA! Piękna pani w białej sukni. Miała welon ze śniegu i
delikatne buty. Była piękna. Dopóki nie zobaczyłam jej czerwonych oczu.
Krwawiła z nich, a krople krwi upodobniały się do łez. Z ust zaczęły wychodzić…
***
- O, mój Boże! Gruns N’ Stones będą
jutro grać! Będą na Scene Street!
Mijam grupkę dziewczyn. Co
to znowu za zespół? Nie znam chyba... Bitch, please… Chcę wybuchnąć
śmiechem. Raczej nie trudno mi się domyślić, że nie uwierzą, gdy powiem im po
prostu prawdę. Dobra. Jedyne co mogę zrobić to dać upust moim emocjom. Wybucham
śmiechem. Lasencje gapią się na mnie z ukosa, ale szybko zakryłam twarz dłonią,
że niby to nie ja. Odwracają się i kontynuują rozmowę.
- A widziałyście wokalistę?
- Nie! Lepiej w ogóle weź
popatrz na gitarzystę! Ten to jest dopiero…
- Czekam na Poison i Bobby
Dalla.
- Nie, ja czekam na
basistę Stonesów!
Nie, kurwa na starą
perkusisty i jeszcze chuj wie, kogo! Siedzę, jeszcze przypatrując się
grupce przez parę dobrych chwil i w końcu nie wytrzymuję.
- Heja. Nie wiecie gdzie
będą grać Garnki I Stoły? – Śmieję im się prosto w ich zdziwione mordeczki. -
Nie chcę być niemiła czy coś, ale powodzenia w takim układzie. Na darmowe
bzykanie to tam. – Wskazuję narożny burdel. – Za dolara zrobią wszystko. I
przyjmują wszystkich. A tak w ogóle wybaczcie, ale basista i wokalista są
pozajmowani. Żegnam.
Odwracam się, zarzucając
włosami. Ubieram pilotki i wkładam ręce w skórę. Cóż za zabawna sytuacja.
Jednak wieści szybko się rozchodzą. Szczególnie, gdy Alan zakręcił się w
lokalnym radiu i nagłośni koncert. Gdy usłyszeliśmy Welcome To The Jungle myślałam, że rozwalimy autobus.
Skakaliśmy i robiliśmy pogo. Ze wszystkim. Rano wróciliśmy do LA. Gdy
dotarliśmy do hotelu byliśmy uchachani jak nigdy. Wzięliśmy parę pokoi,
połączonych razem. Oczywiście Alan wszystko pozałatwiał wcześniej. Obrotny z
niego koleś. Oczywiście nie mogliśmy tylko czekać. Do wieczora było z jakieś
pięć godzin. Więc ruszyliśmy na miasto. I tak trafiłam do tej uroczej kafejki.
Wychodzę zza zakrętu i
wpadam na Axla i Natalię.
- Hejka. – Uśmiecham się.
Cały czas mam w głowie obraz tępych lasek. – Nie widzieliście Duffa?
Moje dwie kurewki rzucają:
- Też cię szukał. Jak
mogliście się zgubić?
Śmieją się.
Fakt, wszędzie ktoś znany.
A tu Slash bajeruje ze Stevem jakieś przechodzące panienki, które szybkim
krokiem omijają ich z niesmakiem na twarzach, Connie stoi przy budce
telefonicznej i rozmawia, Izzy pali peta, opierając się o budkę. Nie opuszcza
długonogiej na metr. Zaraz, zaraz! Nie wiecie kto to Connie? No,
fakt. Ominęłam parę faktów, ale skrócę historię. Po tym jak Miłka
nas opuściła, spotkaliśmy uroczą blondyneczkę, łapiącą stopa. Oczywiście
wzięliśmy ją na pokład i jak się okazało była kochaną siedemnastolatką z długim
stażem opiekunki do dzieci. Wszystkim się spodobała, choć Slash co chwila
marudził, że jest za chuda. Rozmawiałam z nią niemal całą drogę, ale potem Duff
nam przeszkodził, zabierając mnie do przodu, gdzie mogliśmy upajać się sobą.
Connie musiała znaleźć towarzystwo. I znalazła. W osobie naćpanego Izzy’ego,
który początkowo w ogóle nie zwracał na nią uwagi. Ale potem zaczęli rozmawiać
i coś tam zaczęło się dziać.
Wracając do
teraźniejszości. Widzę już mojego dryblasa. Jego trudno zgubić, ale jednak mi
się to udało. No, paczcie go, jaki wesół. Banana ma na całą gębę Biegnie w
moją stronę, machając na boki rękoma.
- Co ty do…?
Nie mogę powstrzymać
śmiechu. Wpada na mnie z prędkością 100000000km/h!!! Cud, że jeszcze żyję!
***
20 września 1986 roku. To dziś. I
chłopcy grają na Street Scene! Plakaty wiszą dosłownie wszędzie, zapowiadając
wielkie wydarzenie.
Chodzą podjarani, nie mogą usiedzieć w
miejscu. Chociaż od występu w Music Machine minął tydzień, wszyscy czują się
jak gdyby minął jeden dzień. Przypomina mi się zapowiedź Axla o Nightrainie.
- To piosenka o tym jak
jesteś nawalony. Dedykujemy go Dizzy’emu i jego ręce.
Z zamyślenia wyrywa mnie
Duff, złażąc z kanapy. Przewracam się na plecy i odprowadzam go wzrokiem.
Ciężka noc nie ma, co. Broniłam się jakbym nie wiadomo, co miała między nogami.
Choć byliśmy nawaleni, jeszcze, co nieco kojarzyłam. Gdzie iść, z nikim nie
spać i starać się nie zrzygać. No, to ostatnie mi się nie udało, bo obrzygałam
jakąś dupę, potem jeszcze buty jakiegoś kolesia. Na wspomnienie gęby laski,
chcę wybuchnąć śmiechem. Wielki, plastikowy i nieudany WTF?! Pamiętam też, że
Steven obrzygał jakąś dziewczynę, która usiadła mu na kolanach. A potem…?
Właściwie to nie wiem jak się tu dostaliśmy. Kojarzę, że gdzieś tam przewinął
się Alan. Pewnie nie chciał, by jego zespół zapił się na śmierć przed
koncertem. Więc pewnie to jego dom.
Wodzę wzrokiem po naszym
boskim apartamencie. Z Duffem zajęliśmy kanapę, Popcorn leży przed sofą, więc
patrzę na niego z góry, Slash rozwalony na fotelu, Connie i Izzy’ego nie widać,
a Natalia i Axl siedzą w wannie. Widzę ich, bo drzwiczki są otwarte. Każdy
znalazł sobie dogodne miejsce. Sama nie wiem jak to się stało, ale razem z
Popcornem trzymamy się za rękę. Nie chce mi się wstawać. Jeszcze nie. Tuż koło
drzwi widzę wielką plamę od rzygowin. Pewnie śmierdzi tu jak cholera. Takich
niespodzianek pewnie jest tu więcej. O WIELE WIĘCEJ. Pod ostrzał mojego wzroku
napatacza się również jakaś laska skulona w kącie pokoju. Praktycznie naga.
Prócz jednej strony stanika i niby spódnicy, która już spódnicą nie jest. Nie
śpi. Przeciąga się i do pokoju wchodzi Alan, a za nim chyba z piętnaście
otumanionych dziewczyn i chłopaków. Podchodzi do dziewczyny, daje jej jakąś
starą koszulę i wyprowadza całą tę zbieraninę.
Właściwie dobrze, że nie pamiętam
wieczoru.
Zjeżdżam ręką w dół i
zaczynam bawić się włosami Popcorna. Drugą ciągle mam splecioną z dłonią
Adlera. Śmiesznie wygląda. Wkładam mu jego włosy do nosa, na co ten odruchowo
klepie się w twarz. Zagłuszam śmiech, wciskając twarz w kanapę i bawię się
dalej. Steve wali się w plapę jeszcze z sześć razy, zanim przewraca się na
drugi bok.
- Ej! – Jestem oburzona
jego postawą. Baw się ze mną!
Nie mam zabawy, więc chcąc
nie chcąc, wstaję. Wstaję, a właściwie zwlekam się. Gdy przekładam nogi,
zjeżdżam praktycznie na Stevena. Na szczęście mocno śpi i jest objęty przez
alkoholowo-dragowe sny. Oczywiście nie brakuje w nich orgii niemal jak na Wielkie
Dionizje.
- Chodź tu, kochanie –
majaczy przez sen, łapiąc mnie w pół. Jednak udaje mi się wyswobodzić. Wstaję
jednak o mało, co nie przewracając się ponownie. Wycieram twarz i patrzę na
wiszący na ścianie zegar. Wpół do dwunastej. Oczywiście rano.
Słyszę słabe dudnienie.
No, tak. Już wiadomo, dokąd poszedł Duff. Nie znam domu, więc po prostu podążam
za dźwiękiem. Niemal jak w jakimś horrorze. Główna bohaterka budzi się w
nieznanym domu. Pusto, ale nagle słyszy jakby tam-tamy spod ziemi. Idzie w ich
stronę. Zagląda do pomieszczenia na wpół otwartego. Oczywiście nie zważa na
napis „Sala prób” i nagle jakiś wielki basista zestrzela ją swoim basem i
dopija, odgryzając głowę.
Cóż, nie do końca, bo Duff
nawet nie zauważa jak wchodzę. Gra dalej. Teraz zostawił bas i przechodzi do
perkusji. Dopiero, gdy zaczyna grać, widzi mnie.
- O, cześć. – Uśmiecha
się. Ma taki pocieszny ten uśmiech.
- Dzień dobry –
odpowiadam, stojąc w drzwiach z rękoma splecionymi z tyłu. Rozglądam się po
salce. Ładnie. Prosto.
– Mogę? – pytam
idiotycznie, wskazując Fendera.
- Cały twój. Dawaj.
Chwilę patrzy na mnie jak
biorę basa i przewieszam sobie przez ramię. Kiedy to było, gdy stałam w sali
prób z jakimkolwiek instrumentem w rękach?
- Wiesz, że jeszcze nigdy
nie słuchałem jak grasz?
- No, wiesz. Jesteśmy
razem jakieś… – Szacuję w myślach. – …trzynaście dni. No, nie do końca –
poprawiam się. – Jedenaście, bo pierwsze dwa były takie bardziej inne.
- Czyli dziewiątego
września pierwszy raz cię miałem. – Śmieje się złowieszczo, ale też jakoś tak
ładnie, że palę się ze wstydu. Niby nie dając po sobie poznać tego, co czuję,
pytam się, zarzucając włosy na twarz:
- To, co gramy?
Duff jak gdyby nie
wiedział, co się stało, odpowiada:
- Co powiesz na Child In Time?
- Hehe nie popiszemy się
tu, ale dobra. Dawaj!
Granie z kimś jest jak
uprawianie seksu. Poznawanie się z zupełnie innej strony, możesz być oblechem,
a grać na gitarze, biegać po niej palcami, tak jakbyś penetrował kobiecość,
stojącej z boku seksownej blondynki z długimi nogami. A jeszcze wspanialej, gdy
osoba, którą kochasz jest tuż obok i robicie to wspólnie. Nie potrzeba słów.
Tylko muzyka. Znasz melodię i łączysz się z innymi. No czy teraz nie jest to
istną orgią?
Rozkręcamy się. Wpadam jak
zwykle w trans i bujam się lekko zgarbiona. Macham do tego głową na boki. Raz
wolno, a potem szybkie kółko głową. W myślach słyszę już solówkę i nie
wytrzymuję. Choć na basie nie ma jako takiego popisu, gram coraz szybciej, a
Duff próbuje gonić mnie perkusją. Serce mi wali w rytm uderzeń stopy w bas. W
końcu jednak nie wytrzymuję. Szybko ściągam bas i biorę Les Paula, stojącego
obok. Teraz mogę grać szybciej. Perka nie jest gorsza i Duff wali
trochę bardziej nieudolną solówkę niż Popcorn, ale i tak mnie zadziwia. Zawsze,
gdy siadałam za bębnami nic prócz bum cyk cyk nie umiałam zagrać. Czuję
dreszcze, jakie za każdym razem dostawałam przy zajebistej grze. Oczywiście
każda gra jest zajebista, ale dreszcze były miernikiem tej
zajebistości. Dooooobra. Teraz pora na improwizorkę. Gram po jednym,
po chwili po dwa, trzy i cztery dźwięki naraz. Wychodzi nawet całkiem nieźle.
Duff to wyczuwa i też coś tam bębni. Czy to nie jest boskie?

Wow. Sambora. Pamiętasz jeszcze jak się
gra?
Podchodzę do perkusji i
gram Eruption Halenów, którego
nauczyłam się wieki temu, jednak po chwili zaczynam We Are The Metalheads. Coś tam podśpiewuję, bo mikrofon jest
włączony. Nienawidzę siebie słuchać, ale co tam. Gdy zaczynam szeptać „We don’t wanna live in your Word”, Duff zaczyna grać na
talerzach i odpływam. Ale gdy znowu powinnam wyć refren, Duff nagle rzuca
pałeczki w górę, wstaje i podchodzi do mnie. Ja tam gram i śpiewam dalej jakbym
tego nie zauważyła, choć w środku wybucham śmiechem. Duff podchodzi i zabiera
mi mikrofon.
- Ej!
Potem chce zabrać gitarę,
ale przytulam ją do siebie najmocniej jak potrafię. To na nic, bo Duff z
łatwością wyjmuje mi Gibsona z rąk. Gdy już wszystko odłożył, podchodzi do mnie
tak, blisko, że stykamy się całą przednią częścią ciał. Patrzy na mnie z góry,
a ja czuję jak palę buraka. Nie wiem, czemu. Tak po prostu.
- Nie patrz tak na mnie.
- Jak?
- Bardzo dobrze wiesz, o
co mi chodzi. – Śmieję się.
Jednak oczywiście ten
blondas, wie tylko jedno. Dostaję mokrego całusa. Duff zjeżdża ustami po
mojej szyi. Krzywię się. Nie mam dziś ochoty. Nie moglibyśmy grać dalej?
Ostatnie dwa dni były wspaniałe. Spędzaliśmy ze sobą praktycznie każdą chwilę i
nie potrzebowaliśmy seksu, żeby czuć się ze sobą dobrze. Po prostu zaczynamy
wpadać w rutynę. Nie tego właśnie chcę.
- Przestań - szepczę.
Po chwili Duff mnie odsuwa. Nie ma zbyt
zadowolonej miny. Wygląda wręcz na obrażonego.
- Co z tobą jest nie tak?
– pyta.
Szczena mi opada. Nie
wiem, co odpowiedzieć. Próbuję szukać jakiegoś wsparcia, więc wodzę wzrokiem po
całym pomieszczeniu. Nic. Przenoszę w końcu wzrok na Duffa, ale w jego oczach
nie ma nic prócz odtrącenia. No, kurwa! Co się tu dzieje, do cholery?!
- Raz nie schodzisz ze
mnie i właściwie nie robiłabyś nic poza pieprzeniem, a po chwili wkurwiasz się,
gdy choćby cię tam dotknę. Jesteś dzika i chętna czy to tylko na pokaz?! – Jest
wkurwiony.
Tym bardziej nie wiem, co
zrobić. Wkurwiony, ale o co? O to, że czasami przesadza?! Ja pierdole… Jak
o to, to się ogarnij!
- Ty tak na poważnie?
- Czy ty w ogóle chcesz ze
mną być?
- Co ci odbiło, kurwa, że
się czepiasz teraz?!
Wkurwiłam się, bo kurdę
strzela jakieś fochy jak baba!
- Chcę po prostu wiedzieć czy
to tylko zabawa czy coś poważniejszego! Bo od jakiegoś czasu zastanawiam się
czy kiedy jestem w tobie, w ogóle jesteś tam ze mną? I czy kiedy się
obudzę, jeszcze będziesz obok. A może uważasz mnie za jakąś rozrywkę? Albo
debila, który będzie skakał dokoła ciebie i przyklaskiwał na każdą zachciankę?
To wybacz, ale trafiłaś na kogoś innego. Jestem spłukany i do kurwy nędzy nie
potrafię cię zrozumieć!
- Co ty kurwa
odpierdalasz?! Dałam ci w ogóle podstawy, żebyś tak mnie oskarżał?! W dodatku
nie jestem jakąś szmacianą lalką, która będzie rozkładała nogi za każdym razem,
gdy tego chce jej pan! Myślałam, że chociaż w jakiej części mnie znasz, ale
wychodzi na to, że od początku zależało ci tylko na jednym! Jak wszystkim kurwa
w tym pierdolonym mieście!
Nie wygląda to dobrze.
KURWA, NIE WYGLĄDA!
- A może sobie znalazłaś
jakiegoś innego frajera, co?
- Wiesz jak to brzmi?! To
jest idiotyczne! Naćpałeś się czegoś?!
- A może jednak?! Ale
nawet nie zaprzeczasz? To kto to? Slash? Steven? Kurwa, Keifer?
Nie wiem, co odpowiedzieć.
Wiem, że to niemożliwe, żeby Duff wiedział o tym co się działo w barze. Nikomu
nic nie mówiłam, a raczej tego domyśleć się wcale nie jest tak łatwo. I
Slash. On, by mu nie powiedział… Obiecał mi, że będzie siedział cicho. Ale
nie jestem już tego taka pewna…
- Co, zabrakło ci kłamstw?
- Pierdol się.
- Wiesz, czasem się
zastanawiam kto tu kogo pierdoli.
- Dobra! – drę się już
mega wkurwiona. – Może jednak pójdę do Slasha i pozwolę mu kontynuować to, co
zaczął! Było niesamowicie dobrze! A w ogóle kto tu ma prawo do wahania
nastrojów?! Przypominam ci, że z naszej dwójki tylko ja mam ciotę! Pierdol się!
Wygląda jakbym go uderzyła
w twarz. Duff chyba nic nie wiedział o Slashu. Aż do teraz. Super.
Gratuluję, pani! Wygrała pani konkurs na największą sukę! Ale nie ma to już
teraz znaczenia.
- Kurwa! – Duff rozwala
perkusję, wywracając wszystko.
Gotuję się
wewnątrz! Mam dosyć tego miejsca i ludzi, którzy tu są!
Dosyć! Ubieram skórę, którą zrzuciłam i kieruję się do wyjścia.
- Ej! A ty gdzie idziesz?!
– Duff zastępuje mi drogę. Jednym mocnym ruchem, odpycham go od siebie.
Raczej się tego nie spodziewał, bo traci równowagę i uderza plecami o drzwi. –
O co ci, kurwa teraz chodzi?!
Wychodzę z salki. Idę tam,
gdzie powinno być wyjście. Nie myślę. Po prostu wiem, że muszę stąd wyjść.
Jakoś.
- Wracaj tu! Kurwa!
Szybkim krokiem opuszczam
dom i skręcam w lewo. Chyba Duff za mną pobiegł czy coś tam zrobił, ale się nie
odwracam. Przyspieszam jeszcze bardziej i znikam za następnym rogiem. Boli. I
to cholernie, ale będzie boleć jeszcze bardziej, gdybym została. Axl dobrze
będzie traktował Natalię. Jakimś dziwnym sposobem potrafi nad nim zapanować.
Wiem to. Więc muszę zniknąć… Jednak nie potrafię pozbyć się obrazu Duffa.
Potrząsam głową.
Nagle zaczyna padać
deszcz. Biegnę po szarej alei. Jakiś samochód przejechał,
obok ochlapując mnie od stóp do głów. Łzy mieszają mi się z kroplami
wody. Co się dzieje z tym wszystkim, do cholery?! Myśli mi się
plączą. Co się ze mną stało?! Gdzie jesteś mój przyjacielu, gdy
najbardziej cię potrzebuję?! Kurwa! Nie zostawiaj mnie… Gubię siebie. Pomocy!
Cała się trzęsę, a w
środku serce chce zawrócić i wyrywa się, by biec do niego.
Pieprzyć go! Tak widać miało być.
Lepiej odejść wcześniej, gdy aż tak strasznie nie boli. Gówno prawda! Rypie jak
sto tysięcy diabłów!
Słyszę za sobą
nadjeżdżający samochód. Znam ryk tego silnika, więc chowam się za żywopłotem
jakiegoś bogatego domku. Wybacz, Natalia. Wiem, że nie tak planowałyśmy,
ale niczego nie da się zaplanować. Szczególnie życia. Może mnie za to
znienawidzisz albo od razu zapomnisz, ale to było nam pisane. Kiedyś jeszcze
się spotkamy. Nie wiem gdzie ani kiedy, ale obiecuję ci to.
Puszczam się prostą
alejką, wskakując specjalnie w jak największe kałuże, wyobrażając sobie, że to
Duff. Pieprzony gnój.
Fuck! Usunęło mi cały komentarz! Dobra, to jeszcze raz, postaram się napisać to samo co było:
OdpowiedzUsuńO kurwunia! Ale dobra, tym razem zacznę od początku.
Widzę, że postanowiłaś dodać Alana. Ja też miałam taki zamiar i to nawet nie tylko jego, ale stwierdziłam, że trochę się boję dodawać postaci, o których tak mało wiem. No ale ty to zrobiłaś i ci się udało, więc może ja też powinnam?
Jejku, jaki cudny opis tego, jak oni razem grali. :3 <3 Po tym, co ty tu napisałaś, to ja wątpię, żeby moje opisy koncertów, prób czy czegokolwiek w tym stylu mogły być dobre. Z pewnością będą nudne i ubogie, a nie takie ciekawe i bogate jak ten tutaj. W ogóle szacun, że udało ci się tę scenę napisać taką długą. Mi by raczej nie wyszło.
A teraz wielkie: NIE! Było takie pięknie i się zjebało! To znaczy, kłótnia sama w sobie jest oczywiście napisana pięknie i mega mi się podoba, ale: NIEEEE! Why? O matko, taka byłam wstrząśnięta i przerażona, czytając to, że aż musiałam ściskać poduszkę w rękach. O. MÓJ. BOŻE. I co teraz będzie?
Nienawidzę tego jak ucina komentarz! Dlatego zawsze kopiuję przed wysłaniem xd Juz u Ciebie miałam tak kilka razy, więc wolę się ubezpieczyć. Dodawaj Alana! Dodaj go! Ja uwielbiam grzebać w epizodycznych postaciach ;D Nigdy nie wiadomo co znajdziesz. Dobra. Zabrzmiało to dwuznacznie, ale nevermind xD
UsuńCzy taki cudowny to ja nie wiem... Część wzięłam z własnych koncertowych wrażeń czy prób. Ej! Ja tylko czekam na Twoje opisy! :D Po prostu inaczej to widzimy, inaczej piszemy, inaczej do tego podchodzimy. Będzie dobrze! Długo? Hm...
A teraz wielkie: TAK! Udało mi się Cię rozwalić! Ha! Wiem, że w okrutny sposób postąpiłam, ale cóż. Jestem artystką. Dajcie mi pieprzona tubę, a też coś z niej wycisnę! No, nad kłótnią trochę pracowałam. Zawsze mi czegoś brakowało ;) Nie wiem, co będzie. Nie wiem...
Ja pozwole sobie zostawić ten rozdział bez zbędnego komentarza, bo jak zaraz nie przeczytam, że się pogodzili to się chyba poryczę...
OdpowiedzUsuń~NieszczęśliwieZakochana
P.S. ja chyba faktycznie przestaje lubić tą Agate
Ostatnia scena, cała, włącznie z próbą to mistrzostwo. Cudo, geniusz, poruszająca bo w tym wszystkim tak realistyczna. Dobijająca jak diabli, tak, że czytający wciąż ma przed oczyma tylko te biedne, Duffowo-Agatowe, pękające serduszka. MASAKRAAAAA TOTALNA. Rozwaliłaś no. Ból x1000
OdpowiedzUsuńAle pięknie, gdybym nie miała szczękościsku to bym się popłakała.