sobota, 27 lipca 2013

..::18::..

             Perry głosi:
Jeśli ktoś się jeszcze nie połapał, to przebieg koncertów, setlista i wypowiedzi są prawdziwe. 
Postaram się w miarę możliwości zamieszczać więcej taki gadżetów, 
jeśli będzie tego wymagało opowiadanie i jego fabuła. No, dobra. 
Perry nie ma dziś nastroju.




            Moment czystej błogości został mi brutalnie przerwany. Poczułam okropne mokre zimno, które zacięło mnie całkowicie.

           - No, dziwki, wstawać! – drą się wszyscy w kierunku moim i leżącego obok Rudego.

            Jeszcze do końca nie kontaktuję. Rudy wstał i pobiegł z pięściami do trzymającego wiadro Popcorna. Wypieprzył się na pysk jeszcze w autobusie, a ja patrzyłam przez okno jak kretyńsko próbuje złapać Steva. Zasnęliśmy, przespaliśmy większość dnia.  Obudzili nas na przystanku. Wstałam, w ciszy wyszłam z autobusu. Chwila oddechu.

            Godzina siódma, wieczór. Słońce powoli zachodzi, najmłodsze pokraki powoli wracają do domów, Rudy wychodzi z toalety i po drodze zapina rozporek.

            - Mogłeś chociaż ręce umyć, ohydo.

            Patrzy się na mnie spode łba, chwilę stoi i… otwierając te swoje pełne bakterii łapska, biegnie prosto na mnie. Szybko biegnę – EWAKUACJA. I gówno z tego wyszło. Złapał mnie w tali i wszystkie pierwotniaki zakładały rodziny na moim brzuszku.

            Slash i Izzy wracają z mini-zakupów, cali obładowani tanim żarciem i różnego rodzaju substancjami płynnymi. Znaczy noc szykuje się ciekawie.

            - Daleko jeszcze? – pytam od razu po wejściu do autobusu, nie czułam się za dobrze.

            - Dziewczę, jedziemy dopiero osiem godzin, w najlepszym wypadku zostaje nam jeszcze cztery. Powroty są najtrudniejsze.

            Odpowiedź Alana mnie dobiła, w całości. Czułam się źle, autobus się trząsł a ja razem z nim.

            - Macie coś na jakieś bóle głowy… na rozluźnienie?

            - Na rozluźnienie… – Alan grzebie w portfelu. – To ja mam to!

Malutka paczuszka, a w środku biały proszek.  Nie znał mnie i Agaty, nie znał naszej sytuacji. Wszyscy spojrzeli na niego grobowym wzrokiem. Widziałam jak Agata wpiła wzrok w woreczek. Żrenice momentalnie jej się powiększyły. Nie skłamię, chciałabym, ale nie po to znosiłam tyle trudu żeby dać sobie z tym spokój, żeby teraz znowu zacząć. Chciałam wyciągnąć rękę, ale przypominały mi się prace społeczne. Na pełnym głodzie. Ból. Wymioty co chwilę. Piekiełko.
 
- Ciasto chcesz upiec?

Chyba nie skumał mojego czerstwego żartu, zmierzył mnie jak nikt wcześniej.

- Lepiej to schowaj, my tu ciasta z takiej mąki nie lubimy.

Zaśmiał się, ale widząc moją poważną minę, ucichł. Mierzył mnie jak psychola w dalszym ciągu, nie dziwne, czyściutka koka czekająca tylko aż trafi do mnie i zadziała na mój rozum leży tuż przede mną, a ja tak po prostu się opieram. Kurwa, jestem z siebie dumna, Jestem Czysta.

Alan schował małe ustrojstwo z powrotem do portfela. Uśmiecham się do Agaty jak najszerzej potrafię. Odpowiada nikło tym samym, jest zadowolona tym co zrobiłam. Czytam to z jej twarzy.

 Pierdole. Idę spać. Jutro Street Sceene.

***

Jeszcze trochę nam zostało do tej mieścinki na M. Dokładnie nie pamiętam co się działo w trakcie jazdy, ale widok kokainy wciąż mnie prześladuje. Przypomina mi się Alan z działkami. Kurwa, jak mnie ssało! Jednak Duff mocno mnie przytulił i nie pozwolił patrzeć. Wiedział o co chodzi… Nawet Steven rzucił mi znaczące spojrzenie i pogłaskał po ramieniu. Natalia była jednak silniejsza ode mnie. Myślałam, że wpieprzy to Alanowi do gardła na miejscu. Ja za to już widziałam siebie na odpływie. Cudne uczucie lekkości. Rozwalona gdzieś. Być może nawet z nieznany kolesiem…

Przecież seks jak jesteś naćpany to jedno i to samo niezależnie, z kim.

Zamknęłam oczy. Mocno! Padłam w ramiona Duffa i zasnęłam, czując jak jego klatka piersiowa podnosi się i opada. Śniła mi się ONA! Piękna pani w białej sukni. Miała welon ze śniegu i delikatne buty. Była piękna. Dopóki nie zobaczyłam jej czerwonych oczu. Krwawiła z nich, a krople krwi upodobniały się do łez. Z ust zaczęły wychodzić…

***

- O, mój Boże! Gruns N’ Stones będą jutro grać! Będą na Scene Street!

Mijam grupkę dziewczyn. Co to znowu za zespół? Nie znam chyba... Bitch, please… Chcę wybuchnąć śmiechem. Raczej nie trudno mi się domyślić, że nie uwierzą, gdy powiem im po prostu prawdę. Dobra. Jedyne co mogę zrobić to dać upust moim emocjom. Wybucham śmiechem. Lasencje gapią się na mnie z ukosa, ale szybko zakryłam twarz dłonią, że niby to nie ja. Odwracają się i kontynuują rozmowę.

- A widziałyście wokalistę?

- Nie! Lepiej w ogóle weź popatrz na gitarzystę! Ten to jest dopiero…

- Czekam na Poison i Bobby Dalla.

- Nie, ja czekam na basistę Stonesów!

Nie, kurwa na starą perkusisty i jeszcze chuj wie, kogo! Siedzę, jeszcze przypatrując się grupce przez parę dobrych chwil i w końcu nie wytrzymuję.

- Heja. Nie wiecie gdzie będą grać Garnki I Stoły? – Śmieję im się prosto w ich zdziwione mordeczki. - Nie chcę być niemiła czy coś, ale powodzenia w takim układzie. Na darmowe bzykanie to tam. – Wskazuję narożny burdel. – Za dolara zrobią wszystko. I przyjmują wszystkich. A tak w ogóle wybaczcie, ale basista i wokalista są pozajmowani. Żegnam.

Odwracam się, zarzucając włosami. Ubieram pilotki i wkładam ręce w skórę. Cóż za zabawna sytuacja. Jednak wieści szybko się rozchodzą. Szczególnie, gdy Alan zakręcił się w lokalnym radiu i nagłośni koncert. Gdy usłyszeliśmy Welcome To The Jungle myślałam, że rozwalimy autobus. Skakaliśmy i robiliśmy pogo. Ze wszystkim. Rano wróciliśmy do LA. Gdy dotarliśmy do hotelu byliśmy uchachani jak nigdy. Wzięliśmy parę pokoi, połączonych razem. Oczywiście Alan wszystko pozałatwiał wcześniej. Obrotny z niego koleś. Oczywiście nie mogliśmy tylko czekać. Do wieczora było z jakieś pięć godzin. Więc ruszyliśmy na miasto. I tak trafiłam do tej uroczej kafejki.

Wychodzę zza zakrętu i wpadam na Axla i Natalię.

- Hejka. – Uśmiecham się. Cały czas mam w głowie obraz tępych lasek. – Nie widzieliście Duffa?

Moje dwie kurewki rzucają:

- Też cię szukał. Jak mogliście się zgubić?

Śmieją się.

Fakt, wszędzie ktoś znany. A tu Slash bajeruje ze Stevem jakieś przechodzące panienki, które szybkim krokiem omijają ich z niesmakiem na twarzach, Connie stoi przy budce telefonicznej i rozmawia, Izzy pali peta, opierając się o budkę. Nie opuszcza długonogiej na metr. Zaraz, zaraz! Nie wiecie kto to Connie? No, fakt. Ominęłam parę faktów, ale  skrócę historię. Po tym jak Miłka nas opuściła, spotkaliśmy uroczą blondyneczkę, łapiącą stopa. Oczywiście wzięliśmy ją na pokład i jak się okazało była kochaną siedemnastolatką z długim stażem opiekunki do dzieci. Wszystkim się spodobała, choć Slash co chwila marudził, że jest za chuda. Rozmawiałam z nią niemal całą drogę, ale potem Duff nam przeszkodził, zabierając mnie do przodu, gdzie mogliśmy upajać się sobą. Connie musiała znaleźć towarzystwo. I znalazła. W osobie naćpanego Izzy’ego, który początkowo w ogóle nie zwracał na nią uwagi. Ale potem zaczęli rozmawiać i coś tam zaczęło się dziać.

Wracając do teraźniejszości. Widzę już mojego dryblasa. Jego trudno zgubić, ale jednak mi się to udało. No, paczcie go, jaki wesół. Banana ma na całą gębę Biegnie w moją stronę, machając na boki rękoma.

- Co ty do…?

Nie mogę powstrzymać śmiechu. Wpada na mnie z prędkością 100000000km/h!!! Cud, że jeszcze żyję!

***

20 września 1986 roku. To dziś. I chłopcy grają na Street Scene! Plakaty wiszą dosłownie wszędzie, zapowiadając wielkie wydarzenie.




Chodzą podjarani, nie mogą usiedzieć w miejscu. Chociaż od występu w Music Machine minął tydzień, wszyscy czują się jak gdyby minął jeden dzień. Przypomina mi się zapowiedź Axla o Nightrainie.

- To piosenka o tym jak jesteś nawalony. Dedykujemy go Dizzy’emu i jego ręce.

Z zamyślenia wyrywa mnie Duff, złażąc z kanapy. Przewracam się na plecy i odprowadzam go wzrokiem. Ciężka noc nie ma, co. Broniłam się jakbym nie wiadomo, co miała między nogami. Choć byliśmy nawaleni, jeszcze, co nieco kojarzyłam. Gdzie iść, z nikim nie spać i starać się nie zrzygać. No, to ostatnie mi się nie udało, bo obrzygałam jakąś dupę, potem jeszcze buty jakiegoś kolesia. Na wspomnienie gęby laski, chcę wybuchnąć śmiechem. Wielki, plastikowy i nieudany WTF?! Pamiętam też, że Steven obrzygał jakąś dziewczynę, która usiadła mu na kolanach. A potem…? Właściwie to nie wiem jak się tu dostaliśmy. Kojarzę, że gdzieś tam przewinął się Alan. Pewnie nie chciał, by jego zespół zapił się na śmierć przed koncertem. Więc pewnie to jego dom.

Wodzę wzrokiem po naszym boskim apartamencie. Z Duffem zajęliśmy kanapę, Popcorn leży przed sofą, więc patrzę na niego z góry, Slash rozwalony na fotelu, Connie i Izzy’ego nie widać, a Natalia i Axl siedzą w wannie. Widzę ich, bo drzwiczki są otwarte. Każdy znalazł sobie dogodne miejsce. Sama nie wiem jak to się stało, ale razem z Popcornem trzymamy się za rękę. Nie chce mi się wstawać. Jeszcze nie. Tuż koło drzwi widzę wielką plamę od rzygowin. Pewnie śmierdzi tu jak cholera. Takich niespodzianek pewnie jest tu więcej. O WIELE WIĘCEJ. Pod ostrzał mojego wzroku napatacza się również jakaś laska skulona w kącie pokoju. Praktycznie naga. Prócz jednej strony stanika i niby spódnicy, która już spódnicą nie jest. Nie śpi. Przeciąga się i do pokoju wchodzi Alan, a za nim chyba z piętnaście otumanionych dziewczyn i chłopaków. Podchodzi do dziewczyny, daje jej jakąś starą koszulę i wyprowadza całą tę zbieraninę. 

Właściwie dobrze, że nie pamiętam wieczoru.

Zjeżdżam ręką w dół i zaczynam bawić się włosami Popcorna. Drugą ciągle mam splecioną z dłonią Adlera. Śmiesznie wygląda. Wkładam mu jego włosy do nosa, na co ten odruchowo klepie się w twarz. Zagłuszam śmiech, wciskając twarz w kanapę i bawię się dalej. Steve wali się w plapę jeszcze z sześć razy, zanim przewraca się na drugi bok.

- Ej! – Jestem oburzona jego postawą. Baw się ze mną!

Nie mam zabawy, więc chcąc nie chcąc, wstaję. Wstaję, a właściwie zwlekam się. Gdy przekładam nogi, zjeżdżam praktycznie na Stevena. Na szczęście mocno śpi i jest objęty przez alkoholowo-dragowe sny. Oczywiście nie brakuje w nich orgii niemal jak na Wielkie Dionizje.

- Chodź tu, kochanie – majaczy przez sen, łapiąc mnie w pół. Jednak udaje mi się wyswobodzić. Wstaję jednak o mało, co nie przewracając się ponownie. Wycieram twarz i patrzę na wiszący na ścianie zegar. Wpół do dwunastej. Oczywiście rano.

Słyszę słabe dudnienie. No, tak. Już wiadomo, dokąd poszedł Duff. Nie znam domu, więc po prostu podążam za dźwiękiem. Niemal jak w jakimś horrorze. Główna bohaterka budzi się w nieznanym domu. Pusto, ale nagle słyszy jakby tam-tamy spod ziemi. Idzie w ich stronę. Zagląda do pomieszczenia na wpół otwartego. Oczywiście nie zważa na napis „Sala prób” i nagle jakiś wielki basista zestrzela ją swoim basem i dopija, odgryzając głowę.

Cóż, nie do końca, bo Duff nawet nie zauważa jak wchodzę. Gra dalej. Teraz zostawił bas i przechodzi do perkusji. Dopiero, gdy zaczyna grać, widzi mnie.

- O, cześć. – Uśmiecha się. Ma taki pocieszny ten uśmiech.

- Dzień dobry – odpowiadam, stojąc w drzwiach z rękoma splecionymi z tyłu. Rozglądam się po salce. Ładnie. Prosto.

– Mogę? – pytam idiotycznie, wskazując Fendera.

- Cały twój. Dawaj.

Chwilę patrzy na mnie jak biorę basa i przewieszam sobie przez ramię. Kiedy to było, gdy stałam w sali prób z jakimkolwiek instrumentem w rękach? 

- Wiesz, że jeszcze nigdy nie słuchałem jak grasz?

- No, wiesz. Jesteśmy razem jakieś… – Szacuję w myślach. – …trzynaście dni. No, nie do końca – poprawiam się. – Jedenaście, bo pierwsze dwa były takie bardziej inne.

- Czyli dziewiątego września pierwszy raz cię miałem. – Śmieje się złowieszczo, ale też jakoś tak ładnie, że palę się ze wstydu. Niby nie dając po sobie poznać tego, co czuję, pytam się, zarzucając włosy na twarz:

- To, co gramy?

Duff jak gdyby nie wiedział, co się stało, odpowiada:

- Co powiesz na Child In Time?

- Hehe nie popiszemy się tu, ale dobra. Dawaj!

Granie z kimś jest jak uprawianie seksu. Poznawanie się z zupełnie innej strony, możesz być oblechem, a grać na gitarze, biegać po niej palcami, tak jakbyś penetrował kobiecość, stojącej z boku seksownej blondynki z długimi nogami. A jeszcze wspanialej, gdy osoba, którą kochasz jest tuż obok i robicie to wspólnie. Nie potrzeba słów. Tylko muzyka. Znasz melodię i łączysz się z innymi. No czy teraz nie jest to istną orgią?

Rozkręcamy się. Wpadam jak zwykle w trans i bujam się lekko zgarbiona. Macham do tego głową na boki. Raz wolno, a potem szybkie kółko głową. W myślach słyszę już solówkę i nie wytrzymuję. Choć na basie nie ma jako takiego popisu, gram coraz szybciej, a Duff próbuje gonić mnie perkusją. Serce mi wali w rytm uderzeń stopy w bas. W końcu jednak nie wytrzymuję. Szybko ściągam bas i biorę Les Paula, stojącego obok. Teraz mogę grać szybciej. Perka nie jest gorsza i Duff wali trochę bardziej nieudolną solówkę niż Popcorn, ale i tak mnie zadziwia. Zawsze, gdy siadałam za bębnami nic prócz bum cyk cyk nie umiałam zagrać. Czuję dreszcze, jakie za każdym razem dostawałam przy zajebistej grze. Oczywiście każda gra jest zajebista, ale dreszcze były miernikiem tej zajebistości. Dooooobra. Teraz pora na improwizorkę. Gram po jednym, po chwili po dwa, trzy i cztery dźwięki naraz. Wychodzi nawet całkiem nieźle. Duff to wyczuwa i też coś tam bębni. Czy to nie jest boskie?

Wow. Sambora. Pamiętasz jeszcze jak się  gra?

Podchodzę do perkusji i gram Eruption Halenów, którego nauczyłam się wieki temu, jednak po chwili zaczynam We Are The Metalheads. Coś tam podśpiewuję, bo mikrofon jest włączony. Nienawidzę siebie słuchać, ale co tam. Gdy zaczynam szeptać „We don’t wanna live in your Word”, Duff zaczyna grać na talerzach i odpływam. Ale gdy znowu powinnam wyć refren, Duff nagle rzuca pałeczki w górę, wstaje i podchodzi do mnie. Ja tam gram i śpiewam dalej jakbym tego nie zauważyła, choć w środku wybucham śmiechem. Duff podchodzi i zabiera mi mikrofon.

- Ej!

Potem chce zabrać gitarę, ale przytulam ją do siebie najmocniej jak potrafię. To na nic, bo Duff z łatwością wyjmuje mi Gibsona z rąk. Gdy już wszystko odłożył, podchodzi do mnie tak, blisko, że stykamy się całą przednią częścią ciał. Patrzy na mnie z góry, a ja czuję jak palę buraka. Nie wiem, czemu. Tak po prostu.

- Nie patrz tak na mnie.

- Jak?

- Bardzo dobrze wiesz, o co mi chodzi. – Śmieję się.

Jednak oczywiście ten blondas, wie tylko jedno. Dostaję mokrego całusa. Duff zjeżdża ustami po mojej szyi. Krzywię się. Nie mam dziś ochoty. Nie moglibyśmy grać dalej? Ostatnie dwa dni były wspaniałe. Spędzaliśmy ze sobą praktycznie każdą chwilę i nie potrzebowaliśmy seksu, żeby czuć się ze sobą dobrze. Po prostu zaczynamy wpadać w rutynę. Nie tego właśnie chcę. 

-  Przestań - szepczę.

Po chwili Duff mnie odsuwa. Nie ma zbyt zadowolonej miny. Wygląda wręcz na obrażonego.

- Co z tobą jest nie tak? – pyta.

Szczena mi opada. Nie wiem, co odpowiedzieć. Próbuję szukać jakiegoś wsparcia, więc wodzę wzrokiem po całym pomieszczeniu. Nic. Przenoszę w końcu wzrok na Duffa, ale w jego oczach nie ma nic prócz odtrącenia. No, kurwa! Co się tu dzieje, do cholery?!

- Raz nie schodzisz ze mnie i właściwie nie robiłabyś nic poza pieprzeniem, a po chwili wkurwiasz się, gdy choćby cię tam dotknę. Jesteś dzika i chętna czy to tylko na pokaz?! – Jest wkurwiony.

Tym bardziej nie wiem, co zrobić. Wkurwiony, ale o co? O to, że czasami przesadza?! Ja pierdole… Jak o to, to się ogarnij!

- Ty tak na poważnie?

- Czy ty w ogóle chcesz ze mną być?

- Co ci odbiło, kurwa, że się czepiasz teraz?!

Wkurwiłam się, bo kurdę strzela jakieś fochy jak baba!

- Chcę po prostu wiedzieć czy to tylko zabawa czy coś poważniejszego! Bo od jakiegoś czasu zastanawiam się czy kiedy jestem w tobie, w ogóle jesteś tam ze mną? I czy kiedy się obudzę, jeszcze będziesz obok. A może uważasz mnie za jakąś rozrywkę? Albo debila, który będzie skakał dokoła ciebie i przyklaskiwał na każdą zachciankę? To wybacz, ale trafiłaś na kogoś innego. Jestem spłukany i do kurwy nędzy nie potrafię cię zrozumieć!

- Co ty kurwa odpierdalasz?! Dałam ci w ogóle podstawy, żebyś tak mnie oskarżał?! W dodatku nie jestem jakąś szmacianą lalką, która będzie rozkładała nogi za każdym razem, gdy tego chce jej pan! Myślałam, że chociaż w jakiej części mnie znasz, ale wychodzi na to, że od początku zależało ci tylko na jednym! Jak wszystkim kurwa w tym pierdolonym mieście!

Nie wygląda to dobrze. KURWA, NIE WYGLĄDA!

- A może sobie znalazłaś jakiegoś innego frajera, co?

- Wiesz jak to brzmi?! To jest idiotyczne! Naćpałeś się czegoś?!

- A może jednak?! Ale nawet nie zaprzeczasz? To kto to? Slash? Steven? Kurwa, Keifer?

Nie wiem, co odpowiedzieć. Wiem, że to niemożliwe, żeby Duff wiedział o tym co się działo w barze. Nikomu nic nie mówiłam, a raczej tego domyśleć się wcale nie jest tak łatwo. I Slash. On, by mu nie powiedział… Obiecał mi, że będzie siedział cicho. Ale nie jestem już tego taka pewna…

- Co, zabrakło ci kłamstw?

- Pierdol się.

- Wiesz, czasem się zastanawiam kto tu kogo pierdoli.

- Dobra! – drę się już mega wkurwiona. – Może jednak pójdę do Slasha i pozwolę mu kontynuować to, co zaczął! Było niesamowicie dobrze! A w ogóle kto tu ma prawo do wahania nastrojów?! Przypominam ci, że z naszej dwójki tylko ja mam ciotę! Pierdol się!

Wygląda jakbym go uderzyła w twarz. Duff chyba nic nie wiedział o Slashu. Aż do teraz. Super. Gratuluję, pani! Wygrała pani konkurs na największą sukę! Ale nie ma to już teraz znaczenia. 

- Kurwa! – Duff rozwala perkusję, wywracając wszystko.

Gotuję się wewnątrz! Mam dosyć tego miejsca i ludzi, którzy tu są! Dosyć! Ubieram skórę, którą zrzuciłam i kieruję się do wyjścia.

- Ej! A ty gdzie idziesz?! – Duff zastępuje mi drogę. Jednym  mocnym ruchem, odpycham go od siebie. Raczej się tego nie spodziewał, bo traci równowagę i uderza plecami o drzwi. – O co ci, kurwa teraz chodzi?!

Wychodzę z salki. Idę tam, gdzie powinno być wyjście. Nie myślę. Po prostu wiem, że muszę stąd wyjść. Jakoś.

- Wracaj tu! Kurwa!

Szybkim krokiem opuszczam dom i skręcam w lewo. Chyba Duff za mną pobiegł czy coś tam zrobił, ale się nie odwracam. Przyspieszam jeszcze bardziej i znikam za następnym rogiem. Boli. I to cholernie, ale będzie boleć jeszcze bardziej, gdybym została. Axl dobrze będzie traktował Natalię. Jakimś dziwnym sposobem potrafi nad nim zapanować. Wiem to. Więc muszę zniknąć… Jednak nie potrafię pozbyć się obrazu Duffa.

Potrząsam głową.

Nagle zaczyna padać deszcz. Biegnę po szarej alei. Jakiś samochód przejechał, obok ochlapując mnie od stóp do głów. Łzy mieszają mi się z kroplami wody. Co się dzieje z tym wszystkim, do cholery?! Myśli mi się plączą. Co się ze mną stało?! Gdzie jesteś mój przyjacielu, gdy najbardziej cię potrzebuję?! Kurwa! Nie zostawiaj mnie… Gubię siebie. Pomocy!

Cała się trzęsę, a w środku serce chce zawrócić i wyrywa się, by biec do niego. 

Pieprzyć go! Tak widać miało być. Lepiej odejść wcześniej, gdy aż tak strasznie nie boli. Gówno prawda! Rypie jak sto tysięcy diabłów!

Słyszę za sobą nadjeżdżający samochód. Znam ryk tego silnika, więc chowam się za żywopłotem jakiegoś bogatego domku. Wybacz, Natalia. Wiem, że nie tak planowałyśmy, ale niczego nie da się zaplanować. Szczególnie życia. Może mnie za to znienawidzisz albo od razu zapomnisz, ale to było nam pisane. Kiedyś jeszcze się spotkamy. Nie wiem gdzie ani kiedy, ale obiecuję ci to.

Puszczam się prostą alejką, wskakując specjalnie w jak największe kałuże, wyobrażając sobie, że to Duff. Pieprzony gnój.


4 komentarze:

  1. Fuck! Usunęło mi cały komentarz! Dobra, to jeszcze raz, postaram się napisać to samo co było:
    O kurwunia! Ale dobra, tym razem zacznę od początku.
    Widzę, że postanowiłaś dodać Alana. Ja też miałam taki zamiar i to nawet nie tylko jego, ale stwierdziłam, że trochę się boję dodawać postaci, o których tak mało wiem. No ale ty to zrobiłaś i ci się udało, więc może ja też powinnam?
    Jejku, jaki cudny opis tego, jak oni razem grali. :3 <3 Po tym, co ty tu napisałaś, to ja wątpię, żeby moje opisy koncertów, prób czy czegokolwiek w tym stylu mogły być dobre. Z pewnością będą nudne i ubogie, a nie takie ciekawe i bogate jak ten tutaj. W ogóle szacun, że udało ci się tę scenę napisać taką długą. Mi by raczej nie wyszło.
    A teraz wielkie: NIE! Było takie pięknie i się zjebało! To znaczy, kłótnia sama w sobie jest oczywiście napisana pięknie i mega mi się podoba, ale: NIEEEE! Why? O matko, taka byłam wstrząśnięta i przerażona, czytając to, że aż musiałam ściskać poduszkę w rękach. O. MÓJ. BOŻE. I co teraz będzie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nienawidzę tego jak ucina komentarz! Dlatego zawsze kopiuję przed wysłaniem xd Juz u Ciebie miałam tak kilka razy, więc wolę się ubezpieczyć. Dodawaj Alana! Dodaj go! Ja uwielbiam grzebać w epizodycznych postaciach ;D Nigdy nie wiadomo co znajdziesz. Dobra. Zabrzmiało to dwuznacznie, ale nevermind xD
      Czy taki cudowny to ja nie wiem... Część wzięłam z własnych koncertowych wrażeń czy prób. Ej! Ja tylko czekam na Twoje opisy! :D Po prostu inaczej to widzimy, inaczej piszemy, inaczej do tego podchodzimy. Będzie dobrze! Długo? Hm...
      A teraz wielkie: TAK! Udało mi się Cię rozwalić! Ha! Wiem, że w okrutny sposób postąpiłam, ale cóż. Jestem artystką. Dajcie mi pieprzona tubę, a też coś z niej wycisnę! No, nad kłótnią trochę pracowałam. Zawsze mi czegoś brakowało ;) Nie wiem, co będzie. Nie wiem...

      Usuń
  2. Ja pozwole sobie zostawić ten rozdział bez zbędnego komentarza, bo jak zaraz nie przeczytam, że się pogodzili to się chyba poryczę...
    ~NieszczęśliwieZakochana
    P.S. ja chyba faktycznie przestaje lubić tą Agate

    OdpowiedzUsuń
  3. Ostatnia scena, cała, włącznie z próbą to mistrzostwo. Cudo, geniusz, poruszająca bo w tym wszystkim tak realistyczna. Dobijająca jak diabli, tak, że czytający wciąż ma przed oczyma tylko te biedne, Duffowo-Agatowe, pękające serduszka. MASAKRAAAAA TOTALNA. Rozwaliłaś no. Ból x1000
    Ale pięknie, gdybym nie miała szczękościsku to bym się popłakała.

    OdpowiedzUsuń